Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87251.21 kilometrów - w tym 3399.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:812.75 km (w terenie 53.80 km; 6.62%)
Czas w ruchu:34:47
Średnia prędkość:23.37 km/h
Maksymalna prędkość:52.60 km/h
Suma podjazdów:5316 m
Suma kalorii:34738 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:38.70 km i 1h 39m
Więcej statystyk
  • DST 93.31km
  • Teren 28.49km
  • Czas 04:28
  • VAVG 20.89km/h
  • VMAX 42.05km/h
  • Kalorie 3988kcal
  • Podjazdy 847m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zielone Płuca Jaćwingów - dz.5: przez mazurskie ostatki i szutry Puszczy Rominckiej do Mostów w Stańczykach i na Suwalszczyznę

Środa, 1 maja 2019 · dodano: 01.05.2019 | Komentarze 11

Trasa: Republika Ściborska - Banie Mazurskie - Gołdap - Stańczyki - Stara Pawłówka.

Relive do Gołdapi: https://www.relive.cc/view/e1311171933
Relive od Gołdapi - też już jest:
https://www.relive.cc/view/e1311528391

Trasa została podzielona ze względu na oszczędność baterii w zegarku - z powodu konieczności dłuższego postoju w Gołdapi.
Nowe gminy: Gołdap, Dubeninki, Przerośl.
Wiatr początkowo przednio-boczny z N, potem tylny z W, umiarkowany.
1/3 trasy - szutrówki.

RELACJA:
Po pożegnaniu gospodarzy, pogodnym porankiem wróciliśmy na Banie i stąd, mając już dość okropnych lokalnych dróg pojechaliśmy główniejszą na Gołdap. Po drodze napotkaliśmy ponownie Szlak Green Velo idący mniej więcej równolegle do szosy, ale widząc, że jest to szutrówa idąca nasypem dawnej kolejki tylko machnęliśmy rowerową rękawiczką na taką propozycję - niech inni się męczą, jak lubią.

Aż niemal do Gołdapi było mniej lub bardziej stromo pod górę, a że wiatr raczył się zrobić przednio-boczny (z N), więc jechało się bardzo słabiutko. Dopiero przed Gołdapią zjazd - cóż z tego, skoro zaraz zaczęła się kostkowa dedeerówa? W mieście zjedliśmy ogromny obiad - i dopiero po blisko dwóch godzinach ruszyliśmy - tym razem na wschód, więc już bardziej z wiatrem - do Puszczy Rominckiej. Szybko odbiliśmy w szutrówy (już wcześniej planowane) - i lepszymi lub gorszymi ich wersjami przez ponad 20 km-ów pokonaliśmy całą puszczę - aż niemal do Żytkiejm. Czasem jechaliśmy tuż przy samej granicy, to znów zagłębialiśmy się w liczne tu rezerwaty, po drodze była jeszcze malutka wioska z charakterystycznymi, ulepionymi z gliny słupkami z drewnianymi daszkami - domkami dla owadów. Odnaleźliśmy też w środku lasu kamień cesarza Wilhelma II, który przyjeżdżał tu na polowania - zresztą sporo leśnych dróg to zdziczałe ozdobne aleje; widać, że kiedyś o ten las dbano "odgórnie".

Po wyjechaniu na asfalt dojechaliśmy do prawdziwej górskiej serpentyny, potem był na szczęście otwarty sklep - czas był najwyższy, bo od Gołdapi jechaliśmy praktycznie o suchym pysku, a słońce dogrzewało. Po odpoczynku skręciliśmy w piękną i strasznie trzęsącą aleję szwedzkich jarzębów do słynnych mostów-wiaduktów w Stańczykach. A tam mały Disneyland - parking, żarcie, sporo ludzi i płatne wejście. Trochę obawiałem się w zaistniałej sytuacji zostawiać rowery (a zwłaszcza bagaże) samopas, więc zwiedziliśmy obiekt na zmianę - i zeszło nam na to nieco czasu. A miejsce warte swej sławy - robi potężne wrażenie.

Ze Stańczyków fajną asfaltową rowerówką, a potem znów dziurawą drogą dojechaliśmy znów w Podlaskie - do Przerośli. Mimo wszystko w Podlaskiem drogi wydają się być ciut lepsze niż w okropnym pod tym względem Warmińsko-Mazurskim - przynajmniej tam, gdzieśmy zawitali. Tymczasem zrobiło się strasznie zimno, pochmurzyło się - i już całkiem wypluci po blisko 100 kilometrach dotarliśmy na naszą kolejną kwaterę - na koniec, na polnej drodze prowadzącej do gospodarstwa próbowali mnie niemal rozjechać dwaj rozochoceni (i rozpędzeni) motocykliści... Ponieważ droga kończyła się przy gospodarstwie, więc tak, czy inaczej wyjaśniliśmy sporną kwestię bezpośrednio ;)

A w gospodarstwie, które prowadzi przesympatyczna (i prze-gadatliwa) "starsza pani w średnim wieku" powitały nas dwa przymilne pieski - i okazało się, że tym razem śpimy za stówę w... kurniku. Dawnym kurniku rzecz jasna, przerobionym na przytulny pokoik obok stodoły. Mycie na zewnątrz w dobudówkach. W sumie jak na standard dość drogo, ale co tam - liczy się klimat: środek pola, wygwizdów straszny, a pod prysznicem - szerszenie. Ale za to pani gospodyni zaprosiła nas na rano na kawkę - co też uskuteczniliśmy, ale to już historia z dnia następnego.