Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 1.56km
  • Czas 00:04
  • VAVG 23.40km/h
  • VMAX 29.00km/h
  • Temperatura 22.9°C
  • HRmax 126 ( 68%)
  • HRavg 111 ( 60%)
  • Kalorie 31kcal
  • Podjazdy 8m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

MikroUć odserwisowa i małe podsumowanko (nie)rowerowego czerwca

Poniedziałek, 1 lipca 2024 · dodano: 01.07.2024 | Komentarze 4

Po dwóch tygodniach, które Meri spędziła w rowerowym spa, a my z M. i psem na wczasach w nadmorskich lasach krótka przejażdżka na trasie serwis-dom. Krótka, ale i tak zdążył spaść łańcuch :D Hmm, co tam panowie z serwisu wymyślili z tym nowym napędem? Jutro sprawdzę na trochę dłuższym dystansie :)

A poza tym podsumowanie niemal wyłącznie pieszego czerwca: kilometrów przetupane około 630, co daje zacną dzienną średnią ponad 20 i średnio około 28 000 kroków dziennie, czyli ponad 800 000 w ciągu miesiąca. Może kiedyś uda się ustrzelić milion kroków w miesiąc, ale i tak nie jest źle - zwykle 600 kilometrów to ja nawet rowerowo miesięcznie nie robię, ale po pustych przed sezonem plażach i pięknych nadmorskich lasach to "samo się idzie!" :) Wszystko z fotkami tradycyjnie na STRAVIE.

I jeszcze "wisienka" na czerwcowym torcie wyjazdowym, czyli wczorajszy powrót, który trwał... 13 godzin. Najpierw, ze względu na Tobika melexem z pensjonatu na przystanek autobusowy w Dębkach. Melex się spóźnił, więc ledwo zdążyliśmy na autobus do Wejherowa. Ten się wlókł, więc z 15 minut na przesiadkę na pociąg zostało raptem 5. Biegiem z plecakami, torbami i psem na peron, a tu pociąg ma... 80 minut spóźnienia. Ale to była dopiero przygrywka: za Malboraskiem (!)zapaliła się lokomotywa! Pociąg się zatrzymał, prądu (zatem klimy) brak, na dworze 33 stopnie, w środku - piekarnik. Biedny Tobik (i w ogóle wszyscy)! Okazało się, że dostarczenie nowej lokomotywy potrwa 3 godziny! :( W pociągu brak Warsu, zatem brak wody dla pasażerów. Dramat. Wszyscy wylegli na tory i rozsiedli się na nasypie, obsługa przeganiała ludzi w te i nazad, bo co parę minut przejeżdżały trzema pozostałymi torami z obu stron pociągi. Circus Maximus. Po dwóch godzinach policja zatrzymała jakiś pociąg z Warsem i w końcu mieliśmy wodę, mimo tego, że 500 metrów dalej była jakaś wieś i mogli ją po prostu kupić. Pies ledwo dychał, prawie 15 lat w takim upale to (nomen-omen) nie przelewki! W końcu przyszła wielka ulewa, ale w międzyczasie przyjechała zastępcza lokomotywa i wreszcie ruszyliśmy znów w klimie dalej. Opóźnienie, bagatelka - 311 minut. Ale dojechaliśmy tylko do Wawy, tu znów lokomotywa niehalo, więc łaskawie kazali się przesiadać do innego pociągu na Uć stojącym na innym peronie - ten "prawie punktualny", bo miał w tym momencie tylko 232 minuty obsuwy :D I bardzo szybko chciał odjeżdżać, a Tobik to nie sprinter, więc koniec końców to ja pobiegłem schodami dół-góra na peron z pociągiem i niczym bramkarz Szczęsny szczupakiem rzuciłem się w zamykające się do odjazdu drzwi, by je przyblokować jeszcze sekundę. Udało się, bo już gwizdali na objazd! Teraz boli mnie obojczyk i bark oraz znów kolano od tych wszystkich piruetów, akrobacji i wygód podróżnych i wnoszenia psa po schodkach do wagonów i pozostałych pojazdów łącznie 10 razy (sam nie dałby rady), ale udało się dotrzeć do domu przed pierwszą w nocy (mieliśmy być 19.36), a tak nie wiadomo ile jeszcze byśmy tkwili na Wschodniej...

Ah...ooj, przygody! :P

Kategoria 1. Only Uć



Komentarze
huann
| 17:10 środa, 24 lipca 2024 | linkuj Ech, wolałbym nie mieć nic do opowiadania... ;p
meteor2017
| 14:03 środa, 24 lipca 2024 | linkuj Spadł, bo pewnie odzwyczaił się od roboty i postanowił wymusić krótką przerwę ;-)

Podróże koleją, to prawie zawsze przygoda... grunt, to jakoś to przeżyć, ale potem jest co opowiadać. To jak ja wracałem po pamiętnej trasce rowerowej nad morze, telepałem się w sumie pięcioma osobówkami, na przesiadki miałem 5-10minut, a pierwszy pociąg od początku kwadrans spóźniony... na szczęście pociągi skomunikowane i czekały na nas, tylko trzeba było pobiegać z zapakowanym rowerem między peronami, na szczęście sam nie musiałem szukać gdzie biec, tylko ruszyć za lokalsami. Dopiero na trzeciej przesiadce miałem więcej czasu, na tyle żeby nawet zrobić rundkę po Toruniu.
huann
| 09:19 wtorek, 2 lipca 2024 | linkuj Za dobrze wcześniej było, by coś się nie spitoliło ;)

Dzięki, to najbardziej udany czerwiec od wielu lat - mimo, że bez roweru. Ale nie można mieć wszystkiego.

Co do napędu, to będę mieć ich dziś po drodze - nie będę czekał, tylko podjadę i niech spojrzą :)
Trollking
| 01:08 wtorek, 2 lipca 2024 | linkuj MA SA KRA. Z "kra" głównie, bo PKP nie zawodzi, można krakać w ciemno :/

Brawa za cały piękny nadmorski wypad. Niech minusy nie przysłonią plusów :)

A panowie z serwisu pewnie nie sprawdzili organoleptycznie, czy stara korba łapie nową kasetę i łańcuch podczas mocniejszego nacisku. Klasyka. To się pewnie ułoży, oby szybko.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!