Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 86969.98 kilometrów - w tym 3397.50 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2021

Dystans całkowity:700.26 km (w terenie 23.45 km; 3.35%)
Czas w ruchu:29:20
Średnia prędkość:23.87 km/h
Maksymalna prędkość:56.20 km/h
Suma podjazdów:2838 m
Suma kalorii:11333 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:43.77 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 15.93km
  • Teren 2.05km
  • Czas 00:41
  • VAVG 23.31km/h
  • VMAX 42.80km/h
  • Kalorie 269kcal
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lampka Leśna

Niedziela, 30 maja 2021 · dodano: 30.05.2021 | Komentarze 5

Wczoraj i dzisiaj - wreszcie, po prawie 2 miesiącach psiego chorowania (najpierw zatrucie, potem kłopoty z łapą) udało się zrobić dwa w miarę normalne psacery: do parku oraz do lasu i pobliskiej Zielonej Ostoi.

A na sam wieczór, gdy już trochę osłabł silny wiatr z N - tradycyjna rowerowa Lampka Leśna :)

Zdjęcia z terenowych okolic frędzli abażuru ;)






Kategoria 1. Only Uć


  • DST 47.11km
  • Teren 1.08km
  • Czas 01:54
  • VAVG 24.79km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Kalorie 745kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klasyczna pętelka z asfaltowymi nowościami

Czwartek, 27 maja 2021 · dodano: 27.05.2021 | Komentarze 2

Dziś uświadomiłem sobie, że już ponad dwa miesiące, jak nie kręciłem pełnej klasycznej pętelki na Stryjków! Czas był zatem najwyższy: w pogodzie wiatr nadal z SW, ale co najwyżej umiarkowany, więc nie stanowił większego problemu (ani też pomocy).

Początkowo stałą trasą, z której na chwilę skręciłem do Kamienia Piotrowiczowej, aby zobaczyć, jak idą postępy w budowie nowego asfaltu. Ostatnio, jak tu byłem, wszystko było jeszcze bardzo rozbebłane.


Dziś się okazało, że nie dość, że asfalty są już właściwie gotowe, to jeszcze powstała dodatkowo całkiem nowa odnoga - dokąd? No właśnie... trzeba było sprawdzić! Ostatecznie okazało się, że powstała jakby dodatkowa kilkukilometrowa zawijka ze ślepą odnogą - wszystko rzetelnie sprawdziłem (co widać na mapce dzisiejszej trasy), po czym już zwyczajnie skierowałem się nad zalew w Stryjkowie.





Goniła mnie czarna chmura, ale finalnie nie dogoniła - po objechaniu zalewu już całkowicie zwykłą trasą dojechałem do mojego lasu:



Tu na koniec jeszcze troszkę terenu. Byłoby więc całkiem sympatycznie, gdyby nie chroniczny ból pleców - dziś bez procha się nie obyło :/ Mimo to średnia wyszła jak na tę trasę nie najgorsza :)



  • DST 54.44km
  • Teren 0.07km
  • Czas 02:10
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Kalorie 946kcal
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru

Środa, 26 maja 2021 · dodano: 26.05.2021 | Komentarze 6

Wczoraj wieczorem trafił się jeszcze taki oto malowniczy spacerek nad rzeczkę o zachodzie słońca - dziś od rana zaczęło potężnie wiać ze słusznego kierunku (czyli SW), więc niespiesznie porobiwszy różne drobne działkowe czynności spakowałem dobytek - i na abarot, na Uć stałą trasą w wersji nieco dłuższej - efekt był taki, że praktycznie cały czas miałem wiatr w plecy, ale niemal nigdy idealnie, bo halsowanko jest najbardziej rozpoznawalną cechą ten opcji :)

Po drodze w Pabianicach wcześniej umówione spotkanie z kolegą, dla którego robiłem fotki do przewodnika jesienią - tym razem kroi się fotkowanie (i nie tylko) nad Jeziorskiem - i to już na dniach! Czekamy tylko na ustabilizowanie się aury, żeby wszystko ładnie wyszło. Ponieważ jest to blisko 70 km-ów od domu, więc będzie wyjazd na 3-4 dni z noclegiem w hotelu! Żyć, nie umierać :)

Kolega oprócz przewodników i map robi jeszcze tablice informacyjne w terenie - tu przykładowa tablica z Piątkowiska w gminie Pabianice, którą dziś miałem po drodze:


A z Piątkowiska zwykłą trasą do domu nadal z wiatrem - choć przez ogromny korek w miejscu, gdzie robią podłączenia starego wlotu do miasta i nowobudowanej ekspresówki: jest tu wprawdzie wahadełko, ale tak ustawione, że gdy wjeżdżałem zapaliło mi się żółte (nie hamowałem nagle, bo wąsko na jedno auto bez pobocza, a nie wiedziałem, czy za plecami nie mam jeszcze kogoś!), a mimo zasuwania z wiatrem już na samym końcu ruszyły pierwsze auta wprost na czołowe, bo zapaliło im się widać zielone i nie raczyli poczekać dosłownie 10 sekund, bym zdążył opuścić wąskie, ogrodzone barierami betonowymi gardło. Ot, polska kultura jazdy. Oczywiście mnie strąbili przepychając się 5 cm ode mnie, oczywiście im odpyskowałem: Polska, k...!

A już na sam koniec, na dedeerówie biegnącej przy parku, wprost spomiędzy krzaków wyskoczyło na mnie trójkołowe 500+. Żeby nie mój hamulcowy refleks (odbić w bok nie było gdzie, bo dedeer dzieli od jezdni żywopłot), to by ojczulek miał pińcet minus: Polska, bumtarara bum!



  • DST 1.39km
  • Teren 0.06km
  • Czas 00:04
  • VAVG 20.85km/h
  • VMAX 31.30km/h
  • Kalorie 23kcal
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jamborowanie

Wtorek, 25 maja 2021 · dodano: 25.05.2021 | Komentarze 3

Najpierw tradycyjny spacer po lasach (8 km-ów - 1.5 h i nazbierane 2 worki śmieci), potem naprawa koła (dętka była bez łatek - wyraźna dziura jak po kolcu - w oponie też widoczna), a po chyba rekordowo krótkim czasie szarpania się z tylnym kołem (zaledwie niecałe 40 minut wszystkiego) rowerowe wywiezienie śmiotów do wsiowych dzwonów.






  • DST 45.27km
  • Teren 1.27km
  • Czas 02:00
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Kalorie 617kcal
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Jamboru

Poniedziałek, 24 maja 2021 · dodano: 24.05.2021 | Komentarze 3

Do Jamboru zwykłą trasą zmodyfikowaną na koniec, bo skróciłem męki terenowym skrótem. A męki stąd, że jak zwykle obładowany jak wielbłąd (po drodze wizyta u mamy z zakupami, ale też coś tam dostałem, więc specjalnie lżej nie było) - ale męki przede wszystkim ze względu na wiatr - znów silny i znów niemal prosto w pysk (bo z S) oraz fakt, że po 30 km-ach okazało się, że nie mam prawie powietrza w tylnym kole: dziury nie znalazłem (widać jest mikroskopijna, a może na jakimś wyboju rozszczelniła się któraś łatka?), więc dopompowałem, potem jeszcze po drodze ponownie - i jakoś dowlokłem na działkę skrótem piaszczysto-korzeniowym byle być szybciej, bo mi się nie chciało po drodze rozmontowywać sakw i koła: jutro będę mieć co robić...


Przerwa na pompowanie




  • DST 30.07km
  • Teren 1.85km
  • Czas 01:11
  • VAVG 25.41km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Kalorie 488kcal
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietypowa Mikropętelka Antywietrzyskowa

Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 2

Dziś dla odmiany... wiało. Głównie z W i NW, a pobocznie - z przysłowiowych Zewsząt;) Co dobre w tym wszystkim - nie był to wiatr wyżowy, cisnący do asfaltu, który męczy bardziej niż cokolwiek innego, tylko silne podmuchy, które tylko trochę bardziej przeszkadzały, niż pomagały.

Trasa zatem eksperymentalna, po terenach jak najbardziej osłoniętych - znów kosztem nawierzchni (dużo słabych asfaltów i trochę terenu - choć bez ekstremów). Na początek - dolina Sokołówki i dwa zbiorniki wodne - Pabianka i Żabieniec:




Potem halsowanie na pograniczu Zgierza - tam, gdzie kończy się ów gród, rozpoczyna się blisko dziesięciokilometrowa aleja zabytkowych klonów srebrzystych, ciągnąca się (z niewielkimi przerwami) aż po granice Stryjkowa.


Ja odbiłem jednak w leśne, a nawierzchniowo obleśne asfalty - za to na ich skraju malowniczo: to "mój" las od drugiej strony:






Potem jeszcze przepraktykowałem ślepo zakończony boczny asfalt, czyli odbiegającą od ul. Łodzianka ulicę Bzury (w sumie niedaleko są źródła :) - a następnie odbiłem na tereny dawnego Letniska Rogi, zniszczonego podczas I wojny światowej: dziś to typowe przedmieście z zachowanymi pojedynczymi domami z dawnych czasów i sporą ilością zabytkowej zieleni:




A stąd już (znów niekoniecznie asfaltem) do domu.



  • DST 71.02km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 21.10km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Kalorie 1229kcal
  • Podjazdy 425m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

ZaDrzewicze na bis

Piątek, 21 maja 2021 · dodano: 21.05.2021 | Komentarze 2

Będąc kilka dni temu za Drzewicą miałem za mało czasu, by zwiedzić Przysuchę, więc postanowiłem tam wrócić - i wykręcić kolejną pętelkę - tym razem nie na NE, a na SE od Drzewicy. Wycieczka miała być wczoraj, ale tak niemiłosiernie duło, że ograniczyłem się do 25 km-ów - pieszkom wokół mojego przydomowego lasu :)

Dziś co prawda wiało chyba równie paskudnie, ale z innego kierunku (SW), więc zaplanowałem trasę tak, aby najgorsze przejechać leśnymi drogami, co się okrutnie miało zemścić - nie uprzedzajmy jednak faktów.

Początek (ale też i finał) wycieczki identyczne z tymi sprzed tygodnia, czyli na dworzec, stąd ŁKĄ do Drzewicy - i po zatoczeniu sześćdziesięciokilometrowej pętelki na Przysuchę - taki sam powrót.

Początek przyjemny: z Drzewicy przy tylno-bocznym wietrze do Rusinowa, a stąd już gorzej, bo raczej pod wiatr - do Skrzyńska. Mimo to nie jechało się tragicznie - przysłużył się do tego zwłaszcza znakomity asfalt (przepraktykowany już poprzednim razem). W Skrzyńsku zamiast jak poprzednio w lewo - odbiłem w prawo i zaraz już była Przysucha: nim jednak zabrałem się za zwiedzanie centrum, najpierw wyjechałem z niej na chwilkę po nową gminę - Borkowice. Po drodze: ruina młyna i most na Radomce, a w nowej gminie - stara kapliczka.








Stąd cofnąłem się kawalątek i pod huraganowy wiatr w dolinie Radomki dopełzłem wkrótce do miejscowego Bora Bora i Las Palmas :)






Przysucha nie bez powodu jest Przysuchą: w tym momencie okazało się, że grozi mi przysuszenie, gdyż z nieznanych powodów pękła w sakwie butelka z wodą i blisko litr wyciekł - dobrze, że miałem wszystko dodatkowo w foliach i ostatecznie nic nie zamokło, ale zostałem niemal bez picia! Dlatego jadąc w stronę centrum odwiedziłem sklep, a roweru pod nim przypilnował sympatyczny doberman :)


Kolejny postój to rynek:




A tuż obok najciekawsze obiekty miasteczka, czyli świeżo po remoncie, ale zamknięta na głucho synagoga oraz pałacyk z muzeum Oskara Kolberga:




Zawitałem też pod miejscowy kirkut, ale z każdej strony był zamknięty, więc tylko przez płot obejrzałem grobowiec tutejszych cadyków, wśród których był ponoć jeden zwany "Świętym Żydem" - grobowiec, jak to u nas, ozdabia "merytoryczny w treści" i "ozdobny w formie" napis... :(




Po wyjeździe z miasta zaczęły się schody - i to dosłownie: najpierw (jeszcze na złudnie gładziutkim asfalcie) dwa dość strome podjazdy (łącznie 100 metrów do góry) do wsi Kozłowiec, a potem stało się coś, czego się nie spodziewałem w najgorszych nawet prognozach ze street view: średnio 3% pod górę po strasznym, chyba stuletnim bruku z kocich łbów, przemieszanych z luźnym żwirem i dziurdziołami wszelakimi. Od lat nie jechałem takim dramatem! Tak to jest, jak się chce przejechać lasami, by nie wiało w pysk. A lasów było 8 km-ów, zaś bruk przeszedł dość szybko w... kopny piach z pojedynczymi głazami (chyba resztki po próbach utwardzania?) - doszły też korzenie drzew, a wszystko pięknie rozryte ciągnikami, bo właśnie (a jakże!) trwają tu wycinki. Dość rzec, że nawet gdy już zdobyłem najwyższy punkt o nazwie Sobacza Góra, zjazd następować mógł z prędkością 12-15 km/h, choć były miejsca, że nawet z górki w ogóle nie dawało rady jechać, a Mery ryła nosem w koleinach jak dzik w żołędziach...

Po drodze zapewne było malowniczo (choć lasu tak z 1/3 wycięta), ale zapamiętałem z tej drogi tylko jęki: swoje i Mery.




W końcu las się skończył, znów pojawił się wiatr (prosto w trąbę) oraz dziurawy asfalt we wsi Kurzace - Jezu, jak się cieszyłem z tych mało radosnych faktów! Średnia prędkość całej wycieczki w tym momencie wynosiła 19 km/h... Wreszcie wyjechałem na główną szosę Gowarczów-Drzewica, zatem miałem znów wiatr z tyłu i lewego boku - teraz więc szło o jak najszybszy dojazd na pociąg, więc (prawie na koniec) już tylko krótka przerwa obok malowniczo położonego młyńskiego siedliska.


Podsumowując: wycieczka fizycznie wykańczająca, choć tereny malownicze i ciekawe historycznie - a najważniejsze, że udało się mimo wszystko wrócić "z tarczą" (czyli Mery się nie rozleciała;)



  • DST 21.43km
  • Teren 1.30km
  • Czas 00:55
  • VAVG 23.38km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Kalorie 314kcal
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka Leśno-Zgierska

Środa, 19 maja 2021 · dodano: 19.05.2021 | Komentarze 2

Wreszcie przestało padać, lecz nie przestało wiać, więc zaczekałem do wieczora i godzinę przed zachodem słońca wykręciłem plan minimum na dziś, czyli dość niemrawą (bo po wielkim obiedzie - błąd!), tradycyjną mikropętelkę po lesie i zgierskich opłotkach. Wiało solidnie, choć nie aż tak, jak w ciągu większej części dnia - z północnego zachodu. W lesie trochę błotka, ale do przejechania.


Największy z Arturówkowych Stawów o przedwieczornej porze



  • DST 82.83km
  • Teren 0.70km
  • Czas 03:38
  • VAVG 22.80km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Kalorie 1439kcal
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jubileuszowe rozDrzewiczanie ZaDrzewicza

Sobota, 15 maja 2021 · dodano: 15.05.2021 | Komentarze 7

Dziś mija dokładnie 20 lat, od chwili, gdy poznałem moją Mery Kalahari 500 w nieistniejącym już od dawna sklepie rowerowym - dwa dni później byliśmy już razem :) Ten zacny jubileusz postanowiłem uczcić rzecz jasna rowerowo: od co najmniej zeszłego roku planowałem objechać dość zapadły kąt na styku łódzkiego i mazowieckiego (obok granicy świętokrzyskiego) - typowe pogranicze - geograficznie rzecz biorąc to niemal północny skraj Gór Świętokrzyskich (więc teren nieco pofalowany) historyczny skraj Małopolski, potem np. w kieleckiem, radomskiem, a teraz powiaty: opoczyński i przysuski. Celem były 4 nowe gminy, o jakże pięknie brzmiących nazwach: Rusinów, Przysucha, Potworów i Klwów! :D

Zanim znalazłem się w terenie (dokąd dojechałem ŁKĄ z Fabrycznej) - krótka wizyta pod dawnym sklepem, skąd się wzięła Merida:



Właściwą część wycieczki rozpocząłem od Drzewicy - zerknąłem na ruinę zamku - i w długą! Kolejny przystanek już w nowej gminie, w Rusinowie: tu pięknie zadbany pałac. Z Rusinowa na skraj Przysuchy - do samego miasteczka nie wjeżdżałem, bo miałem ograniczoną ilość czasu, więc zadowoliłem się malowniczym kościołem w Skrzyńsku. Do tego momentu pomagał mi przyjemny, całkiem solidny wiatr z NW: trasę zaplanowałem zgodnie z prognozą, która mówiła, że początkowo będzie wiało z W, potem z SW - a jak zawrócę - to albo w ogóle wiatr ucichnie, albo będzie słaby z SE. A tymczasem nic z tych rzeczy! Gdy we wspomnianym Skrzyńsku zawróciłem na N, nadal wiało dość solidnie z NW. W dodatku ta część wycieczki biegła po największych wygwizdowach - na 30 km-ach było łącznie z 5 kilometrów lasów :/ Gdybym wiedział, że tak będzie, zatoczyłbym pętlę w drugą stronę, ale na to było już za późno. Pocieszały mnie tylko tabliczki z nowymi gminami: Potworów, a następnie Klwów.

Przed Odrzywołem (kolejna malownicza nazwa, ale tę gminę miałem już zaliczoną, bagatela - latem 2003 r.) miałem już troszkę dość, więc zrobiłem pierwszy postój nad ładnym stawem rybnym na grobli oddzielającej go od rzeczki Drzewiczki. Minąwszy Odrzywół (senne miasteczko z domkami jakby żywcem wyjętymi z jakichś Sklepików Cynamonowych oraz wielkim, dwuwieżowym kościołem z czerwonej cegły) osiągnąłem po kilku kilometrach krętych, bocznych asfaltów wieś Stanisławów, gdzie bezskutecznie szukałem przez chwilę zabytkowej kaplicy zaznaczonej na skraju wsi na mapie. Tu również dobiłem do okolic, które poznawałem rowerowo 18 lat temu i w ten sposób połączyłem dzisiejszą trasę ze szlakami sprzed lat.

Zawróciwszy na południe (teraz wiaterek też zaczął się rzeczywiście robić z W, a nawet SW - rychło w czas!) przypadkiem w Ossie odkryłem mały leśny cmentarzyk ofiar zarazy z tablicą ufundowaną przez Orlen! Jakie to współczesne, gdyby nie fakt, że zaraza dziewiętnastowieczna ;)

Początkowo w planach powrotnych miałem zamiar ponownie przejechać przez Drzewicę i skończyć wycieczkę na stacji w Opocznie, ale walki z wiatrem i moc atrakcji fotograficznych sprawiły, że nie było już czasu na sto kilometrów i musiałem zakończyć jazdę tam, gdzie ją de facto zaczynałem - czyli w Drzewicy. Inaczej po prostu nie miałbym już dziś jak wrócić do domu :( Postanowiłem więc dokładniej obejrzeć Drzewicę - jest tu dość zwyczajny rynek, który jednak przechodzi w długaśny skwer, na którego końcu jest kościół z okrągłą wieżą. Jadąc nad ostatnią już atrakcję, czyli zalew, przypadkowo przepilotowałem przez trudne skrzyżowanie przy rynku małego, czarnego, przerażonego pieska - nie wiedział, jak je przeskoczyć, a choć auta nie zasuwały tu jakoś specjalnie, to pojawiały się co chwila z każdej strony. Zwolniłem więc maksymalnie, zacmokałem, piesek pobiegł za mną jezdnią przy krawężniku, a potem dał dyla gdzieś w bok - i tylem go widział :)

Do zalewu prowadzą niby-bulwary - z jednej strony jest jakaś stara fabryka, więc początkowo nie wygląda to wybitnie, ale już przy samym spiętrzeniu jest malowniczo - i słynny tor kajakowy (niestety, nie było w nim ani wody, ani - w związku z tym - kajaków). Posiedziałem jeszcze chwilkę nad zalewem (sympatyczny teren rekreacyjny z plażą i innymi typowymi dla mosirów wszelakich rozrywkami), a stąd już rzut beretem na stację na ŁKĘ - i do domu. Zatem: ZaDrzewicze rozDrzewiczone, Mery uśmiechnięta, bo należało jej się dziś, zwłaszcza, że to jednocześnie 50 wyjazd i 2000 km-ów w tym roku i 124 000 przebiegu. A ja mam 4 nowe gminy - i co równie istotne, jak wszystko inne dziś: nareszcie bez szmaty w okolicach, powiedzmy - pyska!!! :) Średnia zaś dzisiaj nie była nadzwyczaj istotna, bo wyjazd był typowo turystyczny, z dużą liczbą krótkich foto-postojów, więc wyszło jak wyszło.

Po wysięściu z pociągu powrót tą samą trasą, co jazda rano, a ponieważ bateria w komórce padła - ten odcinek wymierzony dawno nie używanym w tym celu TomTomem.

Zdjęć z wyjazdu blisko 30 - ale nie zamieszczam żadnego (prócz jubileuszowego powyżej), bo nie mam zdrowia ich teraz po kolei zmniejszać na bs-a i wklejać po jednym. Dla ciekawych - wszystkie powyżej opisane atrakcje Drzewicy i ZaDrzewicza wraz z trasą są tradycyjnie na Stravie :)



  • DST 14.81km
  • Teren 1.93km
  • Czas 00:47
  • VAVG 18.91km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Kalorie 285kcal
  • Podjazdy 74m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć serwisowo-leśna

Czwartek, 13 maja 2021 · dodano: 13.05.2021 | Komentarze 2

Upał nieco mniejszy (choć nadal za ciepło), ale wciąż silny wiatr (z E) zniechęciły do jakiejkolwiek większej aktywności rowerowej, więc dziś po mieście troszkę sprawunkowo (do serwisu umówić na koniec maja przegląd Mery), a troszkę relaksacyjnie do lasu, nieco terenowo wokół Arturówkowych Stawów i na abarot. Po drodze na dedeerówie takie oto krówsko...


"EPA, EPA, kawał kiepa
z tyłu jeszcze jest przyczepa!"

W lesie jak to w lesie... (są już wreszcie liście!)


A nad stawami - jak to nad stawami (są już wreszcie... pływacy;)


Trasa wyszła w kształcie zabawna, bo przypominająca biegnącego ludka :)