Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 86969.98 kilometrów - w tym 3397.50 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2021

Dystans całkowity:584.65 km (w terenie 16.06 km; 2.75%)
Czas w ruchu:23:59
Średnia prędkość:24.38 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:2620 m
Suma kalorii:9181 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:48.72 km i 1h 59m
Więcej statystyk
  • DST 51.55km
  • Czas 02:10
  • VAVG 23.79km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Kalorie 822kcal
  • Podjazdy 352m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietypowa pętelka po Pagórkach

Piątek, 26 listopada 2021 · dodano: 26.11.2021 | Komentarze 4

Dzisiaj postanowiłem sobie maksymalnie skomplikować życie pod względem rowerowym: korzystając z faktu, że dopiero od godziny mniej więcej 14.00 miało zacząć śnieżyć, wybrałem się późnym rankiem wykręcić pięć dyszek dzięki połączeniu pętelki zwykłej z pagórkową - a wszystko to w dodatku odwrotnie niż zazwyczaj kręcę obie pętle. Oznaczało to mnóstwo podjazdów oraz brak większych benefitów ze zjazdów, bo te przeważnie były w miejscach, gdzie jest albo teren miejski i co chwila światła, albo na bocznych krętych wsiowych asfaltach, gdzie nie ma się jak porządnie rozbujać. Wyszło to, co wyszło - nie mając dziś weny przy totalnej szarzyźnie pogodowej zrobiłem tylko jedno ilustracyjne foto w połowie drogi - nad Stryjkowskim Zalewem, nad który specjalnie w tym celu odbiłem.

Reszta to głównie męki, bo - jak to było kiedyś w piosence - dzisiaj "powietrze lepkie i gęste", zaś wiatr, choć słaby - to zewsząd (zwłaszcza na bardziej łysych częściach Pagórków). Zaowocowało to mizerną średnią, ale od czego jest pagórkowa Wódka-pocieszycielka? Oczywiście od Vmaxów! ;)



  • DST 71.35km
  • Teren 0.64km
  • Czas 02:46
  • VAVG 25.79km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Kalorie 1112kcal
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rydwany na Okrętkę z Łodzią na dokrętkę ;)

Czwartek, 25 listopada 2021 · dodano: 25.11.2021 | Komentarze 8

Prognozy na dziś mówiły o jedynym słonecznym dniu na najbliższy co najmniej tydzień oraz o wzmagającym się silnym wietrze z S/SW. Musiałem to jakoś wykorzystać - wybór padł na podłowickie jeziorka Okręt i Rydwan z opcją powrotu ŁKĄ (ze względu na wspomniany wicher, ale także krótkość dnia). Wiatr sprawdził się w 100%: duło bardzo - do pięćdziesiątego kilometra (czyli celu przejażdżki) z tyłu lub tyło-boku (zatem nie idealnie, ale znośnie, a chwilami wręcz znakomicie - patrz: Vmax).

Po drodze nad stawy fotopostoje: nad górnym zalewem w Głownie i na chwilę przed Domaniewicami (klasyczny widoczek na białą kościelną wieżę w perspektywie szosy), a na koniec jeszcze nad Rydwanem (woda wypuszczona), na pobliskim cmentarzyku wojennym  z 1939 roku (Bitwa nad Bzurą) i nad drugim Rydwanem, będącym malowniczym, otoczonym lasami zalanym wyrobiskiem dawnej kopalni piasku. Nie byłem tu kilka lat, a zawsze jeździłem na kąpiele latem - wtedy bywa tu tłumnie, dziś nikogo, więc prawie jakbym trafił w jakieś nowe miejsce ;) Posprzątałem trochę plażę ze śmiotów, a słoneczko, które do tego momentu ładnie przyświecało schowało się oczywiście za czarne chmurzyska przygnane lodowatym już w tym momencie wiatrem. Tak więc zamiast półgodzinnego relaksu na skąpanej w listopadowym słońcu plaży był kwadrans szczękania zębami - i w długą kilometrów 11 na najbliższą stację eŁKI, czyli do Domaniewic. Połowa trasy (tzw. Wał Domaniewicki) to chwilami przerażająco fatalna szosa przez dawne tereny pokopalniane - miejscami zamiast asfaltu tylko błotnisty żwir, ale za to przez lasy, więc wiatr, mimo że boczny jeszcze jako-tako. Rzeźnia licząca 5 km-ów zaczęła się po objechaniu od północy stawu Okręt i wyjechaniu na główną trasę z Łowicza: wiało prosto w pysk, a Merida z najwyższym trudem utrzymywała prędkość rzędu 18-20 km/h. Coś okropnego - ale to nie był jeszcze koniec męki, bo skoro krócej niż zamierzałem siedziałem nad stawem, to znaczyło, że będę czekać na pociąg. Co prawda już stał podstawiony (normalnie jechałby z Łowicza, ale coś tam grzebią z torami), ale zamknięty na głucho - w cieplutkim środku pani konduktor, a ja szczękający z zimna dobre 10 minut na wygwizdowym peronie, nim wreszcie otworzyła skład na podróżnych.
Ech.

Sama podróż powrotna przebiegła na tyle szybko, że niespecjalnie zdążyłem się rozgrzać, wysiadłem więc na teoretycznie będącej dalszą stacją Uci Kaliskiej, by jeszcze na rozgrzewkę dorobić niecałą dychę po mieście, co niestety rzecz jasna dodatkowo popsuło średnią. Podsumowując: 50 km-ów bajki, 20 - mniejszego lub większego koszmaru. Plus jakieś niehalo z kabelkiem od licznika od momentu gdy pociąg szarpnął Mery, a ja ją łapiąc zrobiłem to za rzeczony kabelek, więc będzie trzeba znów posplatać zerwane już kilka razy druciki i zabezpieczyć tradycyjnie srebrną taśmą.

Trasa na Rydwan i wokół Okrętu do stacji Domaniewice z fotkami - TU.



  • DST 50.11km
  • Teren 0.40km
  • Czas 02:02
  • VAVG 24.64km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Kalorie 823kcal
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętelka z przeszkodami

Poniedziałek, 22 listopada 2021 · dodano: 22.11.2021 | Komentarze 6

Nadspodziewanie dobra (jak na listopad) dzisiejsza aura sprawiła, że mimo iż nie miałem tego w planach - ruszyłem się z chałupy dwukołowo :) Wiało coś tam z N, ale ani znacząco nie przeszkadzało, ani zauważalnie nie pomogło w wykręceniu dość klasycznej pętelki. Dość, bowiem w Stryjkowie okazało się, że całe miasteczko naraz rozkopali. No bomba. Wracając już na Uć koncertowy zachód słońca nad podzgierskimi pustaciami.

A kwadrans przed metą oczywiście musiał się znaleźć jakiś trąbowiec, który koniecznie musiał mi dowieść, że po drugiej stronie ulicy, oddzielone od niej chodnikiem i jeszcze trawnikiem jest coś ze starej jak skamieniałości diplodoka kostki, co tylko z jednej (i to nie tej, z której jechałem) strony ma pionowy znak CPR, a poziomych nie ma żadnych. Tudzież wjazdu i wyjazdu. No więc najpierw trąby jerychońskie które mnie tylko rozśmieszyły, a potem jeszcze krzyki, że "po drugiej stronie jest ścieżka!" Sam jesteś "po drugiej stronie ścieżka"! ;P No, ale oczywiście np. taka "Rowerowa" Łódź na swej mapce pyszni się tymi kilkuset metrami "Infrastruktury" - w końcu o Takie Polskie dzielnie na masach bezkrytycznych walczyli przez wiele lat, by się potem pysznić statystykami. No, ale cóż można powiedzieć o stanie umysłu tych tzw. "rowerzystów", którzy na swej oficjalnej stronie piszą (a propos równie "udanej" durnostrojki gdzie indziej), że "do nierównej kostki betonowej można się przyzwyczaić"? :D Chyba tylko tyle, że stan ów jest wart dokładnie tyle, co trąbalskiego samochodzisty :P

Dzisiejsze pętelkowanie z fotkami - TU.



  • DST 54.54km
  • Teren 0.20km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.57km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Kalorie 935kcal
  • Podjazdy 239m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzny PodKoluszek

Sobota, 20 listopada 2021 · dodano: 20.11.2021 | Komentarze 19

Wiało znów potężnie, chwilami huraganowo z W (z lekkim akcentem N) - przy tego typu wietrze, jeśli gdzieś choć trochę dalej niż do lasu, albo miasta - to tylko w PodKoluszki;) - tak, aby wrócić e-ŁKĄ. I tak właśnie zrobiłem udając się do niebywałych od lata Lisowic, a potem jeszcze kręcąc mini-pętelkę na ZaKoluszku po rowerowej asfaltówce biegnącej śladem dawnej kolejki. Tak więc niby z wiatrem - ale z łącznie ponad 54 kilometrów około 20 to przedzieranie się przez miasto, a ostatnie 10 to już zazwyczaj pod ten cholerny (w tym momencie;) wiatr, więc średnia nie wyszła tak zacna, jakby się mogło z góry wydawać.

W samych Lisowicach chyba wreszcie mniej więcej skończyli roboty nad samymi stawami, reszta projektowanych atrakcji zapewne poczeka na kolejny sezon piknikowo-grillowy. Zaś sam powrót z Koluszek z przesiadką na Widzewie - dzięki temu zdążyłem na inaugurację studia TVN w skokach narciarskich ;)

Trasa Uć - Lisowice - ZaKoluszki - Koluszki (z małą modyfikacją w stosunku do opcji klasycznej, bo przez Małczew i Witkowice zamiast Gałkówki i Przanowice) - TUTAJ.



  • DST 15.92km
  • Teren 5.23km
  • Czas 00:43
  • VAVG 22.21km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Kalorie 254kcal
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć leśna z mocniejszymi fotoakcentami ;)

Czwartek, 18 listopada 2021 · dodano: 18.11.2021 | Komentarze 4

Nieliche wietrzysko z W zniechęciło dziś do dalszych peregrynacji, więc postanowiłem zaszyć się w moim lesie, by plącząc się tam i siam dorobić nieco terenu, póki jeszcze nie ma błota i śniegu, albo lodu. Po cichu sobie założyłem 200 km-ów terenowej jazdy w tym roku na koniec - może się uda? :)

Oczywiście zadziało się to kosztem średniej, ale za to napotkałem po drodze pewien dość mocny, by nie rzec jednoznaczny przekaz - cóż, jak to mawiała klasyczka tamtej strony "nie pochwalam, ale rozumiem" ;) No i nie wiem sam, dlaczego mi się to skojarzyło z pobliskim monumentem (na ostatnim foto)...

Kategoria 1. Only Uć


  • DST 36.46km
  • Teren 3.01km
  • Czas 01:29
  • VAVG 24.58km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Kalorie 600kcal
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka DoKlęSk z nowym dywanikiem

Środa, 17 listopada 2021 · dodano: 17.11.2021 | Komentarze 7

Tradycyjna, dawno nie kręcona Mikropętelka do Dobrej, Klęku i Skotnik, jak zazwyczaj zrobiona "na odwrót", ale po raz pierwszy z dodatkowym wykorzystaniem ledwie wczoraj testowanego pod górkę (a dziś z górki!) nowego asfaltu za Skotnikami. Zjazd super (nie licząc trójki wioskowych kundli, wśród których zrobiłem slalom-gigant przy ponad czterdziestu na liczniku, więc się mnie nie nażarły;) oraz niebezpiecznych resztek żwiru pozostałego po budowie na ostrych zakrętach, o czym wszakże pamiętałem dzięki wczorajszemu zwiadowi.

Szaro, buro i ponuro - ale na szczęście sucho; silniejszy niż wczoraj, ale zdecydowanie mniej cisnący do podłoża wiatr (z SW) 1/3 drogi bardzo pomagał, a 2/3 - umiarkowanie przeszkadzał. Jednak i tak było to o ćwierć nieba lepsze niż wczorajsze wyżowe męki - widać, że zbliża się wreszcie porządny, listopadowy niż, a nie jakieś tam nie wiadomo co :p

A na prawie sam koniec jeszcze terenowe małe-co-nieco wokół Arturówkowych Stawów, by było "ambitniej".



  • DST 55.74km
  • Teren 1.85km
  • Czas 02:19
  • VAVG 24.06km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Kalorie 892kcal
  • Podjazdy 296m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Alusiowy Las z misją

Wtorek, 16 listopada 2021 · dodano: 16.11.2021 | Komentarze 2

Mamie M. mieszkającej samotnie z małym Tobikiem (zbieżność Tobików jak zwykle przypadkowa;) skończyły się lekarstwa. To znaczy jeszcze nie, ale na dniach by się skończyły - a że w Alusiowym Lesie ich nie mogła kupić, więc skoczyłem jej zawieźć. W sumie nie musiałem dziś, ale prognozy są na każdy kolejny dzień coraz gorsze - więc jednak tak naprawdę musiałem ;)

Pogoda dziś niby spoko: wiał umiarkowany wiatr z S - niestety, typowy wyżowy dociskacz do podłoża. W tamtą stronę jeszcze jak-cie-mogę - pojechałem nawet troszkę dalszą opcją via Ozorków, ale jak tylko zawróciłem, to już wiedziałem, co mnie czeka podczas powrotu. Kombinacje z trasą (skracanie, chowanie się po lasach, nawet opcje terenowe) na nic się zdały: dociskacz dociskał, pod górki siły wyciskał, a kierownik Meridy różnymi, powiedzmy gromami;) - ciskał. I tyle z przejażdżkowych ciekawostek, może jeszcze poza miłym faktem nowego asfaltu między Smardzewem, a Skotnikami, który wracając specjalnie przetestowałem - choć w sumie był średnio po drodze. W każdym razie czarne, równiutkie miodzio na kilku kilometrach, więc z pewnością będę nań zaglądał częściej - z tym, że raczej w drugą stronę, bo skubaniec miejscami stromiuśki!



  • DST 62.30km
  • Teren 1.80km
  • Czas 02:34
  • VAVG 24.27km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Kalorie 920kcal
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zgniłe Błoto z Saniami ;)

Niedziela, 14 listopada 2021 · dodano: 14.11.2021 | Komentarze 6

Pętelka Zgniłobłotna z dodatkowymi modyfikacjami, by nie było tak, jak zwykle. Oprócz rzeczonego Zgniłego Błota - także ulica Torfowa (ale asfaltowa;), Grunwald (ale nie ten!), Sanie (idą święta;) i Księstwo (to, co zawsze na tej trasie:p). Tak, czy inaczej nazewnictwo najciekawsze, bo same okolice, zwłaszcza w listopadzie szare, bure i ponure (oraz Zgierz na koniec;) - z nowości już chyba całkowicie i z pewnością pięknie wyremontowany dwór w tytułowym Zgniłym Błocie.

Pogoda zaiste zgniłobłotowyżowa: wiał bardzo lekki, prawie niezauważalny wiaterek - trochę z góry (jak to przy wyżu), a trochę (co ciekawe) zawsze z lewego boku - zatem na początku z S, potem z W, a na koniec z N. Do pełni atrakcji ostatnie 10 kilometrów w lekkiej mżawie, ale podsumowując: mimo wszystko nie była to jakaś ekstremalna wyrypa ;)

Trasa z kilkoma fotkami - TU.



  • DST 50.43km
  • Teren 1.33km
  • Czas 02:04
  • VAVG 24.40km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Kalorie 757kcal
  • Podjazdy 255m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niepodległo-Alusiowy Las

Czwartek, 11 listopada 2021 · dodano: 11.11.2021 | Komentarze 2

Wczoraj, w ramach odpoczynku po jamborowej setce bezrowerowo pospacerowałem. Wyszedł cokolwiek mało odpoczynkowy - bagatela - niemal półmaraton po wciąż pięknie jesiennym lesie :)

A dziś wizyta w Alusiowym Lesie: M. tradycyjnie autobusami (że też jej się chce...), a ja jak zwykle, czyli per pedałes ;) Rano wiało słabo z lewego boku, czyli SW - z powrotem niestety wietrzyk się nieco rozhasał, a że powrót po obfitym obiadku, pod górki i z sakwami obładowanymi w ramach świątecznych darów żarciem, więc ciężko to szło.

Po drodze w obie strony postoje tematyczne związane z miejscami pamięci narodowej - zwykle je po prostu mijam, ale dziś z okazji 11.11. postanowiłem je obfocić - szczegóły TUTU.

A w samym Lesie psacer z M. i działkowym małym Tobikiem. Ostatnio wspólnie spacerowaliśmy we wrześniu jeszcze z Czarną Anusią...



  • DST 100.34km
  • Teren 1.56km
  • Czas 04:09
  • VAVG 24.18km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Kalorie 1493kcal
  • Podjazdy 321m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jambór w te i nazad

Wtorek, 9 listopada 2021 · dodano: 09.11.2021 | Komentarze 4

Po miesiącu jamborowego niebytu zaistniała dość pilna potrzeba zabrania resztek niepotrzebnych gratów z działki przed zimą, a przy okazji zawiezienia popranych po lecie lumpów i zebrania potencjalnych ostatnich grzybków. A że dzień krótki i noce zimne, więc trzeba było obrócić w te i nazad - i to najlepiej jeszcze za dnia. Kolejnym punktem na trasie (podczas powrotu) było jeszcze odwiedzenie ostatniego zaległego rodzinnego cmentarza - tym razem w Pabianicach.

Tak więc sporo srok do łapania za ogon naraz, a tu prawie niejeżdżone od miesiąca: to musiało się odbić na formie (czytaj: średniej), mimo intensywnego spacerowania (i psacerowania;) w międzyczasie. No, ale to trochę inne mięśnie i w ogóle.

Tak więc dosyć wczesnym rankiem, korzystając z dość dobrych prognoz (jak na listopad) ruszyłem. Miało wiać z tyłoboku (E do SE) do południa, a potem z S (czyli generalnie w plecy - na abarot). Wiatr okazał się niezbyt silny, ale właściwie z SE do S, więc pierwsza połowa trasy bardziej pod niego niż z nim. Jechało się zatem, można rzec - kłapciato ;)

Po dojechaniu na miejsce okazało się, że działka zasypana jest mnóstwem gałęzi po jakimś większym wietrze - więc sprzątanie zamiast odpoczynku. Ponadto trzeba było zgrabić igliwiowe naleciałości z dachu, przepchać rynny, zamieść ze sterty liści taras (żeby na zimę nie zostały i nie gromadziły wilgoci), wciągnąć stół pod dach etc. Ponadto sprzątając chrust znalazłem 4 chyba już ostatecznie ostatnie tegoroczne kurki :) Na wszystko miałem raptem 1,5h - i tyle mi właśnie zleciało do wyjazdu.

Trasa powrotna inna niż zwykle, bo przez Drzewociny i Ślądkowice - w tych pierwszych skończyli asfalt (wcześniej brakowało jakieś 600 metrów, więc miło, że już  nie szutr). W Róży powrót na trochę na zwykłą powrotną trasę, dałem jednak na chwilę w bok, by sfocić zabytkową leśniczówkę. Miejsce malownicze, do drewnianego budynku prowadzi alejka brzozowa, którą właśnie... wycinają. Ręce opadają ;(

Szybko zatem stamtąd zawróciłem obiecując sobie, że więcej tam moje koła nie postaną, mimo rozlicznych tablic edukacyjnych nadleśnictwa, jak to wspaniale jest w ich lesie i jak bardzo ważne jest, by nie niszczyć przyrody. Później było na szczęście(?) bardziej rozrywkowo, bo znalazłem miejsce, gdzie wsiowa kostkowa dedeerówa ma dwa... progi zwalniające. Ale to nie przez rowerzystów, tylko samochodzistów, którzy w tych miejscach mają poduszki berlińskie i ponoć często je omijali rowerówą. Ja bym na takie rozwiązanie nie wpadł (wystarczyłyby w zaistniałej - i tak już rowerowo bezsensownej - sytuacji dwa słupki), no ale ktoś "pomyślał" - teraz rowerzysta, by nie podskoczyć na progu założonym z "myślą" o kierowcach ma do wyboru: zjechać pod prąd na jezdnię obok poduszki berlińskiej, albo na chodnik. Pysznie :D

Za kawałek zaczęły się Pabianice - i ostatni cel dzisiejszej przejażdżki, czyli dwa rodzinne groby. Całkiem zrobione na nowo, jak się okazało. Z jednego z nich zniknął blisko czterdziestoletni kobierzec z bluszczu, który posadziła moja mama - w zamian wszystko z czarnego kamienia włącznie z ławką. Proszę mnie nie pytać czy to moja sprawka (nie, nie moja - i to nie ja będę sobie latem na czarnej kamiennej ławeczce 4 litery odparzać).
Ech :(

Z Pabianic prawie prosto do domu - prawie, bo jeszcze zakręciłem nad dawno niebywały Bielicowy Staw - i już całkiem o zmroku, rzutem na taśmę robiąc założoną na dzisiaj setkę (siódmą - i kto wie, czy nie ostatnią w tym roku) wróciłem do chałupy. Plan zatem (we wszelkich, nie tylko rowerowych aspektach) - wykonany!

Trasa zaś wyszła w kształcie wychudzonej i pozbawionej kończyn jakiejś mrówy ;)