Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87096.09 kilometrów - w tym 3399.04 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 53.80km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:36
  • VAVG 20.69km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

SzweDaNie.pl - dz. 16: Pomorze pekap

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 0

Trasa:
Mierzeja Jeziora Kopań - Wicie - Jarosławiec - Jeziorzany - Naćmierz - Korlino - Królewo - Marszewo - Postomino - Możdżanowo - Krzemienica - Swołowo - Bruskowo Małe - Wierzbięcin - Bruskowo Wielkie - Słupsk - PKP

Po nocnym opadzie chwilę trwało suszenie namiotu - zwłaszcza, że las, więc mało słońca. Na szczęście szybko się całkiem wypogodziło - w drogę - do Wicia! Płytówa szybko się skończyła - i znów była swojska, nieco nierówna droga przez las.
W Wiciu śniadanie na słonku i ławce - obok panowie murowali przejście na plażę. Cywilizacja!
Za Wiciem jakieś pozostałości drogi ułożonej z grubych drewnianych bali - może dla czołgów - na szczęście obok wyjeżdżona normalna alternatywa piaszczysto-błotnista ;) A za trochę kolejny szosowy pas lotniskowy - na jego końcu skręciliśmy już po raz ostatni nad morze, by dosuszyć namiot i zażyć jodu. Po tychże czynnościach bardzo niespiesznie pomachaliśmy Bałtyku - i siup do wsi, do Jarosławca. Tu M. poszła zwiedzić latarnię (ja byłem na niej wcześniej parę razy). Z Jarosławca obraliśmy już kierunek w głąb lądu - na Słupsk. Przeważnie z bardzo pomocnym (zwłaszcza na dość sporych pagórkach) wiatrem dobiliśmy do granicy województwa pomorskiego za Postominem - i skręciliśmy na niewielką, urokliwą wieś Możdżanowo, gdzie m.in. jest nieduży, ciekawy kościółek, w którym miejscowy chórek piłował "Barkę" :)
Z Możdżanowa podjechaliśmy do Swołowa - słynnej "wsi w kratę" - stolicy podsłupskiej krainy chat szachulcowych. Przy drogowskazie para uśmiechniętych gospodarzy zrobionych ze zbelowanej słomy (i odpowiednio ucharakteryzowanych) wita turystów :) Wieś cała zamurowana w mur pruski, zachowane straszliwe bruki - urokliwie, ale nie do jazdy rowerami! Obeszliśmy jednak dzielnie z naszymi rumakami sioło - tu nie Dania, by je zostawić samopas spięte w 3 d - jak nawet ich nie ukradną, to sakwy pewnie i tak okradną!
We wsi jest gospoda "Wesoły Pomorzanin" - akurat szykowali się do jakiejś imprezy, więc w menu była głownie kaczka i karkówka - oba przepyszne ;) W konsumpcji (w ogródku przy ławach) dziarsko towarzyszył nam pies rasy bigiel. Nie był zainteresowany jednak żarciem (gupek!), a kotem, który uwiesił się na jabłonce tuż obok. Pies jak wściekły skakał po ławach, stole(!) i szczekał, szczekał, szczekał... cholery można było dostać, nazywał się Forest i był psem wesołopomorzanińskim.
Po konsumpcji (naszej, nie kota) zerknęliśmy jeszcze na ogrodową, ale ciekawą wystawę reprodukcji starych zdjęć miejscowych dzieci z czasów przed i powojennych - i potoczyliśmy się po brukach naokoło, kończąc po kilkunastu minutach w ten sposób wizytę w Swołowie. Trzeba przyznać, że praktycznie każdy zabytkowy dom (czyli praktycznie każdy) jest szczegółowo tu opisany, a 3/4 z nich należało do rodziny Albrechtów. Pozostałe bodaj do Szulców. Weseli ci Pomorzanie byli, jak się ze sobą tak żenili!
Za Swołowem wróciliśmy na główną trasę, zaczęło się robić ciemno - jeszcze kilka wsi - i wjechaliśmy do Słupska. Od Bruskowa Wielkiego cały czas biegnie dobra asfaltowa rowerówka - niestety, po wjeździe na osiedla zmienia się w kostropatą kostkówkę. Potem jeszcze jakieś rozkopy na rondzie, wiadukt kolejowy - i straszliwą, bez połowy kostek (chyba ukradli) kostkówką dotoczyliśmy się godzinę przez odjazdem pociągu na dworzec. M. skoczyła jeszcze trochę pozwiedzać - ja znam Słupsk lepiej niż Uć, więc sobie darowałem i przypilnowałem rowerów.
Do pekapu udało się wsiąść bezproblemowo (wagon z miejscami dla rowerów - nasz przedział obok "przez szybkę"). Oprócz nas jechała jeszcze jakaś sympatyczna młoda pani z synkiem sześcioletnim - też jechali z rowerami ze zwiedzania wybrzeża w okolicach Łazów, więc na opowieściach wyprawowych zleciało grubo do popółnocy. Wsiadł jeszcze ktoś, więc zrobiło się ciasno i niewygodnie - pospałem może ze 2 godziny - a świtem bladym, pogodnym i nieco mglistym - po ponad dwóch tygodniach - powitała nas szara Uć...



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!