Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89726.92 kilometrów - w tym 3463.34 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2025 button stats bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 98.30km
  • Teren 4.50km
  • Czas 04:29
  • VAVG 21.93km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Taka SE wyprawka - dzień 7: przez wichrowe wzgórza

Piątek, 2 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 5

Trasa: Zamość - Lublin
Nowe gminy: Nielisz, Rudnik, Żółkiewka, Krzczonów, Jabłonna, Głusk, Lublin.

Od rana bardzo się chmurzyło, a że prognozy mówiły o możliwości rychłego załamania pogody i zimnego frontu z ulewami - ruszyliśmy z Zamościa nieco zniechęceni i pełni obaw. Na szczęście szybko zaczęło się rozchmurzać, w czym z pewnością dopomógł wzmagający się wiatr - a ponieważ jechaliśmy generalnie na NWN, więc dął z N :/ Kawałek za miastem zaczęło się robić faliście i stada włóczących się wioskowych kundli - rzecz niebywała jak do tej pory wycieczki. Bardzo było to uciążliwe, zwłaszcza, że jechaliśmy znów przeważnie po niezbyt dobrych drogach i pod wicher, więc nawet specjalnie nie było jak dawać dyla. Początkowo szosa, mimo tego, że boczna, była bardzo ruchliwa i dopiero za wsią Nielisz zrobiło się luźniej. Mijaliśmy krajobrazy typowe dla Lubelskiej Wyżyny - sioła drewniane, bociany zagnieżdżone, sady kwitnące, wzgórza rzepakowe, panoramy pagórkowate. W Żółkiewce zrobiliśmy krótki postój pod żółkiewkowatym kolorystycznie kościołem - potem był jeszcze jeden, drewniany, ale za to polskokatolicki. Przed Krzczonowem zrobiło się naprawdę pagórkowato, wiatr męczył niemiłosiernie, coraz to się chmurzyło i nawet przez chwilę kropiło - ale za to w rzeczonym Krzczonowie znaleźliśmy obiekt o nazwie "Cafe Las Vegas". Zamarzyła nam się kawka - niestety - po wejściu do środka okazało się, że są tam gołe ściany, dwóch miejscowych złotomłodzianów przy piwie i ze trzy krzesła, stolików brak, za to był czajnik elektryczny. I tyle ;> Kawy więc nie popilim. Największe pagórki nastąpiły przed wsią Chmiel - kawałek drogi biegł przez dorodny las z rezerwatem, a bardziej nawet niż ów rezerwat cieszył fakt, że las nieco osłabiał siłę wiatru. A od Chmiela zaczął się wreszcie długi zjazd w kierunku Lublina. Przed Czerniejowem postanowiliśmy wjechać do miasta bocznym wlotem - wlot okazał się blisko czterema kilometrami koszmarnej zaschniętej gliniasto-lessowej polnej drogi, zresztą wybitnej urody, bo tnącej wzgórza dół-góra i góra-dół, z rozległymi panoramami (w tym Lublina z daleka) i skowronkami w odsłuchu. W końcu, kawałkiem trzęsącej płytówy, w którą przeszła owa gruntówa wjechaliśmy w asfalty i wkrótce w granice Lublina - hurra! Wszystkie zaplanowane gminy (szt. 39) zdobyte! Przemknęliśmy Lublinem w kierunku Starego Miasta (m.in. tyłami Majdanka), a ulica stawała się coraz bardziej mikra i w końcu skończyła się jakimś parkingiem w krzakach - sytuacji nie poprawiał fakt, że nie dysponowaliśmy planem Lublina (którego w przedwyjazdowym ferworze zapomniałem kupić), a jedynie mapą w skali 1 : 200 000. Na szczęście, znając dobrze z racji genetyczno-matczynych Lublin z młodych lat jakoś wypilotowałem na zamek i starówkę - na koniec jeszcze przez jakieś remonty głównej trasy. Zamkowe muzeum było już zamknięte na cztery zamki, ale otwarty, również na wschód dziedziniec sprawił, że odwiedziny zamku nie spełzły na niczym. Niestety, w jedynoczynnej, zamkowej kawiarni planu miasta nie mieli, więc na starówkę potoczyliśmy się z rowerami pieszkom znów na czuja. Tam wreszcie udało się zdybać czynną jeszcze informację turystyczną, gdzie zakupiłem plan i wziąłem bezpłatną mapkę centrum, więc odtąd taczaliśmy się po historycznie najcenniejszych częściach miasta w sposób bardziej świadomy. Po opuszczeniu starówki udaliśmy się Krakowskim Przedmieściem, a następnie wsiedliśmy na rowery i ostatnie kilka kilometrów pojechaliśmy na abarot - w stronę Zamościa, by zlec na kwaterze u mojej lubelskiej cioci na dalekich przedmieściach. Po drodze zerknęliśmy jeszcze na rodzinny domek mamy, babć, pradziadków i prababć (oraz rzeczonej cioci i wielu innych wujków, kuzynów etc.), zaś na koniec odbyło się miłe rodzinne spotkanie u cioci z nie widzianymi od kilkunastu lat kuzynkami. No, powiększyły się ;)



Komentarze
Gość wariag | 06:37 poniedziałek, 5 maja 2014 | linkuj Najciekawsze jest to, że tę opowieść dziadka wszyscy w rodzinie traktowali jako "bajanie". Dopiero w 1991 kiedy to kompletowano tzw krakowską listę katyńską okazało się to prawdą. Przestudiowałem wtedy w Instytucie Historii UJ materiały do tej listy i faktycznie prawie wszyscy oficerowie z oddziału dziadka zastali zamordowani przez NKWD. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że dziadek w 1939 był już 34-letnim rezerwistą i ciężko było dojść do jakiego pułku został zmobilizowany. No ale jakoś udało mi się to wszystko zebrać do kupy trochę drogą dedukcji a trochę dzięki tym miejscowościom, o których dziadek opowiadał.
huann
| 19:50 niedziela, 4 maja 2014 | linkuj Ech, jak nie jedni, to drudzy - nie mogli nas najeżdżać (jak już jacyś musieli) Serbołużyczanie z, dajmy na to - Hucułami? :( Zawiązując koalicję np. ze Szwedami i Nowgorodem Wielkim z pewnością zadalibyśmy im bobu!
Gość wariag | 19:46 niedziela, 4 maja 2014 | linkuj Aaa tam, z tymi poważnymi źródłami to różnie bywa ;)
Na zakończenie tematu ułańskiego (39 gmin jak kampania ''39) zapodam taki psikus historii. W okolicy Janowa Lub. oddział dziadka został otoczony w lesie. Pół lasu zajęli Niemcy a pół Sowieci. W rezultacie część kolegów dziadka trafiła do stalagów a część do łagrów. Potem tych z łagrów odesłano do stalagów. Niestety większość oficerów z tego oddziału trafiła w ręce Sowietów ... no i wiadomo :( W żadnym "poważnym źródle" nie ma o tym wzmianki.
huann
| 18:58 niedziela, 4 maja 2014 | linkuj A dziękuję - ciekawe miejsca - to i ciekawie przy odrobinie przyłożenia się do tematu można opisać. Ale to wszystko tylko takie tam subiektywne wrażenia-impresje. Co do wiedzy o miejscach opisanych - to od razu odsyłam do poważnych źródeł ;)
Gość wariag | 18:54 niedziela, 4 maja 2014 | linkuj No pięknie, nawet sentymentalnie to zabrzmiało pod koniec ;) A tak wogle super opis tych ciekawych miejsc, czytam ze sporym zainteresowaniem.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!