Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 86849.73 kilometrów - w tym 3397.28 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a teraz BATONY NA BOCZKU:
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1385.00 km (w terenie 63.30 km; 4.57%)
Czas w ruchu:68:29
Średnia prędkość:20.22 km/h
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:46.17 km i 2h 16m
Więcej statystyk
  • DST 25.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 22.06km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć elegijna

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 31.05.2013 | Komentarze 2

Od M. do p. na P. via p. na W. pożegnać się z tym miejscem, bo od jutra już zamknięte. I dalej dedeerówą. Z silnym wiatrem.
Z p. na P. do M. via bus-pasy - tym razem pożegnać się z nimi rowerowo, bo od jutra cwele zamykają je dla rowerów na amen. I dalej znów new dedeerówą. Wiatr tym razem słabszy, ale bardziej boczny.
Sakwy lekkie.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 56.60km
  • Teren 2.70km
  • Czas 02:48
  • VAVG 20.21km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Sanatorium. I z. Plus oberwanie chmury.

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 30.05.2013 | Komentarze 5

Od rana planowaliśmy z M. pojechać wybadać sprawę jednego z najstarszych budynków sanatoryjnych w Tuszynie - ostatnio w oczki wpadły mi jego bieżące fotki, na których obiekt (styl modernistyczny z drewnianymi werandami po bokach) prezentował się nieco opuszczenie.
Od rana też padało, a nim przestało i się wygrzebaliśmy - było już popołudnie. Pojechaliśmy stałą trasą na Tuszyn - po deszczu zrobiło się parno i gorąco, a tu wszystkie sklepy z okazji święta kościelnego pozamykane na głucho! Jak było państwowe, konstytucyjne, to wszystko było pootwierane. I od razu wiadomo, jakiej władzy społeczeństwo naszościowe obawia się, a jakiej nie ;) O suchym pysku dotarliśmy nad tuszyński zalew (przeważnie z dość silnym wiatrem z NEN), a tu też nawet budki z lodami.
W Tuszynie dosłownie ani jednego czynnego sklepu spożywczego - miasteczko jak wymarłe. Pokręciwszy się tam i siam, w końcu przy trasie znaleźliśmy otwarty zajazd "Złoty Młyn" - ale ceny dość zbójnickie. Mimo to zakupiliśmy za 10 zł po pół litra: coli i wody niemoralnej - pić - i w drogę! A tu nagle w Tuszynku Major. sklep otwarty, z alkoholami i wszystkim! Jakbyśmy tylko 2 km wcześniej wiedzieli... Po zakupieniu kolejnej coli (z napisem "Słoneczko" - wróżba na dziś?) i Tymbarka Miętolonego - ruszyliśmy na szpital i sanatorium drogą od pewnego momentu przeraźliwie dziurdziołowatą. Od miłej pani w budce szlabanowej dowiedzieliśmy się, jak dojechać do interesującego nas obiektu. Dziwaczną drogą (jakieś płyty chodnikowe zrobione ze sklejonego cementem bruku) bez problemu dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy - obiekt ma nowe drzwi, stare okna, jest zarośnięty krzorami i prezentuje się nieruiniasto, ale też i nie wygląda na ostatnio używany. Ponieważ zaczęło się mocno chmurzyć, nie zabawiliśmy długo - trochę fotek na pamiątkę i na Zofiówkę dalej wewnętrzną brukocementówkochodnikowką. A tu nagle ruina chyba zakladu balneologicznego i opuszczona willa (z biblioteką) i mnóstwo innych tego typu atrakcji! A chmura czarna Tusz! Postanowiliśmy przeczekać - a chmura jakaś taka niezdecydowana... No to w długą! Jakoś wydostaliśmy sie przez krzory nad stawkiem na główną szosę, potem odbiliśmy w gruntówę w Rydzynkach i za trochę byliśmy już w Prawdzie. Tu obskoczyła mnie jakaś sobaka, a dwóch wesołych panów na to: "proszę sie nie bać - on szczepiony!". Od razu panom wyjaśniłem, że ja też szczepiony i czy w związku z tym życzą sobie, żebym ich pogryzł? Nie życzyli sobie, więc pojechaliśmy dalej.
Tymczasem chmura spotężniała i była ogromną - szła na kierunku Uć-Tuszyn, więc objechaliśmy ją zachodnim skrajem via Guzew, Babichy, Rzgów. W Guzewie jeden rowerzysta na mych oczach oraz krzyżówce zaliczył guza, ale nic takiego, zaś we Rzgowie odnalazłem wspaniały asfaltowy skrót do centrum - ani główną trasą, ani cholerną kostkową "drogą" rowerową. Ze Rzgowa znów bocznymi asfaltami do Starowej Góry skrajem czarnej chmury - i jak tylko skręciliśmy w stronę Konstantyny, już wiedziałem, że jedziemy prosto w paszczę mokrego i błyskającego potwora. Bowiem potwór miał ogon i postanowił zamachnąć się na nas. Ledwo udało się w pierwszych wielkich kroplach dotrzeć do Kurzego Przystanku - i się zaczęło! Huki, błyski, grad, potem chwila przerwy... i ściana wody! I wicher! I znów błyski, huki etc. W pewnym momencie nawet wiata z pleksi zaczęła przemiękać! W końcu, niemal po godzinie, nieco odpuściło - więc w zwykłym już deszczu do M. przez miejscami ogromne kałuże i rwące potoki szós.
I znów wszystko, mniej lub bardziej mokre, choć tym razem ostatnie 10 km w deszczu to było za mało, by sakwy przemoczyć.

  • DST 30.90km
  • Teren 0.10km
  • Czas 01:36
  • VAVG 19.31km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z tęczą

Środa, 29 maja 2013 · dodano: 30.05.2013 | Komentarze 2

Od M. do p. na P. via biblioteka i d. - od d. straszny korek nie do ominięcia na Szewca Sztrase. Słonecznie.
Z p. na P. w strugach ulewnego deszczu do M. z wykorzystaniem bus-pasów (póki jeszcze można) i nowej dedeerówy - po drodze piękna tęcza nad ućkową cerkwią z krzakami lilabzu na pierwszym planie oraz krótka wizyta pod blokiem kol. Kaloryny celem odbioru szczekaczki.
W sakwach znów chlupało, ale wiatry raczej sprzyjające.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 131.60km
  • Teren 3.00km
  • Czas 05:56
  • VAVG 22.18km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Setka na setkę, czyli 6 nowych gmin po Łuku

Poniedziałek, 27 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0

Z okazji setnej wycieczki w tym roku postanowiłem zaokrąglić znaczące wygryzienie na mapie zaliczonych gmin na pograniczu łódzkiego i wielkopolskiego.
Od M. pojechałem na dworzec Uć Kaliszczańska, a stąd do Kutna pekapem.
I ruszyłem dalej dwukołowo po łuku, nawiązując nieco do czegoś takiego, jak Centralny Łuk Turystyczny.
Po obejrzeniu (wąchanego niegdyś przez kol. Aarda) kościółka w Grochowie, gdyśmy samotrzeć z kol. Meteorem jechali do Włocławka, odbiłem na Ostrowy - a tam komin cukrowni. Po przecięciu krajowej jedynki gzygzakiem chwila postoju w lesie pod tablicą informacyjną o dwóch rezerwatach obok siebie naraz. Cóż za oszczędność tablic! Wkrótce zaczęła się pierwsza nowa gmina - Dąbrowice. Jej stolica to takie mikro-miasteczko z podługowatym rynkiem i ratuszem z ząbkowaną wieżą, dziwacznym kościołem, starymi chałupami z drewna i chyba dawną synagogą w kolorze sinym (sinagoga!) na wjeździe. Po chwilowym poplątaniu drogi (korzyścią było obejrzenie młyna ceglanego) szosą do Kłodawy - nagle przez jej środek tory kolejki wąskotorowej, ale tylko na asfalcie - po obu stronach już tylko miedza polna została. Za chwilę zmieniło się województwo na wielkopolskie, a co za tym idzie gmina - nowa nr 2, czyli Przedecz. Po 200 m gmina Przedecz się skończyła, a zaczęła kolejna nówka - Chodów. Takie zaliczanie gmin to ja rozumiem! ;)
Wraz z nowym województwem sfatalniały asfalty - i było tak prawie cały czas, aż do momentu, gdy łukiem wróciłem w łódzkie!
Nim to się jednak stało była po drodze Kłodawa - ale zamiast oglądać sól - poleciałem na zachód główną trasą na Poznań (doskonałe pobocze i asfalt - chociaż tyle), by po paru kilometrach odbić w lewo na Borysławice - najpierw Kościelne (tu niezrujnowany kościół) i Zamkowe (tu: zrujnowany zamek - w dodatku własność prywatna - wstęp wzbroniony. Oczywiście i tak bym wstąpił, skoro już tu byłem, ale dostępu broniło bagno - pozostałość po fosie). Po odpoczynku pod malowniczym przybagiennym drzewem - dalej w drogę! Do tego momentu pogoda była taka jakaś niewyraźna - niebo zasnute z przebijającym przez zasłonę słończem. I wiatr cały czas w pysk - na szczęście niebyt silny. Od Borysławic (nowa gmina - Grzegorzew) zaczęła mnie gonić wielka czarna chmura - ale, że wykręciłem na S, a potem na SE, to jechałem prawie dokładnie wzdłuż niej. Ponownie nieco poplątawszy drogę pogruntowałem ździebko, ale ostatecznie trafiłem na kolejną i jednocześnie kolejową atrakcję trakcyjną - skrzyżowanie Magistrali Węglowej Śląsk-Gdynia z linią Poznań-Warszawa. Bardzo ładne miejsce, a że skrzyżowanie niemal typu koniczynka, to wszędzie tory! A po środku domki.
Kolejne kilometry to szaleńcza ucieczka przed chmurzyskiem - dobre 15 km, na szczęście wiatr zaczął wreszcie wyraźnie pomagać. I dopiero przekroczywszy granicę województwa (opuściwszy w ten sposób gminę nr 6 - czyli Olszówkę) i skręciwszy na Besiekiery, znalazłem się w centrum zainteresowania chmury. W ostatniej chwili schowałem się pod wiatą przy zamku i przeczekałem parę minut, aż się wypada. Następnie, korzystając z chwilowej nieulewy, zwiedziłem gruntownie Besiekierską Twierdzę oraz objechałem ją dookoła.
Bardzo interesujące!!
Z Besiekier na Grabów - i znów zaczęło padać i tak padało już do końca trasy, czyli do Łęczycy, gdzie wsiadłem w pekap na Uć. Wcześniej jednak, ponieważ w tym deszczu miałem trochę zapasu czasowego, odbiłem jeszcze w kościółki w Topoli Szlacheckiej i Królewskiej. Jeden był, a drugi nie był. Ki diaboł? 5 km od Łęczycy to chyba tylko Boruta ;)
Zaś po wysięściu na Kaliszczańskiej dopiero lujnęło! I w tych strugach deszczu ostatnie 3 kwadranse do M. - tym razem dedeerówą większą część, bo po pierwsze na dedeerówie nie ma zatopionych dziur, po drugie auta nie chlapią (chociaż i tak wszystko panta reiło aż miło;), a po trzecie słusznie założyłem, że przy takiej aurze korków rowerowych nie będzie. I rzeczywiście - na przestrzeni blisko 10 km minęło mnie tylko 6 debili i 3 półgłówki - ci pierwsi bez światełek i jakichkolwiek odblasków, ci drudzy z jakimiś lampami na dymano widoczymi w strugach deszczu na 10 m. Ot, nasza rzeczywistość.
A i tak wycieka ze wszech miar udana, mimo większej części trasy (ok. 70 km) pod wiatr, a ostatnich 40 w mżawie lub deszczu.
W sakwach na koniec zachlupało.

  • DST 42.00km
  • Teren 1.70km
  • Czas 01:49
  • VAVG 23.12km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opłotki z psami, a Uć z chamami

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 17

Od M. do p. na L. via Rude Opłotki (wersja półterenowa, leśna) - po drodze próba ataku jednego z dwóch dużych psów napotkanych w lesie. Ale Pikusie to jeszcze mały pikuś, co okazać się miało na wieczór.
Z p. na L. do R., a od R. do M. via miasto - i tu mało co nie poległem na polu chamstwa, gdy ruszałem ze skrzyżowania jadąc na wprost - zgodnie z przepisami prawą stroną wzdłuż startujących po zmianie świateł aut. Najpierw jeden bydlak zajechał mi drogę trąbiąc przeraźliwie, potem przyhamował, odbił w lewo i gdy mnie mijał - pokazałem środkowy palec chamowi jednemu. Na to zjechał nagle na pobocze tuż za skrzyżowaniem, wyskoczył z auta i rzucił się na mnie z piąchami... a za mną sznur samochodów. Nie było gdzie uciekać, zdążył mnie chwycić (przy mojej prędkości rzędu 15-20 km/h) za rękaw. Omal nie spadłem rzecz jasna z roweru, zachwiało mną tak, że już sie widziałem pod kołami maszyn nadjeżdżających z tyłu, na szczęście jakoś opanowałem rower, nie zatrzymując się nawrzucałem mu od kutafonów, blachosmrodziarzy pierdolonych i gnojów - i w długą, już nie oglądając się za siebie. W głowie przelatywały mi tylko myśli, czy zaraz mnie nie spróbuje rozjechać... jakoś w ogóle mnie już nie mijał, został głąb kapuściany tam, gdzie się zatrzymał, może sznur aut za mną skutecznie go zniechęcił do dalszych wymuszeń typu rozbójniczego. A mnie powoluśku i bardzo ostrożnie wyprzedzały kolejne auta.
Gdybym się podczas zajścia wywrócił, do czego zabrakło tyle, co nic, prawdopodobnie tę historię opisywaliby teraz dziennikarze w dziale "wypadki i mordobicia". A Merida i ja bylibyśmy zeskrobywani z asfaltu. Przez jednego skurwysyna, który ma w dupsku (tłustym od wożenia się jakimś terenowym ścierwem) nie tylko przepisy, ale zwykłą kulturę. Jak go przypadkiem gdzieś kiedyś spotkam - nie ręczę za siebie. Poważnie. Skończy się dla obu stron tragicznie.

  • DST 52.30km
  • Teren 0.10km
  • Czas 02:24
  • VAVG 21.79km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fszeńdzie

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 25.05.2013 | Komentarze 0

Od M. do p. na L. via Rude Opłotki (wersja nieterenowa).
Z p. na L. do R.
Od R. do Szpitala Mad.
Ze Szpitala Mad. do d.
A z d. do M.
Wiatr momentami dość silny, najpierw z W, potem z WSW.
Sakwy najpierw ciężkie, potem jeszcze bardziej, potem nieco mniej, a na koniec lekkie.

  • DST 5.00km
  • Teren 0.10km
  • Czas 00:13
  • VAVG 23.08km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć pożyteczna

Piątek, 24 maja 2013 · dodano: 24.05.2013 | Komentarze 1

Z okazji wolnego: nieforemna pętelka wokół M. z dwoma młotkami, celem skucia nielegalnych wg przepisów o drogach rowerowych (czyli ponadcentymetrowych) krawężników na tychże. Skute częściowo skutecznie - krawężników szt. 5.
A wszystko w mżawce i wietrze, choć słońca trochę też przebijało.
Nie dziękujcie, zrobiłem to głównie z myślą o sobie ;p
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 24.10km
  • Czas 01:07
  • VAVG 21.58km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć zajechana

Czwartek, 23 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 2

Od M. do p. na P. starą trasą - po drodze pas rowerowy zajechany przez parkującą krowę czterokołową, a wcześniej wymuszenie pierwszeństwa poprzez wyjechanie z bocznej ulicy jakiegoś dostawczaka.
Z p. na P. do M. via buspasy i dedeerówę - tym razem nieudana próba zajechania drogi. Ja nie wyhamowałem, ale potencjalny zajeżdżacz wyhamował, co skończyło się łukowatym ominięciem tegoż przez mła. Nawet machał przepraszająco.
Wiatr niezbyt silny z kierunków eN; sakwy dość lekkie. Rano momentami mżawka.
A prawa łydka coś przetrenowana, więc też w pewnej mierze zajechana.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 45.60km
  • Teren 1.90km
  • Czas 02:02
  • VAVG 22.43km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Peryferyjnie i szpitalnie

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 0

Z rana od M. do R. z bocznym wiatrem i pod boczny wiatr via Rude Opłotki (opcja terenowa) - stąd z ciężkimi od wałówy sakwami i takim samym wiatrem do Własnego Szpitala Rodzonego - stąd z lekkimi sakwami do p. na P., a stąd znów z ciężkimi od celulozy wszelakiej sakwami, za to ze sprzyjającym wiatrem - do M.

  • DST 30.90km
  • Czas 01:27
  • VAVG 21.31km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć chorowita

Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 0

Z rana od M. do d. via szpital S.S. celem odebrania płucorentgena.
Z d. do p. na P.
A z p. na P. do M. via chora koleżanka Kaloryna, której należarło zawieźć oscypek.
Wiatr kołujący - a tak się złożyło, że i tak przeważnie w pysk.
Cały dzień dość ciężkie sakwy.
Kategoria 1. Only Uć