Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 48.70km
  • Teren 40.30km
  • Czas 02:23
  • VAVG 20.43km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podlasie Egzotyczne - dz. 5: Puszcza z Żubrem

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 2

Trasa:
Siemianówka - Stare Masiewo - Zamosze - Pogorzelce - Białowieża

Syci wrażeń dnia poprzedniego, kolejny dzionek postanowiliśmy potraktować dość lajtowo - choć, rzecz jasna, nie znaczyło to braku atrakcji! O nie - nie w tych stronach! ;) Dzień, pomni doświadczeń dnia poprzedniego rozpoczęliśmy od wizyty w sklepie i nakupieniu odpowiedniej ilości płynów na drogę - pod sklepikiem dwa miłe pieski (a na kwaterze, zapomniałbym dodać - kotowisko!).
Po pożegnaniu gospodarzy zjechaliśmy niemal od razu z szosy do lasu - pierwszych zapowiedzi królowej polskich puszcz z żubrem w herbie ;) Póki co były to zwykłe, suche, sosnowe laski - nawigując na czuja dojechaliśmy do płaskiego tu brzegu zalewu - malownicze miejsce! Kolejne, za kawałek, wzbogacone było o wieżę obserwacyjną - po wdrapaniu się na górę oczętom zdumionym naszym ukazał się błot szmat, trzcinowiska i Pan Holender, który miał lupę do obserwacji przyrody. Wypatrzył tego dnia już trzy wilki, więc nie chcąc mu zawracać zanadto lupy, po niedługim czasie pojechaliśmy wałem nadtrzcinowo-zalewowym dalej - i po chwili zanurzyliśmy się już we właściwej Puszczy Białowieskiej - na jej najpółnocniejszym skraju. A tu cała piesza wycieczka - chyba reszta Holendrów. O, zaskroniec! - zakrzyknęliśmy, ale to dopiero po kilku kilometrach jazdy prostą jak drut przecinką leśną, bo droga znienacka uległa zwężeniu ;)
Za kolejnych kilka kilometrów puszczy po raz wtóry dopadła nas straż graniczna - i znowu żmudne spisywanie i sprawdzanie, że my to my, a nie oni.
Pierwszą z trzech tego dnia wsi (reszta jest puszczeniem;) było Stare Masiewo - przemalowniczo-drewniano-studniożurawiane :)
Po ponownym zagłębieniu się w lasy tzw. Wilczym Szlakiem, przemierzając najpiękniejsze z ostępów nie będących ścisłym rezerwatem (po którym jeździć na rowerze nie można) trafiliśmy w uroczysku Głuszec na zrewitalizowaną leśną stacyjkę wąskotorówki i pomalowany w wesołe barwy niemaskujące parowozik. Do tego wiata i kilka różnych wagoników. Wszystko kolorowe i miniaturowe, niczym w wesołym miasteczku, a nie w wesołym puszczysku!!
Jadąc tam i siam (ale zawsze rowerowym szlakiem), mając słońce w pyski i wręcz na odwrót, w końcu wjechaliśmy w taki ostęp, że odnalazłem w przydrożnym rowie pierwszego kaczeńca i zatrzymałem się, by mu pstryknąć fotkę - a M. mnie na chwilę wyprzedziła - i w tym momencie tuż przed jej przednim błotnikiem przeleciał w poprzek drogi ogromny żubr! Szczyt wszystkiego normalnie.
Dłuższy popas (bez żubra) urządziliśmy więc dopiero przy Kosym Moście na Narewce - a potem znów ruszyliśmy - tym razem w kierunku wsi o tej samej, co rzeczka nazwie.
Nie dojeżdżając do wsi, wciąż jadąc lasami skręciliśmy na Starą Białowieżę - droga, do tej pory jako-taka, zrobiła się nierówna - widać, że jeżdżą nią cięższym niż rowery sprzętem, więc telepało niemiłosiernie, a wszystko w sakwach fruwało, gdy tylko próbowałem się nieco bardziej rozpędzić. I tak kolejne kilkanaście kilometrów lasu - po drodze urokliwa wiatko-chatka przydrożna z żurawiem studziennym.
W Starej Białowieży, gdzie jest ścieżka między odwiecznymi dębami był miły pan sprzedający cały boży dzionek bilety nikomu, ale za to ładnie zagrabił z nudów piaszczysty parking - ten, to ma życie! :D Ponieważ nie kupiliśmy także i my (znamy Starą B. z poprzedniego pobytu w okolicy), więc pogadaliśmy milo, pan zjadł nam czekoladę (ale tylko ten kawałek, którym go poczęstowałem ;p) i szybko się zwinął, bo skończył tego dnia robotę - a myśmy też odsapnęli - i już był zaraz asfalt, najpierw wieś Pogorzelce, a potem już sama Białowieża (wjazd od strony skansenu, czyli w sumie taki, jak wszędzie;).
Po zakwaterowaniu się na naszej już kiedyś bywałej kwaterze ruszyliśmy na koniec dnia jeszcze na obchód Parku Pałacowego i centrum - a że głód dopadł nas znaczący, wylądowaliśmy ostatecznie aż w dwóch knajpach - w "Unikacie" zjedliśmy obiad właściwy (m.in. dzik po raz enty) oraz Pokusie - na deserze.
I w ten sposób kolejny dzień wyprawki dobiegł kresu.

Nowa gmina: Białowieża.



Komentarze
huann
| 14:00 sobota, 18 kwietnia 2015 | linkuj A bo liczę gminy zaliczane z Merysią ;) O, tu: http://zaliczgmine.pl/users/view/290
Gość wariag | 10:38 piątek, 17 kwietnia 2015 | linkuj Ale dlaczego "nowa gmina" skoro ją już kiedyś Wujek zaszczycił swoją żarłocznością ?
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!