Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1625.00 km (w terenie 97.60 km; 6.01%)
Czas w ruchu:76:54
Średnia prędkość:21.13 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:56.03 km i 2h 39m
Więcej statystyk
  • DST 91.50km
  • Teren 2.60km
  • Czas 04:33
  • VAVG 20.11km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.4 - Sztokholm-Trosa

Wtorek, 21 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 0

Zapłaciwszy pani opuszczaliśmy camping z mocnym postanowieniem szybkiego wyjechania poza sztokholmskie opłotki na trasę w kierunku południowym. Ba - ale jak to zrobić? Na początku wszystko szło ładnie - oczywiście po kilku kilometrach zgubiliśmy drogę, a nie mając dokładnej mapy opłotków - zabrnęliśmy w takie maliny pięknymi asfaltówkami dla rowerów, że w końcu system jazdy polegał na tym, że co skrzyżowanie (nieoznakowane, a jakże!) zatrzymywaliśmy się czekając na pierwszego napatoczonego tubylca, co by nam wyjaśnił, co dalej. W ten sposób zmitrężyliśmy mnóstwo czasu, nic nie osiągnęliśmy (bo każdy pytany miał oczywiście nieco inną koncepcję wyplątania się z tego galimatiasu). Teren pagórkowaty, mix terenów zielonych, domków i osiedli blokowych - zmordowani w końcu znaleźliśmy się w jakichś opłotkach tych opłotków - i na szczęście był tam przystanek autobusowy ze szczegółową mapką okolicy! Okazało się, że kierunek jest generalnie słuszny, tylko prostej drogi (dla rowerów - autostrada była, a jakże!) brak.
Straciwszy pół dnia, po kilkunastu kilometrach znaleźliśmy się wreszcie w Tumbie - ostatniej przedmiejskiej "sypialni". Tu McDonald's - i ceny niemal jak w Polsce, więc opchaliśmy się po uszy. Po drodze spotkaliśmy sympatycznego szosowca, który znał naszych kolarzy z Tour de France - jak miło! :)
Skończyły się przedmieścia - skończyła się pogoda. Już od rana mieliśmy przeważnie pod wiatr - a teraz dodatkowo doszło trochę deszczu - za Varstą przeczekiwanie. Przeszło po kilkunastu minutach - ale nie było to jeszcze ostatnie słowo tego dnia w kwestii opadów, jak się o tym wkrótce mieliśmy przekonać. Póki co jednak przez zaskakujące (ze względu na bliskość Sztokholmu) pustkowia leśne, pagórkowatą boczną szosą dotarliśmy do Sandviken. Znajduje się tu cieśnina o szerokości kilkuset metrów - a za nią wyspa Morko, połączona po drugiej stronie mostem ze stałym lądem. Prom był bezpłatny - zaczepiła nas kolejna miła postać na rowerze - jakaś miejscowa sakwiarka. Chwilę pogadaliśmy, prom przepłynął na drugą stronę - i znów znaleźliśmy się na jednej z tysięcy szwedzkich wysp. Szybkie zerknięcie na kolejny pałacyk - i w drogę - pod wiatr - i wkrótce pod siekący, drobniutki deszcz. Przeczekiwanie w lesie nic nie dało, więc klnąc i chrzcząc wyspę Morko na "Mokro" - dojechaliśmy do mostu na ląd stały. Zrobiło się zimno i zaczęło już solidnie lać - więc próbowaliśmy przeczekać tym razem pod jakimiś krzakami - próba zrobienia herbaty spełzła na niczym, bo zapałki z Biedry nie są wodoodporne, a zapalniczka w ogóle przestała działać :(
Źli i mokrzy dobrnęliśmy via zamknięty ładny pałac i takąż restaurację do małego miasteczka Vagnharad - była 20:00 i właśnie zamykali sklep, ale jeszcze zdążyliśmy z zakupami, a potem rozgościliśmy się w (znajdującym się w tym samym budynku) barze kebabowym. Wcięliśmy dwie wielkie porcje, nieco się zagrzaliśmy, nabraliśmy wody do butelek (na wieczorną herbatę) - i pojechaliśmy dalej. Na szczęście przestało padać. Ostatecznie, po poszukiwaniach miłego miejsca do rozbicia namiotu w jakimś rezerwacie ptaków, gdzie nie wolno - wylądowaliśmy na wjeździe do Trosy na wielkiej łące nad rzeczką opodal krzaczka z widokiem na miejscowe centrum handlowe - i tu postanowiliśmy przenocować w warunkach podeszczowych.


  • DST 38.70km
  • Teren 1.60km
  • Czas 02:05
  • VAVG 18.58km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.3 - Sztokholm

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 4

Ranek wstał z pogodą znośną, więc zostawiwszy niepotrzebne graty ruszyliśmy na lekko do centrum stolicy Szwecji. Powoli przyzwyczajając się do specyfiki jazdy po mieście, bez większych problemów dotarliśmy do serca stolicy. Miasto położone niezwykle - na kilkunastu dużych i mnóstwie mniejszych wysepek robi spore i pozytywne wrażenie - pewnie dzięki jednoczesnej wszechobecności wody, zieleni, małych domków i wysokich, eleganckich kamienic, choć sporo jest też zupełnie zwykłych bloków, takich jak u nas - ale zadbanych i nie tworzących wielkich blokowisk. Ścisłe centrum to przede wszystkim Starówka położona, a jakże - na wyspie - nim jednak znaleźliśmy się na niej, najpierw kawka - w napotkanym po drodze Starbucksie :) W międzyczasie lujnęło, więc trochę czasu zmitrężyliśmy na przeczekiwanie - potem słynny ogromniasty, ceglany ratusz - miejsce, gdzie wręczane są nagrody Nobla. Wszędzie pełno wycieczkowiczów - głównie z Dalekiego Wschodu, ale także, co nas nieco zaskoczyło - rosyjskojęzycznych. Zresztą już na promie chyba połowę pasażerów stanowili "inostrancy" - łatwo było ich poznać, nawet, jak się chwilowo nie darli po skórzanych kurtkach i dresowych spodniach ;p
Koło ratusza jest też z zupełnie innych atrakcji symboliczny grobowiec założyciela miasta - jarla Birgera. Cały strasznie złoty :D
Starówkę przemierzyliśmy z rowerami pieszo - ścisk i tumult wielki - na początek odwiedziliśmy też sklepik z pamiątkami, by zakupić za ciężkie korony kilka pocztówek. Pan był bardzo miły i znał po polsku słowo "pocztówka", albo może "znaczek" - nie pomnę - w każdym razie znał ;)
Ze Starówki (niektóre uliczki szerokości metra!) dotarliśmy do zamku królewskiego - duży, ładny i (przynajmniej z wierzchu) niespecjalnie ciekawy to czworobok. Obok budynek Rikstagu - czyli parlamentu.
Stąd już pojechaliśmy wzdłuż nabrzeży w kierunku wyspy, gdzie znajduje się Djurgarten - czyli ogromny park - a w nim muzeum okrętu Vasa i pierwszy na świecie, słynny sztokholmski Skansen. Po drodze jeszcze wjechaliśmy na jakąś sąsiednią wyspę, ale oprócz tego, że było tam ładnie (jak prawie wszędzie w Szwecji|) - nie było na niej nic specjalnego - może poza plenerową wystawą rzeźby dziwnej oraz posągiem dzika z miną a'la Pumba (bez Timona;).
Muzeum okrętu Vasa przywitało nas ogromną kolejką - na szczęście szło sprawnie, choć w międzyczasie nastąpiła kolejna rzęsista ulewa. Schowałem się więc po nieznajomości pod parasolem pani stojącej przede mną - ale nie protestowała, zaś M. ocaliła gęsta korona pobliskiego drzewa.
Okręt robi olbrzymie wrażenie - bo i sam jest olbrzymi. Stoi w mrocznej hali i jest słabo podświetlony - ale na tyle, by było widać to i owo. Vasa zatonęła tuż po wyjściu z portu, gdy ruszała na początku XVII w. na wojnę z Polską - marynarze się potopili wraz z całym ekwipunkiem, a statek przeleżał ponad 300 lat w Bałtyku. Woda go na tyle zakonserwowała, że oprócz żagli i olinowania przetrwało ponad 90% kadłuba. Po wyciągnięciu zakonserwowano go więc tylko, uzupełniono braki - i oto jest. Przy okazji wydobyto spod pokładu dużo sprzętu i trochę szkieletów - wszystko razem do obejrzenia na miejscowej ekspozycji. Jest również film pokazujący historię statku. Byliśmy tam ze 2 godziny, a to i tak mało - bo jeszcze jest wystawa multimedialna pokazująca dzieje świata. Musieliśmy jednak się w końcu stamtąd wymiksować, by zdążyć zobaczyć jeszcze skansen!
A jest co oglądać - cała parkowe wzgórze to Szwecja w miniaturze - z dodatkiem ZOO z miejscową fauną. Są odtworzone całe uliczki małego miasteczka ze sklepikami i pracowniami - każdy domek jest przeznaczony na konkretną działalność - jest więc piekarnia, sklepik ze słodyczami, drugi z przyprawami etc. - wszystko, rzecz jasna w konwencji sprzed stu i więcej lat. Na wzgórze przeniesiono też pałacyki, całe zagrody z różnych zakątków Szwecji, wiatraki, kościólek etc. Jest tu również stara kolejka a'la Gubałówka wjeżdżająca na szczyt, z którego roztacza się panorama miasta. Nie zważając na kropiący znów od czasu do czasu deszcz buszowaliśmy tam i siam - wreszcie skansen płynnie (poprzez zagrody ze zwierzętami hodowlanymi) przeszedł w ZOO - są tu m.in. renifery (ale się schowały), łosie (j.w.) i nasze żubry - ale największą atrakcją okazały się wygrzewające się na skale foki oraz bawiące się z fosie za szybą (czyli kilka cm od nas!) dwa brunatne miśki - udawały, że walczą ze sobą, strasznie przy tym chlapiąc. Super!
Tymczasem powoli zbliżała się godzina zamykania, więc na szybko oblecieliśmy jeszcze resztę terenu, potem zjedliśmy coś pod miejscowym spożywczakiem - i ruszyliśmy w drogę powrotną na nasz camping. Na szczęście o tej porze roku dnie są tu bardzo długie, więc docierając o 22:00 na miejsce, mieliśmy jeszcze normalny dzień. Dopiero po 23:00 zrobiło się ćmawo, więc syci wrażeń wielkomiejskich poszliśmy spać.


  • DST 69.30km
  • Teren 3.90km
  • Czas 03:12
  • VAVG 21.66km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.2 - prom-Nynashamn-Sztokholm

Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 0

Poranek na promie powitał nas wspaniałą słoneczną pogodą, więc włóczyliśmy się po pokładzie i trochę też pod nim, eksplorując różne zakątki promu. Z ciekawostek odkryliśmy kibel dla psów i specjalne kabiny, gdzie można się zameldować z czworonogiem. Ceny na promie niestety szwedzkie - ale trzeba wszak było się stopniowo przyzwyczajać ;) - więc kupiliśmy jakieś kawy i ciacha i tak przyjemnie zleciało nam kilka godzin. Wreszcie zaczęły się pojawiać na horyzoncie pierwsze niewielkie szkiery - skaliste wysepki znamionujące przybliżanie się do lądu stałego. Jest ich tutaj całe mnóstwo - istny Archipelag - Sztokholmski zresztą. Mniejsze są bezludne, a na większych Szwedzi pobudowali sobie bordowe drewniane domki i spędzają w nich wakacje.
Czym było bliżej lądu - tym niestety bardziej się chmurzyło. W końcu, mijając się z promem na Gotlandię dobiliśmy do Nynashamnu - w drogę, na rowerowy podbój Szwecji!
Na początek odwiedziliśmy Lidla - pierwsze zakupy i zderzenie z wysokością cen. Na szczęście wśród potopu wędlin po 200 koron za kilo (czyli +/- 100 zł) i podobnych serów znaleźliśmy też i tańsze wyroby. I nie zawiedliśmy się - żarcie jest tu przepyszne i właściwie żadna z rzeczy, które testowaliśmy nie okazała się niejadalna, a większość smakowała wyśmienicie - mimo, że były to prawie zawsze najtańsze produkty z marketów.
Objedzeni i obładowani ruszyliśmy z przyjemnym tylnym wiatrem na Sztokholm wzdłuż autostrady - problem rowerowy (jaki tam znów problem?;p) został rozwiązany w ten sposób, że albo dosłownie zawsze była asfaltowa rowerówka, albo płynnie się z niąłącząca stara (ale dobrej jakości) szosa z czasów przedautostradowych. Raz spróbowaliśmy skrótować wg mapy, ale nie miało to sensu - wylądowaliśmy na gruntówie prowadzącej do skupiska działek w lesie. Po drodze obejrzeliśmy sobie pierwsze zabytki - pałace w Haringe i Arsta - i, jak się potem okazywało - były to typowe dla Szwecji murowane pałacyki w prostym stylu i jasnych barwach z niewielkimi regularnymi ogrodami oraz zadbaną zabudową gospodarczą wokół. Przeważnie są to obiekty prywatne, często hoteliki - ale prawie wszędzie nie było problemu z podjechaniem i przespacerowaniem się wokół.
Na przedmieścia Sztokholmu wjechaliśmy przez gęste lasy - częściowo gruntówkami - i kierując się na camping zgubiliśmy po raz pierwszy (i nie ostatni!) rowerówkę - tak, jak na wsiach kierunki jazdy są w miarę do rozeznania - to w miastach jest istny dramat! Przede wszystkim znaki dla rowerzystów kierują tak, aby nie wjeżdżać na drogi szybkiego ruchu - i dobrze - ale drogowskazów jest zdecydowanie za mało, a znak taki, jak "koniec drogi rowerowej" nie istnieje - oznaczone są tylko ich początki. Dedeerówy wyprowadzają często-gęsto na osiedla domków - i tam zanikają, a te bardziej tranzytowe, idące wzdłuż głównych dróg są poprowadzone tak zawile i tworzą tak rozliczne rozgałęzienia (czasem wielopoziomowe), że przeciętnie kilka kilometrów dziennie nadrabialiśmy klucząc w tej poplątance. Są również niepozorne zielone tabliczki na niektórych skrzyżowaniach - to znaki międzymiastowych szlaków rowerowych. Są doskonale niewidoczne i pięknie wtapiają się w bujną zieleń :P
W końcu (wjeżdżając raz na autostradę przez pomyłkę) dotarliśmy przez krzaczory do na wpół wymarłego campingu w Bollmora - po poszukiwaniach obsługi okazało się, że jest to pani, która mieszka w domku z przerobionego autobusu Scania - obok stał też drugi :)
Pani najpierw kwękała w szwedzkoangielskim, że nie ma miejsca nawet na jeden namiot, bo tam, gdzie moglibyśmy się rozbić jest bagno (faktycznie było;) - ale w końcu pozwoliła się rozbić na trawniczku tuż pod własną Scanią - i nawet mogliśmy korzystać z rozstawionego zestawu huśtawkowo-stolikowo-leżakowego, więc ukontentowani ogarnęliśmy się ze wszystkim, by następnego dnia od rana ruszyć zwiedzać Sztokholm.


  • DST 21.70km
  • Teren 1.60km
  • Czas 01:00
  • VAVG 21.70km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżedoszwecji?: dz.1. - Uć-pekap-Gdańsk-prom

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 2

Początek tegorocznej letniej wyprawy z M. - tym razem na 2 tygodnie do Szwecji. Celem było dotarcie promem do Nyneshamn niedaleko Sztokholmu, zwiedzenie stolicy, a następnie przejazd cały czas wzdłuż wybrzeży aż na samo południe - do Ystad, skąd mieliśmy zaklepany prom do Polski.
Wystartowaliśmy z samiuśkiego rana - najpierw na dworzec Uć K.
Pociąg do Gdańska jechał do Gdańska raz w jedną (do Bydgoszczy), raz w drugą stronę, co spowodowało konieczność przemieszczenia się z rowerami z jednego jego krańca na drugi w połowie podróży. Poza tym jazda przebiegała w miłej, choć bardzo upalnej atmosferze - po drodze lujnęło pod Bydgoszczą, ale w Gdańsku znów było słonecznie, choć już nie tak bardzo gorąco. Na początek przejechaliśmy/przeszliśmy przez Stare Miasto via Długi Targ - tu: kawa mrożona, ale droga i taka sobie. Dalej okazało się kostropato, bo jedyny dojazd na terminal promowy na Westerplatte w remoncie - ani jezdni, ani dedeerówy, tylko jakieś szutry. Wytrzęsło i spowolniło nas to znacznie, aczkolwiek na szczęście mieliśmy spory zapas czasu do zameldowania się na promie "Wawel" linii Polferries. Po kilku kilometrach jazdy przez dziurdzioły wjechaliśmy wreszcie na rewelacyjną asfaltową dedeer, która obok Siarkopolu doprowadziła nas do nasady półwyspu. Ponieważ nadal było trochę czasu, ja przywitałem się z ciepłym morzem na miejscowej mikroplaży, a następnie odebraliśmy bilety w terminalu, zjedliśmy obiad w portowym barze - i wziu - na prom jakimś strasznie długim korytarzem dla pieszych.
Po rozgoszczeniu się i zwiedzeniu kolosa (naprawdę wielki ten Wawel!;), nastąpiła o 18:00 chwila machania Polsce - i wyruszyliśmy przy umiarkowanej fali i nieco pochmurzonym niebie w rejs do Skandynawii. Na morzu wielki ruch - kutry, żaglówki, jakieś barki i inne pasażery - ale nasz górował nad całą tą drobnicą! Ostatnim lądem widocznym z pokładu był Hel - a potem jeszcze ładnie się rozchmurzyło na zachód słońca - i tak się skończył pierwszy dzień wyprawy.


  • DST 42.70km
  • Teren 0.60km
  • Czas 01:45
  • VAVG 24.40km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z wielką krzątaniną przedurlopową

Piątek, 17 lipca 2015 · dodano: 17.07.2015 | Komentarze 0

Ostatni dzień przed wyprawą - a tu trzeba było z rana jechać od M. do p. na P. - a po południu znów w wielkim skwarze najpierw do biblioteki, potem do d., stąd do R. - i powrót via miasto do M.
Sakwy zapchane wszelkimi dobrami.
Rano umiarkowany wiatr z W - po południu przeważnie słaby z NE.

A już od jutra... cóż, że do Szwecji? ;)
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 24.00km
  • Teren 0.10km
  • Czas 00:59
  • VAVG 24.41km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć bez wietrznego pomocnika

Czwartek, 16 lipca 2015 · dodano: 16.07.2015 | Komentarze 0

Trasa identyczna jak dzień wcześniej.
Rano pod dość silny wiatr z WSW. Wieczorem nie pomógł, bo się uciszył.
Sakwy lekkie.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 24.00km
  • Teren 0.10km
  • Czas 00:56
  • VAVG 25.71km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć bez wielkich historii

Środa, 15 lipca 2015 · dodano: 15.07.2015 | Komentarze 0

Po dwóch dniach deszczu i związanego z nim lenistwa rowerowego - dziś stała trasa (M. - p. na P. - pętelka - M.).
Rano jakaś wyjątkowo kiepska forma - czułem się, jakbym wjechał na ogromną górę :/
Powrót z wiatrem, więc ekspresowo i przyjemnie, gdyby nie stada bezmyślnych użytkowników dwóch kółek łamiących wszelkie przepisy na dedeerówie. Ale udało się wszystkich w cholerę wyprzedzić ;)
Sakwy niezbyt ciężkie.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 80.20km
  • Teren 4.60km
  • Czas 03:08
  • VAVG 25.60km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sokolniki z piesem, a Pagórki z krową

Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 2

Od M. do d. z rana na chwilę - i dalej via miasto i Zgierz krajową jedynką oraz via Adolfów do Sokolnik. Tam obiad z R.M. i M. (która z piesem dotarła busikiem) oraz spacerek po lesie celem wybiegania obu psów.
Powrót pokrętnie, bo przez Stryjków, Buczek (gdzie tydzień temu piekli corocznego byka w całości!), a nawet Moskwę. Na koniec trochę terenu w poprzek Wiączyńskiego Lasu.
Pogoda od rana słoneczna, choć momentami męczący wiatr w pysk - powrót przy słabym tylnym lub bocznym wietrze - najpierw w upale - na ostatnich kilometrach symbolicznie pokropiło. Po drodze kilka krótkich postojów - m.in. w towarzystwie ogromnej czarnej krowy (w Sierżni).
Sakwy niezbyt wypchane.


  • DST 6.90km
  • Czas 00:16
  • VAVG 25.88km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z myciem

Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 0

Z okazji wolnego: najpierw generalne domowe czyszczenie Merysi - a potem hop od M. do najbliższej samoobsługowej myjki by dokończyć dzieła.
Powrót via pętliczka - nadal rozkopana w dwóch miejscach.
Bezsakwowo - wiatr umiarkowany z NW.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 23.90km
  • Czas 00:55
  • VAVG 26.07km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć porywiście

Piątek, 10 lipca 2015 · dodano: 10.07.2015 | Komentarze 0

Niezwykle silny, wręcz porywisty wiatr z WNW, więc rano najkrótszą od M. do p. na P. - a powrót z pętelką.
Sakwy lekkie.
Przyjemny chłodek ;)
Kategoria 1. Only Uć