Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 86451.51 kilometrów - w tym 3391.92 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.98 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a teraz BATONY NA BOCZKU:
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2021

Dystans całkowity:712.25 km (w terenie 63.42 km; 8.90%)
Czas w ruchu:30:40
Średnia prędkość:23.23 km/h
Maksymalna prędkość:51.50 km/h
Suma podjazdów:2206 m
Suma kalorii:10969 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:54.79 km i 2h 21m
Więcej statystyk
  • DST 141.45km
  • Teren 0.78km
  • Czas 05:37
  • VAVG 25.18km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Kalorie 2127kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa cokolwiek katorżnicza

Piątek, 30 lipca 2021 · dodano: 30.07.2021 | Komentarze 6

A miało być tak pięknie... (wg pogodynek): tężejący (z apogeum między 12.00, a 16.00) wiatr idealny z SWW i bez upału. A było tak, jak wskazuje średnia - jedna z najgorszych w dość już bogatej historii wyjazdów do Wawy. Czemu? Ano temu, że wiatru najpierw prawie nie było, a potem zrobił się boczny lewy, boczny prawy, rzadko idealnie tylny, zaś cały czas - od góry wyżowy, cisnący do asfaltu sukinkot. Każda górka zatem to jak dwie górki podjazdu, a reszta trasy to przysłowiowe "deptanie kapuchy" - wystarczyło na chwilę przestać pedałować i już się jechało coraz wolniej i wolniej - mimo teoretycznie wspaniałego wiatru. A do tego doszedł skwar - nie jakiś straszny, ale wystarczająco wykańczający przy takim wietrze i kilometrażu. Więc wyszło to, co wyszło.

A poza tym bez przygód, tylko więcej niż zwykle postojów - i dłuższe (w tym aż 40 minut w Kaskach pod tężnią, która chwilowo ratowała samopoczucie dzięki chłodowi i wilgoci), więc zleciało, włącznie z tradycyjnymi porządkami na cmentarzu (nie było nikogo od mojego ostatniego przyjazdu na początku maja) do późnego popołudnia. Na koniec jeszcze, już w Wawie na dedeerówie przygoda z zapewne sympatycznym ubermanem narodowości afropolskiej - cóż z tego, że zapewne sympatyczny, skoro kompletnie nie potrafiący zachować jakichkolwiek standardów jazdy po zatłoczonym dedeerze? W pewnym momencie wywinął taką fantazję, że musiałem jadąc za nim i próbując go właśnie wreszcie wyprzedzić dać z całej siły po hamulcach - dobrze, że miałem je podregulowane na "łagodnie", bo zaliczyłbym lot nad lemondką i wpadłbym zapewne w jakieś pudło z pizzą... Skończyło się na zerwanej lince w (szczęście w nieszczęściu) przednim hamulcu. Próbowałem naprawić toto jeszcze po drodze, ale linka się rozplotła, więc chyba jednak czeka mnie mikroserwis :/ Ludzie, którzy zajmują się zawodowo rowerowaniem, powinni mieć obowiązkowy egzamin z jazdy bicyklem!

Po przyjechaniu na Zachodnią stanie równą godzinę w kolejce po bilet (z trzech kas czynna jedna, przez chwilę dwie) - w międzyczasie oczywiście zaplanowany pociąg powrotny uciekł i musiałem czekać na następny. Powrót za to bardzo przyjemny, bo z włączoną klimą, bez tłoku i z pięknym zachodem słońca za oknem, co oznaczało ostatni odcinek z dworca do domu już po ciemku - zatem ostrożnie, zwłaszcza, że brak przedniego hamulca.

Jak bardzo dziś było ekstremalnie z wysiłkiem świadczy też wypite aż 4 litry napojów po drodze - a mimo to wróciłem 2 kg lżejszy...

Trasa do Wawy: https://www.strava.com/activities/5711604610



  • DST 32.23km
  • Teren 0.14km
  • Czas 01:24
  • VAVG 23.02km/h
  • VMAX 42.80km/h
  • Kalorie 517kcal
  • Podjazdy 104m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć sprawunkowa w okropecznym żarze

Środa, 28 lipca 2021 · dodano: 28.07.2021 | Komentarze 2

Dziś obserwatorium na Uckim Lublinku zanotowało 31*C w cieniu, natomiast przydrożny licznik rowerzystów i temperatury po drodze w półcieniu - 37,8. A ja musiałem pojechać do mieszkania mamy podlać jej kwiaty, z racji mamowego działkowania jeszcze przez dni kilka. Jechało się przewidywalnie, czyli wprost okropnie, w dodatku pół drogi prosto w paszczę wiał żar z S (trudno to nawet nazwać wiatrem...), a że oczywiście nie pojechałem (i nie wróciłem) najkrótszą opcją, więc miałem za swoje - choć ponoć lepiej mieć za swoje, niż za cudze, ale chyba dziś to bez różnicy... Ponadto dosłownie wszyscy: piesi, rowerzyści, hulajnożownicy i samochodziści dziś jakby żyjący na innej planecie - poruszali się zygzakami, wymuszali pierwszeństwa, nie patrzyli pod nogi, koła etc. Ogólna masakra fizyczno-mentalna. W lesie (zawinąłem do lasu - na wspomniany Lublinek, a jak!) duchota taka, że pół godziny leżałem z zawrotami łba na ławce w nibycieniu. W pobliżu ulicę Spartańską (jakżesz trafna nazwa!) o nawierzchni asfaltowej jacyś zapewne budowlańcy-idioci w dwóch miejscach zasypali  barykadami z piachu i gruzu wysokimi na prawie metr - pewnie w związku z remontem sąsiedniego torowiska kolejowego, co by im się np. rowerzyści nie kręcili. Po drodze przez miasto wysyp śmierdzących śmieciarek (mijało mnie chyba z 5) i fale czerwonych latarń w pełnym słońcu - przy takiej kumulacji "atrakcji" po prostu nie da się normalnie jeździć, no nie da. :/

Trasa z fotką z miejsca zalegiwania w lesie: https://www.strava.com/activities/5700366603

Kategoria 1. Only Uć


  • DST 34.32km
  • Czas 01:21
  • VAVG 25.42km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Kalorie 578kcal
  • Podjazdy 196m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka DoKlęSk przed zmierzchem

Niedziela, 25 lipca 2021 · dodano: 25.07.2021 | Komentarze 4

Jedna z mikropętelkowych wariacji na temat Dobrej, Klęku i Skotnik z ponownym wykorzystaniem nowych asfaltów koło Głazu Piotrowiczowej (nie mogę się nimi póki co przestać cieszyć - co chwila bardzo fajne, kilkumetrowe, strome mikrohopki!). Jazda na szybko, by zdążyć przed zmrokiem, ale tak to jest, gdy cały dzień się czeka na ulewę lub burzę, a tu (mimo srogich momentami chmur) nic. No to potem trzeba gnać - na szczęście wiatru nie było prawie wcale, a poza miastem asfalty miejscami skropione (a więc jednak gdzieś tam padało!) i malownicze mgiełki tam i siam. Na szczęście już bez upału męczącego od rana.

Znalazłem sposób na Stravę pożerającą średnią, a wypluwającą dodatkowe minuty jazdy, gdy już nie jadę: należy pierwsza rzecz na mecie wycieczkę tylko zapisać, a dopiero potem poprzez edycję np. zmieniać nadany z automatu przez aplikację tytuł i ładować zdjęcia. Wtedy powinno być w miarę OK (dodało tylko 7 sekund - czas zapisywania wycieczki). I od razu średnia też bardziej cieszy, niż wk... ;)



  • DST 53.86km
  • Teren 0.23km
  • Czas 02:17
  • VAVG 23.59km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Kalorie 750kcal
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru

Piątek, 23 lipca 2021 · dodano: 23.07.2021 | Komentarze 12

Oj, dawno się tak fizycznie nie naharowałem jak wczoraj i dziś: już wczoraj po przyjeździe ładnych kilka godzin uprzątania gałęzi i całych konarów z dosłownie zasypanej nimi działki po wielkiej burzy sprzed tygodnia. A dziś 9h - po kolei: czyszczenia z igliwia i gałęzi płaskiej części dachu (zrobiła się niemal ściółka z mchem, więc zdrapać to wisząc na zbyt krótkiej drabinie było pewną sztuką), następnie grabienie urobku i jego wynoszenie (6 "styrt"). Potem trafił się sąsiad z piłą spalinową - cięcie trzech średniej wielkości sosen (dwie uschnięte, trzecia też już dogorywająca -a wszystkie blisko siatki, więc jakby znów wichrem dupnęło, mogłyby polecieć i zniszczyć!). Potem wynoszenie gałęzi z owych plus budowa z pociętych na metrówki pni palisady przy płocie osłaniającej działkowy kibel. A dodatkowo: zbieranie 76 sztuk kurek, jazda z uzbieranymi przez mamę przez tydzień plastikami do wsiowych dzwonków oraz buszowanie z sekatorem po jałowcach (w ciągu miesiąca mnóstwo niestety obeschło - czasem całe krzaczki). Na koniec jeszcze wielkie zmywanie garów, więc nie miałem nawet chwili, by wyskoczyć na spacer nad rzeczkę, albo do lasu. No trudno, następnym razem.

Powrót zaplanowałem inną opcją niż zwykle, by ominąć newralgiczny rozkop pod S14 - tam, gdzie było wahadełko. Co prawda teraz go już nie ma, ale korek jak malowanie. Żeby toto ominąć, musiałem w ogóle objechać Pabianice od południa i wschodu (a nie jak zwykle - od zachodu) i do miasta Uć wjechać całkiem od południa. Kilometrażowo wychodzi podobnie, ale (jak się okazało) nawierzchnie nieporównanie gorsze, a i więcej świateł oraz zbyt pomysłowych DDR-ów, więc w sumie zamienił stryjek spalinówkę na metrówkę ;) W jeździe wiatr nie pomagał: zrobił się wyżowy, cisnął do asfaltu, a ponadto zawiewał przeważnie z przodu.

Po dojechaniu do domu specjalnie spojrzałem w czas jazdy na Stravie, potem przystopowałem - i zapisałem ślad. I co? I doliczyło dodatkowe pół minuty na te czynności do czasu jazdy :/ Nigdy tak wcześniej Strava nie postępowała - oj, brzydko tak erodować ciężko wykręconą i tak średnią - średnią...



  • DST 47.68km
  • Teren 0.07km
  • Czas 02:01
  • VAVG 23.64km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Kalorie 740kcal
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Jamboru

Czwartek, 22 lipca 2021 · dodano: 22.07.2021 | Komentarze 6

Roboczo na jamborową działkę stałą trasą do mamy, by jej pomóc w różnych pracach i przy okazji zawieźć trochę niezbędnych rzeczy. Wiało słabo, jednak z przodu lub przodo-boku - średnia wyszła mimo to znośna (czas jazdy +/- 1h 55 min.), tyle, że Strava "łaskawie" doliczyła dodatkowe około 6 minut już po dojechaniu na miejsce, nim ją ręcznie zastopowałem. Co za dziadówa! Czas jazdy podaję jednak z owymi doliczonymi minutami, bo nie wiem dokładnie, ile tak naprawdę wyszło :( Następnym razem najpierw stopuję durną aplikację, a dopiero potem się witam... 

Trasa:  
https://strava.app.link/vHiRvTNO6hb



  • DST 49.57km
  • Teren 0.40km
  • Czas 02:02
  • VAVG 24.38km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Kalorie 817kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klasyczna pętelka z awangardowymi wypustkami

Wtorek, 20 lipca 2021 · dodano: 20.07.2021 | Komentarze 2

Powrót do dawno niepraktykowanego pętelkowania na klasycznej trasie do Stryjkowa i na abarot (w wersji ze Zgierzem), urozmaiconej w trzech miejscach krótkimi skokami w bok (na nowych asfaltach w pobliżu Głazu Piotrowiczowej, do skraju Lasu Szczawińskiego i na koniec - po mieście). Wyszło więc niemal równe 5 dych. Wiało chwilami mocniej, z NW, więc w żadną stronę tak naprawdę wiatr nie pomagał. Poza tym - bez przygód i bez upału (na szczęście!). Po drodze sporo powywalanych przez burzę z 14 lipca drzew na poboczach - na wsi chyba więcej, niż w samym mieście.

Trasa: https://www.strava.com/activities/5658684085



  • DST 48.73km
  • Teren 0.02km
  • Czas 01:59
  • VAVG 24.57km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Kalorie 788kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Alusiowy Las w upale

Sobota, 17 lipca 2021 · dodano: 17.07.2021 | Komentarze 4

Dziś, w związku z zapowiadanym upałem i burzami strasznie nie chciało mi się nigdzie jechać rowerem, czując się dodatkowo fizycznie przetrenowany po ostatnich kilku(nastu?) jakże intensywnych dniach. Ale że M. prosiła, to pojechaliśmy - ja rowerem, a M. autobusem ;) (bez psa).

W tamtą stronę było pod wiatr, ale nie było jeszcze tak gorąco - no i z pustymi sakwami i z górki, więc poszło w miarę sprawnie. W Lesie obiad u mamy M. i tradycyjny psacer z puchatą Czarną i małym Tobikiem (zbieżność Tobików przypadkowa!) - nie łaziliśmy daleko, bo Czarna ma już ponad 15 lat i strasznie się w upale zasapała.

A upał był coraz gorszy, więc obawiając się dodatkowo burzy zwinęliśmy się dość szybko do domu. Powrót rowerem to była dla odmiany istna katorga: wiatr zaczął wiać z... góry dociskając do rozgrzanej na biało patelni asfaltu, jazda pod górki w pełnym słońcu świecącym prosto w twarz - i dodatkowe chyba z 10 kg w sakwach różnych souvenirów - ledwo doczłapałem tempem ślamazarnym z dwoma postojami na zaledwie dwudziestu kilku kilometrach trasy. No, ale doczłapałem :)

Trasa do Lasa: https://www.strava.com/activities/5640679082

Psacer z pieskami: https://www.strava.com/activities/5641533613

Trasa z Lasa: https://www.strava.com/activities/5642383579



  • DST 24.84km
  • Teren 0.08km
  • Czas 01:02
  • VAVG 24.04km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Kalorie 379kcal
  • Podjazdy 71m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć sprawunkowa

Piątek, 16 lipca 2021 · dodano: 16.07.2021 | Komentarze 2

Jedni kończą wakacje, a inni je zaczynają: musiałem wczoraj wracać znad morza, by dziś pomóc mamie spakować się na dłuższy pobyt na jamborowej działce, na którą pojechała wraz z działkową sąsiadką jej autem.

Jadąc po mieście nietrudno dostrzec skutki niedawnej nawałnicy: na jezdniach, a zwłaszcza dedeerówach moc drobnego śmiecia, gałązek, na poboczach zalegają gałęzie, naliczyłem też kilka dużych połamanych drzew. Największy z naszych parków zamknięty tasiemkami, bo póki co zbyt wiele konarów grozi nagłym upadkiem na łeb. Mimo wszystko szkody w zieleni nie wydają się aż tak dotkliwe jak po katakliźmie z sierpnia 2017 roku.

A tak poza tym: nadal upalnie - i dość silny, choć zaskakująco rześki (jak na lipiec) wiatr z NE.

Kategoria 1. Only Uć


  • DST 51.46km
  • Teren 0.10km
  • Czas 02:22
  • VAVG 21.74km/h
  • VMAX 37.10km/h
  • Kalorie 754kcal
  • Podjazdy 65m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikoszewo - Malbork - (PKP) - Uć

Czwartek, 15 lipca 2021 · dodano: 16.07.2021 | Komentarze 6

Ostatni dzień tegorocznego tu-i-tam po wybrzeżu (trochę przypadkiem wyszło "od Lęborka do Malborka":) czyli techniczny przejazd do pociągu. Jednak nie tak całkiem techniczny, bo po drodze zaskakująco dużo ciekawych rzeczy.

Ruszyłem rano, by mieć zapas czasowy: raz, że zawsze się coś mogło po drodze zdarzyć (na szczęście się nie zdarzyło), a dwa, by nie lecieć. No i nie leciałem, zwłaszcza, że miałem znów pod wiatr - tym razem centralnie z S. Do tego po nocnej burzy duchota i coraz goręcej, więc nie była to jazda, tylko typowe mozolne deptanie kapuchy po plaskatych, bezleśnych no i zwłaszcza kapuściano-uprawnych Żuławach. I nawet był po drodze drogowskaz do Kapustowa, czy jakoś tak :)

Tyle z minusów - a plusy? Piękne aleje i oczywiście niezwykłe podcieniowe domy mennonitów sprzed 200 lat - napotkałem ich łącznie chyba z 7, a choć podobne w stylu, to każdy nieco inny. No i jak sama nazwa wskazuje - takie podcienia dają jakże upragniony wczoraj cień ;)

Tak dociągnąłem do zaskakująco sympatycznego miasteczka - Nowego Stawu, z zachowaną ciekawą architekturą mikrokamieniczkową oraz (hurra!) kurtyną wodną na rynku. Stąd aż do Malborka lepsza (asfalt) lub gorsza (kostka) droga rowerowa. Asfaltem jechałem, kostki olałem ;)

W Malborku pieszkom z Meridą mostkiem dla pieszych do zamku. Tu zjadłem resztki okruszków, zamku rzecz jasna nie zwiedzałem (dzikie tłumy, drożyzna - no i nie zostawiłbym Mery pod murami na pastwę jakiejś miejscowej czeladzi;) - tak, czy siak: Malbork (zarówno gmina wiejska, jak i miasto - a wcześniej gminy: Ostaszewo, Nowy Dwór Gdański i Nowy Staw) zdobyte - i to 15 lipca, a przypominam, że 15 lipca to Jagiełło jeszcze się grzebał hen, pod Grunwaldem ;P

Na dworcu niektóre pociągi miały po 300 minut spóźnienia, ale mój przyjechał na szczęście w miarę punktualnie. Czekając na peronie uciąłem sobie miłą, antypisowską gadkę z pewnym żeglarzem dalekomorskim - prywatnie miłośnikiem Wikingów, szefem elbląskiego stowarzyszenia rekonstruktorów, czy coś w ten deseń. Ponarzekaliśmy zgodnie na krajowo-rządowo-samorządowe podejście do turystyki i każdy wsiadł tam, gdzie miał bilet.

A ja miałem, jak się okazało bilet do łaźni: wyświetlacz w pekapie wskazywał plus 37... Laboga! :/ Klima podobno działała, ale wkrótce pasażerowie sami się zbuntowali i pootwierali całe dwa lufciki w wagonie typu "bezprzedziałowy bydlęcy" - efekt na koniec jazdy po 5h to już "tylko" "komfortowe" plus 31.

Po opuszczeniu łaźni jeszcze niespokojne kilka km-ów do domu - nad głową gęstniejące czarne chmury, a wokół dziesiątki poobrywanych konarów i kilka przewróconych dużych drzew - efekt nawałnicy sprzed 24 godzin.

Trasa Mikoszewo - Malbork z fotkami domów mennonitów i nie tylko: 
https://strava.app.link/uFVLJmRTVhb



  • DST 104.57km
  • Teren 26.80km
  • Czas 04:41
  • VAVG 22.33km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Kalorie 1617kcal
  • Podjazdy 263m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mierzeja Wiślana

Wtorek, 13 lipca 2021 · dodano: 13.07.2021 | Komentarze 6

I oto nadjechał wielkimi dwoma kołami dzień będący rowerowym clou programu tegorocznych wakacji: zaliczenie ostatnich brakujących nadmorskich gmin (Sztutowa i Krynicy Morskiej) - i przede wszystkim zakończenie objazdu całego naszego wybrzeża, co zajęło - bagatelka - jakieś 17 lat...

Prognozy były upalne, ze słabym, stopniowo wzmagającym się wiatrem z NE. Ruszyłem więc już o 8.30 pod ten wiaterek, asfaltową, dość dziurawą i niestety mocno zatłoczoną szosą na Jantar i Stegnę. Mimo to jechało się znośnie. Za Stegną cudowne ze 3 km-y rowerówki z bordowego asfaltu, która skończyła się od tak - na łące :/ Nastąpił powrót na jezdnię i wkrótce dojechałem do dawnego obozu Stutthof. Samego obozu nie zwiedzałem, pokręciłem się tylko wzdłuż drutów kolczastych. A największe wrażenie sprawia co innego: położona w pięknym ogrodzie ze starymi drzewami ozdobna willa komendantów - dziś własność prywatna (o czym mówi stosowna tabliczka). Ciekawe, jak się mieszka przy wjeździe do obozu, przy drodze ze starannie ułożonej kostki, po której wjechało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, by już stamtąd nie wyjechać...

Za Sztutowem były Kąty Rybackie i Skowronki (gdzie zabawny szyld sklepu pt. "Ryby w Skowronkach":), a za trochę słynny rów Kaczyńskiego, czyli przekop Mierzei. I znów smutno, kawał lasu od morza po Zalew Wiślany - wyrąbany. Górą wielki most (i oczywiście dedeerówa z kostki!), dołem uwijają się malutkie z oddali koparki-szkodniki: Natura 2000 w wersji polsko-narodowej!

Przed Krynicą Morską wreszcie zrobił się dobry asfalt (zamiast przekopywać mierzeję powinni naprawić 30 km-ow drogi od Mikoszewa aż dotąd!) - tu krótka odbitka nad Zalew Wiślany zobaczyć go z bliska - i zaczęły się na szosie całkiem solidne hopki wydmowe aż do Piasków. W Piaskach kawałek koszmarną płytówą pod górę do przecięcia ze szlakiem rowerowym R10 i po złapaniu tegóż - jeszcze 3 km-y lasów - i już ruska granica.

Wybrzeże zrobione! :)

Ponieważ na plażę z płotem granicznym było stąd tylko kilkadziesiąt metrów, nie omieszkałem znieść Mery. Poplażowaliśmy 1,5 h pluskając się w ostatnich polskich falach - i gdy ruszyliśmy z powrotem - zonk: miękkie koło - i to tylne! :/ Ja to mam szczęście z kapciami...

Podpompowałem na 4,5 mając nadzieję, że jakoś się da jechać - i jazda, tym razem R10 po szutrze. Ujechałem 10 kilosów i znów braki w atmosferze... Straciłem więc cierpliwość i założyłem nową dętkę, ale cała operacja ze względu na komary (zapewne ruskie, bo wyjątkowo zjadliwe!) zajęła 40 minut - w międzyczasie przypełzła wielka czarna chmura i zaczęło grzmieć. Na szczęście zdążyłem chyba w ostatnim momencie ruszyć i zwiać: szutrząc R10 dotarłem znów do Krynicy, a tu ponownie mały cud: kilka km-ów bordowego rowerowego asfaltu w lesie na klifie z widokiem na morze, kończącego się tym razem dla odmiany, a jakże - przy jakichś śmietnikach na tyłach baru. R10 dalej ni widu, ni słychu, więc postanowiłem znowu jechać szosą, którą ponownie via kaczy rów dociągnąłem do Sztutowa. Ponieważ dość już miałem gigantycznego o tej godzinie ruchu, znów postanowiłem znaleźć erdziesiąty szutr - efektem było lekkie pobłądzenie w lasach między Stutthofem, a morzem. W końcu trafiłem na szutr, ale byłem już tak złomotany upałem, że w Jantarze dałem za wygraną i wróciłem na dziurdziołowatą szosę. I tak to, stylem rozpaczliwie mieszanym dociągnąłem na kwaterę, a średnią (która dziś była sprawą drugorzędną) uważam za taką do przyjęcia (i szybkiego zapomnienia - w przeciwieństwie do wrażeń z wycieczki;)!

Tradycyjny link z trasą okraszony mnóstwem fotek - tu: https://strava.app.link/k4UsMuHIRhb