Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 86451.51 kilometrów - w tym 3391.92 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.98 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a teraz BATONY NA BOCZKU:
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:1158.10 km (w terenie 78.30 km; 6.76%)
Czas w ruchu:53:19
Średnia prędkość:21.72 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:41.36 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • DST 43.90km
  • Teren 5.30km
  • Czas 01:57
  • VAVG 22.51km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opłotki i Uć bardzo urozmaicone

Poniedziałek, 30 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 15

Rano w szronie ścielącym się w miejscach cienistych i z lekkim wiatrem od M. do p. na L. trasą najkrótszą, jeśli chodzi o opłotki - wspaniale się jechało, co zaowocowało poprawieniem aż o 5 minut czasu dojazdu na miejsce - nowy rekord: 53 minuty! :D W ustanowieniu rekordu pomogły też psy w okolicach ulicy Rodzinnej, które, w myśl zasady "pies najlepszym przyjacielem człowieka oraz najlepszym trenerem rowerzysty" postanowiły urządzić mi trening ;)
Z p. na L. do R. opcją terenowych dróżek Parku Lublinowego.
A od R. do M. via miasto - trochę bocznymi ulicami, które mimo wieczoru okazały się mocno zakorkowane, trochę asfaltową dedeerówą - a wszystko tym razem pod wiatr, więc wspaniałą średnią z rana trafił szlag, ale tylko do momentu, gdy na przedostatniej prostej tym razem pojedynczy brytfan postanowił pobiegać za rowerem ;)
Sakwy najpierw lekkie, od R. pełne sałatki, lecza, owoców i takich tam różnych, więc wprawdzie cięższe, ale za to uskrzydlały!

  • DST 38.70km
  • Teren 4.30km
  • Czas 01:43
  • VAVG 22.54km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opłotki bez przygód

Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 0

Od M. do p. na K. via dawny Las Złote Wesele; z p. na K. do M. opcją okrężną i uterenowioną: najpierw via Denny Lasek, potem m.in. Stawy Stefanusa i Rudy Las (oraz Opłotki), na koniec jeszcze pętelka wokół Wytwórni Dellicji :)
Wiatr z E - rano słaby, na powrocie w twarz, umiarkowany. Ale, że słoneczność, więc i tak się śmigało wspaniale!
Sakwy lekkie.

  • DST 33.20km
  • Teren 4.60km
  • Czas 01:37
  • VAVG 20.54km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć bez przygód

Sobota, 28 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 2

Od M. do p. na K. kompletnie bez przygód.
I z p. na K. do d. też kompletnie bez przygód.
A z d. do M. wraz z M. i opcją terenowo-kosodrzewinowo-lavinkową - nawet chwilę lekko kropiło.
Poza tym mocno wiało cały dzień z NW.
Sakwy lekkie.

  • DST 141.90km
  • Teren 2.30km
  • Czas 05:52
  • VAVG 24.19km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wawa z (sic!)kolejnymi przygodami

Piątek, 27 września 2013 · dodano: 27.09.2013 | Komentarze 8

Od rana lekko mżyło, ale po chwili przestało - w drogę - za Uć, za Opłotki - na kolejną (rowerową) setkę!
Tym razem, jak zwykle, choć przez przypadek w tym roku, co 3 miesiące, dwudziestego siódmego - do Wawy. Trasą niemal niezmienną - pierwsza, nieduża modyfikacja przed Brzezinami - zamiast przez Wiączyński Las, gdzie zapewne dużo błota (szkoda napędu - świeżo wyczyszczony!) asfaltami via Eufeminów z Eufeminą. W Miałczewie jakiś frustrat strąbił mnie przeraźliwie, ponieważ jechałem zwyczajnie, tj. wg przepisów, ale był lekki łuk i pewnie mnie w swym szalonym pędzie raczył zobaczyć w ostatniej chwili. Wszak odblaski i kolorowe ciuchy rowerowe zza krzaka są kompletnie niewidoczne! Zresztą może to nie frustrat, a jakiś znajomy i mnie pozdrawiał. To, że znaczny procent moich znajomych stanowią jednocześnie frustraci, to nie ma nic do rzeczy :p
Z B-zin do Łyszkowic z krótkim postojem w Terezinie w miejscu martyrologicznym, dalej na Bełchów, gdzie dłuższy postój na picie (1 l Mountain Dew) i żarcie (czekolada karmelowa o smaku Milki - 280 g! To się nazywa przeciążenie!;)
Stąd nieco inaczej, by ominąć krzyżówkę A2 z obwodnicą Nieborowa - zrobili to tak, że górą (na wiadukcie) zakaz jazdy rowerem, a dołem leci A2 i się nie da. Polska, mieszkam w Polsce... Po nadrobieniu kilometra objechałem szczyt polskiej myśli współczesnego drogownictwa techniczną - częściowo asfaltową, a częściowo polną, bo im się nie chciało dokończyć (wiadomo, już jest po Euro:P).
W Nieborowie roboty drogowe - walcują pod pałacem ino się nie kurzy. Stąd via Bolimów i Humin (kolejny krótki postój) do Czerw.Niwy, gdzie spotkanie z kol. Meteorem, przekazanie giftów dla Kluski i skrzynek oraz ogólnie, szybkie conieco - i dalej wspólnie aż do Błonia, które osiągnęliśmy po godzince z maleńkim haczykiem. W Błoniu kolejne papu (jak ja lubię wycieczki rowerowe!:D) - i Meteor poleciał na Żyr., a ja znów stałą trasą (po drodze kolejne naprawy dróg - tym razem w Domaniewku) via Konotopa na pobliski cmentarz zapalić. Po zapaleniu - już była Wawa (od M. do granicy miasta 123,9 km w 5 h 3 minuty) i jak zawsze ruchliwą Połczyńską na Zachodni.
I tu się miały skończyć przygody, ale się dopiero zaczęły - polskie koleje mogą się równać tylko i wyłącznie z resztą tego pięknego kraju... Najpierw pani w kasie nie powiedziała mi, z którego peronu odjeżdża pociąg. Ponieważ wszystkie do miasta Uć odjeżdżają z szóstego - polazłem na 6 - ale tknięty zasadą ograniczonego zaufania do dróg żelaznych spojrzałem na ogólną tablicę przyjazdów i odjazdów ciapągów - a tu nie ma takiego, którym miałem jechać (do Skierniewic, bo tam przesiadka). Akurat pałętali się odblaskowi Panowie Sokiści - wiadomo - noszą odblaski, to odpowiedzialne ludzie są. Zapytałem - powiedzieli, że sprawdzą na takim spec-wyświetlaczu przy schodach. Poszli sprawdzić. Nie ma ich, nie ma ciapągu - w końcu zbliżyła się niebezpiecznie godzina W (W jak Wyjazd) - ale, że wszystko ogólnie pospóźniane, no to czekam jeszcze 5 minut i idę do Panów - a ci: "Tak, 17.15 - z TRZECIEGO". Patrzę na zegarek - a tu już 17.20coś! Nożesz ich! :/ Szlag mnie prawie trafił na nich - podziękowałem za "pomoc" - i dalej kombinować co tu zrobić, bo ze Sk-wic miałem od razu przesiadkę na Uć, a teraz następny tamże dopiero za godzinę i nie wiadomo co dalej! Po zadzwonieniu do M. okazało się, że czeka mnie 2h czekania na dworcu w Sk-wicach. Co robić. Jeść.
Po godzinie oczekiwania na Zachodniej wsiadłem do ciapągu (typ jednostkowy z miejscem na rower na końcu - bagażówka), wsiadło też kilku chłopa. Siedli na ławeczkach, zapalili papierosy - wyciągnęli flaszki. Balanga znacit. Kilku jeszcze trzeźwych (wizualnie), kilku ledwo na nogach, piwko-flaszka-fajki-karty. I ananas. Ananasa miał Pan Bolek, który najmniej się trzymał na nogach - i co pociąg zmieniał tor, to Pan Bolek lądował - a to na ścianie, a to na Meridzie, a to na siedzisku. Ananas, zwany popularnie w trakcie imprezy "kaktusem" też się kulał - to tam, to siam. Po chwili, podczas jakiegoś gwałtowniejszego hamowania przewróciła się otwarta puszka z piwem Panu Bolku - kolejną więc rozrywką było obserwowanie potoczków piwnych płynących po podłodze w rytm przyspieszeń i zwolnień kolei - raz do przodu, raz do tyłu, czasem na boki. Coraz więcej jednak natrafiało owo piwo przeszkód po drodze, bo też i coraz więcej niedopałków lądowało na niej. Natomiast flaszka, puszki i inne większe gabaryty grzecznie wyskakiwały przez otwarte okna w noc. I tak to trwało: Kaktus, Bolek, strużki, dym z tytoniu. W końcu się wynieśli - w Radziwiłowie. W Skierniewicach wysiadłem nasiąknięty wrażeniami żywcem (i okocimiem) jak ze Stasiuka. Z tego wszystkiego objechałem jeszcze kawalątek miasta przez pomyłkę i w deszczu, bo mi się ubrdało, że muszę na wiadukt, by z wiaduktu na inny peron. A wystarczyło z drugiej strony wejść po schodkach.
Na dworcu pięknym pani w kasie powiedziała, że za pół godziny mam dobry ciapociąg, tyle, że nie (jak planowałem) do Uć-Jędrusiowa, a do Uć-Widzewnicy - więc będzie potrzebna dopłata (już w pociągu). Pociąg - nasz ucki, marszałkowki! - przyjechał kwadrans spóźniony, ale w środku cieplutko, suchutko, ani Pana Bolka, ani kaktusa, tylko tv z propagandą regionu. W dodatku prawie nadrobił spóźnienie, więc ostatecznie u M. byłem 1,5 h później, niż miałem być, ale też i 1,5 h wcześniej, niż to groziło w wersji pesymistycznej. Oczywiście jeszcze mnie zlało na koniec, bo dzień bez zmokniętego rowerzysty to dzień dla świata stracony!
Wiatry cały dzień sprzyjały - stąd wysoka średnia - i to bez zbytniego żyłowania. Pierwsze 40 km to wiatr boczny i tylno-boczny, słaby do umiarkowanego. Pozostała część trasy to niemal idealnie tylny wiatr - umiarkowany, momentami dość silny. Krótkie, kilkusetmetrowe odcinki pod wiatr dawały do zrozumienia, na ile umiarkowany - a na ile silny ;)
Sakwy dość ciężkie, w miarę pozbywania się giftów i innych zniczy - coraz lżejsze.

A tu jest relacja kol. Meteora: http://meteor2017.bikestats.pl/1030329,Z-huannem-do-Blonia.html

  • DST 56.30km
  • Teren 9.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 21.52km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru (niekoniecznie) jak po maślaku

Czwartek, 26 września 2013 · dodano: 26.09.2013 | Komentarze 0

Po chłodnym noclegu na dziale - poranne zbieranie grzybów w siąpiącym deszczu. Zebrano co następuje: 3 podgrzybki działowe i około 20 maślaków nad rzeczką (opodal krzaczka). Po generalnym przemoczeniu wszystkiego nieco suszenia - i w drogę na abarot - do M.
Z sakwami ciężkimi od wszystkiego oraz dodatkowo grzybów najpierw do Jamborowego Sklepu, gdzie zakupiono (i systematycznie pożarto) 1 sztukę Góralek i 1 sztukę Princessy.
Następnie terenowo (w międzyczasie ostatecznie się wypadało) na Dukatowy Młyn, a dalej na Borgi, Mrogi i Ślądkowice Trzy Łasice. Stąd drogą leśną znaną z Setki po Ucku na Dłutówkowe Opłotki i Budy - i dalej w stronę Tuszynkowa - opcja przez Czyżeminów okazała się częściowo terenowa, błota miejscami okropne.
Z Tuszynkowa już całkiem klasycznie via Kalinko, Kalinko, Kalinko moje - a tuż przed metą jeszcze dwie zawijki - jedna na cmentarz po znicze, a druga wokół bloku M.
Wiatr dość silny, bardzo męczący - typ 'wciskający' w podłoże - i mimo, że generalnie skośny, bardzo złomotał formę i skutecznie opóźnił powrót powodując konieczność kilku postojów po drodze.
Na koniec jeszcze wyszło trochę słonka, ale ciepło to dziś nie było.
Oraz tym razem dwie próby rozjechania - przez ciężarówkę koło Budów i osobówkę w Wyskwitnie.

  • DST 53.60km
  • Teren 7.10km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.81km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przez Rudą do Jamboru

Środa, 25 września 2013 · dodano: 26.09.2013 | Komentarze 2

Najpierw od M. do p. na L. via Ruda - opcja nieco terenowa, błotka tam i siam.
Z p. na L. szybki myk do Jamboru na działę - najpierw koszmarnymi piasko-błotnymi drogami Lublinowego Lasu i jeszcze okropniejszą płytówą obok lotniska, potem tradycyjnie przez Górę Pawianicką i dalej technicznymi wzdłuż obwodnicy Pawianic, na koniec na Ldzań (tu strasznie poharatana przez pojazdy budowy S8 asfaltówka), kładkę obok młyna Denar, do szosy głównej w Gustawinie - i szosą kawałek, a mimo to i tak próbował mnie rozjechać tir. Ostatni kilometr Sosnową Avenue na działę.
Wiatr słaby z NW i N, więc tyleż przeszkadzał rano, co pomógł pod wieczór. Ogólnie rano słońce, a pod wieczór chmurnie.
Sakwy bardzo zapchane.

  • DST 48.70km
  • Teren 2.80km
  • Czas 02:08
  • VAVG 22.83km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opłotki z psami

Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 24.09.2013 | Komentarze 9

Od M. do p. na L. via Rude Opłotki trasą nieco terenową - nieco, bo po ostatnich ulewach wolałem nie ładować się w miejsca, gdzie błoto i tak zazwyczaj zalega po piasty. Stąd nieco na okrętkę.
Z p. na L. do M. - najpierw większą pętelką na Denny Lasek (błota niet!), potem jak zazwyczaj, a na koniec dodatkowo pętelka wokół Montowni Dellicji. Po drodze spotkałem wiele wyległych psów, przeważnie starych, lub takie sprawiające wrażenie - wilczur truchczący, brodacz człapiący, ten, co zwykle kundlik trikolor typu szpic spod wodociągów i jakieś jeszcze. I jeden czarno-biały jak telewizor rubin kot.
Sakwy takie tam.
Wiatr umiarkowany z NW - więc rano nieco przeszkadzał, a wieczorem zazwyczaj pomagał. I nareszcie bez dżdżu - a nawet chwilami świeciło takie żółte coś. Może stąd te psy. Chyba, że z syriusza?...

  • DST 24.30km
  • Czas 01:07
  • VAVG 21.76km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć podwodna #2

Poniedziałek, 23 września 2013 · dodano: 23.09.2013 | Komentarze 4

Od M. do p. na P. w zmagającym się ulewnym deszczu i pod silny wiatr. Masakra, panta rei włącznie z gaciami wewnętrznymi.
Z p. na P. już tylko w podsuszono-wilgotnej kreacji i w mżawce oraz na szczęście z wiatrem.
Ze względu na złą widoczność w deszczu i chlapanie pojazdów samochodowych - główne dedeerówą W-Z (a z powrotem Z-w).
Na koniec kółeczko dla wątpliwej zdrowotności wokół bloku M.
Sakwy z chlupotem, a z powrotem dodatkowo załadowane zdobyczną celulozą zawiniętą szczelnie, by się nie zmarnowała.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 23.50km
  • Czas 01:00
  • VAVG 23.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć opustoszała

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 4

Od M. do p. na P. pod umiarkowany wiatr - z p. na P. do M. z takimż wiatrem, tylko dedeerówą W-Z.
Wspaniale, opustoszałe z okazji niedzieli ulice, a zwłaszcza dedeerówa (opustoszała zapewne z powodu tego, że "zimno") sprawiły, że średnia wyszła jak na trasie! Ja chcę zawsze jeździć w niedzielę do p. na P. - a w tygodniu mieć wolne ;)
Sakwy lekkie.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 59.40km
  • Teren 13.50km
  • Czas 03:12
  • VAVG 18.56km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

(Not only) Tour de Kalonka

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 8

Od rana z M. na Tour de Kalonka - rajd pieszo-rowerowy po Parku Krajobrazowym Uniesień Uckich. Najpierw pojechaliśmy na start nieco okrężnicą, bo przez Wiączyń i Grabinę. Na części rowerowej były do wyboru 3 trasy - wybraliśmy ambitnie najłatwiejszą i najkrótszą, a co - jak szaleć z brakiem szaleństw - to szaleć!
Jazda była generalnie w tempie iście spacerowym, ale była jednocześnie dobrą okazją do dorobienia nieco kilometrów w terenie. Po przejechaniu w grupce kilkudziesięciu rowerzystów 16,4 km - wróciliśmy na miejsce startu - na koniec nieco zniecierpliwiony dotychczasowym tempem dałem w długą pod wiatr, co zaowocowało przyjazdem jako pierwszy na metę ;)
Tu przydziałowa zalewajka (i druga na krzywy ryj - na Kalonce już tradycyjnie łapiemy się na zalewajkę na krzywym ryju;) - potem kiełbaski z rusztu, ciasto domowe, kawka... Żryć, nie umierać - zwłaszcza, że piękne słoneczko wyszło przy tym, a atmosferę Iwentu (określenie wg jednego ze sponsorów) umilał zespół (określenie wg zapowiadającego) Raczej Śpiewaczy "Seniorki z Kalonki". Potem były jakieś panny (ale nie z Wilka, mimo, że iwaszkiewiczowskie Byszewa też znalazły się dziś na naszej trasie), jeno śpiewające "Jadę na rowerze słuchaj Damian do Bylegdzie". Może to były Młódki z pobliskiej Wódki? W każdym razie ani nie beczały jak Owca z pobliskiego Bukowca, ani (chyba?) nie były to Kochanki z pobliskiej Kopanki...
Na koniec imprezy było jeszcze losowanie cennych nagród (w tym rowerów), ale, że mieliśmy własne, to nic nie wygraliśmy, tylko pojechaliśmy - znów przeważnie wertepiasto, bo na zachód strefą krawędziową Uniesień oraz przez Arturów do d. - a stamtąd jeszcze na zakupy do Manu (gdzie m.in. M. wzbogaciła się o nową nóżkę) - i już prosto z powrotem (nareszcie z wiatrem!) do M. - a że terenu nigdy (a przynajmniej dziś;p) za mało - to jeszcze pocięliśmy opłotkami lavinkowo-kosodrzewiniastymi i dawnym traktem, więc na miejscu byliśmy już o zmroku.
Sakwy ciężkawe cały dzień - jakieś książki, zakupy i 100 tysięcy innych drobiazgów - ale ponownie zorganizowanych, dzięki zakupowi nowej skrzyneczki na narzędzia rowerowe :)