Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87397.41 kilometrów - w tym 3400.34 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 33.50km
  • Teren 4.90km
  • Czas 01:42
  • VAVG 19.71km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podlasie Egzotyczne - dz. 7: Prawosławne ostatki

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 14

Trasa:
Żerczyce - Moszczona Pańska - Sycze - Grabarka - Szumiłówka - Oksiutycze - Pawłowicze - Homoty - Szerszenie - Kudelicze - Olchowicze - Maćkowicze - Siemiatycze Stacja - (dalej pociągowo) - Wawa PKP - Uć W. PKP - (dalej rowerowo) do M.

Już od rana wiało bardzo solidnie, aż ogrodowy wiatrak opodal krasnoludka, który leje wężem strażackim wodę do oczka wodnego w którym siedzi żaba rechocząca cały poprzedni wieczór - no więc ów wiatrak aż się kręcił, tak wiało.
Ruszyliśmy pod ten wiatr. O, w mordę. Co chwila postoje, prędkość piętnaście. Tyle, że gładki asfalt. Za wsią było wprost koszmarnie (to był początek orkanu Stefan;), potem na szczęście zaczęło się trochę lasów.
Z głównej szosy skręcilismy za Moszczoną Pańską na Grabarkę - górki, dołki, las sosnowy - i nareszcie trochę z wiatrem.
Cerkiew w Grabarce ze słynnym lasem krzyży - zwaną prawosławną Częstochową - znaleźliśmy bez problemu. Tymczasem wiatr nawiał chmurzyska i pokropiło nas - ze 3 kropki na krzyż. Na szczęście jeden, a nie cały las, bo by nas zlało. a tak po chwili wicher przegnał chmurności, więc, pozostawiwszy rowery przezornie pod jakąś wiatą zespawaną z czegoś, ruszyliśmy na obchód okolicy. Przy wejściu jest kapliczka-źródełko z cudowną wodą (i bardzo smaczną, choć nieco żelazistą) - a potem stromymi schodami wdrapaliśmy się na górę, do cerkwi. Pobuszowaliśmy w lesie (krzyży), zakupiliśmy w miejscowym sklepiku trochę różności pamiątkowych - non stop w naszych poczynaniach towarzyszył nam głośny dźwięk dzwonów grających w kółko tę samą melodię - zaczynała się jak "mam chusteczkę haftowaną", ale już bez "wszystkich czterech rogów" - co zrozumiałe, ze względu na wysoki stopień sakralności tego miejsca ;)
Po godzince spędzonej na zwiedzaniu i mimowolnym wbijaniu w czerep melodii "chusteczkowej" (ale bez rogów) oraz nabraniu wody, wyruszyliśmy w ostatni już etap wyprawki - ciągiem niewielkich wiosek położonych w dolince wśród zalesionych wzgórz (co miało niebagatelny, pozytywny wymiar w kontekście wichury) w kierunku doliny Bugu. Po drodze miały być dwa młyny, ale zamieniły się w wiatraki - co w tych stronach oznacza po prostu zniknięcie.
Do Bugu dotarliśmy we wsi Maćkowicze (na mapie sprzed stu lat są Mućkowicze:) - nim zjechaliśmy nad rzekę, pod miejscową drewnianą cerkiewką dowiedzieliśmy się od miejscowego pana dziadka-gaduły o tym, że za kwadrans będzie prawosławne nabożeństwo z procesją z okazji przypadającej właśnie tego dnia prawosławnej Wielkanocnej Niedzieli - więc nad Bug zjechaliśmy dosłownie na 5 minut. Ze względu na wiatr na Bugu były spore fale, a woda na powierzchni płynęła w górę rzeki! A przynajmniej takie to sprawiało wrażenie. A nad samą wodą stareńka wierzba - powykręcana i z dziuplą na przestrzał.
Po powrocie do cerkwi M. postanowiła zostać na całe nabożeństwo (do pociągu mieliśmy jeszcze ponad 2h), a ja po 10 minutach wymiksowałem się, by zwiedzić jeszcze trochę nadbużańskie okoliczne rewiry. Polnymi drogami dotarłem do kolejowego mostu - okazało się, że ma drewniane kładki dla pieszych wzdłuż torów - w to mi graj! Przeprawiłem się meridowo na drugą stronę - i w ten sposób zaliczyłem kolejną nową gminę - Sarnaki, położone już w województwie mazowieckim!
Po chwili wróciłem mostem na podlaską stronę, podjechałem pod cerkiew (właśnie skończyło się nabożeństwo) - i już z M., pożegnawszy pana dziadka - w długą - do stacji Siemiatycze. Po drodze ostatnie atrakcje - tabliczka "Koniec Strefy Przygranicznej" i jeden z "zębów Stalina" - czyli bunkier Linii Łomotowa, co to się ciągnęła od Bieszczadów po Podlasie właśnie.
Na stacji czekaliśmy jeszcze godzinkę - ciepło i ładnie, ale jak się chciałem bachnąć w trawie za murkiem na zawietrznej, to dobrze, że najpierw spojrzałem - miejsce było już zajęte przez Pannę Ż. Zygzakowatą ;)
Na peron wyszły dwa miłe psubraty - wyraźnie mają w zwyczaju witanie pociągów - całkiem, jak Lampo z mojej ulubionej książki z czasów młodości, czyli "O Psie, który jeździł koleją". Psy jednak pozostały - pojechaliśmy my, z dzikim tłumem - ledwo do szynkobusu dało radę wcisnąć nasze rowery... W środku było gorąco i sennie, choć toczyły się ciekawe rozmowy - np. panowie w wieku maturalnym omawiali walory (tu cytat) "(...)-bardzo mądrego filmu pt. "Drogówka", który jednak kończy się chujowo, bo bohater traci członek. -Który członek? -Najważniejszy! -Będę mieć na względzie!". Wszystko w pięknej, wschodniej Polszczyźnie typu Kargul i Pawlak :D
W Warszawie na Wschodnim dwie godziny czekania na przesiadkę, więc udaliśmy się do najdłuższego bloku współczesnej Pragi, gdzie po strasznie długim oczekiwaniu wjechała na stół miejscowej pizzerii zaskakująco super przepyszna pizza - polecam-polecam-polecam!!! Do tego dwie michy prawdziwego sosu czosnkowego, a nie jakieś erszace z proszku. Pan restaurator bardzo miły, a obrusy ma w hafty - na jednym jechały sobie na rowerach wśród drewnianych domków dwa zające - to my! :D
Mimo pożarcia dwóch mich czosnkowego sosu, w ciapągu do miasta Uć też było full, a w dodatku pan konduktor kazał nam wstawić rowery do kibla (oczywiście ostatnim wagonem była jedynka, ale nie udało się nam w niej jechać, więc musieliśmy, by nie tarasować przejścia zadowolić bicykle, a raczej pana konduktora klozetem), Spowodowało to na stacji Uć W. wielkie perturbacje w wysiadaniu, bo nie można było sensownie wykręcić na właściwą stronę pojazdów w ciasnym przejściu.
A potem już rowerowo po ciemku do M. (via żabkowe zakupy).
I koniec wyprawki.

Nowe gminy: Mielnik, Siemiatycze, Sarnaki.

Podsumowanie wyprawki:
Km - 373,1
Km w terenie - 211,1 (56,6% łącznej ich liczby - zaskakująco dużo!!)
Średnia prędkość (moja;) - 20,41 km/h (zaskakująco dobra, jak na rodzaje nawierzchni, po których przyszło się toczyć z obciążeniem)
Liczba dni - 7
Średni dystans dzienny - 53,3 km
Średni dzienny czas jazdy (mój, nie M.;) - 2h 36 min.
Liczba nowych gmin - 22 (21 - woj. podlaskie, 1 - woj. mazowieckie)
Wrażeń - moc! To najbardziej egzotyczne miejsca w Polsce widziane jak dotąd z siodełka.
Pogoda - gdyby nie wiatry - na piątkę.
Ogólna subiektywna ocena wyjazdu (w skali 1-6) - 5,5.

Warto, naprawdę warto tam jechać!




Komentarze
huann
| 12:00 niedziela, 10 maja 2015 | linkuj Przewozy Regionalne - 1 bilet - 7 zł.
meteor2017
| 11:57 niedziela, 10 maja 2015 | linkuj No czyli faktycznie dwa odcinki różnej klasy pociągiem, choć tym samym i do tego szynobusem. Pewnie na zasadzie dopłaty do 2 odcinka, jak będzie mi się chciało, to może sprawdzę ;-)

Na rower to pewnie w cenie IR, po ile one były?
huann
| 11:05 niedziela, 10 maja 2015 | linkuj Cytuję: "PRZEWOZY REGIONALNE BILET PRZEJAZD TAM TY i raz dwa trzy" OF: 916 NORMAL. : 2 ULG. : X Wyjazd dn: 12.04.2015 * ważny do: 12.04.2015

* * Siemiatycze -> Siedlce * * 2
* * Siedlce -> Warszawa Wsch. * *
PRZEZ: Mińsk M.*** Przewoźnik: PR

War. um.: I Odc: poc. R kl: 2 II Odc: poc. IR kl: 2 KM: 145
***50,66 GOTÓWKA
NIP 526-25-57-278 PTU 8% PLN ***3,75
0007#0252058017026
Czeremcha 064078 11.04.2015 15:24 @(jakaś małpa) AEO 07160746"

Plus bilety na rowery :) Cytować? ;)
meteor2017
| 10:53 niedziela, 10 maja 2015 | linkuj A masz może jeszce bilet? Bo mnie zastanawia jak rozwiązują takie sytuacje. Może tak jak kiedyś bilet na osobowy z dopłatą na pospieszny na fragmencie (tutaj odpowiednio Regio i InterRegio)
huann
| 15:41 piątek, 8 maja 2015 | linkuj Ano faktycznie - trochę przespałem, ale rzeczywiście od Siedlec się jakoś mniej guzdrał ;)
meteor2017
| 15:38 piątek, 8 maja 2015 | linkuj Jeden pociąg, ale mam właśnie na myśli taką przemianę :-) Znaczy, znajduję w rozkładzie w niedzielę szynobus, który z Hajnówki do Siedlec zatrzymuje się na każdej stacji i jest osobowy znaczy Regio, a od Siedlec zatrzymuje się dopiero w Warszawie Wschodniej (gdzie kończy bieg) i jest InterRegio. W opisie jest: "uwaga-zmiana rodzaju poc. w trasie"

To takie cuś było?
huann
| 15:26 piątek, 8 maja 2015 | linkuj Nie, to był jeden pociąg - chyba, że ulegał w Siedlcach jakiejś niezwykłej, acz dyskretnej przemianie. Natomiast już nie pomnę co to była za córka-spółka z o.o. PKP ;)
meteor2017
| 15:15 piątek, 8 maja 2015 | linkuj O, faktoza... coś jest w niedzielę, ale w tygodniu nie ma. Rzeczywiście do SIedlec był Regio, a od Siedlec InterRegio? Jak z biletami?
huann
| 18:25 środa, 6 maja 2015 | linkuj Ano - bezpośredni szynkobus to był :)
meteor2017
| 16:56 środa, 6 maja 2015 | linkuj Ale że szynkobus aż do samej Warszawy? Akurat wracając stamtąd też rozmawialiśmy z lavinką o ty, że za Wisłą to już Azja się zaczyna... i że wzięło się to chyba z czasów funkcjonowania Stadionu X-lecia, największego bodaj bazaru Reczpospolitych wszystkich trzech numerów i tej z epitetem ;-) Człowiek przejeżdżał pociągiem przez Wisłę, wysiadał na stacji Stadion i właził wprost w chińską dzielnicę... a właściwie wietnamską.

Grabarkę to żeśmy kiedyś już odwiedzili jadąc od zachodu i w Syczach wtedy do pociągu wsiadali. A Linia Mołotowa, to aż po Bałtyk się ciągnie:
http://www.kriepost.org/index.php?option=com_wrapper&view=wrapper&Itemid=3
huann
| 18:48 sobota, 18 kwietnia 2015 | linkuj Ależ - pół mazowieckiego (za linią Wisły) to już prawie Azja - a Sarnaki są skrajnie wysunięte na wschód - w tym miejscu mazowieckie omal się styka z Białorusią - taka to rzekomo "Polska centralna", jak to często-gęsto mówią pogodynki o Warszawie, miast o mieście Uć!
Gość wariag | 18:47 sobota, 18 kwietnia 2015 | linkuj Boże, toż one w mazowieckim, myślałem że to jakieś kresy naszej Najjaśniejszej. Ech, już nigdy nie będę taki jak przedtem ;)
huann
| 18:41 sobota, 18 kwietnia 2015 | linkuj Też same. Ale przez same Sarnaki tośmy tylko przepociągowali. Zabrakło na więcej czasu. Zawsze tak jest - i dobrze - jest co robić na później :)
Gość wariag | 18:39 sobota, 18 kwietnia 2015 | linkuj To te Sarnaki od V-2 ?
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!