Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87346.80 kilometrów - w tym 3400.04 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:846.25 km (w terenie 34.62 km; 4.09%)
Czas w ruchu:35:20
Średnia prędkość:23.95 km/h
Maksymalna prędkość:49.18 km/h
Suma podjazdów:4637 m
Suma kalorii:35704 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:29.18 km i 1h 13m
Więcej statystyk
  • DST 19.54km
  • Teren 1.94km
  • Czas 00:51
  • VAVG 22.99km/h
  • VMAX 33.52km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Kalorie 829kcal
  • Podjazdy 116m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć filmikowa

Środa, 9 sierpnia 2017 · dodano: 09.08.2017 | Komentarze 3

Rano klasycznie do p. - zakwasy(!) po wczorajszych "szaleństwach" ;)
A po południu, znów w skwarze paskudnym na skraj Lasu Łagiewnickiego na mało samochodowo uczęszczany (a więc cichy), za to kultowy w rowerowych kręgach parking o wspaniale współgrającej z aurą nazwie "Kaloryfer" - tu zjawili się (samochodowo) Dyrektor Marek (tym razem bez roweru) i Kamerzysta Paweł (tym razem bez kamery) - i zabraliśmy się za nagrywanie kwestii lektorskich, co będą lecieć w tle.
Niestety, nagrania były robione na innym sprzęcie niż wczoraj, więc było sporo kombinacji z poziomami szumów i innych ćwierkań w tle, a także, żeby to w ogóle zabrzmiało nie jak czytane z kartki, a mówione z przekonaniem;) - więc dwa krótkie akapity (początek i zakończenie filmu) zajęły nam prawie 2h - a efekt i tak będzie znany dopiero po próbnym zmontowaniu z wczorajszym urobkiem. Wielce zatem prawdopodobne, że będzie to trzeba powtórzyć jeszcze raz - i to jednak na wczorajszym sprzęcie.
A tak poza tym to ja chcę zimę ;(
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 20.40km
  • Teren 7.07km
  • Czas 01:16
  • VAVG 16.11km/h
  • VMAX 37.08km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 873kcal
  • Podjazdy 89m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kręcenie w Nogawkach

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 15

Dziś, jak niezwykle - rowerowa praca w terenie.

Osoby dramatu* (albo komedii*) - na rowerach: ja i Dyrektor Marek *ze względu na (póki co jedyny) efekt końcowy - czyli dramatyczną średnią
Inne postaci: Paweł Kamerzysta, Trójosobowa Kamanda Dronowa (i inni)

A było to tak:
Rankiem jak zwykle ruszyłem Meri -ale nie do p., tylko na umówione miejsce, dokąd podjechał Dyrektor Marek autem z bagażnikiem rowerowym, na którym już dyndała jego góralka. Doczepiliśmy Meridę i pojechaliśmy w teren kręcić scenki do filmu promującego Uckie Pagórki i Skansen Nogawkowy.
A oto dalsze punkty programu (odcinki pomiędzy nimi pokonaliśmy samochodowo):
1. na granicy miasta Uć i parku krajobrazowego dobił do nas swym autem Kamerzysta Paweł. Tu kręciliśmy rowerowe scenki wyjazdu z miasta (chyba z 7x to samo);
2. przy dworku w Byszewach, panoramie kościoła Mariawitów w Lipce oraz pod drewnianym kościółkiem w Niesułkowie - kręcenie niby z roweru, choć tak naprawdę tylko przez okno samochodu;
3. szybkie kręcenie (kamerą) piesze przy wyjeździe z parku w Woli Cytrusowej
4. wjazd (znów rowerowo) do Nogawek - i na teren skansenu.

A potem zaczęły się jazdy po piaszczysto-okropnej i miejscami kamienistej dróżce polnej - mnie wytelepało, moje semi-slicki co rusz ryły w piachu etc. - wszystko w pełnym słońcu z 1,5 h - 500 m w jedną stronę, kilometr w drugą - i tak kilka(naście?) razy w te i nazad. No pięknie.
W międzyczasie jakaś pańcia cofając na parkingu skansenowym przywaliła w drzwi auta naszego Kamerzysty Piotra - potem się okazało, że to synowa szefowej ośrodka. Po prostu cyrk na wielu kółkach.
W międzyczasie kolejnym przyjechała umówiona ekipa z dronem - i znów to samo w jedną i drugą stronę, ale kręcenie z drona.
Jak już wszystko skręciliśmy (trwało to łącznie ze 3h) - jeszcze dwa wywiady przed kamerą: z szefową skansenu i z umówionym wcześniej aktorem - panem Wątrobą, który przyjechał tu po raz pierwszy. Udzielił wywiadu jako anonimowy turysta ;)
A potem jeszcze obiad w miejscowej karczmie (na koszt skansenu - ale w końcu robiliśmy ten filmik również dla nich!) - zjadłem, co następuje: chłodnik (mniam na taki upał! - udało mi się wyżebrać ostatnią porcję!), nieco skurczoną pierś z zapiekłymi ziemniaczkami i bukietem (surówek) oraz cytronetę.
A potem jeszcze trzeba było całość ośrodka z aparatem obleźć i fotki służbowo porobić. Była tam m.in. Krowa Matylda.
Grubo po 17.00 wsiedliśmy z Dyrektorem Markiem do jego auta (zaczepiwszy wcześniej rowery na bagażnik) - i wróciliśmy do Uci - a ostatni odcinek (od Dyrektora) jeszcze przerowerowałem, rozpaczliwie próbując ratować resztki średniej. Sobie można wyobrazić (a raczej nawet nie!), co by było bez tego kawałka, gdzie prawie 5km pokonałem (częściowo pod wyjątkowo dziś silny wiatr) w niecałe 11 minut - dla średnizny ratowania rzuciłem się jak orzeł (czy cośtam)...

Uff, co za intensywny dzień. A to dopiero pierwszy z planowanego cyklu filmików do skręcenia! :D
Efekty jak już będą zmontowane przez profesjonalną ekipę - wrzucić nie omieszkam.


  • DST 10.46km
  • Czas 00:28
  • VAVG 22.41km/h
  • VMAX 34.52km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 438kcal
  • Podjazdy 53m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z kroplówkami

Poniedziałek, 7 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 0

Dom - p. - Odhuańń. Tu odbiór zapasu kroplówek dla psa - i do domu.
Rano zaskakująco rześko, po południu już tradycyjny skwar.
Sakwy na koniec okroplówkowane, więc ciężkie.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 100.39km
  • Teren 0.80km
  • Czas 04:06
  • VAVG 24.49km/h
  • VMAX 37.87km/h
  • Kalorie 4312kcal
  • Podjazdy 573m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzebnica i okolica - dz. 2, ostatni

Niedziela, 6 sierpnia 2017 · dodano: 06.08.2017 | Komentarze 6

Ranek wstał pogodny, a mi Pies Urwis mordę lizał (na balkonie;), więc zebrałem się żwawo – ale dalszy wyjazd (już samemu, bo nie w tę stronę, co Amici De Bici;) opóźnił się znacznie, ponieważ najpierw była ogromna micha jajecznicy a’la kol.aard (czyli pół na pół z pomidorami, cebulą i kiełbasą), dwie kawy - a po godzinie 10.00 zawitała jeszcze siostra Adasia – Agata - z mężem, aby się z nami przywitać, a że nie widzieliśmy się 9 lat, więc nie darowałbym sobie okazji spotkania :). Zjedliśmy pyszny deser przygotowany przez żonę Adasia – Anię (kasza jaglana z mleczkiem kokosowym posypana takimiż wiórkami, jagodami i truskawkami!), pogadaliśmy – i się zrobiła godzina 11.30. W pierwotnych planach miałem do zrobienia ok. 115 km – najpierw znaną mi trasą na Żmigród, a potem +/- wzdłuż Baryczy aż do Ostrowa Wielkopolskiego, skąd miałem już w piątek zakupiony bilet na ciapąg na Uć o 17.00. A że chciałem jeszcze coś po drodze zobaczyć, a nie tylko gnać jak np. do Wawy, więc uradzilim z Adasiem i ostatecznie podrzucił mnie z Merysią autem do znanego mi już z 2004 r. Żmigrodu. Wcześniej smętne pożegnanie z Amiciami De Biciami – kiedyż my się znów zobaczymy? :(
W Żmigrodu chwila na pomachanie Adasiowi i Agacie – i w drogę: ponad 90 km i 5h na wszystko, więc trochę na styk!
Za Żmigrodem szybko odbiłem na Milicz – droga całkiem boczna, ruch niewielki, kilka km pociągnąłem za ciągnikiem – jechał równiutko 26 km/h, więc nawet bez mego wielkiego wysiłku. Wiatr wiał z NW, dość silny – więc początkowo tylno-boczny. I tak pomiędzy wielkimi stawami, głównie przez lasy, krainę rozlewisk i kanałków oraz nietkniętych szyszką alei dębowych po ponad 30 km i niecałych 2h dojechałem do Milicza. Tu pierwszy większy postój pod pałacem w zabytkowym parku – bardzo ładne miejsce, w krzakach ponadto ruina zamku z jakąś mroczną historią, ale zacząłem się już poważnie spieszyć, bo chciałem jeszcze pozaliczać nowe gminy leżące niekoniecznie na najkrótszej trasie do Ostrowa. Tak więc z Milicza odbiłem na krajówkę w kierunku Krotoszyna – asfalt równiutki, ruch zaskakująco mały (nawet jak na niedzieję;), ale kilka km podjazdu – i to tym razem pod wiatr całkiem mnie wypompowało. Nie bez znaczenia był narastający gorąc oraz fakt, że nie miałem czasu nic jeść – piłem tylko na zmianę mineralkę i mountain dew. I tak przez Cieszków dociągnąłem do Zdun (po drodze fatalna kostropata rowerowa kostkówka – w końcu machnąłem kierownicą i ją zlałem). Zduny, Sulmierzyce, Odolanów – podobne do siebie, sympatyczne miasteczka na rubieżach Wielkopolski. Tu nikomu (oprócz mnie wczoraj) się nie spieszy. Ale udało się coś tam zobaczyć „z siodełka” – m.in. jedyny w Polsce drewniany ratusz! (w Sulmierzycach).
Za Odolanowem odwiedziłem jeszcze miejsce głośnej (dosłownie i w przenośni) katastrofy sprzed kilku lat w Jankowie Przygodzkim – eksplodował wówczas w środku wsi wysokociśnieniowy gazociąg – zmiotło kilka domów (do tej pory nie odbudowanych), były też ofiary śmiertelne i wielu rannych… Na google maps można porównać jak to wyglądało przed wybuchem (street view) - i po (zdjęcie satelitarne). Podpowiem:  ulica Polna róg Ostrowskiej.
A stąd już tylko szybki (szybki na tyle, na ile badziewna kolejna kostkowa DDR-ówa pozwalała ;p) skok przez Ostrów na dworzec – dotarłem kwadrans przed odjazdem IC-ka. Udało się więc zrobić zaplanowaną trasę, zaliczyć aż 6 nowych gmin (Milicz, Cieszków, Zduny, Krotoszyn, Sulmierzyce, Odolanów), „spiąć” stare trasy (z 2004 i chyba sprzed 2 lat) by uzyskały dodatkową „ciągłość” – no i coś tam na szybko zobaczyć. A przede wszystkim zdążyć na ciapąg.
A w ciapągu tłok taki, że nawet nie miałem gdzie usiąść na podłodze – 1,5 h stania po takim maratoniku rowerowym to nie jest nic fajnego, zwłaszcza, że miałem miejsce na rower dokładnie naprzeciwko jedynego(!) działającego kibla w pociągu – więc nie było chwili, żeby ktoś się nie przepychał w te i nazad, nadziewając się przy tem na merysine rogi. A społeczeństwo słusznej postury ostatnio jest (zwłaszcza w pasie:p)
I tak zleciało do ZWoli, potem się poluzowało (=miejsce do siedzenia na podłodze).
Wysiadłem, tam gdzie dzień wcześniej wsiadaliśmy z Amiciami (czyli na Chojnach) – i po 0,5 h jazdy przez miasto byłem znów w domu.

Link do odcinka Żmigród-Ostrów PKP:
https://mysports.tomtom.com/service/webapi/v2/activity/perm_TEVoIchkk2p59MjxYltST32xxia0l3yMJUr3Z7zkpG2t7Al0CJS-YWWCRtBbY1i50TJlMADj5TlTqdfC5rNb9Q?format=html

Napęd: 0,5 l mineralki, 0,5 l mountain dew.
Oraz litr coli w pekapie powrotnym.
I chyba ze 3 tik-taki (=6 kalorii).

Acha – w Sułowie przed Miliczem w składzie złomu jest blaszany słoń naturalnej wielkości.


  • DST 40.74km
  • Czas 01:55
  • VAVG 21.26km/h
  • VMAX 44.39km/h
  • Kalorie 1271kcal
  • Podjazdy 269m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trzebnica i okolica - dz.1, pierwszy

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 06.08.2017 | Komentarze 5

5 sierpnia kol.aard i Carmeliana rozpoczęli swój rowerowy trip życia – dla ciekawskich polecam bloga, z którego można się dowiedzieć wielu cennych informacji – póki co;) praktycznych, jak w ogóle coś takiego zorganizować. Polecam gorąco!: https://amicidebici.wordpress.com/
Na swoją wyprawę mieli ruszyć już w piątek – na moje szczęście nie wyrobili się, więc w sobotę (z racji wolności owej) mogłem im w starcie potowarzyszyć :)
Najpierw więc pojechałem z domu obładowany dwudniowo (cóż to jest wobec obładowania półtorarocznego! - patrz: https://www.facebook.com/amicidebici/photos/a.327611607681727.1073741829.309620846147470/327611591015062/?type=3&theater) na stację Uć Chojny, gdzieśmy się spotkali. Wsiedliśmy w trójkę (choć ja do innego wagonu) z rowerami i rozpoczęliśmy trip – najpierw na stację Oleśnica Ratatuje koło Wrocka.
Po dojechaniu ruszyliśmy (z wiadomych względów) niespiesznie do Trzebnicy – do naszego wspólnego, z dawna niewidzianego kolegi Adasia. W upale i nieco pod wiatr pokonaliśmy kolejne grzbiety Kocich Górek (jak popularnie zwie się Wzgórza Trzebnickie), a mi wpadły w ten sposób 3 nowe gminy: Oleśnica-miasto, Oleśnica-wieś i Dobroszyce. Droga bardzo malownicza, górki, dołki i nawet serpentyna (niewielka:).
Po dojechaniu do celu miłe spotkanie z Adasiem i jego rodzinką, które przeciągnęło się chyba do 1:00 w nocy –w towarzystwie m.in. piętnastoletniej… whisky ;D A potem już tylko krótki sen na obszernym balkonie (z racji szczupłości lokalowej gospodarzy) pod gwiazdami (no, może nie do końca pod gwiazdami, bo trochę padało, ale był daszek, więc nie zmokłem!)

Trasa (na odcinku Oleśnica-Trzebnica) : https://mysports.tomtom.com/service/webapi/v2/activity/perm_gsJVLG-00spiGYo04CYrM1rdY-20Jr_3kA-o_6Dk57byLypY5T0OVSPBXwXi-l4XG9Ic7C-7uNl5_KiZCZ4KXg?format=html


  • DST 10.54km
  • Czas 00:27
  • VAVG 23.42km/h
  • VMAX 32.47km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 449kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z preludium weekendowym i wspomnień czarem

Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 04.08.2017 | Komentarze 5

Rano klasycznie do p. - po południu do domu zahaczając o Fabryczną Uć, by kupić bilety kolejowe na weekend. W planach kilka nowych gmin na pograniczu śląsko-wielkopolskim - no a przede wszystkim odwiedzenie kolegi Adasia* w Trzebnicy, nie widzianego od jakichś 10 lat. Okazja tym większa, że dołączam do wyruszających na Wielką Wyprawę W Świat kol.aarda i Carmeliany, którzy mieli jechać w ten cały świat;) już dziś, ale jadą jutro, a że jutro jest sobota, to mogę im potowarzyszyć w pierwszych kilometrach ich Wyprawy.
Same korzyści! :)

*do kolegi Adasia w 2004 r. pojechałem tą samą Merysią - wówczas padło pierwsze 10 000 km jej przebiegu. Jeju jak to było dawno! Ówczesna relacja z Wyprawki (łącznie 6 dni na trasie Uć-Brzeziny koło Błaszek-Trzebnica-Lubań koło Śremu-Wągrowiec-Czarne-Słupsk - i po 2 tygodniach jeszcze dalej wzdłuż wybrzeża):

„[…] postanowiłem pojechać do Słupska nie PKP, jak do tej pory, ale rowerem bocznymi szosami z i to przez Trzebnicę koło Wrocławia, gdzie chciałem koniecznie odwiedzić kumpla, który właśnie miał urodziny, a w dodatku wyjeżdżał do Anglii na dłużej.
Założenie jazdy na rowerze było też takie, że (ze względu na brak sakw rowerowych) jadę z małym podręcznym plecaczkiem, czyli bez: namiotu, śpiwora, karimaty, kurtki; jedzenie kupuję po drodze, śpię byle gdzie, mam jedną koszulę z długim rękawem i jedną parę spodni do jazdy typu bojówki (z odpinanymi nogawkami)+polarowe do spania pod gołym niebem. zabrałem też srebrną folię NRC do owijania się, gdyby w nocy było zimno, latarkę typu czołówka, atlas samochodowy, parę drobiazgów i ruszyłem w Polskę, czyli nieznane...
A oto relacja z wyprawy, na którą (do Słupska) wydałem [przez 6 dni] bodajże 60 złotych:
Do Trzebnicy wyjechałem 16.07. i jechałem 2 dni - 227 km jazdy przez : Lutomiersk, Szadek, Wartę, Błaszki, wieś Brzeziny (gdzie nocowałem w sympatycznym ośrodku wypoczynkowym za 10 zł), dalej przez Grabów nad Prosną, Mikstad, Antonin, Międzybórz, Goszcz, Bukowicę, Czeszów do Trzebnicy. Tu poimprezowałem ;)
18.07. wyjechałem więc późnym popołedniem i gorąco w niedzielę było więc też i suszyło ;) z Trzebnicy skierowałem swoją Meridę ku Żmigrodu i dalej przez wioski, gdzie nawet psi nie szczekają dobranoc, dojechałem do płaskiej wioski zwanej z dumna Miejską Górką, dalej była Krobia, Gostyń, a spałem po 105 km w Lubiniu koło Śremu w PTSM-ie za 10,70 zł.
19.07. - tego dnia, a był to poniedziałek, przecinałem jak przecinak (lekkim łukiem, by wyminąć Poznań): Śrem, Kórnik, Kostrzyn i Pobiedziska, gdzie widziałem lisa (rozjechanego). Ja też się na tyle rozjechałem, że przez Kiszkowo, gdzie akurat marszruty była większa połowa za mną, doszlusowałem do Wągrowca pod wiatr straszny, a i 138 km zrobiło z mła obojętne na uroki tego w sumie dość niepięknego miasta warzywo. W dodatku nie było schroniska, więc wylądowałem w noclegowni dla bezdomnych /czysta przyjemność po taaaakiej jeździe/, co w sumie było i logiczne, zaś tam przegadałem ze stałymi bywalcami pół nocy, o czym można by drugie pół przegadać, więc już zmilczę, jakem miłośnik milki ;) [no milki – no way!]
20.07. wstałem z pierwszymi bezdomnymi i ruszyłem dalej przez Margonin, Szamocin, most na Noteci i Białośliwie, a potem przez Wysoką, co jest taka sobie, Krajenkę, Złotów Lędyczek i tak to opuściłem Wielkopolskę, a wjechałem w pomorze, gdzie było Czarne, a tam więzienie, a że wieczór nadjeżdżał wielkimi kołami, przenocowałem tym razem jednak w lesie. Tamże była śliczna z bali wiata. O 3 minut 30 przyszła burza i lała przez szpary dziury i w tym deszczu ruszyłem rano dalej...
21.07. rankiem padało i w południe padało, ale nic to, bo kierowałem się już ku celu, czyli Słupsku i nawet przez trochę słoneczko wyszło, a potem znów się skryło i jeszcze 6 km przed Słupskiem kolejna burza mnie zlała i dojechałem (przez Koczałę Kramarzyny Kołczygłowy i Dębnicę Kaszubską) no wreszcie po 497 km z Trzebnicy, a 724 [łącznie] nad morze i zmilczę moje odsiedziny od siodełka;).
Między 22.07., a 9.08. pojeździłem trochę plażami Wybrzeża Środkowego i tak mi się spodobało, że postanowiłem nie wracać rowerem do domu, a jeno pojechać plażą, tak daleko, jak mi się będzie chciało, czyli z Łeby do Władysławowa.
W dn. 10.08. wystartowałem ze Słupska, gdzie to żyłem już na koszt rodzinki trzeci tydzień. Do Łeby dojechałem lądem prze Główczyce, Izbicę, Gać, Tarnowska. Z Łeby już plażami się udałem dalej na wschód w kierunku Stilo, było coraz bardziej milo, bo jechałem przez dzikie plaże, i nawet widziałem z całkiem bliska 2 kormorany (o rany! :). Minąwszy Lubiatowo (piękny wylot kabla od światłowodu, wyglądający jako golden gejt donikąd) i Białogórę, spałem tej nocy na plaży nudystów pod Dębkami, ale było zimno, więc nic nie zobaczyłem, bo było cimno i nikogo na plaży i piękny wschód słońca mnie zaskoczył między innymi. Romantycznie poniekąd.
Dalej, a był to już dzień kolejny, 11.08., przez gęstniejące tłumy Dębek, Karwii i Jastrzębiej Góry, częściowo prowadząc, a nie jadąc (najpierw ze względu na tłumy, potem – kamienie) na Rozewie i zanurzyłem rower po pachy w tym to wysuniętym najbardziej klifie na północ, a było samo południe :D. Wziąłem kamyk na pamiątkę – najbardziej na północ wysunięty kamyk, co to wystawał z morza, gdy fala się cofała… później jeszcze, ze względu na grząskie podłoże doprowadziłem cały czas plażą rower do Władysławowa, a potem jeszcze dojechałem do Pucka, przez Piaśnicę (piękne lasy!) do Wejherowa, gdzie miało być schronisko PTSM, a nie było czynne, więc i nazad do Rewy nad morzem, gdzie to zakończyłem dzień rybą i kwaterą za 25 zł (ryba – gratis!!!).
A rano do Gdyni przez Kossakowo na pociąg do domu z rowerem, bo a jednak jestem bardzo leniwy i żadnej już motywacji nie znalazłem, by się rowerem męczyć ;)”


Kategoria 1. Only Uć


  • DST 9.71km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 32.90km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 415kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć porno i duszno

Czwartek, 3 sierpnia 2017 · dodano: 03.08.2017 | Komentarze 3

Dom - p. - dom.
Porno i duszno (mimo dość silnego wiatru z kierunków zmiennych i braku prażącego słońca).
Sakwy lekkie, wszystko lepkie. Bleh :p
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 9.73km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.35km/h
  • VMAX 33.59km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Kalorie 416kcal
  • Podjazdy 49m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Uć z przemiłym spotkaniem

Środa, 2 sierpnia 2017 · dodano: 02.08.2017 | Komentarze 2

Dom - p. - dom.
Nadal gorąco, choć już nie tak upiornie jak przez ostatnie dni.
Ale nic to wszystko, bo w drodze powrotnej niespodziewane spotkanie z kol.aardem i Carmelianą - i to na 2 dni przed Ich Wielką Wyprawą W Świat!
A że dziś akurat jechaliśmy w tym samym kierunku, no tośmy chwilę pogadali i przejechaliśmy razem :))
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 9.71km
  • Czas 00:24
  • VAVG 24.28km/h
  • VMAX 35.39km/h
  • Temperatura 40.0°C
  • Kalorie 418kcal
  • Podjazdy 48m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z czterdziestką

Wtorek, 1 sierpnia 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 2

Dom - p. - dom.
Skrajnie przeraźliwy upał http://www.bms.toya.net.pl/temperatura/ , ponadto dość silny gorący wiatr z S - więc jazda na zasadzie "byle szybciej z nią skończyć" ;)
Kategoria 1. Only Uć