Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 100.10km
  • Teren 8.50km
  • Czas 04:29
  • VAVG 22.33km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wpadlim na dzień do Tomaszowa

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 7

Od rana postanowiliśmy z M. ruszyć na podbój Tomaszowa, z racji korzystnego wiatru oraz miłej perspektywy powrotu pekapem. Jak postanowiliśmy – tak wystartowaliśmy. Początkowo opłotkami miasta Uć – w Feliksinie minęła nas grupa czterech sympatycznych szosowców i się nawet ładnie przywitali, więc w nagrodę wsiadłem im na koło kładąc się w lemondce. Niestety, za chwilę musieliśmy odbić w terenową gruntówę, by nie telepać się fatalną dedeerówą w Pilśniowej Dziurze :p
Minąwszy kościół pełen procesjonistów, pomknęliśmy trochę asfaltami, trochę wertepem na Bukowiec i Zieloną Dziurę – tu dwa bażanty na środku szosy – jeden skoczył w lewo, drugi w prawo, a ja za nimi! Koło Benia Fefnaftego zrobiliśmy krótką przerwę i okazało się, że właśnie są maliny! ;D Po pożarciu pojechaliśmy na Borową, potem (przy bocznym wietrze) na Chrusty Stare i Nowe, wskoczyliśmy na chwilkę na główną szosę Koszulki – Baby, by po chwili skręcić na Mikołajów. Już wcześniej zresztą widzieliśmy drogowskaz mówiący "Stajnia Mikołajów" - a ja naiwny zawsze wierzyłem w stajnię reniferów... W Mikołajowie w pędzie wypatrzyłem w przydrożnej kępie drzew tabliczkę z napisem (jak mi się zdawało) „Tu leżą Niemcy” – po ostrym hamowaniu i zawróceniu okazało się jednak, że to napis mówiący „Nie wyrzucać śmieci” :D – jak to podświadomość czasem hula, niczym wiatr w polu! To jednak zwiastowało początek dzisiejszego cyklogrobbingu – odwiedziliśmy w kilku kolejnych wsiach łącznie 6 cmentarzyków ewangelickich w stanie następującym:
  • 1.Wilkucice – zachowało się kilka nagrobków
  • 2.Maksymilianów – cmentarzyk kompletnie zachęchany, busz istny na skraju pól i lasu, nawet właściwie bez dojazdu (dojechaliśmy miedzą z trawą po pies) – nic nie zostało
  • 3.Łączkowice – niby we wsi, ale bez dojazdu (od strony szosy ktoś sobie działkę zrobił) – zachowało się parę grobów i stare dęby
  • 4.Ciosny – w szczerym, piaszczystym polu kępa drzew – zachowane fragmenty muru od strony wsi i kilka grobów, w tym dwa powojenne
  • 5.Aleksandrów – zachowane obmurowania grobów, na których wyrosły bujne chaszcze, ponadto teren zadziwiająco bezkrzaczasty (las brzozowo-sosnowy z dużymi drzewami liściastymi typu cmentarnego – w runie zaś zatrzęsienie poziomek, ach mniam! :D
  • 6.Lipianki – zachowany kawałeczek muru i pojedyncze nagrobki, bardzo rozległy teren bardziej już przypominający las niż cmentarz.
Z Lipianek był już tylko rzut beretem do Ujazdu (po drodze resztka wiatraka) – w Ujeździe przy ładnie odnowionym rynku z nieśmiertelną Kościuszką i fontanną oraz studnią był czynny spożywczak, więc kupiliśmy picie (bo nam się skończyło właśnie) i zjedliśmy jakieś drobiazgi wiezione od rana. Pokrzepieni, włamaliśmy się boczną furteczką z niedźwiedziami do parku pałacowego – bardzo miłe, malownicze miejsce z licznymi stawikami i równie licznym, choć nieco poprzewracanym starodrzewem – a najciekawszy sam pałac, widać właśnie kończy się jego remont generalny. Pokręciliśmy się po parku, potem obejrzeliśmy kościół i pojechaliśmy znów trochę z bocznym wiatrem gładziutkim asfaltem w kierunku Wolborza. W miejscowości Wygoda, gdzie skręciliśmy na Tomaszów skończyła się wygoda z asfaltem, a zaczął boczny-kostropaty. Jednak z kolei zrobiło się niemal idealnie z wiatrem, więc nawet nie obejrzeliśmy się, jak był już wiadukt nad Gierkówą i zaczął się Tomaszów. Dojechaliśmy nieco pokrętnie do rynku – a tu remont. Na szczęście moja ulubiona uliczka Rzeźnicza nietknięta i miła pani siedząca przy zamkniętej siedzibie Towarzystwa Przyjaciół, Kolegów, Jak Również Koleżanek i Miłośników Tomaszowa specjalnie poszła po inną, ta z kolei nam otworzyła podwoje, by dać jakiś stary przewodnik po angielsku po mieście, bo nieśmiało żeśmy jej spytali, czy ma może jakiś plan? (myśmy nie mieli, a godzina była jeszcze dość wczesna i wypadałoby pozwiedzać) – cóż, ważne są intencje ;)
Po przestudiowaniu dokładniejszym przewodnika, a zwłaszcza mapy ogólnej okazało się, że możemy obejrzeć jeszcze jeden cmentarz – tym razem żydowski. Po dotarciu na miejsce okazał się niestety zamknięty, więc pojechaliśmy w stronę dworca pekap (oglądając jeszcze po drodze ładny, postewangelicki kościół ze spiczastą wieżyczką), by upewnić się, że pociąg, którym planowaliśmy powrót na pewno dziś jeździ. Otóż jeździ, a myśmy mieli jeszcze godzinkę – no to w długą do Skansenu Rzeki Pilicy. Po dotarciu na miejsce pooglądaliśmy przez płot, bo się zrobiło późno – i z powrotem (inną trasą i niestety pod wiatr) na dworzec. Po drodze jakieś kostkowe dedeery i cepery, bleh! Ale za to na dworcu są pyyyyyszne lody ogromne – nazywają się średnie i kosztują 3,50 – ogonek do nich spory, ale warto! M. wzięła czekoladowy, ja malinowy, wchłonęliśmy ino migiem i już był za moment szynobus na Uć – władowaliśmy się z chyba 10 innymi rowerami, grzecznie powiesiliśmy nasze na hakach (Meridzia dyndała całą drogę, bo tylne koło było za grube i nie weszło w spec-zaczep;). Po głodzinie była już Uć – wysiedliśmy na K., M. pojechała już najkrótszą do siebie, a ja skoczyłem jeszcze na chwilę do d. podlać k. – pod blokiem nadziałem się jeszcze na takiego rowerowego sąsiada, co go z Lavinką i Meteorem one gdaj temu zapoznaliśmy – i znów mi doradzał to i owo ;)
A z d. klasyczną trasą znów z wiatrem do M., więc quasiczasówka by poprawić średnią iście terenową dziś, a na koniec jeszcze jakieś dzikie pętelki wokół trzech bloków na krzyż, by dociągnąć do tej kolejnej setki.
Sakwy cały dzień niezbyt ciężkie – silny wiatr z W (momentami NW) sprawiał, że jechało się przeważnie znakomicie, choć krótkie odcinki z bocznym, albo przednio-bocznym nieco dawały w kość.


Komentarze
lavinka
| 14:19 sobota, 21 czerwca 2014 | linkuj Dobre sąsiedzkie rady zawsze w cenie :)
huann
| 21:19 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj Zapewne "Spaleni słońcem" ;)
Gość wariag | 09:46 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj ... a ja Słonimskiego recenzje filmowe w formie felietoników ;) Ponoć nawet je wydali swego czasu w jakiejś formie do kupy zebranej ... o, może sąsiad będzie wiedział pod jakim tytułem ?
huann
| 09:31 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj Ze słonych rzeczy najbardziej lubię słonyne i słoneczniki ;)
Gość wariag | 08:52 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj Do wtorku, hmm ...wobec takiej jawnej niesprawiedliwości społecznej spływa mi do warg kropelka słona :(
huann
| 07:52 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj Taaak, to ten! :D
Odżyczam zatem równie miłego - takoż ze stanowiska aż do wtorku włącznie ;)
Gość wariag | 05:50 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj Sąsiad to ten znawca literatury ?
Miłego dłuuugiego łikendu życzę wujkowi ze stanowiska pracy :(
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!