Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89267.43 kilometrów - w tym 3446.39 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:886.57 km (w terenie 72.94 km; 8.23%)
Czas w ruchu:36:33
Średnia prędkość:24.26 km/h
Maksymalna prędkość:55.91 km/h
Suma podjazdów:4378 m
Suma kalorii:35993 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:38.55 km i 1h 35m
Więcej statystyk
  • DST 50.18km
  • Teren 0.69km
  • Czas 01:56
  • VAVG 25.96km/h
  • VMAX 47.27km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 2136kcal
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzna pętelka w wersji powiększonej

Niedziela, 30 września 2018 · dodano: 30.09.2018 | Komentarze 3

Niemal klasyczna pętelka plus obwodnica Stryjkowa - wszystko celem poprawienia na koniec wrześniowych statystyk: do Stryjkowa silny, tylno-boczny wiatr z SE, potem wokół rzeczonego grodu obwodnicą, stąd przy bocznym wietrze na Wołyń;) - i stąd już wyjątkowo dziś katorżniczo (aż mnie zaczęło na koniec odcinać) pod górki i pod wietrzycho via Łagiewnicki Las i Arturówkowe Stawy (gdzie dłuższy odpoczynek na słonku na zielonej trawce) do domu. Po drodze dwie zawijki celem zbadania nowych asfaltów - przy obwodnicy Stryjkowa kończy się kamienistą drogą (mimo drogowskazu, że tędy na centrum), w Smolicach ciekawy szeroki łącznik z centrum logistycznym i serwisówką A2 - może czasem skorzystam, choć trochę w poprzek moich stałych szlaków. A głupie rondko w budowie, o którym już kilkakrotnie wspominałem nadal w budowie, ale z okazji niedzieli jakoś przez szutry wysypane się przedarłem.
Na szczęście w kwestii łokciowej od wczoraj mogę już ostrożnie korzystać z lemondki, co zwłaszcza dziś sporo ułatwiło zadanie w drugiej części wypadu.
TRASA.



  • DST 48.71km
  • Teren 6.67km
  • Czas 02:08
  • VAVG 22.83km/h
  • VMAX 42.44km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 2104kcal
  • Podjazdy 289m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pieszorowerówka Spalsko-Inowłodzka

Sobota, 29 września 2018 · dodano: 29.09.2018 | Komentarze 38

Wycieczka skomplikowana logistycznie i ogólnie: mimo soboty świtem dość jeszcze bladym, ale pogodnym i prawie bezwietrznym wyruszyliśmy z M. rowerowo na Widzewski Dworzec, by złapać Regio do Tomaszowa. W pociągu (ach, te pekapowskie niespodzianki;) okazało się, że nas jeszcze czeka po drodze przesiadka stację przed celem, czyli w Skrzynkach na szynobus.

W Tomaszowie byliśmy więc z lekką obsuwą - a musieliśmy być za pół godziny w Spale na zaklepanym spacerze z przewodnikiem. No to szybciorem kostkówą (na szczęście dość równą, choć zasypaną leśnym śmieciem) do Spały - tuż przed okazało się, że w tym samym kierunku jedzie z 50 uczestników jakiejś zielonej szkoły. Próbowałem ich jakoś wyprzedzać na dwóch metrach szerokości (wokół drzewa jak to w lesie), ale marzenie ściętej jodły, jak jechali po 2-3 obok siebie, a opiekunowie gdzieś tam z przodu lub z tyłu. W końcu się wkurzyłem i wskoczyłem na jezdnię, ale właśnie dojechaliśmy w tym momencie do Spały - tu czekał na krzyżówce radiowóz, ale na szczęście nie zwrócił na mnie uwagi. Może nadal strajkują ;)

W Spale okazało się, że jesteśmy jedynymi uczestnikami spaceru - dobrze, żeśmy w takim razie w ogóle się zjawili, bo spaceru by nie było. A tak, niespiesznie, odwiedziliśmy zabytkowy drewniany kościółek, miejsce po carskim pałacu, posąg żubra, Izbę Pamięci Leśników, by następnie wygodną ścieżką przez las dotrzeć do altany w kształcie grzybka nad stromym brzegiem Pilicy i obejrzeć pobliską sztuczna grotę św. Huberta. I grób psa Lorda z 1935 roku - ulubionego psa prezydenta Mościckiego. Oraz "sosny na szczudłach".

 

Spacer zakończyliśmy w Karczmie Spalskiej na kawie, a gdy zaczęły się zjawiać grupki z innych zorganizowanych atrakcji (wycieczki autokarowe, kajaki) tośmy się pożegnali i zwinęli - zwłaszcza, że właśnie dostaliśmy sms-a, że zapowiedziani na dziś w Spale Lavinka z Meteorem właśnie dotarli.

Po przywitaniu poszliśmy zjeść gratisowe leczo z wielkiej patelni, które gotował sympatyczny kucharz z okazji Jarmarku. Potem ruszyliśmy szutrówą na Inowłódz (a MeteoLavinki wręcz przeciwnie, bo do bunkra w Konewce) i po półgodzinie byliśmy na inowłodzkim zamku.



Zostawiwszy rowery przespacerowaliśmy się po miasteczku - odwiedziliśmy dawną synagogę (obecnie...sklep spożywczy) z zachowanymi malowidłami ściennymi, galerię sztuki glinianej Simcinów (to były wg legendy jakieś bliżej niesprecyzowane postacie żyjące ongiś nad Pilicą) oraz romański kościółek św. Idziego - niestety zamknięty, ale i tak było warto, bo piękne widoki ze wzgórza na dolinę Pilicy.

Zrobiło się w międzyczasie późno, więc myk na zamek po rowery - i w drogę powrotną na pociąg do Tomaszowa - inną trasą, bo przez Królową Wolę. Najpierw musieliśmy pokonać na stromym podjeździe ruch wahadłowy, potem zaraz znów spotkaliśmy Meteora i Lavinkę jadących z naprzeciwka do Inowłodza, a potem już było strasznie późno, więc z jęzorami na brodzie najkrótszymi w miarę równymi opcjami wpadliśmy na dworzec dwie chwile przed planowym odjazdem pociągu - jeszcze w biegu M. kupiła bardzo pyszne lody w okienku na stacji (kultowy bar Artek - polecamy!).

Niestety, nasz pociąg Regio postanowił przepuścić jakieś wlokące się IC, więc staliśmy jeszcze pół godziny... w międzyczasie popsułem swoim życzeniem biletowym terminal Panu Konduktorowi - aplikacja nijak nie mogła zrozumieć, że skoro my jedziemy na Fabryczną, to rowery też, a nie na Kaliską :D
Pekap (na równi chyba tylko z Pocztą Polską) jest w takich sprawach niezastąpiony!

Fabryczna jako punkt docelowy była błędem taktycznym - trzeba było wysiadać wcześniej, by się nie wpierniczyć w środek objazdów, korków i ogólnego chaosu zwanego Light Move Festival - więc po ciężkim cudakowaniu z trasą dobiliśmy do domu dopiero po 20:00.

Podsumowując: przyjemny acz męczący dzień, mimo mizernego kilometrażu i jeszcze bardziej, hmmm....towarzyskiej średniej ;)
Relivu zaś nie będzie - zbyt poszatkowana trasa.

EDIT: Relacja Lavinki i relacja Meteora :)



  • DST 9.71km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 35.64km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 410kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z tępą dzidą i perspektywą wiosła

Czwartek, 27 września 2018 · dodano: 27.09.2018 | Komentarze 6

Dom - p. - dom.
Korki jakby ciut chwilowo odpuściły; podczas powrotu miałem wątpliwe szczęście niemal się zderzyć z pewną Panią, która dosiadając Roweru Lekkich Obyczajów (to te, co stoją przy drodze i czekają, aż je ktoś za pieniądze wynajmie;) jadąc tuż przede mną po prawej...chodnikiem (ja oczywiście jezdnią), nagle postanowiła już nie być na bakier z prawem i wskoczyła mi na jezdnię tuż pod przednie koło. Dobrze, że mogłem momentalnie odbić trochę w lewo - i to w dodatku na nierównym bruku. Ręce, majty i podwiązki opadają - skląłem ją naprawdę wyjątkowo nie po dżentelmeńsku i pojechałem dalej :/
Jutro zaś dzień bez roweru, ale za to służbowy wyjazd we wczoraj odwiedzone rewiry - i wszystko na to wskazuje, że w ramach obowiązków spływ Pilicą kajakiem :) Fajnie mieć takie obowiązki służbowe - szkoda tylko, że jedynie raz w roku ;)
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 68.36km
  • Teren 10.87km
  • Czas 02:54
  • VAVG 23.57km/h
  • VMAX 40.36km/h
  • Kalorie 2913kcal
  • Podjazdy 430m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka jednodniowa służbowa na dzień do Tomaszowa

Środa, 26 września 2018 · dodano: 26.09.2018 | Komentarze 12

Przed tym wyjazdem miałem jakiegoś dziwacznego, niewytłumaczalnego stresa - może to kraksa wyłazi dopiero teraz, może to, że jechałem służbowo i nie mogły nawalić ani pociągi, ani rower - ani ja. A może wszystko na raz.

I, jak to zawsze przy takich złych przeczuciach bywa - albo się sprawdzają, albo - wręcz przeciwnie! Tak było i dziś - znaczy: wręcz przeciwnie ;) Wyszła bardzo sympatyczna, choć chwilami męcząca ze względu na nawierzchnie i wiatr wycieczka - taka, jak to się mówi: nie za krótka, lecz w sam raz ;)

Rankiem rześkim, ale na szczęście nie tak strasznie wczesnym jak codziennie pojechałem więc najpierw na Uć Fabryczną, tu kupiłem bilety (również na powrót) i wsiadłem w Regio, gdzie kupiłem kolejne kolejowe bilety - tym razem na Mery, bo na dworcu nie sprzedają. Jak zwykle zatem jakieś kombinacje - pekap nie byłby sobą, gdyby tak nie było!

Słoneczko od rana pięknie świeciło, wiatr z WSW stopniowo zaś wzmagał do porywistego - zasadniczą część wycieczki zacząłem od objechania Tomaszowa, a konkretnie miejsc, gdzie musiałem dotrzeć bądź z pieczątkami, bądź z paszportami turystycznymi przygotowanymi na regionalne obchody Światowego Dnia Turystyki już w najbliższy weekend.

I tak, kolejno jak na wisiorku odhaczałem kolejne koraliki: Muzeum Miasta, Galerię Arkady, Punkt Informacji Turystycznej, Arenę Lodową, Skansen Rzeki Pilicy - i wreszcie (kostropatą asfaltową dedeerówą - w centrum były kostkowe) - Groty Nagórzyckie. Co do wspomnianych "dróg" "rowerowych" miasta Tomaszowa, to przyjąłem na dziś zasadę bardzo ograniczonego zaufania (by nie rzec kompletnego jego braku) i elastycznie korzystałem z nich tam, gdzie asfalt był jeszcze gorszy niż rzeczone. Czyli mniej więcej w połowie;) Pozostała część nie rzucała mi się w oczy nachalnie, więc je po prostu przegapiłem! Podczas nie-przegapiania minął mnie jeden radiowóz: 1:0 dla mnie :D

Za Grotami wreszcie się skończyły nieszczęsne wynalazki - i jak człowiek pomknąłem szosą nadspodziewanie pagórkowatą na tamę w Smardzewicach - tu krótki postój. Jak na Zalewę Sul. były dziś całkiem spore fale - szumiały i huczały o betonową opaskę jak nad jakimś morzem. Dodam, że w samej wsi Smardzewice zbudowali (ale jeszcze nie oznakowali - zatem 2:0 dla mnie!) kolejne kościste arcydzieło - oczywiście w użyciu  zatem pozostała póki co szosa ;)

Na końcu wsi skręciłem w prawo - i wkrótce przepadłem w przepastnych borach Puszczy Pilickiej - piękną (ze względu na widoki, a nie nawierzchnię;) drogą leśną dotarłem już całkiem z wiatrem (wcześniej bywało różnie) do Sługocic - tu znów pojawił się równiutki asfalt aż do Inowłodza. A wiało tak potężnie w plecy, że pod górki rower przyspieszał do 27 km/h. Mogłem zatem nieco podreperować nadwerężoną dedeerami i lasem średnią.

W Inowłodzu pozostawiłem aż 7 pieczątek w dwóch miejscach (w tym na Zamku, gdzie będzie od piątku do niedzieli oko turystycznego cyklonu, z którego powodu właśnie to dzisiejsze rowerowanie) i zawróciłem na Tomaszów - pod wiatr. Tym razem, ponieważ nadal wiało potężnie, prędkość z górki spadała do 23 km/h :P

Wkrótce pojawił się kolejny kreatywny pomysł dla rowerzystów - szutrowa rowerówka do Spały, idąca mniej więcej wzdłuż równiutkiej szosy. Na szczęście, póki co, jest ten szuter w miarę równy i ubity, ale moc podjazdów pod leśne górki, zakrętasy wokół każdego drzewa i jazda pod wiatr sprawiły, że łącznie do kupy męczliwe toto było. W dodatku źle oznakowane, co sprawiło, że na kilkaset metrów wyjechałem znów na szosę. Czyli jak dla mnie: dobrze oznakowane, bo nieoznakowane ;)

Po dotarciu do Spały (1 pieczątka w restauracji) zjadłem i wypiłem w rzeczonym przybytku - jakieś strasznie przesłodzone ciasto francuskie z jabłkami podawane na ciepło (chyba niestety z mikrofali), do tego przeciętna kawa - cenowo co prawda na szczęście nie powalało (12,50 za całość), ale smakowo - niestety tym bardziej. Po konsumpcji jeszcze szybki look na drewniany kościółek w stylu podhalańskim - i myk do bunkra kolejowego w Konewce - ostatniego punktu dzisiejszego programu. Borze Nadpiliczny - jaki dziurawy asfalt tam prowadzi (a wcześniej przedwojenna bazaltowa drobniutka kosteczka - śliska jak diabli!)

Po zdobyciu bunkra - już tylko do Tomaszowa na pociąg. Miałem dwie możliwości: wrócić do Spały i tłuc się kilka km-ów przez las wzdłuż dobrego asfaltu kostkową dedeerówą z fałdami powypychanymi przez korzenie sosen, albo objechać 2x dłuższą drogą przez wygwizdowy okrutne (Glinnik, Luboszewy) asfaltem. Zgadnijcie, którą opcję wybrałem ;)

Tak więc po dotarciu jak Bozia, a nie urzędasy przykazali na dworzec w Tomaszowie okazało się, że za kwadrans mam wcześniejszy o 2h niż planowałem ciapąg - tym lepszy, że od razu na Fabryczną, a nie, jak było w planach na Widzew (i stąd dycha rowerowa do domu). Może i bym na tym Widzewu ambitnie wysiadł i wyszła by na koniec obiecana 70+, ale zza horyzontu wylazła paskudna czarna chmura, więc dojechałem do Fabrycznej, by mieć jak najbliżej do domu - po wysięściu zaczęło niesympatycznie pokropywać, więc już najkrótszą (co nie znaczy, że najwygodniejszą) trasą dotarłem równo z większym kropaniem do chałupy.

Trochę tradycyjnych fotek z części miejsc pieczątkowych oraz najciekawszych uchwyconych po drodze - w Relivie.



  • DST 9.74km
  • Czas 00:26
  • VAVG 22.48km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 417kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć jak ołów

Wtorek, 25 września 2018 · dodano: 25.09.2018 | Komentarze 14

Dom - p. - dom.
Ciężki dzień w bardzo wielu różnych aspektach - poczynając od istnego kociokwiku służbowego w związku z nałożeniem się kilku(nastu) pilnych spraw jednocześnie (nie z mojej, ani nawet z niczyjej winy), poprzez niekończące się korki po drodze, a na kiepskiej Alusiowej formie (Stawy? Reumatyzm? Niedowład?) kończąc. Rano w dodatku zaskakująco rześko - aż założyłem gacie 3/4, co się od niepamiętnych czasów we wrześniu nie zdarzało. Na szczęście jedna warstwa od góry z power-stretchu i rękawiczki bezpalcowe póki co wystarczyły.
Obrazu dnia dzisiejszego dopełnił silny wiatr z NW oraz bardzo ciężkie sakwy w drodze powrotnej, wypchane ozdobnymi pieczątkami i blisko setką "paszportów" (książeczek-przewodników) turystycznych na zbliżające się jak co roku o tej porze regionalne obchody Światowego Dnia Turystyki - jutro w związku z tym, zamiast codziennego biurwienia czeka mnie terenowa wyrypa meridowa o długości jakichś 70 km-ów plus, celem rozwiezienia powyższych dóbr do kilkunastu miejsc w Powiecie Tomaszowskim.
Oby tylko trochę się wiatr uspokoił, bo nadal po kraksie nie bardzo z kładzeniem się w lemondce. Dobrze, że sporo lasów po drodze, niedobrze, że zakostkowany cpr-owo cały Tomaszów i połowa okolicy na dodatek oraz sporo terenu :/ W każdym razie doskonała okazja, by jeszcze prawie na koniec miesiąca popsuć sobie dodatkowo i tak kiepską wrześniową Vśr. :P
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 53.33km
  • Teren 0.04km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.12km/h
  • VMAX 43.85km/h
  • Kalorie 2295kcal
  • Podjazdy 286m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru komfortowo

Niedziela, 23 września 2018 · dodano: 23.09.2018 | Komentarze 9

Miało być dziś zdobywanie gmin wschodniowielkopolskich, ale na szczęście w odpowiedniej chwili zorientowałem się, że jest jakiś remont linii kolejowej między Kołem, a Kutnem - i prawdopodobnie znalazłbym się na koniec dzisiejszego dnia w czarnej... hmm, rozpaczy, bo nie miałbym jak wrócić do domu.
Więc zamiast tego najpierw pokicałem na grzybki - głównie maślaki (szt. 22), ale prawie wszystkie robaczywe - ostateczny urobek jadalny z weekendu to:
-1 prawdziwek
-1 podgrzybek
-1,5 maślaka
-2 kozaki
A potem, w związku z zapowiedzią deszczu i coraz bardziej ponurnym niebem zwinąłem się - i z niezbyt co prawda silnym, ale korzystnym wiatrem (zmieniającym się z W na SW) komfortowo i szybko wróciłem niemalże stałą trasą do domu. Niemalże - bo mimo różnych nadal boleści jeszcze sobie na koniec małe kółko po mieście Uć zatoczyłem, by wyszło więcej km-ów.
I średnia ładna taka :) Oby tak zawsze, ech!



  • DST 45.02km
  • Teren 0.15km
  • Czas 01:40
  • VAVG 27.01km/h
  • VMAX 41.08km/h
  • Kalorie 1949kcal
  • Podjazdy 233m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jambór emerycko-śmieciowy

Sobota, 22 września 2018 · dodano: 22.09.2018 | Komentarze 8

Łokieć, a nawet cały bok (podczas leżenia) włącznie z lewym kolanem (podczas jazdy) oraz piętą (podczas chodzenia) nadal dolegają, ale musiałem pojechać na działkę, bo po ostatnim działkowaniu (nie moim;) pozostały przez zapomnienie dwa worki nie wywiezionych śmieci. A niedobrze, gdyby zalegały jeszcze dłużej.
Od rana wiało porywiście z W, więc ze względu na póki co zdrowotną niemożność beztroskiego korzystania z lemondki nie siliłem się na bohatyra, tylko podjechałem na Dworzec Kaliski, wsiadłem w ŁKĘ i najgorsze wygwizdowy przebyłem mało ambitnie koleją. Dziś, z okazji Dnia Ziemi (czy coś tam), po okazaniu dowodu rejestracyjnego auta można było jechać za darmo - niestety, jak się jest na codzień ekologicznym - nie ma zmiłuj: bilet 8,20. Tak to się u nas docenia blachosmrodzenie. Dobrze, że tylko raz w roku.
Normalnie wysiadłbym z pociągu w Dobroniu, ale miałbym boczną wichurę (wystarczyło mi w drodze na dworzec), więc dojechałem dalej - do Łasku - i stąd dłuższą i bardziej ruchliwą trasą (mijał mnie np. kolega z pracy - normalnie nawet w weekend chwili spokoju! ;p), ale z pomocnym, tylno-bocznym podmuchem raz dwa byłem w Jamboru.
Zaś tu okazało się, że tuż obok w lesie pewnie jacyś działkowicze (zapewne zmotoryzowani, zatem mogący zabrać bez problemu) wywalili do lasu 4 worki śmieci... po prostu jak bym przyuważył, to chyba bym im je wywalił na te puste łby.
Ponieważ kiedyś stał niedaleko gminny kontener i wszyscy śmieci wyrzucali grzecznie właśnie tam, a obecnie jest jakże ekologicznie w związku z segregacją - i nie ma gdzie (nie licząc lasu właśnie), więc przed wieczorem na dwa razy wywiozłem śmioty działkowe - i te z lasu - czyli łącznie 6 worków do najbliższego kosza na przystanku. 5 km-ów w jedną stronę, łącznie ponad 20. I z tego wkurzu na wszystko wyszła dziś wreszcie przyzwoita średnia, bo wrzesień póki co pod tym względem jest poniżej wszelkiej krytyki.
I tak, trochę przypadkiem dołączyłem do corocznego sprzątania świata - a właściwie lasu. Bo nie chcę mieć takiego lasu. A jakiego - będzie na fotce jutro wieczorem (z komórki się póki co nie wstawia).

EDIT:
O, właśnie takiego lasu NIE CHCĘ MIEĆ:



  • DST 9.72km
  • Czas 00:26
  • VAVG 22.43km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Kalorie 419kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć taka sama

Piątek, 21 września 2018 · dodano: 21.09.2018 | Komentarze 7

To samo, tak samo, tyle samo.
Reszta jest potencjalną niedokładnością pomiaru.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 9.72km
  • Czas 00:26
  • VAVG 22.43km/h
  • VMAX 36.36km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Kalorie 411kcal
  • Podjazdy 52m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z mało istotnymi kwestiami natury astronomiczno-florystycznej

Czwartek, 20 września 2018 · dodano: 20.09.2018 | Komentarze 4

Dom - p. - dom.
Nihil novi sub sole, na górze róże, na zachodzie - bez.
Bez zmian.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 9.78km
  • Czas 00:26
  • VAVG 22.57km/h
  • VMAX 36.61km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 419kcal
  • Podjazdy 52m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć bez wesela

Środa, 19 września 2018 · dodano: 19.09.2018 | Komentarze 9

Dom - p. - dom.
Upał wrześniowy; korki niebywałe.
Dla miłośników wątpliwych selfików - wklejam łokietka: do wesela się zag(n)oi!
Zaraz, zaraz... przecież ja nie planuję żadnego wesela?
O - za to czułki mu od niedzieli wyrosły :D
M. mówi, że to "przeczulica" ;)
Kategoria 1. Only Uć