Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87145.36 kilometrów - w tym 3399.10 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:846.25 km (w terenie 34.62 km; 4.09%)
Czas w ruchu:35:20
Średnia prędkość:23.95 km/h
Maksymalna prędkość:49.18 km/h
Suma podjazdów:4637 m
Suma kalorii:35704 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:29.18 km i 1h 13m
Więcej statystyk
  • DST 10.60km
  • Czas 00:28
  • VAVG 22.71km/h
  • VMAX 32.69km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 453kcal
  • Podjazdy 53m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z teflonem

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · dodano: 21.08.2017 | Komentarze 2

Dom - p. - dom.
W drodze powrotnej jeszcze mikropętelka do najbliższego sklepu rowerowego po smar do łańcucha na suchą pogodę. I w sam raz zdążyłem pomiędzy krótkotrwałymi, acz rzęsistymi ulewkami ;)
A poza tym bardzo przyjemna termika - rano zaskakująco rześko; po południu trochę silniejszego wiatru z W.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 45.08km
  • Teren 0.70km
  • Czas 01:40
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 42.84km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 1933kcal
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czasówkopodobna pętelka S-6

Niedziela, 20 sierpnia 2017 · dodano: 20.08.2017 | Komentarze 3

Pogoda wyśmienita: bez oślepiającego słońca, bez wyciskającego ostatnie rzygi wiatru, bez powodującego migotanie wszystkiego (a nie tylko przedsionków i światełka w lodówce) upału - więc z braku więcej niż 2h szybki myk nową opcją stałej pętelki na Stryków i inne eS-y - by było ciekawiej rozbudowałem pętelkę od wschodu o Cesarkę, a od zachodu - o Dąbrówkę Marianka ;D
A że ominąłem Samotnika ze Scottnikami - więc wyszła S-6.
Wszystko było gładkie i w kwiatkie dopóki znów nie wpadłem na pomysł przejechania przez zdemolowany przez wichurę 10 dni temu Las Łagiewnicki. W swej naiwności sądziłem, że Leśnictwo Miejskie, czyli gospodarz lasu usunęło chociaż na głównych alejkach (tych wyżwirowanych) drzewa, lub chociaż je przeciął na szerokość, powiedzmy, roweru.
Otóż nie.
Zatrzymałem więc wszystkie moje endy-mendy (link do trasy do tego momentu: https://mysports.tomtom.com/service/webapi/v2/activity/perm_UhOV624EImbnkCBqJX0PYXCX2vI6PrtWHuMwv3ku1ta4lfVuXhWeEd-dwxkDsIi4y6g-_S-P5fgF9P3xzWIyvw?format=html), zdjąłem licznik, włączyłem opcję "spacer" - i tak z rowerem pieszo przedarłem się przez to, przez co musiałem, by znaleźć się nad Arturówkowym Stawem.
A stąd znów rowerowo (po włączeniu endów-mendów rowerowych) do domu. I w ten oto praktyczny sposób średnia 27+, wyśmienita jak na starą Góralkę - obroniona, a miesięczna beznadziejna - znacząco poprawiona :)


  • DST 9.70km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 34.49km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Kalorie 413kcal
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć na gorąco

Piątek, 18 sierpnia 2017 · dodano: 18.08.2017 | Komentarze 2

Dziś jak zazwyczaj: zwykła trasa dom -p. - dom.
Sakwy trochę wypchane (m.in. wczorajszymi zdjęciami); gorący podmuch z S.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 100.07km
  • Teren 8.54km
  • Czas 04:16
  • VAVG 23.45km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 4255kcal
  • Podjazdy 641m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podpiotrkówkówka-Służbówka-Stówka-Urodzinówka

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · dodano: 17.08.2017 | Komentarze 8

(Opisanie po uzupełnieniu 4255 kalorii, czyli po obiedzie, a zatem nieprędko, choć może jeszcze dziś!;)

EDIT - czyli obiecany opis:

Dzisiejszy dzień, jak nie co dzień, to nie biuro, tylko służbowa wycieczka do Powiatu Piotrkowskiego - jak i samego miasta. Tym razem bez kamery i Dyrektora Marka ;) Celem było zrobienie kilkuset fotek w 7 godzin i poinformowanie zarządców wybranych atrakcji turystycznych o tym, że znajdą się w bezpłatnym paszporcie turystycznym przygotowywanym przeze mnie na regionalne obchody Światowego Dnia Turystyki wraz z pamiątkowymi, także bezpłatnymi pieczątkami, które otrzymają na wieczne stemplowanie. Pięknie, prawda? :)

Wypad rozpoczął się od dojechania na Fabryczną Uć - tu wsiadłem w pociąg, by wysiąść następnie w Moszczenicy. W temacie pociągu było (jak to zwykle przy PKP) sporo emocji, bo już na dworcu pani mi sprzedała bilet do samego Piotrkowa ("bo jest taniej" - mimo, że dalej niż do Moszczenicy!) oraz nie sprzedała na rower, bo taki można tym razem było kupić tylko od pani konduktor w rzeczonym składzie. Podczas jazdy poszedłem w poszukiwaniu kibla wagon dalej - a jak wracałem 5 minut przed wysiadaniem - między wagonami drzwi się zacięły. Ja w jednym, a rower - w drugim ;) Jakoś na siłę się przedarłem, wysiadłem - i pojechałem na objazd powiatu z przyległościami.
W planach miałem kilkanaście postojów fotograficznych - pierwszy wypadł w siedzibie Zarządu Nadpilicznych Parków Krajobrazowych. Akurat mieli remont i łapanie szerszeni, więc nie zabawiłem zbyt długo,choć bawiłem za to dość intensywnie.
Skrajami Piotrkowa dojechałem wzdłuż Gierkówki do Polichna - tu punkt nr 2 dzisiejszego programu, czyli Muzeum Czynu Partyzanckiego - współczesna przeróbka dawnego muzeum Gwardii Ludowej czy czegoś w ten deseń. Przeróbka polega na tym, że na dachu jest ogromny napis "BAR", a na dole malutkie muzeum. Panie Kapciowe przyjęły mnie dość podejrzliwie - musiałem chyba z 10 minut tłumaczyć, co, po co, dlaczego oraz zwłaszcza, że nie dokładają do tego jęteresu nawet złamanego bagnetu... tfu, reichsmarki - jak jeszcze napisałem na kartce tzw. godność swą oraz instytucję, w imieniu której zburzyłem im plan dnia polegający na odwiedzinach nikogo - wreszcie zostałem dopuszczony na salony, czyli wnętrza.
Kolejny przystanek - oczywiście w Kole, do którego dojechałem kostropatą szutrówką - na skraju lasu jest ośrodek ratujący zwierzęta z lasu i pola chyba też. Miejsce malownicze, w wybiegu dzik, łania et cetery. Tu pan z kolei oprowadzał grupę niepełnosprawną i specjalnie nie miał czasu pogadać, ale "tak tak już o wszystkim wiem". Się okaże w praniu (czyli podczas Światowego Dnia Turystyki we wrześniu).
Stąd skrajnie kostropatą kamyczkówką 5 km w stronę Wolborza - jak się wreszcie zaczął asfalt, to właśnie go łatali - efekt: przyklejone do opon i chrzęszczące następnych parę km kamyczki pomieszane ze smołą...
W Wolborzu szybkie fotki pałacu (już nie wchodziłem do środka, skoro wszyscy wszystko wiedzą, albo myślą, że planujemy na nich zamach - a ja miałem już w tym momencie przez to wszystko spory niedoczas!), a kawałeczek dalej - równie szybkie zwiedzanie Muzeum Pożarnictwa. Tu pan był miły, więc w żołnierskich słowach napomknąłem co i jak - efekt był taki, że zawołał panią dyrektor - i musiałem swą ględźbę powtarzać po raz kolejny. Niedoczas zaś w tzw. międzyczasie sukcesywnie wzrastał i rozkwitał.
Stąd szybki myk do Stada Ogierów (nie mylić z Ogrami!) w Bogusławicach - tu jedynie kolejne fotki - i odtąd już się aż do końca nie wdawałem w kontakty interpersonalne, bo niniejszą relację nadal bym pisał gdzieś spod jakiegoś dzika w Nadpilicznych Lasach - wziąłem się w garść i poleciałem szybciorem do Bronisławowa nad Zalew Sulejowski - tu miał być Klub Żeglarski Latający Holender, ale zapewne dokądś poleciał, bo nawet bosmanat przystani był zamknięty. Co za ulga! ;)
Okolice Bronisławowa wyróżniały się dziś wyjątkowo straszliwymi nawierzchniami - piaski, asfalty szorstkie jak przyjaźń Prezydenta z Panem Antonim - oraz przeraźliwa płytówa z rozstępami jak po sześcioraczkach - a na wierzchu jeszcze zamontowani śpiący policjanci... Poczułem się chwilę, jakby mnie i rower dopadł Parkinson.
Kolejnym celem tej ekstremalnej wyrypy stała się tama w Smardzewicach - potem objechałem (goniąc uciekające minuty i sekundy oraz jednego sakwiarza) Zalew od wschodu - i skierowałem się już ciut umordowany do Sulejowa. W międzyczasie wyszło słonko (ranek był pochmurny, więc do fotografii do niczego, ale za to do jazdy w sam raz - teraz zrobiło się dokładnie na odwyrtkie). Sakwiarza przegoniłem pod sklepem, jak się zatrzymał, ja po kilku kilometrach zatrzymałem się pod kolejnym - i wtedy on mnie przegonił. A ja zjadłem jedyny oprócz batona z trójkąta (pod ramą;) posiłek po drodze - czyli 2 banany. Skończyła mi się także woda, więc zakupiłem litr coli - i na takim napędzie kontynuowałem przejażdżkę aż do końca.
Po półgodzinnym obfoceniu opactwa sulejowskiego - najmniej fajna część drogi, czyli trasa Sulejów-Piotrków. Po jednym pasie ruchu szerokości tira, a cały tranzyt na Kielce, Radom, Lublin, Rzeszów leci właśnie tędy. I tu by się przydała, tak, tak - piękna, asfaltowa dedeerówa. A jest rozmemłana piaszczysta droga w miejscu na ową. Oczywiście poleciałem jezdnią - albo mnie tiry zrzucały na kamyczkowe pobocze (z naprzeciwka był niekończący się korek, więc nie miały wyjścia), albo omijały 10 cm od roweru. Bosko. Że o mniejszym drobiazgu automobilnym nawet nie wspomnę.
W końcu po kilku km dociągnąłem do mostu na Luciąży - i już mogłem odbić w lokalne równoległe asfalty w lewo. Na początek była wieś Kałek, a potem Witów - ostatni przed Piotrkowem punkt programu, czyli kościół barokowy z zakazem wszystkiego. Ale oczywiście zakazałem w duchu nieświętym zakazywać - i zdjęcia zrobiłem. Ciekawe, czy jak zrobimy pieczątkę, to będzie na niej zakaz stemplowania? ;)
W Piotrkowie klucząc tam i siam w końcu dotarłem na Starówkę - tu już zatrzymałem Endomondo, zdjąłem licznik - i oblazłem w godzinę wszystkie uliczki - łącznie około 10 miejsc do zaliczenia. A na koniec doczłapałem na dworzec, wsiadłem w ciapąg, wysiadłem tam, gdzie rano wsiadłem - i dojechałem piłując jeszcze na koniec średnią o zmroku do domu.
A średnia - bardzo średnia, bo tyle zatrzymywań na zdjęcia oraz kiepskich asfaltów i szutrów z piekła rodem, że i tak cud, że wyszła taka, a nie gorsza. Ponadto zdjęcia robione były na wszelki wypadek podwójnie - aparatem i dodatkowo komórką, więc zabrało to 2x tyle czasu, co by zajęło normalnie.
Wiatr wiał dziś z N, więc jak to przy (niemal pełnej) pętelce - trochę pomógł, a trochę nie. Na szczęście był dość słaby.
A czemu Urodzinówka? A bo w tym roku przypadają osiemsetne urodziny Piotrkowa. Stąd te całe przygotowania do imprezy właśnie tam, a nie gdzie indziej. Z tej okazji miałem dziś na sobie koszulkę z 592 urodzinami miasta Uć sprzed dwóch lat. Ciekawe, że nie zarobiłem w papę w jakimś ciemnym piotrkowskim zaułku za coś takiego ;)
A trzecie dzisiejsze okazje urodzinowe to moje, ale przy tych matuzalemach to jestem sobie doprawdy młodym Huannem ;D
Acha - obiad zjedzony, do obiadu było wino z naklejką z... rowerem.
Ale ja już na dziś mam dosyć roweru!!

Aaa, trasa! W dwóch częściach, bo mi się przypadkiem zastopowało w Kole:

https://mysports.tomtom.com/service/webapi/v2/acti...

i

https://mysports.tomtom.com/service/webapi/v2/acti...





  • DST 9.69km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.26km/h
  • VMAX 35.35km/h
  • Temperatura 37.0°C
  • Kalorie 413kcal
  • Podjazdy 48m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z bachorem chcącym stać się płaszczką

Środa, 16 sierpnia 2017 · dodano: 16.08.2017 | Komentarze 2

Trasa stała.
W drodze powrotnej na pasażu z(za?) fontanny wyskoczył wprost pod koła bachor- wyhamowałem dosłownie na styk. A mamusia z ciężką pretensją. Powiedziałem, żeby lepiej pilnowała pięćset plus, bo następnym razem ktoś inny nie wyhamuje i co komu z takiej płastugi przyjdzie. I pojechałem.
A tak poza tym to znów straszny gorąc.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 50.45km
  • Teren 1.35km
  • Czas 01:57
  • VAVG 25.87km/h
  • VMAX 40.93km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 2138kcal
  • Podjazdy 256m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · dodano: 15.08.2017 | Komentarze 4

Przed południem spacerowe 8 z hakiem km po lasach - znaleziono tylko 30 kurek - i to tylko na działce. To resztki z poprzedniego wysypu - ostatnio było za sucho i za gorąco.
A popołudniu opcją bardziej asfaltową niż dzień wcześniej do domu - wg prognoz wiatr miał być od S do SE, a więc w ogólnym rozrachunku tylny do bocznego. A ten, owszem, najpierw był nawet z S, ale czym bardziej odbijałem na E (trasa biegnie wszak łukiem), tym bardziej robił się SE, E... w końcu nawet NE! - i przybierał na sile. Więc na koniec jeszcze solidnie zmęczył i popsuł średnią oscylującą na 3/4 trasy wokół 26,5-26,9. Do tego zrobiło się gorąco, a w sakwie resztki coli, więc mnie pod koniec wręcz odcięło.
Takie życie.


  • DST 52.24km
  • Teren 2.39km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.69km/h
  • VMAX 44.71km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Kalorie 2235kcal
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Jamboru

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · dodano: 14.08.2017 | Komentarze 2

Trasa klasyczna z pętelką wokół Bielicowego Stawu i bardziej asfaltową końcówką niż najkrótszym dziurawym skrótem. Nad stawem nadal powalone po burzy brzozy :(
Miało zaś być z sympatycznym, niezbyt silnym wiatrem z N i NE, ale, jak to po raz kolejny stwierdzam: przy apogeum wyżowej pogody wiatr wieje słabo, ale jakby dociska, więc jechało się kiepściutko - jak to mawiają różne Małysze "nie było noszenia". Plus ciężkie sakwy z zaopatrzeniem działkowym.


  • DST 40.78km
  • Teren 1.36km
  • Czas 01:37
  • VAVG 25.22km/h
  • VMAX 41.11km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 1735kcal
  • Podjazdy 268m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętelka Dobylegdzie z wiatrołomami i obiecaną niespodzianką

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · dodano: 13.08.2017 | Komentarze 5

Klasyczne Dobylegdzie trochę podreperować nadwątloną średnią - a żeby nie było skrajnie nudno - nowa wersja pętelki S8, czyli S-Zaledwie-3.
Trasa: Uć-Dobra-Zelgoszcz-Swędów-Szczawin-Jeżewo-Dąbrówka Marianka-Smardzew-Łagiewniki Nowe-Uć.
Na koniec wpadłem na pomysł, aby sprawdzić długość skrótu do Arturówkowych Stawów od zachodu - ale niestety po ostatniej burzy na przestrzeni ok. 800 m musiałem przenosić rower chyba z 6 razy - powalone drzewa skutecznie zatarasowały przejazd, więc z dokładnych pomiarów nici :(
Wiatr chwilami silniejszy z NW sprawił, że 2/3 trasy bardziej przeszkadzał niż pomagał, więc w związku z tym faktem oraz wiatrołomami średnia nie wyszła taka, jaka wyjść miała.

A teraz niespodzianka - obiecany film z Nogawek. Polubiajcie, subskrybujcie - i czekajcie na kolejne pogorszenie meridowej średniej: będzie to niechybny znak, że kolejne odcinki w drodze! ;p

https://www.youtube.com/watch?v=Ga5X3eYDn_0&feature=youtu.be


  • DST 9.67km
  • Czas 00:26
  • VAVG 22.32km/h
  • VMAX 34.49km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Kalorie 414kcal
  • Podjazdy 49m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć skwiercząca

Piątek, 11 sierpnia 2017 · dodano: 11.08.2017 | Komentarze 4

Skwiercząca w skwarze.
Trasa zwykła (choć ostatnio niemal niezwykła).
Sakwy napchane - korki przeddługoweekendowe.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 27.94km
  • Teren 2.46km
  • Czas 01:12
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 34.78km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Kalorie 1205kcal
  • Podjazdy 115m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć ponawałnicowa

Czwartek, 10 sierpnia 2017 · dodano: 10.08.2017 | Komentarze 8

Obudził mnie upiorny, że tak powiem czarno-pomarańczowy wschód słońca. Za chwilę zrobiło się całkiem czarno. Od 6:30 do 7:00 świat za oknem zasłonięty był szarą zasłoną oberwanej chmury i rozświetlany niezliczoną ilością błysków. Huków też było pod dostatkiem, zaś wierzby przed oknem kłaniały się jak generałowie Misiewiczowi.
Dopiero jak się uciszyło i przestało padać, ruszyłem do p. - na szczęście nie muszę być co do minuty, a nawet godziny - zwłaszcza w takich przypadkach.
Utknąłem w sumie tylko raz, na ulicy Nowomiejskiej, gdzie dwa parkowe drzewa skutecznie przegrodziły jezdnię w poprzek, zamienioną w dodatku w jedno wielkie rozlewisko - i nic dziwnego, bo jest w tym miejscu dolina skanalizowanej rzeczki Utki skrytej w podziemiach. Dziś postanowiła być wylewna i wylała ;)
Jakoś to wszystko ominąłem i przez sterty połamanych ogródków piwnych dociągnąłem bez strat do p.
A po południu musiałem pojechać do R. podlać kwiatki, bo mama w Jamboru działa - tym razem jazda w spiekocie i gorącu i przy dość silnym wietrze z NW, więc męcząco. Ale i tak nie omieszkałem zawinąć do Bielicowego Stawu - do Lublinkowego Lasu się nie pchałem, bo po nawałnicy pewnie wszystko zasypane gałęziami - dość powiedzieć, że z powodu porannej katastrofy (czy też, jak ktoś ładnie już zdążył nazwać - Huraganu "Szyszko") nieczynne do odwołania są ZOO i Ogród Botaniczny, a do odwiedzonego ledwie wczoraj Lasu Łagiewnickiego - zakaz wstępu...
Podlałem, co miałem, zabrałem do sakwy wygrzebany w szafie aparat fotograficzny, który od dłuższego czasu leżał nieużywany - i ruszyłem do domu. Część sygnalizacji po 10h nadal nie działa, DDR-y zasypane gałęziami (w pojedynczych miejscach nieprzejezdne - i to tym razem nie z powodu nawierzchni;); na sam koniec zawinąłem jeszcze pod Odhuańń sprawdzić, czy przed oknem nic się nie połamało (w sumie tylko jedna gałąź). Acha- i widziałem Pendolinko, co w mieście Uć nie zdarza się jeszcze zbyt często.
Noo, trzeba przyznać: ciekawy i intensywny (nie tylko rowerowo) tydzień!