Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 56.60km
  • Teren 2.70km
  • Czas 02:48
  • VAVG 20.21km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Sanatorium. I z. Plus oberwanie chmury.

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 30.05.2013 | Komentarze 5

Od rana planowaliśmy z M. pojechać wybadać sprawę jednego z najstarszych budynków sanatoryjnych w Tuszynie - ostatnio w oczki wpadły mi jego bieżące fotki, na których obiekt (styl modernistyczny z drewnianymi werandami po bokach) prezentował się nieco opuszczenie.
Od rana też padało, a nim przestało i się wygrzebaliśmy - było już popołudnie. Pojechaliśmy stałą trasą na Tuszyn - po deszczu zrobiło się parno i gorąco, a tu wszystkie sklepy z okazji święta kościelnego pozamykane na głucho! Jak było państwowe, konstytucyjne, to wszystko było pootwierane. I od razu wiadomo, jakiej władzy społeczeństwo naszościowe obawia się, a jakiej nie ;) O suchym pysku dotarliśmy nad tuszyński zalew (przeważnie z dość silnym wiatrem z NEN), a tu też nawet budki z lodami.
W Tuszynie dosłownie ani jednego czynnego sklepu spożywczego - miasteczko jak wymarłe. Pokręciwszy się tam i siam, w końcu przy trasie znaleźliśmy otwarty zajazd "Złoty Młyn" - ale ceny dość zbójnickie. Mimo to zakupiliśmy za 10 zł po pół litra: coli i wody niemoralnej - pić - i w drogę! A tu nagle w Tuszynku Major. sklep otwarty, z alkoholami i wszystkim! Jakbyśmy tylko 2 km wcześniej wiedzieli... Po zakupieniu kolejnej coli (z napisem "Słoneczko" - wróżba na dziś?) i Tymbarka Miętolonego - ruszyliśmy na szpital i sanatorium drogą od pewnego momentu przeraźliwie dziurdziołowatą. Od miłej pani w budce szlabanowej dowiedzieliśmy się, jak dojechać do interesującego nas obiektu. Dziwaczną drogą (jakieś płyty chodnikowe zrobione ze sklejonego cementem bruku) bez problemu dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy - obiekt ma nowe drzwi, stare okna, jest zarośnięty krzorami i prezentuje się nieruiniasto, ale też i nie wygląda na ostatnio używany. Ponieważ zaczęło się mocno chmurzyć, nie zabawiliśmy długo - trochę fotek na pamiątkę i na Zofiówkę dalej wewnętrzną brukocementówkochodnikowką. A tu nagle ruina chyba zakladu balneologicznego i opuszczona willa (z biblioteką) i mnóstwo innych tego typu atrakcji! A chmura czarna Tusz! Postanowiliśmy przeczekać - a chmura jakaś taka niezdecydowana... No to w długą! Jakoś wydostaliśmy sie przez krzory nad stawkiem na główną szosę, potem odbiliśmy w gruntówę w Rydzynkach i za trochę byliśmy już w Prawdzie. Tu obskoczyła mnie jakaś sobaka, a dwóch wesołych panów na to: "proszę sie nie bać - on szczepiony!". Od razu panom wyjaśniłem, że ja też szczepiony i czy w związku z tym życzą sobie, żebym ich pogryzł? Nie życzyli sobie, więc pojechaliśmy dalej.
Tymczasem chmura spotężniała i była ogromną - szła na kierunku Uć-Tuszyn, więc objechaliśmy ją zachodnim skrajem via Guzew, Babichy, Rzgów. W Guzewie jeden rowerzysta na mych oczach oraz krzyżówce zaliczył guza, ale nic takiego, zaś we Rzgowie odnalazłem wspaniały asfaltowy skrót do centrum - ani główną trasą, ani cholerną kostkową "drogą" rowerową. Ze Rzgowa znów bocznymi asfaltami do Starowej Góry skrajem czarnej chmury - i jak tylko skręciliśmy w stronę Konstantyny, już wiedziałem, że jedziemy prosto w paszczę mokrego i błyskającego potwora. Bowiem potwór miał ogon i postanowił zamachnąć się na nas. Ledwo udało się w pierwszych wielkich kroplach dotrzeć do Kurzego Przystanku - i się zaczęło! Huki, błyski, grad, potem chwila przerwy... i ściana wody! I wicher! I znów błyski, huki etc. W pewnym momencie nawet wiata z pleksi zaczęła przemiękać! W końcu, niemal po godzinie, nieco odpuściło - więc w zwykłym już deszczu do M. przez miejscami ogromne kałuże i rwące potoki szós.
I znów wszystko, mniej lub bardziej mokre, choć tym razem ostatnie 10 km w deszczu to było za mało, by sakwy przemoczyć.


Komentarze
meteor2017
| 07:24 niedziela, 2 czerwca 2013 | linkuj Aha, czyli melina karciano-wędkarsko-konspiratorska!
huann
| 22:47 sobota, 1 czerwca 2013 | linkuj W mailu!
aard
| 12:58 sobota, 1 czerwca 2013 | linkuj Gzie ta willa z biblioteką? Jutro tam jedziemy :)
huann
| 18:03 piątek, 31 maja 2013 | linkuj E, najciekawsze to chyba z serii "Bibiloteka Zaciętego Kardiochirurga", czy coś tam takiego :) A tak to blotki, plotki i ulotki.
Gość | 13:33 piątek, 31 maja 2013 | linkuj A w tej opuszczonej bibliotece jakieś książki były?
Wariag
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!