Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 111.40km
  • Teren 4.40km
  • Czas 05:21
  • VAVG 20.82km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.10 - Em-Kolboda

Poniedziałek, 27 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 0

W planach od rana mieliśmy odnalezienie zamku lub pałacu z mapy położonego nad Emską Rzeką u jej ujścia do morza. Miejsce okazało się prześliczne - również na biwak - i to zaledwie kilometr od krzywego podłoża, na którym spaliśmy. Żebyśmy tylko wcześniej wiedzieli. Sam pałacyk nic szczególnego, ale szumiąca na bystrzach rzeka, przewieszony nad tym most i otaczający pałacową polanę ni to las - ni to park z wiekowymi dębami - a na końcu rzeki szeroko rozlane w tym miejscu wody Bałtyku - to było to! Ponadto pod drzewami włóczyły się sarenki. Aż się nie chciało jechać dalej - nie chciało, ale musiało!
E22 dojechaliśmy do kolejnego urokliwego (wbrew nazwie) miejsca - miasteczka Monsteras. Ciche, spokojne miejsce z małymi domkami i wąskimi uliczkami. Po zakupach i śniadaniu pojechaliśmy jeszcze kawalątek trasą E22 - i wkrótce znów mogliśmy z niej zjechać. A ledwo to zrobiliśmy - ukazały nam się ruiny ważnego niegdyś klasztoru-kościoła Kronoback na pątniczej trasie do Santiago de Compostela. Zresztą nieraz napotykaliśmy wcześniej, lub później na naszej drodze kościoły będące punktami tego szlaku.
Kawałek dalej ukazał się drogowskaz na Stromsrum i Pataholm - zdecydowane ichacha i z pewnością jedno z Top 10 szwedzkich nazw mijanych po drodze! :D
Stromsrum okazało się być jedynym na naszej trasie drewnianym pałacem - i to całkiem okazałym. Prowadziła doń piękna aleja - ale teren prywatny, więc tylko szybkie fotki - i na Pataholm! A w Pataholmie brzeg morza to będące rezerwatem przyrody mokradła pełne niezliczonych okazów ptactwa - cisza przerywana co rusz darciem, kwakaniem, gęganiem i co tam jeszcze.
Do Kalmaru nie było już specjalnych atrakcji - teren się zdecydowanie wypłaszczył, mniej było lasów, a pojawiły się już bardziej zdecydowanie pola uprawne. Krajobraz można by rzec niemal mazowiecki. Najpierw E22, a potem jakąś cudem odnalezioną długodystansową rowerówką dobrnęliśmy późnym popołudniem do słynnego z zamku i historii z nim związanych Kalmaru. Miasto przywitało nas brakiem McDonald'sa :( - w końcu na starówce znaleźliśmy Subway'a - dobre, ale dość drogo. Samo Stare Miasto wygląda miejscami jak osada krasnoludków - malutkie kolorowe drewniane domki dawnych marynarzy. A w tle ogromny most na drugą co do wielkości szwedzką wyspę - czyli Olandię. Połaziliśmy z rowerami po starówce, wreszcie trafiliśmy na zamek. Choć obejrzeliśmy go tylko z zewnątrz - jest na czym oko zawiesić. Widoki z bastionów też przednie (oraz naokoło;). Niestety - pełno wycieczek, głównie dzieciowych, więc wrzaskliwych i rozbrykanych - zresztą odbywał się tu jakiś koncert typu "Fasolki" właśnie. W końcu zaczęło padać, popadało przez chwilę, a że zrobiło się późno, więc zwinęliśmy się dalej. Jakąś rowerówką prowadzącą Thor z Odynem raczą wiedzieć dokąd dojechaliśmy na czuja do Ljungbyholmu, przecięliśmy E22 - i na południe dociągnęliśmy do nadmorskiej Kolbody. Tu się okazało, że jest camping płatny (miałem nadzieję na bezpłatne pole biwakowe typu parking czy coś, bo tak sugerowały znaki drogowe) - ale niedaleko odnaleźliśmy prawdopodobnie dawny kamieniołom żelazistych łupków otoczony lasem - jak się okazało doskonałym do rozbicia namiotu. Sam kamieniołom był oznaczony jako jakieś miejsce spotkań pielgrzymkowych, czy coś i że dawniej stały tu jakieś zabudowania - czort wie. W każdym razie zakazu biwakowania nie było - więc zabiwaczyliśmy opodal ławeczki i stołu (bez zbędnego przecież daszku), czym wywołaliśmy w głębi boru nagłe gniewne porykiwanio-poszczekiwania jakiegoś dzika, czy innego łosia, który widać tym faktem się potwornie zbulwersował, bo i dźwięki były wprost potworne. Myśmy jednak nic z tego sobie nie robili, więc dźwięki chyżo umknęły w głębia kniei. I nastała noc.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!