Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89649.69 kilometrów - w tym 3458.39 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2025 button stats bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 40.60km
  • Teren 1.50km
  • Czas 02:01
  • VAVG 20.13km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

SzweDaNie.pl - dz. 5: na plażę

Wtorek, 19 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 5

Trasa:
Paradisbakkerne - Gryet - Bodilsker - Balka - Snogabaek - Dueodde - Balka - Nexo - Paradisbakkerne

Poranek, bodaj po kolejnej nocnej ulewie (nie pomnę już, ciężko zliczyć) wstał o ćwierć nieba lepszy - choć nadal bardzo mocno wiało z SWS (czy tam SSW;) - no ale ileż można czekać na zmiłuj? Nie ma zmiłuj - trzeba zwiedzać! Pojechaliśmy najpierw nieco na zachód przez pagórki (czyli lasami), a następnie skręciliśmy na SES (albo SSE?), by wiatr nas nie zwiał na abarot do namiotu ;) Naszym celem było najpierw największe skupisko menhirów na wypie - całe 62 sztuki - czyli Gryet. Po zwiedzeniu był już rzut menhirem do kościółka w Bodilsker. Kilkaset ostatnich metrów centralnie pod wiatr sprawiło, że zacząłem nielubić jazdę na rowerze ;p
Kościółek znany jest przede wszystkim z niezwykłego kamienia w kształcie kapelutka wmurowanego w dzwonnicę - legenda głosi, że to sam diabeł rzucił swym nakryciem głowy w księdza, który schronił się w kościele - i kapelusz, trafiwszy w dzwonnicę - skamieniał. A sam kościółek równie ciekawy, romański, biały i otwarty - w środku ulotki (po polsku też!) i moc staroci (w tym z początków chrześcijaństwa na wyspie - z runami i różne tam takie), a ponadto okazało się, że mimo nikogutka otwarta jest wieża kościelna i można wejść na samą górę (a potem nawet na strych!) i zerknąć na drewnianą więźbę dachową od wewnątrz! U nas kościoły składają się głównie z zamknięć, krat i zakazów - a tu proszę: kościółek blisko tysiąc lat, a nikt nie pilnuje, czy jacyś Polac..., pardąs, miejscowi wandale ognia na strychu nie podkładają... Ech po raz kolejny - piękny kraj!
Z kościółka ruszyliśmy z tylno-boczną wichurą z górki na południowo-wschodnie wybrzeże - do mikrokurortowioski o nazwie Balka. Tam postój przy plaży - i oczywiście znów nici z plażowania, bo przyszła wielka czarna chmura, ale na szczęście przeszła nieco bokiem. W każdym razie gdyby coś - można się było schować w plażowych kiblach - a są to rzecz jasna nie żadne toy-toye, ale czyściutkie ubikacjo-łazienki z lustrem i ręcznikami (papierowymi). Żryć - nie umierać. Czekaliśmy więc w pogotowiu na opad, ale tym razem nie nastąpił, więc zjedliśmy przywiezione wiktuały na drewnianej ławie opodal - podczas posiłku bardzo chciał też jeść mikrokokierspaniel - ale pan ratownik (bo jego ów ci był) go odwołał.
Z Balki (via Snogebaek) znów jechaliśmy bardziej pod wiatr, ale wkrótce zaczęły się lasy przybrzeżne, więc jakoś dawało radę. Kolejny postój zrobiliśmy koło Broens Odde - niezwykłe to miejsce, gdzie na kilkuset metrach plaża zanika na korzyść ogromnych płaskich głazów porysowanych przez lodowiec - miejsce, gdzie ziemia i morze przenikają się wzajemnie tworząc labirynt kanalików dla mew, kaczek i nurzyków ;) W lesie zaś ukrytych sporo urokliwych letnich domków pod wynajem. Obok ujście leśnego strumyka. Piknie. Niestety, tylko pogoda zrobiła się całkowicie pochmurzona, więc znów za długo na plaży nie zabawiliśmy.
Trzecie podejście pt. 'plażujemy' to pobliskie, znane nam już Dueodde - niestety - 10 minut lało, ale na szczęście udało się schronić pod okap jakiegoś domku letniskowego i przeczekać. Podjechaliśmy pod latarnię (nadal zamknięta), M. została  i rowery też, a ja ruszyłem drogą przez wydmy w kierunku najszerszej plaży na wyspie. Sama ścieżka błądziła między górami piachu, a jak już się wydawało, że za ostatnią górką będzie morze - było... na horyzoncie. A pomiędzy wydmami, a plażą - ogromna, piacholubna łąka zielona z jakiejś specjalnej słonolubnej turzycy. Malowniczość miejsca dodała mi skrzydeł, więc pognałem co pe-gaz wyskoczy na plażę i w ten sposób pieszkom zdobyłem najpołudniowszy cypel wyspy. Na plaży wiało pieruńsko, więc trochę w te, trochę wefte - i odwrót. Wśród wydm odnalazłem wygodny drewniany chodniczek z desek, więc po powrocie pod latarnię (tym razem przez piękne wrzosowisko) namówiłem M., by podjechać rowerami jeszcze raz nad samo morze. Posiedzieliśmy za wydmą na zawietrznej nieco - i trzeba było już wracać na nasz biwak z nadzieją, że tym razem namiotu nie zalało. Powrót do Balki nieco inną drogą, ale z tylno-bocznym wiatrem - stąd już niedaleko (via pastwisko z wrzosami, kozami i owcami) do Neksia - w Neksiu tradycyjne zakupy w Netto. Ponieważ, o dziwo, nieco się wypogodziło, więc obejrzeliśmy jeszcze miasteczko nieco dokładniej (kościół, rynek, muzeum z zewnątrz) - ładne, ale chyba najmniej ciekawe z dotychczasowych. Oczywiście bardzo zadbane i czyste, ale jakieś takie bez większego uroku. Po czym (aby było ciekawiej) nieco inną trasą dobiliśmy na nasz biwak. W namiocie nieco wody. Dobranoc.



Komentarze
huann
| 20:54 czwartek, 4 września 2014 | linkuj i ósmy też.
huann
| 19:58 czwartek, 4 września 2014 | linkuj ...a tak już dzień szósty i siódmy gotowe!
Gość wariag | 19:31 czwartek, 4 września 2014 | linkuj Toteż nie sądzę aby go wujek kupił bo prawdopodobnie wpis by się zakończył na dniu 5-tym ;)
huann
| 19:13 czwartek, 4 września 2014 | linkuj Z pewnością zaś, nomen-omen, słono kosztuje ;)
Gość wariag | 08:32 czwartek, 4 września 2014 | linkuj Ser owczy z takiej nadmorskiej, wrzosowej łąki musi być pieruńsko smaczny.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!