Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 10.54km
  • Czas 00:27
  • VAVG 23.42km/h
  • VMAX 32.47km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 449kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z preludium weekendowym i wspomnień czarem

Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 04.08.2017 | Komentarze 5

Rano klasycznie do p. - po południu do domu zahaczając o Fabryczną Uć, by kupić bilety kolejowe na weekend. W planach kilka nowych gmin na pograniczu śląsko-wielkopolskim - no a przede wszystkim odwiedzenie kolegi Adasia* w Trzebnicy, nie widzianego od jakichś 10 lat. Okazja tym większa, że dołączam do wyruszających na Wielką Wyprawę W Świat kol.aarda i Carmeliany, którzy mieli jechać w ten cały świat;) już dziś, ale jadą jutro, a że jutro jest sobota, to mogę im potowarzyszyć w pierwszych kilometrach ich Wyprawy.
Same korzyści! :)

*do kolegi Adasia w 2004 r. pojechałem tą samą Merysią - wówczas padło pierwsze 10 000 km jej przebiegu. Jeju jak to było dawno! Ówczesna relacja z Wyprawki (łącznie 6 dni na trasie Uć-Brzeziny koło Błaszek-Trzebnica-Lubań koło Śremu-Wągrowiec-Czarne-Słupsk - i po 2 tygodniach jeszcze dalej wzdłuż wybrzeża):

„[…] postanowiłem pojechać do Słupska nie PKP, jak do tej pory, ale rowerem bocznymi szosami z i to przez Trzebnicę koło Wrocławia, gdzie chciałem koniecznie odwiedzić kumpla, który właśnie miał urodziny, a w dodatku wyjeżdżał do Anglii na dłużej.
Założenie jazdy na rowerze było też takie, że (ze względu na brak sakw rowerowych) jadę z małym podręcznym plecaczkiem, czyli bez: namiotu, śpiwora, karimaty, kurtki; jedzenie kupuję po drodze, śpię byle gdzie, mam jedną koszulę z długim rękawem i jedną parę spodni do jazdy typu bojówki (z odpinanymi nogawkami)+polarowe do spania pod gołym niebem. zabrałem też srebrną folię NRC do owijania się, gdyby w nocy było zimno, latarkę typu czołówka, atlas samochodowy, parę drobiazgów i ruszyłem w Polskę, czyli nieznane...
A oto relacja z wyprawy, na którą (do Słupska) wydałem [przez 6 dni] bodajże 60 złotych:
Do Trzebnicy wyjechałem 16.07. i jechałem 2 dni - 227 km jazdy przez : Lutomiersk, Szadek, Wartę, Błaszki, wieś Brzeziny (gdzie nocowałem w sympatycznym ośrodku wypoczynkowym za 10 zł), dalej przez Grabów nad Prosną, Mikstad, Antonin, Międzybórz, Goszcz, Bukowicę, Czeszów do Trzebnicy. Tu poimprezowałem ;)
18.07. wyjechałem więc późnym popołedniem i gorąco w niedzielę było więc też i suszyło ;) z Trzebnicy skierowałem swoją Meridę ku Żmigrodu i dalej przez wioski, gdzie nawet psi nie szczekają dobranoc, dojechałem do płaskiej wioski zwanej z dumna Miejską Górką, dalej była Krobia, Gostyń, a spałem po 105 km w Lubiniu koło Śremu w PTSM-ie za 10,70 zł.
19.07. - tego dnia, a był to poniedziałek, przecinałem jak przecinak (lekkim łukiem, by wyminąć Poznań): Śrem, Kórnik, Kostrzyn i Pobiedziska, gdzie widziałem lisa (rozjechanego). Ja też się na tyle rozjechałem, że przez Kiszkowo, gdzie akurat marszruty była większa połowa za mną, doszlusowałem do Wągrowca pod wiatr straszny, a i 138 km zrobiło z mła obojętne na uroki tego w sumie dość niepięknego miasta warzywo. W dodatku nie było schroniska, więc wylądowałem w noclegowni dla bezdomnych /czysta przyjemność po taaaakiej jeździe/, co w sumie było i logiczne, zaś tam przegadałem ze stałymi bywalcami pół nocy, o czym można by drugie pół przegadać, więc już zmilczę, jakem miłośnik milki ;) [no milki – no way!]
20.07. wstałem z pierwszymi bezdomnymi i ruszyłem dalej przez Margonin, Szamocin, most na Noteci i Białośliwie, a potem przez Wysoką, co jest taka sobie, Krajenkę, Złotów Lędyczek i tak to opuściłem Wielkopolskę, a wjechałem w pomorze, gdzie było Czarne, a tam więzienie, a że wieczór nadjeżdżał wielkimi kołami, przenocowałem tym razem jednak w lesie. Tamże była śliczna z bali wiata. O 3 minut 30 przyszła burza i lała przez szpary dziury i w tym deszczu ruszyłem rano dalej...
21.07. rankiem padało i w południe padało, ale nic to, bo kierowałem się już ku celu, czyli Słupsku i nawet przez trochę słoneczko wyszło, a potem znów się skryło i jeszcze 6 km przed Słupskiem kolejna burza mnie zlała i dojechałem (przez Koczałę Kramarzyny Kołczygłowy i Dębnicę Kaszubską) no wreszcie po 497 km z Trzebnicy, a 724 [łącznie] nad morze i zmilczę moje odsiedziny od siodełka;).
Między 22.07., a 9.08. pojeździłem trochę plażami Wybrzeża Środkowego i tak mi się spodobało, że postanowiłem nie wracać rowerem do domu, a jeno pojechać plażą, tak daleko, jak mi się będzie chciało, czyli z Łeby do Władysławowa.
W dn. 10.08. wystartowałem ze Słupska, gdzie to żyłem już na koszt rodzinki trzeci tydzień. Do Łeby dojechałem lądem prze Główczyce, Izbicę, Gać, Tarnowska. Z Łeby już plażami się udałem dalej na wschód w kierunku Stilo, było coraz bardziej milo, bo jechałem przez dzikie plaże, i nawet widziałem z całkiem bliska 2 kormorany (o rany! :). Minąwszy Lubiatowo (piękny wylot kabla od światłowodu, wyglądający jako golden gejt donikąd) i Białogórę, spałem tej nocy na plaży nudystów pod Dębkami, ale było zimno, więc nic nie zobaczyłem, bo było cimno i nikogo na plaży i piękny wschód słońca mnie zaskoczył między innymi. Romantycznie poniekąd.
Dalej, a był to już dzień kolejny, 11.08., przez gęstniejące tłumy Dębek, Karwii i Jastrzębiej Góry, częściowo prowadząc, a nie jadąc (najpierw ze względu na tłumy, potem – kamienie) na Rozewie i zanurzyłem rower po pachy w tym to wysuniętym najbardziej klifie na północ, a było samo południe :D. Wziąłem kamyk na pamiątkę – najbardziej na północ wysunięty kamyk, co to wystawał z morza, gdy fala się cofała… później jeszcze, ze względu na grząskie podłoże doprowadziłem cały czas plażą rower do Władysławowa, a potem jeszcze dojechałem do Pucka, przez Piaśnicę (piękne lasy!) do Wejherowa, gdzie miało być schronisko PTSM, a nie było czynne, więc i nazad do Rewy nad morzem, gdzie to zakończyłem dzień rybą i kwaterą za 25 zł (ryba – gratis!!!).
A rano do Gdyni przez Kossakowo na pociąg do domu z rowerem, bo a jednak jestem bardzo leniwy i żadnej już motywacji nie znalazłem, by się rowerem męczyć ;)”


Kategoria 1. Only Uć



Komentarze
lavinka
| 23:59 piątek, 4 sierpnia 2017 | linkuj Utopia!
huann
| 20:27 piątek, 4 sierpnia 2017 | linkuj Prawie :D
Trollking
| 20:08 piątek, 4 sierpnia 2017 | linkuj Nasza Klasa? :)
huann
| 18:56 piątek, 4 sierpnia 2017 | linkuj Relacja pierwotnie była na pewnym forum o zacięciu... surrealistycznym ;D
Trollking
| 18:18 piątek, 4 sierpnia 2017 | linkuj Relacja fajna, choć trochę za krótka jak na dzisiejszy dystans :P

A gdzie pierwotnie ją umieściłeś, skoro w 2004 jeszcze nie było BS?

Ceny - rewela (Rewala?) :)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!