Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 96.00km
  • Teren 2.60km
  • Czas 04:55
  • VAVG 19.53km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.5 - Trosa-Stavsjo

Środa, 22 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 0

Poranek wstał na szczęście pogodny, więc nastąpiło wielkie suszenie. Po spakowaniu gratów wizyta w miejscowym spożywczaku - nie pamiętam marki - ale całkiem możliwe, że była to Ica - najpopularniejsza sieć marketów na naszej trasie. Odkryliśmy, że plastikowe butelki po napojach są tu zwrotne - wrzuca się je do specjalnej maszyny, która czasem robi wiele huku - ale zawsze wydaje w ostatecznym rozrachunku kwitek na 2 korony w przypadku butelki 1,5 l, a na 1 koronę - za butelki półlitrowe. Korzystaliśmy więc z tej opcji skwapliwie aż do końca wyjazdu, choć (o czym tego dnia jeszcze nie wiedzieliśmy) - taki kwitek można odliczyć od zakupów tylko w tym miejscu, w którym zutylizowało się butelkę. Ponadto w większych Icach są też automaty z niedrogą i dobrą kawą. Na śniadanie - jak znalazł!
Za Tosą odwiedziliśmy kolejne pałace - pierwszy, Tureholm miał ogromny podjazd (chyba większy od całej reszty) - drugi - Nynas - to pięknie zadbane całe założenie dworskie - oprócz samego pałacu jest tu śliczna oranżeria (obecnie kawiarnia), domek młynarza i wytapiacza szkła oraz wzorcowy folwark - w sumie taki skansen w pigułce. Warto tu było zajrzeć, mimo, że trzeba nieco zboczyć z drogi.
Dalsza droga znów wiodła przeważnie wśród lasów - czasem ukazywały się jeziora lub zatoczki morskie. Bałtyk w ogóle tu nie przypomina morza - zatoczki mają skaliste, albo zarośnięte trzcinami brzegi i tak fantastycznie pokręcone kształty, że gdyby nie mapa - głowę bym dał, że to jeziora, a nie morze.
Przed Nykopingiem - sporym miastem - był jeszcze jeden pałacyk, do którego wiodła ładna aleja  - okazało się, że starsza pani spacerująca sobie opodal to właścicielka - pogadaliśmy miło chwilę i ruszyliśmy dalej.
Nykoping (o którym Szwedzi mówią Nejszoping, czy jakoś tak) to przede wszystkim zamek, na którym odbywał się właśnie jarmark - sprzedawcy poprzebierani w stroje "z epoki", a uliczką, przy której stały budy krążyło na koniach trzech jeźdźców ubranych jak wyżej.
Muzeum zamkowe sobie darowaliśmy - było już po 17:00, a tu jeszcze do ujechania prawie połowa zaplanowanej tego dnia trasy. Z miasta wyjechaliśmy prosto w wiejący z zachodu bardzo silny wiatr. Trasa biegła lekko pod górkę szeroką doliną w pełnym słońcu - skończyły się lasy, więc jechało się koszmarnie, aczkolwiek zwiedzając kolejne przydrożne kościółki. Czasem nawet próbowano nas częstować kawą - taki tu zwyczaj - chyba po to, aby zwiększyć frekwencję? Jakby u nas tak kiedyś ktoś na to wpadł! ;) W końcu zmarnowani dotarliśmy nad duży staw w, a jakże - Stavsjo - gdzie po niewielkich poszukiwaniach znaleźliśmy niezłe miejsce do rozbicia w lesie opodal jakiejś stacji transformatorowej - 300 m obok był cywilizowany parking z darmowymi toaletami z ciepłą wodą i stolikami z daszkami, co stanowi rzadkość w Szwecji - miejsca typu parking to zazwyczaj tylko zatoczki przy szosie. czasem z ławeczką - żadnych koszy na śmieci i zadaszonych w razie deszczu wiat, co nieraz jeszcze nam dało się we znaki - a tu wszystko było, więc korzystając z bogactwa inwentarza możemy polecić to miejsce wszystkim chcącym chwilę odpocząć, lub jak my - przenocować opodal. A na parkingu stał polski TIR - kierowca miał na tabliczce napisane "Marek", ale wieczorem go nie zaczepiliśmy, a rano następnego dnia już go nie było. Może go pożarły (wraz z TIREM) jakieś trolle? ;)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!