Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 131.60km
  • Teren 3.00km
  • Czas 05:56
  • VAVG 22.18km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Setka na setkę, czyli 6 nowych gmin po Łuku

Poniedziałek, 27 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0

Z okazji setnej wycieczki w tym roku postanowiłem zaokrąglić znaczące wygryzienie na mapie zaliczonych gmin na pograniczu łódzkiego i wielkopolskiego.
Od M. pojechałem na dworzec Uć Kaliszczańska, a stąd do Kutna pekapem.
I ruszyłem dalej dwukołowo po łuku, nawiązując nieco do czegoś takiego, jak Centralny Łuk Turystyczny.
Po obejrzeniu (wąchanego niegdyś przez kol. Aarda) kościółka w Grochowie, gdyśmy samotrzeć z kol. Meteorem jechali do Włocławka, odbiłem na Ostrowy - a tam komin cukrowni. Po przecięciu krajowej jedynki gzygzakiem chwila postoju w lesie pod tablicą informacyjną o dwóch rezerwatach obok siebie naraz. Cóż za oszczędność tablic! Wkrótce zaczęła się pierwsza nowa gmina - Dąbrowice. Jej stolica to takie mikro-miasteczko z podługowatym rynkiem i ratuszem z ząbkowaną wieżą, dziwacznym kościołem, starymi chałupami z drewna i chyba dawną synagogą w kolorze sinym (sinagoga!) na wjeździe. Po chwilowym poplątaniu drogi (korzyścią było obejrzenie młyna ceglanego) szosą do Kłodawy - nagle przez jej środek tory kolejki wąskotorowej, ale tylko na asfalcie - po obu stronach już tylko miedza polna została. Za chwilę zmieniło się województwo na wielkopolskie, a co za tym idzie gmina - nowa nr 2, czyli Przedecz. Po 200 m gmina Przedecz się skończyła, a zaczęła kolejna nówka - Chodów. Takie zaliczanie gmin to ja rozumiem! ;)
Wraz z nowym województwem sfatalniały asfalty - i było tak prawie cały czas, aż do momentu, gdy łukiem wróciłem w łódzkie!
Nim to się jednak stało była po drodze Kłodawa - ale zamiast oglądać sól - poleciałem na zachód główną trasą na Poznań (doskonałe pobocze i asfalt - chociaż tyle), by po paru kilometrach odbić w lewo na Borysławice - najpierw Kościelne (tu niezrujnowany kościół) i Zamkowe (tu: zrujnowany zamek - w dodatku własność prywatna - wstęp wzbroniony. Oczywiście i tak bym wstąpił, skoro już tu byłem, ale dostępu broniło bagno - pozostałość po fosie). Po odpoczynku pod malowniczym przybagiennym drzewem - dalej w drogę! Do tego momentu pogoda była taka jakaś niewyraźna - niebo zasnute z przebijającym przez zasłonę słończem. I wiatr cały czas w pysk - na szczęście niebyt silny. Od Borysławic (nowa gmina - Grzegorzew) zaczęła mnie gonić wielka czarna chmura - ale, że wykręciłem na S, a potem na SE, to jechałem prawie dokładnie wzdłuż niej. Ponownie nieco poplątawszy drogę pogruntowałem ździebko, ale ostatecznie trafiłem na kolejną i jednocześnie kolejową atrakcję trakcyjną - skrzyżowanie Magistrali Węglowej Śląsk-Gdynia z linią Poznań-Warszawa. Bardzo ładne miejsce, a że skrzyżowanie niemal typu koniczynka, to wszędzie tory! A po środku domki.
Kolejne kilometry to szaleńcza ucieczka przed chmurzyskiem - dobre 15 km, na szczęście wiatr zaczął wreszcie wyraźnie pomagać. I dopiero przekroczywszy granicę województwa (opuściwszy w ten sposób gminę nr 6 - czyli Olszówkę) i skręciwszy na Besiekiery, znalazłem się w centrum zainteresowania chmury. W ostatniej chwili schowałem się pod wiatą przy zamku i przeczekałem parę minut, aż się wypada. Następnie, korzystając z chwilowej nieulewy, zwiedziłem gruntownie Besiekierską Twierdzę oraz objechałem ją dookoła.
Bardzo interesujące!!
Z Besiekier na Grabów - i znów zaczęło padać i tak padało już do końca trasy, czyli do Łęczycy, gdzie wsiadłem w pekap na Uć. Wcześniej jednak, ponieważ w tym deszczu miałem trochę zapasu czasowego, odbiłem jeszcze w kościółki w Topoli Szlacheckiej i Królewskiej. Jeden był, a drugi nie był. Ki diaboł? 5 km od Łęczycy to chyba tylko Boruta ;)
Zaś po wysięściu na Kaliszczańskiej dopiero lujnęło! I w tych strugach deszczu ostatnie 3 kwadranse do M. - tym razem dedeerówą większą część, bo po pierwsze na dedeerówie nie ma zatopionych dziur, po drugie auta nie chlapią (chociaż i tak wszystko panta reiło aż miło;), a po trzecie słusznie założyłem, że przy takiej aurze korków rowerowych nie będzie. I rzeczywiście - na przestrzeni blisko 10 km minęło mnie tylko 6 debili i 3 półgłówki - ci pierwsi bez światełek i jakichkolwiek odblasków, ci drudzy z jakimiś lampami na dymano widoczymi w strugach deszczu na 10 m. Ot, nasza rzeczywistość.
A i tak wycieka ze wszech miar udana, mimo większej części trasy (ok. 70 km) pod wiatr, a ostatnich 40 w mżawie lub deszczu.
W sakwach na koniec zachlupało.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!