Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 41.00km
  • Teren 2.60km
  • Czas 02:12
  • VAVG 18.64km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

SzweDaNie.pl - dz. 7: Bornholmska Riwiera

Czwartek, 21 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 2

Trasa:
Listed - Bolshavn - Saltuna - Melsted - Gudhjem - Helligdomsklipperne - Dondal - Tejn - Sandkaas - Allinge - Egelslokkegaard

Od rana wstaliśmy z mocnym przekonaniem, że zwijamy się i jedziemy na północ. A tu raz słońce - a raz - kapu-kap... Suszenie namiotu i pakowanie w tych warunkach trwało więc ładnych parę godzin - ze śniadanka z rybą na talerzu w mieście z łabędziem w herbie zatem nici :( W międzyczasie wreszcie (po pięciu dniach!) zjawił się Pan Gospodarz biwakowiska i miło nas spytał, ile dni byliśmy. I przeliczył to na korony ;>
W końcu wytoczyliśmy się z biwakowiska żegnając Rajskie Pagórki. Jeśli w raju jest taka aura, to znaczy, że jest położony w jakiejś dziurawej Łodzi ;))
Jadąc na północ minęliśmy znany nam już Sankt Ibs Kirke i cały peleton niemieckich turystów w kolorowych kamizelkach: malowniczy widok! A potem widok się jeszcze bardziej umalowniczył: na horyzoncie pokazało się morze, a na horyzoncie tego horyzontu zamajaczyły słynne Wyspy Groszkowe - czyli mikroarchipelag położony kilkanaście kilometrów od Bornholmu. W planach było również je odwiedzić, ale jak czas pokazał - nic z tego nie wyszło. Na razie jednak błyszczały w oddali w słońcu.
Ominąwszy Svaneke dojechaliśmy do Listed - i odtąd podróżowaliśmy dokładnie wzdłuż wybrzeża. Czym bliżej było Gudhjem, tym droga rowerowa asfaltowa robiła coraz więcej zakrętasów - i zaczęły się podjazdy oraz zjazdy - na tym odcinku maksymalne nachylenie to 10% (na szczęście w tę stronę - na zjeździe). Znów zrobiło się też pod wiatr - silny, choć nie tak huraganowy jak przez ostatnich kilka dni. Jechało się więc dość statecznie ;) Na wjeździe do Gudhjem był kolejny wiatrak - i kolejna chmura. Zrobiliśmy szybkie zakupy w miejscowym markecie - i ledwo zdążyliśmy wjechać do miasteczka - a tu znów lujnęło! :/ Na szczęście szybko znaleźliśmy kawiarenkę z parasolami i nawet nie zmokliśmy specjalnie. Po parunastu minutach przeleciało, więc zostawiliśmy rowery przezornie pod parasolami (ze wszystkimi gratami w sakwach! - u nas nie do pomyślenia) i poszliśmy poznać uroki Gudhjem. A jest co poznawać - miasteczko uchodzi za najpiękniejsze na wyspie - i jest w tym sporo racji: morze czerwonych dachówek łączy się z błękitem morza, a amfiteatralne położenie nad małą zatoką i na cyplu sprawia, że widok bardziej przypomina jakąś Chorwację i Adriatyk, a nie Danię i Bałtyk... zresztą nasze rowery grzecznie parkowały tuż obok drzewka figowego :D
Odnaleźliśmy wędzarnię - i wkroczyliśmy do środka. Okazało się, że jest możliwość zamówienia tzw. 'rybnego bufetu' - w cenie ok. 70-80 zł (w zależności od wędzarni) dostaje się duży talerz - i hulaj tusza - w środku stoi sobie np. cała szalupa rybacka wypełniona lodem, a na tym lodzie w półmiskach dziesiątki dań rybnych... również na gorąco (wtedy nie na lodzie). Ponadto sałatki, sosy, pieczywo, frytki - dokładki są przewidziane w cenie - ilość dowolna... ACH, MNIAMU!!!!!! Po godzinie ledwo wytoczyliśmy się ze środka... :D
Żeby się nieco ułożyło, wdrapaliśmy się jeszcze na wzgórze z miejscowym kościółkiem i bajkowym widokiem na morze i miasteczko, wróciliśmy po rowery (stały bez zmian z gratami pod parasolem i drzewkiem figowym) i ruszyliśmy dalej ze smutkiem żegnając GoodJem!
Stroma serpentyna wyprowadziła nas znów na główną asfaltówkę nadmorską - a tu zonk: walimy wprost na kolejną wielką czarną chmurę! Dojechaliśmy do niej, no to znów lujnęło. Na szczęście w tym miejscu był most drogowy, pod którym znów czekaliśmy trochę na to, aż chmura sobie pójdzie. Wreszcie poszła, ale strasznie niemrawo, więc udało się ją jeszcze raz dogonić i nieco zmoknąć, bo tym razem mostu nie było.
I tak to wlokąc się niemiłosiernie przez większą część dnia w końcu dotarliśmy do najpiękniejszego odcinka wybrzeża na Bornholmie - czyli tzw. Riwiery. Zaczyna się ona już co prawda w okolicach Gudhjem, ale swoje apogeum osiąga za pomocą stromych klifów Helligsdomklipperne. To miejsce najbardziej przypominało mi poznane w 2008 roku klify rugijskie - tyle, że tam są wapienie - a tu granit - no i te klify są bez porównania bardziej urozmaicone - z mnóstwem zatoczek, szczelin i małych kanałów przecinających się wzajemnie i tworzących skaliste cyple porośnięte lasem. Przy samej przepaści biegnie ścieżka - po tygodniowych opadach zrobiło się na niej błoto (nawet w Danii, jak się okazuje, czasem jest błoto na szlakach!), więc połaziliśmy trochę, nie próbując schodzić po stromiznach ze względu na śliskość nawierzchni. Powędrowaliśmy wzdłuż urwisk najpierw na wschód, potem wróciliśmy się i udaliśmy się na zachód - a tam musiała być wszak jakaś cywilizacja. I rzeczywiście: dzikie klify sąsiadują z nowoczesną bryłą Muzeum Sztuki Bornholmskiej - zapewne z powodu takiego, że miejscowe krajobrazy służyły jako plener wszystkim przyjezdnym i tutejszym malarzom. Całości obrazu dopełniły pasące się wokół muzeum kudłate jakieś krowo-jaki: ot, cała Dania, łącząca naturę z nowoczesnością w jedyny w swoim rodzaju, sterylny sposób. Bo krowy, mimo ciągłych opadów w dniach poprzednich, były czystsze niż niejeden polski chłop ;D
Wróciliśmy do rowerów na parkingu - i znów w drogę - do kolejnej pobliskiej atrakcji - największego bornholmskiego wodospadu. Do samego wodospadu trzeba było nieco wjechać leśną, miejscami bardzo błotnistą drogą, zaś sam obiekt nie robi dużego wrażenia - ot, przeciętny bieszczadzki wodospadzik parumetrowej wysokości i kilkudziesięciometrowej długości.
Zaczęło się robić naprawdę późno, a tu jeszcze kilkanaście kilometrów pod wiatr po pagórkowatej trasie - więc w drogę! W Badsted bardzo malownicze skupisko menhirów na nadmorskiej łączce ze skałami stromo opadającej do Bałtyku - i za trochę byliśmy w Tejn. Tu ledwo zdążyliśmy się schować pod daszek przy zakładzie fryzjerskim - jak lujnęło! A potem padało równą godzinę - zaczęło się zmierzchać, a do biwakowiska jeszcze kawałek... Już prawie po ciemku dociągnęliśmy do Allinge - a tu w porcie się okazało, że z planowanego na następny dzień rejsu na Wyspy Groszkowe - nici: owszem, katamaran pływa w wakacje, ale wakacje w Danii kończą się 14 sierpnia... :( I jeszcze się okazało, że jedziemy pod prąd, na co nam zwrócił uwagę uprzejmy Pan Policjant na motorze - na szczęście bez dalszych konsekwencji. M. próbowała jeszcze kombinować z dojazdem autobusem następnego dnia do Gudhjem (stamtąd statki pływają dłużej), ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu - trzeba by wstać bardzo wcześnie rano, a potem czekać na przesiadkę - więc Wyspy Groszkowe rozpłynęły się w morzu niezrealizowanych (jeszcze;) planów...
Z Allinge po ciemku i nieco na czuja pod górkę, trochę gruntówą - i wkrótce ukazała się farma pod lasem, przy której jest jedno z kilku na wyspie tanich biwakowisk. Miły Pan Gospodarz pokazał nam, gdzie jest prysznic (z naliczaniem... minutowym, jeśli chodzi o opłatę) i rozbiliśmy się wreszcie na trawniczku między śliwką, a jabłonką - tuż koło wiaty sypialnej - co miało taki plus, że jakby padało - było gdzie wtrynić graty by nie zmokły. A wokół świerkowy las. Piękne i praktyczne te bornholmskie biwakowiska :)



Komentarze
huann
| 18:06 sobota, 6 września 2014 | linkuj 20 koron (=11,60 zł;)
Gość wariag | 18:42 piątek, 5 września 2014 | linkuj Ciekaw jestem ile minut wujek spędził pod tym prysznicem ?
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!