Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89166.39 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 96.68km
  • Teren 4.05km
  • Czas 03:39
  • VAVG 26.49km/h
  • VMAX 41.51km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 4162kcal
  • Podjazdy 452m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dość szybki Jambór

Niedziela, 1 października 2017 · dodano: 01.10.2017 | Komentarze 10

Prognozy ładne, niedziela wolna, działka jamborowa nieodwiedzana od hu-hu... Cóż było robić - trzeba było śmignąć. Pretekstem miały być grzyby, ale wczoraj ubiegła mnie moja własna matka, która z samej działki (działka leśna) o wymiarach 30x30 m zebrała... 5 kg. No trudno;)

Ruszyłem zatem późnym rankiem z początku dosyć leniwie, obiecując sobie, że w sumie nie mam się już do czego spieszyć. Wiaterek powiewał dość niemrawo z lewego boku (SE). I tak sobie jechałem stałą trasą póki co - w słoneczku i kolorach jesieni - najpierw przez Uć. Tuż za miastem dogoniłem jakiegoś starszego Szoszona - i depnąłem mu na ambicję wyprzedzając go pod dość stromą górkę - pierwszą z tzw. Górek Pabianickich. Doczepił się do mnie z tyłu (pewnie robiłem sakwami nieco wypchanymi działkowo nie najgorszy korytarz powietrzny) - tuż przed szczytem odskoczył do przodu wołając, że "nieźle, nieźle, ale się chyba zgrzałem!" Jaaa? No dobra, trochę mi zaczął znikać, ale tym razem to on mi nadepnął na ambicję ;) Nie dogoniłem go co prawda na zjeździe pierwszym, ani na górce drugiej, ani nawet na drugim zjeździe (wiadomo, co semi-slicki i bagaż to nie latanie jak piórko na kolarce), ale już na trzecim podjeździe - i owszem! :D Chyba jednak dał mi jakieś fory - inaczej nie sposób tego wytłumaczyć;) Docenił moje sapania z tyłu - i odtąd następną górkę (wiaduktową nad S14) i zjazd pokonaliśmy razem. Na koniec (skręcał na Żytowice, a ja na Pabianice) życzył mi, żebym założył... czapkę. Chyba chodziło mu o orzeszek zwany kaskiem. Dowcipni ci szosowcy :D

A potem postanowiłem zaryzykować - nie z łupiną na głowinie (bo takowej łupiny nie posiadam), ino z pojechaniem trasą na Dobroń - i potem na Ldzań, gdzie ostatnio (czyli chyba na wiosnę) władowałem się w straszliwe rozkopy i inne ruchy wahadłowe z sygnalizacją polną. A jest to najkrótsza opcja na działkę na tym odcinku - oszczędzająca 6-8 km. I przegrałem - kilometrażowo (bo na koniec nie trzasnęła stówka), ale za to wygrałem prędkościowo! - bo szosa zrobiona, gładka jak stół, szeroka jak autostrada, a pusta - jak lotnisko w mieście Uć! :D

A na koniec przed działką już tradycyjnie 1,5 km terenu, gdzie omal nie zgubiłem na dziurdziołach sakwy (odpadł haczyk, ale odnalazłem) - i byłem w miejscu po grzybach ;)

TomTom poranny: Do Jamboru

Relive poranny: Do Jamboru

Na działce generalne porządki tarasowo-igliwiowo-rynnowo-gałęzisto-miotłowe, mycie Merysi wężem i smarowanie, zbieranie resztek grzybów (3 podgrzybki, 21 kurek), wreszcie godzinna przechadzka po lesie i nad wezbraną i częściowo wylaną na łąki rzekę - znalazłem jednego sitaka, ale był pełen robali – i już trzeba było się zwijać, by się przed nocą do domu wyrobić. Zakręciłem jeszcze wodę, żeby ewentualne przymrozki nie zrobiły szkód. Żegnaj Jamboru – do następnego szybkiego!

Powrót zaś nieco popętelkowany, żeby kilometrów choć trochę jeszcze ponabijać – a więc via Karczmy asfaltem, a potem m.in. pod Różę (podróże zawsze pod wiatr!) – i na koniec jeszcze, by popsuć;) sobie dokumentnie średnią 27+ terenowa pętelka wokół Bielicowego Stawu. Akurat wiało znad pobliskiej sortowni odpadów, więc olfaktorycznie było to jak uroki roztaczane przez jakieś zwłoki :< Tak mnie to osłabiło, że ostatnie 10 km już bardzo umiarkowanym tempem przez miasto – i 8 minut po zachodzie słońca dobiłem do chaty. Oczywiście mogłem na siłę jeszcze dokręcić kilka km-ów, by była stówka – ale obiad wzywał, a jak wiadomo – są priorytety – i Priorytety!

TomTom popołudniowy: Z Jamboru

Relive popołudniowy: Z Jamboru





Komentarze
meteor2017
| 18:24 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj @bitels - i bardzo dobrze, jakby wszyscy byli grzybiarzami,l to w lasach by było więcej grzybiarzy niż grzybów ;-)

@huann - to faktycznie nietypowo, ja sam nie wiem co bardziej lubię - zbierać, czy jeść. Kiedyś w domu mieliśmy taki podział obowiązków - ja zbierałem, tata obierał, mama gotowała... no to na mojego brata wychodziło, że on musi jeść (ale oczywiście mu w tym dzielnie pomagaliśmy).

Jeśli chodzi o kurki, to moje złoża już się wyczerpały... tydzień temu podejrzewałem, że to już koniec kurek, bo ledwie na jedną patelnię nazbierałem i faktycznie, dziś już tylko jedna, nie nadająca się do zbierania kurka (choć mogłem coś przegapić, bo teraz więcej żółtych liści i do tego plamy słońca)
lavinka
| 17:41 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj Mam podobnie, grzybobranie lubię nawet gdy tylko asystuję, jeść to kurki i zupę z maślaków na rosole. A poza tym mi szkodzą na żołądek (kania ok, tylko boli potem).
huann
| 17:35 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj Ciekawą sprawą z grzybami u mnie jest to, że najbardziej lubię je obierać; potem zbierać, a dopiero na końcu jeść. To całkiem odwrotnie niż większość społeczeństwa. No i w takiej konfiguracji lubienia doskonały że mnie towarzysz typowego grzybiarza: taki to oczyści wszystko, zbierze co nieco - a wyżry mało co ;D
Bitels
| 14:52 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj A ja nie lubię grzybów. A już chodzić po lesie i węszyć przy ziemi, to już w ogóle. Czyli grzybiarz ze mnie jak z koziej ... fujarka :)
lavinka
| 08:39 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj To mi przypomina szosowca jadącego za autem z otwartym bagażnikiem, żeby mieć mniejsze opory i szybszą prędkość średnią. ;)
meteor2017
| 07:08 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj Raczej szybki i prosty jak droga krajowa... albo przynajmniej wojewódzka ;-P
huann
| 06:36 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj Dowcip szosowca jest jak on sam: szybki, ale czasem zbyt zakręcony ;)
meteor2017
| 05:42 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj No, w taką pogodę to koniecznie trzeba gdzieś wyskoczyć... w lesie pewnie wyzbierane przez działkowiczów w sobotę i pół niedzieli, bo teraz wszędzie walą tłumy grzybiarzy.

To chyba faktycznie jakaś osobna kategoria "dowcip szosowca", jak się w sobotę zatrzymałem za skrzyżowaniem, żeby poczekać na lavinkę która na pagórkach została nieco z tyłu i żeby nie skręciła gdzie nie trzeba. Z bocznej drogi wyskoczył koleś na szosie i mijając mnie rzucił, że chyba źle rozłożyłem siły... dobre sobie, 8km od wyjścia z pociągu? W tych okolicznościach tylko rzuciłem, że czekam na resztę, bo w ułamek czasu ciężko złożyć jakąś ciętą ripostę.
huann
| 19:17 niedziela, 1 października 2017 | linkuj Dbamy od 30 lat dosadzając mchy i staramy się nie deptać poza kilkoma ścieżkami. Ponadto jak są robaczywki, to zakopujemy je w ściółke - stąd pojawiły się takie gatunki jak prawdziwki, czy kozaki, których wcześniej nie mieliśmy :) A las sosnowy, z jałowcami, dębami i kilkoma brzozami. 1/4 - jagodzisko.
malarz
| 19:02 niedziela, 1 października 2017 | linkuj Duża wydajność tej działki, średnio 1kg grzybów ze 180 m kw., a nawet więcej, bo przecież 3 podgrzybki i 21 kurek też coś ważą :)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!