Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 100.50km
  • Teren 6.30km
  • Czas 04:39
  • VAVG 21.61km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kujawiaczek z lekkim udarem

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 10

Postanowiliśmy z M. pozwiedzać trochę Kujawy. W tym celu z samego rana, w tropikalniejącym upale udaliśmy się na Dworzec Kaliszczański, celem wsięścia do ciapągu z rowerami - i wysięścia we Włocławku - a dalej już rowerowo - do Torunia.
Już na dzień dobry, czyli przy kasie okazało się to jednak niemożliwe! A przynajmniej tak powiedziała mi pani, u której zamierzałem kupić bliet. Otóż między Zgiercem, a Kontrewersem nie jeżdżą pekapy, tylko zastępcza komunikacja autobusowa, która nie zastępuje jednak pociągu w kwestii przewozu rowerów, bo ich po prostu nie bierze. Wkurzeni jak 150 pogalopowaliśmy na peron i po ciężkich pertraktacjach z panią konduktor w końcu "na własne ryzyko" dokonaliśmy zakupu biletów. Musiałem jeszcze w związku z tym lecieć z powrotem do hali dworca do bankomatu, bo z kolei oczywiście w kolei można płacić gotówką tylko. Ten kraj kiedyś zginie - nie dzięki bombom, terrorystom, carowi Władimirowi i gorzale - a nawet nie przez KRUS i Skoki - on zginie przez PEKAPE!! :/
Pociąg ruszył, potem wszyscyśmy wysiedli w Zgiercu - a panowie kierownicy autobusu zastępczego - oczywista, że się nie da! Dłużej trwało, że się jednak (do luku bagażowego), niż samo pakowanie. Autobus następnie objechał w kółko całe miasto - i na pierwszej stacji za miastem - stał już ciąg dalszy pociągu. I znów przepak - a wszystko już w solidnym upale. Reszta podróży do Włocławka upłynęła, aż prawie wody zabrakło, tak grzało.
We Wło pierwsza rzecz to zakupiliśmy bilety powrotne (z Torunia) - by oszczędzić sobie kolejnych kolejowych przyjemności typu "rowery się już nie zmieszczą" albo cośtam.
No i wreszcie ruszyliśmy w drogę - na początek na drugi brzeg Wisły. Miałem tam trzy bardzo wdzięczne gminy do zaliczenia (Fabianki, Bobrowniki i Czernikowo). Miasto się skończyło, zaczęły się lasy - i zaskakujące podjazdy i zjazdy. Spodziewałem się plaskatości tej strony doliny Wisły - a tu proszę - niespodzianka. Wiatr niby pomagał, ale był tak gorący, że jechało się źle i wolno - mimo dobrego asfaltu. Po drodze chwila postoju pod bardzo malowniczymi ruinami zamku w Bobrownikach - i znów w drogę, bo musieliśmy zdążyć na konkretny prom w Nieszawie, celem zmiany brzegu. Zdążyliśmy, a nawet jeszcze wypluskałem z kurzu i błota Meri w Wiśle - sam też miałem ogromną ochotę plusnąć, bo od słońca już potężnie kręciło mi się w głowie. Wsiedliśmy na prom (bezpłatny!) i po kilku minutach byliśmy już w Nieszawie. Tu długi postój pod sklepem z piciem przy rynku w cieniu - trochę się zrobiło lepiej - więc objechaliśmy miasteczko - i na Raciążek! Początkowo dołem, potem jakąś szutrówką wzdłuż krawędzi doliny - a jak się zaczął podjazd, nieambitnie zsiedliśmy z rowerów i w żarze wtoczyliśmy je pod kolejny sklep z piciem - już w Raciążku. Potem znów przerwa pod ruiną zamku - i zaczęło się robić nieco obsuwowato, jeśli chodzi o czas. No to myk znów w dół - wspaniałą serpentyną na Ciechocinek. W Ciechocinku natknęliśmy się na Fontannę Grzybek, w Parku Zdrojowym pluskały się czarne łabędzie, a w pijalni wód mineralnych po naszej wizycie zapewne pozostał lej depresyjny ;) Nawodnieni objechaliśmy dookoła tężnie, nawdychaliśmy się tego, co trzeba się tam nawdychać - i boczną asfaltówką pognaliśmy na Otłoczyn - i do krajowej jedynki na Toruń. Miałem nadzieję, że będzie pusta w związku z równoległą bezpłatną autostradą - a tu wręcz odwrotnie! Ki diaboł? Wymyśliłem, że pewnie na wysokości Ciechocinka wszyscy jadący do Torunia zjeżdżają na jedynkę, a może dalej jest bramka i każdy, aby nie stać w korku - i tak wali przez miasto? Tak, czy siak, na szczęście szerokie asfaltowe pobocze doprowadziło nas po kilku kilometrach do rogatek Torunia. W drodze na Stare Miasto jeszcze chwilowo poplątaliśmy trasę, bo coś nowego zbudowali, ale ostatecznie wylądowaliśmy na Bulwarze Filadelfickim - i została nam zaledwie godzina do pociągu powrotnego - na pozwiedzanie za mało, na niezobaczenie niczego - stanowczo za dużo. Pieszkom więc przegalopowaliśmy przez środek Starego Miasto, zjedliśmy szybkie lody dla ochłody - i już trzeba było lecieć znów przez most na drugą stronę Wisły - na pociąg. Ledwo zdążyliśmy.
Pociąg okazał się taki bezprzedziałowy, a w naszej części rowerowo-bagażowej rozsiadło się trochę rozrywkowo nastawionej do świata młodzieży sztuk 6, którzy na zmianę grali w karty, spali i się budzili wzajemnie, płatali różne psikusy, pili ciepłe piwo i próbowali zdążyć wypalić fajkę w drzwiach na kolejnych dwuminutowych postojach - więc podróż minęła szybko, mimo, że okrężną przez Łowicz (zapewne w związku z owymi wykopkami pod Zgiercem).
Wysiedliśmy na Kaliszczańskiej - i już po ćmaku wróciliśmy do M., po drodze robiąc jeszcze zakupy w jedynym czynnym o tej porze w niedzielę sklepie - czyli Teskaczu. Dobiliśmy setnie (a nawet ponadsetnie - ale bez dokręcania!) zmordowani tuż przed północą.



Komentarze
huann
| 20:25 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Łowickie to zawsze było nieco osobne, bo biskupie. A uckie to zlepek kawałków Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza z trzonem w postaci dawnej Ziemi Łęczycko-Sieradzkiej (zazwyczaj podległej Wielkopolsce). To trochę jak z równie pogranicznym Kujawsko-Pomorskiem (Kujawy, Wielkopolska, Pomorze, a nawet chyba fragment WarmioMazur), czy Lubelskiem (Mazowsze, Podlasie, Małopolska). Inne przykłady też pewnie by się znalazły.
lavinka
| 20:01 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Bo ódzkie wchłonęło kawałek Mazowsza. Skierniewice takoż mazowieckie, a w óckim. W końcu Łowicz sławny z mazowieckich pasiaków :) Za to Mazowszu dostało się sporo Podlasia, nie wiedzieć czamu. I Radom.
huann
| 19:56 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj @Meteomost: nam na zaporę zabrakłoby czasu niestety, ale są też zadawnione porachunki gminne z obszarem między Wło, a Pło - a nawet So(cho), więc co się odlecze - to dwa koła ma ;)
@Meteołowicz: fakt, że przed bodaj 1939 Łowicz (podobnie jak Kutno) nie były w Uckiem.
@Meteoudar: no, kryzys nastąpił między Bobrownikami (gdzie skończyła się woda), a Nieszawą (gdzie po napojeniu nieco przeszło - ale np. M. musiała zjeść migrastop, a ja jeszcze wczoraj kołowaty nieco byłem - i dopiero dzisiaj mogłem znów śmigać jak zwykle :)
meteor2017
| 19:46 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj @most - toteż dlatego go linkuję :-) Myśmy jeszcze mostem na zaporze jechali

@Łowicz - ale lavinka widać korzysta ze starych map... na których Łodzi jeszcze nie ma, a łódzkiego tym bardziej ;-P

@udar - a dlaczego w rozwinięciu nic o nim nie ma? ;-P
huann
| 19:27 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Lavinko: toć Łowicz w łódzkiem!
Dziadziu: dobrze namoczona meri Huanna nie grozi samozapłonem ;)
Kol.aardzie: morena fajna, tylko nie w tej temperaturze ;p
Meteoru: o, most, przez któryśmy jadąc od stacji we Wło przejeżdżali :)
meteor2017
| 13:03 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Podróże koleją po Polsce, zwłaszcza z rowerem, powinny być w kategorii "sporty ekstremalne". Fabianki żeśmy z lavinką swego czasu zaliczyli, bo do Wło żeśmy jechali od Płocka przez Dobrzyń

A tu na ostatniej fotce widoczek ze wzgórza po drugiej stronie Wisły :-) link
lavinka
| 12:19 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Nu, jak tylko przekroczy się Wisłę w tym rejonie od razu jedzie się pod górę. Im bardziej na północ, tym więcej podjazdów. Nawet nie bardzo stromych, ale długich i męczących.
aard
| 11:37 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Też się kiedyś spodziewałem plaskatości z tamtej strony Wisły. I też nas dopadło w upale, tyle, że na 300 :P
http://aard.bikestats.pl/772025,No-to-po-Malborku.html

Ale że Ty się spodziewałeś, to bym się nie spodziewał, w końcu fajna morena :)
Gość wariag | 08:18 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Oczyma wyobraźni widzę jak wujek poi Meri w Wiśle ;) Taka powtórka z historii ...
lavinka
| 22:23 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj O, tośta nie tylko w okolicac Vaubana, ale dzięki objazdom kolejowym o nasze swojskie Mazowsze nieco zahaczyli ;)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!