Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2017

Dystans całkowity:491.26 km (w terenie 17.16 km; 3.49%)
Czas w ruchu:19:42
Średnia prędkość:24.94 km/h
Maksymalna prędkość:46.98 km/h
Suma podjazdów:2532 m
Suma kalorii:21084 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:35.09 km i 1h 24m
Więcej statystyk
  • DST 7.43km
  • Czas 00:20
  • VAVG 22.29km/h
  • VMAX 32.62km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 320kcal
  • Podjazdy 32m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć doserwisowo-dość paskudna

Piątek, 6 października 2017 · dodano: 06.10.2017 | Komentarze 14

Po nocnym orkanie Ksawerym, co m.in. bardzo źle potraktował wierzbę przy ulicy (czyli ją skutecznie wytarmosił do granic totalnego połamania) ruszyłem jednak rowerowo mimo rozlewisk i stert gałęzi na ulicach do p. - jedyny powód był prosty: dziś Merysia miała po południu umówione spa tam, gdzie zawsze co pół roku, więc nie było innego wyjścia, tylko ją jeszcze ubłocić przed oddaniem w dobre, serwisowe ręce ;) - co też nastąpiło tym razem w strugach ulewnego, popołudniowego deszczu.
Teraz Mery ma tydzień pilnego przeglądu, a ja - tydzień zaległego urlopu :))
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 10.55km
  • Czas 00:28
  • VAVG 22.61km/h
  • VMAX 32.62km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Kalorie 452kcal
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć mocno jesienna

Środa, 4 października 2017 · dodano: 04.10.2017 | Komentarze 2

Trasa: dom - p. - Odhuańń (tu chwila przerwy na odwiedziny w dobrze zaopatrzonej aptece celem zakupu niespotykanych kropli do oczek, kroplówek dla Alusia i zamówienia dla tegóż insuliny) - i do domu. Chłodno, silny zachodni wiatr. Sakwy - obładowane.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 22.43km
  • Czas 00:56
  • VAVG 24.03km/h
  • VMAX 35.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 969kcal
  • Podjazdy 101m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć sprawunkowo-bezmyślna

Poniedziałek, 2 października 2017 · dodano: 02.10.2017 | Komentarze 5

Rankiem wyjątkowo rześkim do p., a popołudniem jeszcze słonecznym do R. pomóc z tym i tamtym. Powrót już niemal po ćmaku - podczas powrotu m.in. "dyskusja" z kierowcą autobusu MPK, który radośnie stanął sobie na środku przejazdu dla rowerów, bo go czerwone zaskoczyło. I tak stał. Ja też stanąłem, choć miałem zielone, ale latać na rowerze niczym Harry na miotle nie potrafię, więc po chwili się zdrzaźniłem i oczywiście mu dupy nie objechałem - ino ryj: okrążyłem go od przodu, mówiąc mu przez okieneczko co myślę na temat jego mistrzów nauki jazdy.
A ponadto bardzo silny, południowy wiatr, rano korki-giganty na jezdniach, po południu - na rowerowej wuzetce. I mnóstwo bezmyślności - np. wśród kierowców stojących w korku tak, abym nie mógł ich ominąć przy krawężniku - i wśród obsługujących przypadkiem rowery, którzy uważają, że na DDR mogą robić, co im się żywnie podoba.
Nihil novi sub sole: ot, polskie społeczeństwo w swej kretyńskiej masie <DUŻY RZYG>
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 96.68km
  • Teren 4.05km
  • Czas 03:39
  • VAVG 26.49km/h
  • VMAX 41.51km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 4162kcal
  • Podjazdy 452m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dość szybki Jambór

Niedziela, 1 października 2017 · dodano: 01.10.2017 | Komentarze 10

Prognozy ładne, niedziela wolna, działka jamborowa nieodwiedzana od hu-hu... Cóż było robić - trzeba było śmignąć. Pretekstem miały być grzyby, ale wczoraj ubiegła mnie moja własna matka, która z samej działki (działka leśna) o wymiarach 30x30 m zebrała... 5 kg. No trudno;)

Ruszyłem zatem późnym rankiem z początku dosyć leniwie, obiecując sobie, że w sumie nie mam się już do czego spieszyć. Wiaterek powiewał dość niemrawo z lewego boku (SE). I tak sobie jechałem stałą trasą póki co - w słoneczku i kolorach jesieni - najpierw przez Uć. Tuż za miastem dogoniłem jakiegoś starszego Szoszona - i depnąłem mu na ambicję wyprzedzając go pod dość stromą górkę - pierwszą z tzw. Górek Pabianickich. Doczepił się do mnie z tyłu (pewnie robiłem sakwami nieco wypchanymi działkowo nie najgorszy korytarz powietrzny) - tuż przed szczytem odskoczył do przodu wołając, że "nieźle, nieźle, ale się chyba zgrzałem!" Jaaa? No dobra, trochę mi zaczął znikać, ale tym razem to on mi nadepnął na ambicję ;) Nie dogoniłem go co prawda na zjeździe pierwszym, ani na górce drugiej, ani nawet na drugim zjeździe (wiadomo, co semi-slicki i bagaż to nie latanie jak piórko na kolarce), ale już na trzecim podjeździe - i owszem! :D Chyba jednak dał mi jakieś fory - inaczej nie sposób tego wytłumaczyć;) Docenił moje sapania z tyłu - i odtąd następną górkę (wiaduktową nad S14) i zjazd pokonaliśmy razem. Na koniec (skręcał na Żytowice, a ja na Pabianice) życzył mi, żebym założył... czapkę. Chyba chodziło mu o orzeszek zwany kaskiem. Dowcipni ci szosowcy :D

A potem postanowiłem zaryzykować - nie z łupiną na głowinie (bo takowej łupiny nie posiadam), ino z pojechaniem trasą na Dobroń - i potem na Ldzań, gdzie ostatnio (czyli chyba na wiosnę) władowałem się w straszliwe rozkopy i inne ruchy wahadłowe z sygnalizacją polną. A jest to najkrótsza opcja na działkę na tym odcinku - oszczędzająca 6-8 km. I przegrałem - kilometrażowo (bo na koniec nie trzasnęła stówka), ale za to wygrałem prędkościowo! - bo szosa zrobiona, gładka jak stół, szeroka jak autostrada, a pusta - jak lotnisko w mieście Uć! :D

A na koniec przed działką już tradycyjnie 1,5 km terenu, gdzie omal nie zgubiłem na dziurdziołach sakwy (odpadł haczyk, ale odnalazłem) - i byłem w miejscu po grzybach ;)

TomTom poranny: Do Jamboru

Relive poranny: Do Jamboru

Na działce generalne porządki tarasowo-igliwiowo-rynnowo-gałęzisto-miotłowe, mycie Merysi wężem i smarowanie, zbieranie resztek grzybów (3 podgrzybki, 21 kurek), wreszcie godzinna przechadzka po lesie i nad wezbraną i częściowo wylaną na łąki rzekę - znalazłem jednego sitaka, ale był pełen robali – i już trzeba było się zwijać, by się przed nocą do domu wyrobić. Zakręciłem jeszcze wodę, żeby ewentualne przymrozki nie zrobiły szkód. Żegnaj Jamboru – do następnego szybkiego!

Powrót zaś nieco popętelkowany, żeby kilometrów choć trochę jeszcze ponabijać – a więc via Karczmy asfaltem, a potem m.in. pod Różę (podróże zawsze pod wiatr!) – i na koniec jeszcze, by popsuć;) sobie dokumentnie średnią 27+ terenowa pętelka wokół Bielicowego Stawu. Akurat wiało znad pobliskiej sortowni odpadów, więc olfaktorycznie było to jak uroki roztaczane przez jakieś zwłoki :< Tak mnie to osłabiło, że ostatnie 10 km już bardzo umiarkowanym tempem przez miasto – i 8 minut po zachodzie słońca dobiłem do chaty. Oczywiście mogłem na siłę jeszcze dokręcić kilka km-ów, by była stówka – ale obiad wzywał, a jak wiadomo – są priorytety – i Priorytety!

TomTom popołudniowy: Z Jamboru

Relive popołudniowy: Z Jamboru