Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 86969.98 kilometrów - w tym 3397.50 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

8. Szybka Wawa

Dystans całkowity:4909.93 km (w terenie 53.85 km; 1.10%)
Czas w ruchu:190:57
Średnia prędkość:25.71 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Suma podjazdów:6552 m
Maks. tętno maksymalne:170 (93 %)
Maks. tętno średnie:144 (80 %)
Suma kalorii:78396 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:140.28 km i 5h 27m
Więcej statystyk
  • DST 140.46km
  • Teren 0.53km
  • Czas 05:35
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 9.8°C
  • HRmax 170 ( 92%)
  • HRavg 143 ( 77%)
  • Kalorie 2163kcal
  • Podjazdy 317m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć - Wawa (i Uć)

Wtorek, 16 kwietnia 2024 · dodano: 16.04.2024 | Komentarze 2

Od pół roku nie byłem w Warszawie celem ogarnięcia rodzinnego cmentarza, więc pora była już najwyższa. Zwykle jeździłem jeszcze przed Wielkanocą, ale w tym roku przypadała na tyle wcześnie, że nie załapałbym się na czas letni, co istotne w tak dalekiej wyrypie, więc musiałem poczekać tradycyjnie na dzień z korzystnym wiatrem już w kwietniu - no i w długą! Z tym wiatrem to znów było niby dobrze, ale nie do końca: najpierw, gdy był potrzebny z SW - wiał z W, a na koniec, gdy kierunek z W byłby optymalny - łaskawca wykręcił na z SW. Zatem sporo było dziś bocznych, męczących podmuchów, które opóźniały jazdę. Ponadto termicznie na jazdę OK, ale na postojach (wszystkich trzech) zimnawo. Po drodze w dwóch miejscach (Błonie i wjazd do Wawy) rozkopy, które nieco skomplikowały sprawy. A tak w ogóle to wyszła chyba najgorsza średnia z wielu lat z serii szybkich wyjazdów do stolicy - nie chciałem forsować kolana, a i wydolność po covidzie jest, jak oceniam o jakieś 30% gorsza. Plus zużyty napęd, więc cudów nie było.

Czym bliżej stolicy, tym więcej kwitnącego rzepaku - w łódzkim to rzadkość, a już za Rawką jest powszechny. Z miłych ciekawostek - starsza pani jak zwykle sprzedaje znicze w Pruszkowie i baaardzo się ucieszyła na mój widok :) Aż się troszkę wzruszyłem, w końcu widujemy się 2-3 razy do roku. Przesympatyczna kobiecina! I zdecydowanie najmilszy moment dnia :)

Na cmentarzu szybkie porządki i szybcikiem na Zachodnią - rzutem na taśmę (po koszmarnych stromych schodkach - nie ma przebacz, nie ma windy - za to jest remont!) zdążyłem na drugi z trzech potencjalnych powrotnych pociągów. Podróż przebiegła bez przygód i komfortowo - niestety, po dojechaniu do Miasta Uć, gdy podjeżdżałem rowerem już niemal pod dom chciała mnie skasować jadąca za mną jakaś idiota, któremu ze trzy razy chwilę wcześniej sygnalizowałem, że będę skręcał w lewo. Ani mnie prawą (miał miejsce) nie ominął, ani lewą (póki był jeszcze na to czas, bo zawsze sygnalizuję manewry z odpowiednim wyprzedzeniem, wpierw dodatkowo oglądając się za siebie!), tylko postanowił mi niemal wjechać w kuper. A gdy zahamowałem, bo już naprawdę skręcałem - roztrąbiła się bida! Albo ślepy, albo pijany - w każdym razie w ostatnim momencie skręciłem i pięć(!) razy przy okienku mu jeszcze pomachałem lewą ręką - żeby sobie utrwalił na przyszłość. Ot, "miły" akcencik na koniec nurzącego dnia.

Trasa Uć - Wawa (z fotkami z postojów, na nic więcej czasu nie było) - TU. No i wymęczyłem niniejszym pierwszy tysiąc km-ów w tym roku.



  • DST 139.92km
  • Teren 0.53km
  • Czas 05:22
  • VAVG 26.07km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • HRmax 163 ( 88%)
  • HRavg 139 ( 75%)
  • Kalorie 2263kcal
  • Podjazdy 303m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć - Wawa (i Uć)

Środa, 4 października 2023 · dodano: 04.10.2023 | Komentarze 3

Wyjątkowo mi się nie chciało jechać tej jesieni na podstołeczny rodzinny cmentarzyk, by wszystko ogarnąć - ale jak mus, to mus. Decyzję podjąłem rzutem na taśmę dziś o siódmej rano: poranne prognozy mówiły o tym, że akurat tylko dziś nie będzie padać, a od kilku dni zapowiadały solidny wiatr z generalnie słusznego kierunku, bo z W. Co prawda najlepszy jest wiatr w tym przypadku z WSW - i dzisiaj chwilami brakowało tego południowego akcentu, zmieniała się także siła wiatru - od wspaniałego podmuchu, którego oczekiwałem - do takiego byle jakiego. Zatem jechało się różnie: kiepsko poprzecznie, a nieźle (choć bez rewelacji) - podłużnie. Obyło się bez przygód, w kilku miejscach (wiadomo, idą wybory;) trafiłem na nowy asfalcik, ale też i w parę rozgrzebów po drodze - najgorzej wygląda wjazd do Błonia, gdzie w związku z przebudową drogi trwa rzeź drzew :/ Ponadto zrobiło się zaskakująco po ostatnich upalnych dniach chłodno - nawet w polarowej bluzie podczas postojów szybko wymarzałem!

Po cmentarnych porządkach i dotarciu (przez kolejne remonty już w Warszawie) na wciąż rozgrzebany dworzec Wawa Zachodnia powrót jak zwykle pekapem - tym razem wyjątkowo bez problemów związanych z kupnem biletu na rower: normalnie cud! Co prawda miejsce na rower było w jednym końcu wagonu, a moja miejscówka - w przeciwległym, ale dałem sobie spokój i do Grodziska posiedziałem na podłodze pod Meridą, potem się przeniosłem do pobliskiego kibla, a od Skierniewic awansowałem do miana pełnoprawnego pasażera siedzącego na fotelu! Tak widać wyglądają szczeble kariery pasażera z rowerem wg kolei państwowych ;D

A potem jeszcze przedzieranie się przez kilka km-ów ostatnich już dzisiaj, tym razem uckich rozkopów do domu.

Trasa do Wawy z kilkoma fotkami - tu.



  • DST 144.48km
  • Teren 0.53km
  • Czas 05:31
  • VAVG 26.19km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • HRmax 167 ( 90%)
  • HRavg 144 ( 78%)
  • Kalorie 2349kcal
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć - Wawa (i Uć)

Wtorek, 8 sierpnia 2023 · dodano: 08.08.2023 | Komentarze 5

Od marca nie byłem na rodzinnym cmentarzyku w Warszawie, więc czas był najwyższy go ogarnąć. Planowałem się wybrać jeszcze w lipcu, ale raz były upały i wiatr z południa (a, jak wiadomo, na tak długiej trasie lepiej, gdy jest chłodniej - no i powinno wiać z WSW!), a to znów lało. W końcu się wypadało - i choć prognozy mówiły o możliwości przelotnych opadów po południu - finalnie obyło się bez zmoknięcia. To na zdecydowany plus. Co do wiatru... hmm - generalnie był właśnie z WSW, ale tak chwilami kręcił niemiłosiernie, że zdarzały się silne kuksańce a to z lewej, a to z prawej strony niemal jednocześnie, a w środkowej części trasy wręcz wariował, bo najpierw osłabł tak, ze niemal zdechł, a potem postanowił... dać po pysku. A fe.

Przez te wszystkie zawirowania, mimo wczesnej (godz. 8:30) pory wyjazdu cały czas leciałem na granicy niedoczasu, bo postanowiłem zdążyć na korzystne połączenie pociągowe powrotne z Wawy Zachodniej tuż po 16:00. Postojów zatem mniej i krótsze niż zwykle, co przełożyło się na narastające pod koniec solidne zmachanie. Ogarnąłem cmentarz "w biegu" (raptem pół godziny na wszystko) i pędzikiem przez rozkopaną w ładnych kilku miejscach dedeerówę dobiłem na dworzec. A tu się okazało, że ani na ten, ani na następny pociąg nie ma już miejsca na rower... nożesz fak: niepotrzebnie gnałem jak głupi! Przyszło mi spędzić jeszcze ponad godzinę w oczekiwaniu na trzeci pociąg, co skutkowało m.in. tym, że powrót do domu po wysięściu nastąpił z innego uckiego dworca, co z kolei zaowocowało dodatkowymi dziewięcioma kilometrami (zamiast dwóch).

Poza tym trasa do Wawy niemal taka sama jak zawsze - niemal, bo częściowo objechałem od południa Błonie (jest asfaltówa-dedeerówa, ale z pierdyliardem wjazdów na posesje i na pola oraz donikąd - wjazdy, dodam - z kostki, cholery albo zwłaszcza refluksu można dostać tak buja podczas szybkiej jazdy) i ominąłem roboty drogowe w Konotopie jadąc po południowej stronie A2. Ponadto ostatecznie mi zagrodzili przejście przez tory koło cmentarza (kiedyś był tam przejazd, potem właśnie nieoficjalne przejście) - i to płotami-ekranami, więc doszedł na trasie kolejny wiadukt do wjechania naokoło - i to prawie na końcu jazdy, gdy jest się już nieco wyplutym. No, nieładnie.

Za to ładnie, że znów na mój widok (jak zwykle zresztą;) ucieszyła się Pani Babcia Zniczowa, u której od kilkunastu lat kupuję rzeczone znicze: fajnie, że wciąż jest w formie! :)



  • DST 143.52km
  • Teren 0.48km
  • Czas 05:36
  • VAVG 25.63km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • HRmax 165 ( 89%)
  • HRavg 142 ( 77%)
  • Kalorie 2476kcal
  • Podjazdy 299m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć-Wawa (i Uć)

Czwartek, 23 marca 2023 · dodano: 23.03.2023 | Komentarze 10

Wczoraj wieczorem nieco uważniej przyjrzałem się prognozom na najbliższe dni: od dziś miało silnie wiać z kierunków między SW, a W, ale tylko dziś miało (raczej) nie padać. O 8.30 rano podjąłem dziś szybką decyzję: na Wawę, od roku nie jeżdżoną (aż wstyd)!

Ze spontanami tak zwykle bywa, że nie do końca spełniają oczekiwania - i dziś właśnie tak było. Wiatr wiał początkowo zbyt słaby, w dodatku wyraźnie z SW (zamiast z W /WSW), więc połowa drogi (do Nieborowa) mimo zawsze pomocnych zjazdów ze średnią znacznie gorszą niż zwykle. W Nieborowie chwila postoju (z nowości: z Nieborowa w kierunku Bolimowa chyba ciągną jakąś ładną, odseparowaną zabytkową aleją drogę rowerową - oby asfaltową). Kolejny postój (blisko godzina, by naładować komórkę z powerbanku) w Kaskach pod tężnią - jeszcze nieczynna po zimie. Kolejne nowości dedeerowo-asfaltowe na wjeździe do Błonia - tu stuknęła stówka, a wiatr nieco zmienił kierunek i zaczął bardziej współpracować, jednocześnie znacząco się wzmógł. Do Kask było słonecznie i nadspodziewanie ciepło, potem przyszły chmury, ale dopiero w Wawie zaczęło leciutko i niegroźnie kropić. Nim jednak Wawa, tradycyjne kupowanie zniczy u Pani Babuszki w Pruszkowie-Żbikowie (ale się ucieszyła na mój widok, ja na jej też, bo chyba ma ze sto lat!:) i ogarnianie rodzinnego cmentarzyka, na którym m.in. sprzątnąłem wieniec z Bożego Narodzenia... A potem na pociąg - jednak nie na Zachodnią, z której wszystko jeździ byle jak i rzadko w związku z przebudową, a aż na Gdańską. Dedeery na mojej trasie potwornie rozbebłane, ruch ogromny, po Wawie jeździ się mówiąc wprost tragicznie. Po drodze postanowiłem jeszcze turystycznie odwiedzić na Powązkach wcześniej nie widzianą Aleję Zasuszonych;) - spotkałem wielu zacnych obywateli sprzed lat (a raczej ich grobowce - patrz: fotki w linku powyżej).

A z pekapem jak zwykle cyrk: kupiłem bilet na Intercity na godz. 18.11 na Widzew, by tam się przesiąść na e-ŁKĘ i podjechać prawie pod dom, bo już miałem serdecznie dość kręcenia na dziś. W międzyczasie przyjechało jadące m.in. na Widzew inne Intercity - czyli spóźnione (a jakże!) 40 minut słynne "Pobrzeże". Jeżdżę nim regularnie od lat i tylko raz nie było spóźnione. Mniejsza z tym - ale jak chciałem do niego wsiąść, to konduktor stwierdził, że mnie nie weźmie, bo nie ma miejsca na rower. Musiałem kwitnąć teoretycznie kolejne pół godziny w oczekiwaniu na mój pociąg - teoretycznie, bo podstawił się 15 minut po czasie, mimo, że ten skład akurat znikąd nie jechał. W międzyczasie wszystkie inne zapowiadane pociągi miały znaczące opóźnienia - rekordzistą był pociąg z... Łodzi, który normalnie jedzie 80 minut i miał dokładnie taką samą obsuwę. How nice! Czekając na swój pociąg zdążyłem zmarznąć, nieco zmoknąć - gdy wreszcie udało się ruszyć, oczywiście w zaistniałej sytuacji nie zdążyłem na przesiadkę na Widzewie, bo e-ŁKA mimo tego, że wiedziała o tym, że ja (i nie tylko ja) będę się przesiadać, nie raczyła zaczekać 10 minut - nagle okazało się, że są punktualni! Żenada. Mogłem wysiąść na tym Widzewie i czekać na następną e-ŁKĘ godzinę, ale była 20.00, miałem dość serdelecznie wszystkiego, więc dojechałem na Fabryczny i stąd jeszcze prawie 5 km-ów rowerowo z rozbolałym do pełni szczęścia kolanem do domu.

No, ale cmentarz wysprzątany na wiosnę - i w sumie wszystko by było OK, gdyby nie fakt, że ładując drugi raz komórkę (na cmentarzu właśnie) zapomniałem zastopować Stravę, a ta franca cały czas mi liczyła postój do czasu jazdy - w sumie doliczyła aż 25 minut! Dobrze, że wiedziałem, o której się zatrzymałem i ile muszę odliczyć od czasu jazdy, bo by wyszła beznadziejna jak na Wawę średnia. Ale i tak do ideału dziś było daleko: wiatr, forma, przebijanie się przez Wawę i na koniec Uć sprawiły, że to jedna z gorszych średnich na tej trasie. Za to wyszło najwięcej km-ów od ho-ho ze względu na inne dworce niż zazwyczaj. Dystans oczywiście zawiera też dojazd do domu już po wysięściu z pociągu. A jutro nierowerowa laba ;p



  • DST 137.62km
  • Teren 0.48km
  • Czas 05:02
  • VAVG 27.34km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 144 ( 80%)
  • Kalorie 2292kcal
  • Podjazdy 306m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć-Wawa (i Uć)

Poniedziałek, 28 marca 2022 · dodano: 28.03.2022 | Komentarze 10

Napęd wciąż nowy, a wiatr z W (z bardzo malym elementem z S) - w dodatku silny, w ciągu dnia wzmagający się: cóż było robić - trzeba było wreszcie się wybrać do Wawy na rodzinny cmentarzyk, by posprzątać po blisko pół roku niebytu.

Trasa stała, wiatr bardzo pomagał, choć chwilami będąc "zbyt czysto" zachodni na krótkich odcinkach, gdy tylko wykręcałem na N lub NW solidnie dawał w kość. Poza tym bez przygód, czyli epickie żeglowanie. Na Dworcu Zachodnim oczywiście tłumy - tym razem (nie licząc służb i wolontariuszy) praktycznie sami Ukraińcy. Na szczęście miałem lekki zapas czasowy, bo były wprawdzie trzy okienka kasowe, ale tylko jedna, wspólna kolejka - niestety Ukraińcy możliwe, że nie znają takiego zwyczaju i po prostu podchodzili z boku po informacje i być może jakieś bilety całymi rodzinami, więc trwało to nieskończenie długo nim się w końcu dogadywali. Ale uzbroiłem się w cierpliwość - oni mają zdecydowanie gorzej ze wszystkim, więc po prostu dłużej postałem.

Powrót pociągiem Zosia na Widzew, tu przesiadka - i jeszcze naszą lokalną ŁKĄ 4 przystanki. Już o zmroku ostatnie 2,5 km-a rowerowo - i byłem w domu.

No i udało się dziś ładnie ze wszystkim, choć średnia to kombinacja nowego napędu, dobrego wiatru - i formy takiej, jaka jest, więc do rekordów szybkości na trasie daleko. Ale w sumie nie wyszło jakoś tragicznie - no i trzasnęło 1000 km-ów w tym roku (wreszcie...)

Napęd kaloryczny dość dziwaczny: przed wyjazdem kawa z mlekiem i serek czekoladowy plus witaminy i magnez; a po drodze tylko pół tabliczki czekolady i kilka herbatników. Za to picia dużo, bo bardzo ciepło: mrożona kawa, 1 l mineralki, red bull (dostałem w darze, a że na co dzień energetyków nie pijam, to dziś była okazja wypróbować ów wynalazek) i waniliowo-pomarańczowa cola 0,5 l - ale bez cukru, bo tylko taka była. I jeszcze trochę wody z syropem malinowo-żurawinowym.



  • DST 138.36km
  • Teren 0.48km
  • Czas 04:59
  • VAVG 27.76km/h
  • VMAX 62.50km/h
  • Kalorie 2366kcal
  • Podjazdy 295m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa niespodziana

Piątek, 22 października 2021 · dodano: 22.10.2021 | Komentarze 5

Miało już nie być w najbliższych dniach rowerowania, a tu rzutem na taśmę zdarzyła się idealna wichurka, by pofrunąć na cmentarzyk pod Wawą i ogarnąć co trzeba przed 1.11. Ostatnio chyba równie często odwiedzam nieżywą, co żywą część rodzinki - widać to już niestety ten wiek.. ;)

Zasuwało się wyśmienicie - również dzięki świeżo wyczyszczonemu napędowi; pierwsza połówka trasy (bez postojów) do Nieborowa ze średnią 29,1 km/h na 63 km-ach. Potem wiatr zaczął się robić nieco bardziej południowy, a brak zjazdów (co zjazdy plus wicher dziś dawały - patrz Vmax, drugi w historii Meridy i najlepszy od 14 lat!) sprawiły, że ostateczna średnia na ponad 133 km-ach na Dworzec Zachodni wyszła 28. W sumie nie pamiętam kiedy ostatnio tak mi się świetnie na tej trasie śmigało!

A po drodze piękna jesień, próbny powrót do starej opcji trasy za Błoniem (czyli dedeerówa przez Rokitno, a nie Kopytów), ogarnianie grobu i emocje w kolejce na dworcu, czy zdążę na wcześniejszy pociąg, czy też będę kwitł kolejną godzinę, co w kontekście zapowiadanych na wieczór opadów było kwestią nie bez znaczenia. Ale w ostatniej chwili udało się! :)

Trasa do Wawy:
https://strava.app.link/JBGHMUw5ykb

Po opuszczeniu pekapu myk do kasy po bilety na jutrzejszy poranny wyjazd z M. i psem, a potem już tylko z uckiego dworca do domu najkrótszą opcją, bo lada chwila miało zacząć padać, co też nastąpiło kwadrans po przyjeździe. To się nazywa synchronizacja! :)



  • DST 141.45km
  • Teren 0.78km
  • Czas 05:37
  • VAVG 25.18km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Kalorie 2127kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa cokolwiek katorżnicza

Piątek, 30 lipca 2021 · dodano: 30.07.2021 | Komentarze 6

A miało być tak pięknie... (wg pogodynek): tężejący (z apogeum między 12.00, a 16.00) wiatr idealny z SWW i bez upału. A było tak, jak wskazuje średnia - jedna z najgorszych w dość już bogatej historii wyjazdów do Wawy. Czemu? Ano temu, że wiatru najpierw prawie nie było, a potem zrobił się boczny lewy, boczny prawy, rzadko idealnie tylny, zaś cały czas - od góry wyżowy, cisnący do asfaltu sukinkot. Każda górka zatem to jak dwie górki podjazdu, a reszta trasy to przysłowiowe "deptanie kapuchy" - wystarczyło na chwilę przestać pedałować i już się jechało coraz wolniej i wolniej - mimo teoretycznie wspaniałego wiatru. A do tego doszedł skwar - nie jakiś straszny, ale wystarczająco wykańczający przy takim wietrze i kilometrażu. Więc wyszło to, co wyszło.

A poza tym bez przygód, tylko więcej niż zwykle postojów - i dłuższe (w tym aż 40 minut w Kaskach pod tężnią, która chwilowo ratowała samopoczucie dzięki chłodowi i wilgoci), więc zleciało, włącznie z tradycyjnymi porządkami na cmentarzu (nie było nikogo od mojego ostatniego przyjazdu na początku maja) do późnego popołudnia. Na koniec jeszcze, już w Wawie na dedeerówie przygoda z zapewne sympatycznym ubermanem narodowości afropolskiej - cóż z tego, że zapewne sympatyczny, skoro kompletnie nie potrafiący zachować jakichkolwiek standardów jazdy po zatłoczonym dedeerze? W pewnym momencie wywinął taką fantazję, że musiałem jadąc za nim i próbując go właśnie wreszcie wyprzedzić dać z całej siły po hamulcach - dobrze, że miałem je podregulowane na "łagodnie", bo zaliczyłbym lot nad lemondką i wpadłbym zapewne w jakieś pudło z pizzą... Skończyło się na zerwanej lince w (szczęście w nieszczęściu) przednim hamulcu. Próbowałem naprawić toto jeszcze po drodze, ale linka się rozplotła, więc chyba jednak czeka mnie mikroserwis :/ Ludzie, którzy zajmują się zawodowo rowerowaniem, powinni mieć obowiązkowy egzamin z jazdy bicyklem!

Po przyjechaniu na Zachodnią stanie równą godzinę w kolejce po bilet (z trzech kas czynna jedna, przez chwilę dwie) - w międzyczasie oczywiście zaplanowany pociąg powrotny uciekł i musiałem czekać na następny. Powrót za to bardzo przyjemny, bo z włączoną klimą, bez tłoku i z pięknym zachodem słońca za oknem, co oznaczało ostatni odcinek z dworca do domu już po ciemku - zatem ostrożnie, zwłaszcza, że brak przedniego hamulca.

Jak bardzo dziś było ekstremalnie z wysiłkiem świadczy też wypite aż 4 litry napojów po drodze - a mimo to wróciłem 2 kg lżejszy...

Trasa do Wawy: https://www.strava.com/activities/5711604610



  • DST 141.64km
  • Teren 0.48km
  • Czas 05:12
  • VAVG 27.24km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Kalorie 2309kcal
  • Podjazdy 312m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa pomiędzy chmurami

Czwartek, 6 maja 2021 · dodano: 06.05.2021 | Komentarze 12

Na dziś Pogodynki zapowiadały właściwie tylko jedno: słońce i huraganowy wiatr z SWW. Mogłem więc nie jechać nigdzie, albo znów po pół roku lecąc z wiatrem odwiedzić rodzinny cmentarzyk na przedmieściach Warszawy, by zrobić porządki - i wrócić pekapem. Spontaniczny wybór padł rzecz jasna na opcję nr 2 :)

Do Nieborowa (gdzie drogi połowa) wiatr pomagał, albo bardzo pomagał (patrz: Vmax!), więc średnia oscylowała w granicach 28,5-28,8. Musiałem jednak się zatrzymać (tam, gdzie zwykle - czyli pod "Białą Damą", naprzeciwko pałacu), by coś zjeść.



Stąd z równie korzystnym podmuchem (choć już bez zjazdów) najpierw do Humina (gdzie pięciosekundowy postój na fotki cmentarza z I wojny)...




...i do rowerowo kultowych Kasków (93 km-y) - tu z kolei postój w równie tradycyjnym miejscu, czyli pod tężnią. Niestety, jeszcze nieczynną.




Za Kaskami błękitne dotąd niebo zaczęło się mocno chmurzyć, a wiatr zaczął być coraz bardziej z SW, więc na tym etapie trasy tylno-boczny, chwilami nawet boczny, więc nie śmigało się już tak dziarsko. W Błoniu wybrałem testowaną ostatnim razem opcję przez Kopytów zamiast Rokitna - wszystko przez to, że przez Rokitno poprowadzono niedawno w sposób skrajnie nielogiczny asfaltowy co prawda, ale ciąg pieszo rowerowy. Brr.

W Płochocinie wróciłem na starą stałą trasę - w Pruszkowo-Żbikowie korek ciężarówek na zjeździe z wiaduktu, ale i tak musiałem zatrzymać się przy miejscowym cmentarzu kupić znicze - w międzyczasie z czarnej chmury 5 minut pokropiło, a gdy przestało - już ostatni skok na właściwy cmentarz na warszawskim przedmieściu: tu szybkie porządki i raz-dwa w drogę na Zachodnią, bo się zrobiło po deszczu chłodno.

A Zachodnia rozbebłana straszliwie - podjechać musiałem do Alei Jerozolimskich, co oznaczało ostatnie kilometry po okropnej kostropato-badziewnej fazowanej różowej kostce, która w dodatku raz nawet przeszła w... schody. Ciekawe, dlaczego autom obok na asfalcie takich nie zrobiono? :-P

Rozbebłana Zachodnia:


Z pekapem jak zwykle cyrk: kupiłem bilet na najbliższy ciapąg (TLK), który jednak w międzyczasie złapał pół godziny opóźnienia (jechał aż z Kołobrzegu) - efekt był taki, że wcześniej pojechał na Fabryczną ten od Przewozów Regionalnych (czyli teoretycznie późniejszy), a ja musiałem czekać na TLK, bo na niego miałem bilety. Pewnie w dodatku droższe.

Po drodze gdy wracałem pociągiem 2 razy mocno padało, a Uć przywitała mnie czarną groźną chmurą, więc najszybciej jak się dało - wio do domu kolejne 6 kilosów: na szczęście tylko lekko mnie skropiło na sam koniec.

Napęd kaloryczny:
- 2 banany
- 4 kostki czekolady
- i 1,5 litra wody gazowanej (bez kalorii;)
Ale jakoś wystarczyło :)



  • DST 140.29km
  • Teren 0.48km
  • Czas 05:25
  • VAVG 25.90km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Kalorie 2179kcal
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa warta zachodu

Wtorek, 24 listopada 2020 · dodano: 24.11.2020 | Komentarze 8

Musiałem w tym roku jeszcze raz skoczyć na rodzinny cmentarzyk pod Warszawę zrobić porządki przed zimą, a że wg prognoz miało dzisiaj wiać korzystnie (z WSW, z końcówką mniej korzystną - z SW), no to parę minut po 9.00 ruszyłem w tę ostatnio najdalszą z tras. Trasa stała, z jedną niewielką modyfikacją między Błoniem, a Płochocinem - aby ominąć (tak, tak... ;) świeżo zrobioną DDR przez Rokitno. Oczywiście wpakowałem się niniejszym w świeżo zrobioną DDR do Kopytowa - ale już trudno, nie była zła, a jak poszła precz na drugą stronę trasy Błonie-Warszawa, po prostu dalej jechałem sobie jak człowiek szerokim równym poboczem. Ech.

A ponadto: jechało się dziś cały dzionek zaskakująco (jak na tę trasę) słabo: wiatr był owszem, korzystny, ale znacznie słabszy niż miał być - na szczęście na koniec nie zmienił swego kierunku. Za to gnaty jak zwykle dały znać o sobie, a że napędowi w Mery też już daleko do młodości - wszystko razem złożyło się na chyba najsłabszą od paru lat średnią na cmentarz. Czyli oficjalnie - wcale mi się tam nie spieszyło ;)

Kolejowy powrót też ślamazarny, bo okazało się, że w pociągu z Zachodniej, na który specjalnie wycyrklowałem brak wolnych miejsc rowerowych. Cóż - listopad, kwarantanna, więc pewne wszyscy masowo jadą na wakacje rowerowe, a nie autami, jak to w Polsce :P

Wstydź się pekapie, jak zwykle najprostsze sprawy przekraczają twoje zdolności percepcji!

Trudno, wróciłem następnym, ale co przesiedziałem ponad godzinę w poczekalni z na zmianę charczącym i kaszlącym oraz popijającym bezmaseczkowo ochroniarzem z dworca - to (mam nadzieję, że nie) moje!

A zachód? Cóż - dopadł mnie na cmentarzu, ale i tak wart był fotki :)





Dziś po raz pierwszy na dłuższej trasie pomiary wyłącznie komórką i Stravą (która o dziwo policzyła spalone kalorie*!). Trasa (do Wawy) - TU. A na koniec jeszcze kilka km-ów z Fabrycznej do domu, więc łącznie wyszło 140+.

*KALORIE whuonnięte po drodze:
- pół czekolady mlecznej z orzechami
- 2 banany
- 1 litr coli
- 0,5 litra wody mineralnej gazowanej (ale ta nie miała wcale kalorii;)



  • DST 140.99km
  • Teren 0.48km
  • Czas 05:24
  • VAVG 26.11km/h
  • VMAX 48.28km/h
  • Kalorie 6123kcal
  • Podjazdy 417m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa bez historii

Czwartek, 30 lipca 2020 · dodano: 30.07.2020 | Komentarze 8

Gospodarska wizyta na wiadomym cmentarzyku. Nie byłem od lutego - ale jak już dotarłem, okazało się, że nikt nie był, bo stały wypalone znicze, które sam zapalałem. Ech. :/

Ale po kolei: wg prognoz miało wiać z W, potężnie, ale liczyłem na jakiś mini-wektor z S, żeby jechało się komfortowo. Nic z tego! Nie dość, że wektora z S nie było - to czym bliżej Wawy, tym wiatr był coraz bardziej z WNW, albo nawet z NW. Tyle więc pomagał, co chwilami nielitościwie miętolił, a w dodatku zdarzały się nagłe silne podmuchy w poprzek i zawirowania - kilka razy ledwo uniknąłem wywrotki. Poza tym żadnych przygód - jeden dłuższy postój w rowerowo kultowych Kaskach (koło Shimanowa;) celem załadowania baterii w zegarku - z przezornie wziętego powerbanku: niestety, tak jak na początku bateria wytrzymywała 130-150 kilometrów, tak teraz rowerowa setka /4h działania przy chodzeniu to jest jej max. Ale przynajmniej odpocząłem sobie godzinkę pod miejscową mini-tężnią, a co się nawdychałem - to moje :)

Po dojechaniu do granic Wawy i ogarnięciu cmentarzyka trochę inną opcją opłotkową na Zachodnią - i stąd komfortowo IC-em do domu. A skoro dziś średnia cokolwiek poległa (jak na standardy tej trasy) w starciu z wiatrem, to chociaż dociągnąłem do pełnych 140 kilometrów, żeby coś z tego dzisiejszego deptania kapuchy bajkstatowego mieć.

Napęd: 1,5 l wody mineralnej, 1 l Coli, 0,5 l Fanty, 1 jogurt pitny, 4 kostki czekolady. I już.
EDIT: był jeszcze banan i mrożona kawka powzięte z domu ;)

Cz. 1 trasy (Uć - Kaski) - TU.
Cz. 2 trasy (Kaski - Wawa) - TU.
Cz. 3 trasy (po mieście Uć) - TU.