Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87170.26 kilometrów - w tym 3399.18 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2019

Dystans całkowity:277.85 km (w terenie 4.65 km; 1.67%)
Czas w ruchu:11:33
Średnia prędkość:24.06 km/h
Maksymalna prędkość:50.26 km/h
Suma podjazdów:1631 m
Suma kalorii:11852 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:23.15 km i 0h 57m
Więcej statystyk
  • DST 5.79km
  • Czas 00:16
  • VAVG 21.71km/h
  • VMAX 29.77km/h
  • Kalorie 251kcal
  • Podjazdy 34m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć pofikołkowa

Środa, 11 grudnia 2019 · dodano: 11.12.2019 | Komentarze 8

Dopiero dziś, 10 dni po upadku znów wdrapałem się na siodełko - i to tylko na dwie chwile na trasie dom - kieracik - dom. Nie było to wcześniej możliwe, bo już dwa dni po fikołku okazało się, że wprawdzie na szczęście obrażenia roweru są powierzchowne (skończyło się na bezkosztowej regulacji hamulców i naprawie kabelka od licznika srebrną taśmą), ale niestety napęd (czyli ja) ucierpiał bardziej - właściwie nawet dziś, zwłaszcza, że zrobiło się szroniasto na asfaltach, jazda była sporym ryzykiem: nadal pobolewa kolano, palec u ręki nawet chwilami nap...omina się, by o nim nie zapomnieć, zaś łokieć - uu, to już cała saga, której jednak litościwie oszczędzę Szanownym Czytelnikom.

W międzyczasie więc było sporo chodzenia i biegania (mimo kolana) z piesem - załączam obrazek na dowód, ze od 2 grudnia (czyli dnia po wywrotce) nie zasypiałem z gruszkami na wierzbie, jak to ponoć kiedyś ktoś rzekł :)



Psacery ostatnio polegają głównie na dzikich gonach, a że pogody niefotograficzne, w międzyczasie powstał tylko jeden Relive, mimo ponad 60 kilometrów spędzonych w zziajanym towarzystwie czterech czarnych łap ;)

Co dalej? Pewnie po troszku będę sobie niespiesznie i asekurancko (jak dziś) dobijał ten rok rowerowo, ale sądzę, że przynajmniej jeszcze przez tydzień, niezależnie od pogody nigdzie się dalej nie wybiorę, bo jakikolwiek kolejny upadek mógłby się skończyć dla łokcia na pogotowiu, jeśli nie w szpitalu szyciem i /lub gipsem. A wtedy Tobik będzie niewybiegany, a jak wiadomo: pies niewybiegany - nocka z głowy! W każdym razie plan minmium na ten rok 250 dni na siodełku - już zrealizowany.

Kategoria 1. Only Uć


  • DST 36.99km
  • Teren 1.08km
  • Czas 01:33
  • VAVG 23.86km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Kalorie 1555kcal
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka z przewrotką - i nie tylko

Niedziela, 1 grudnia 2019 · dodano: 01.12.2019 | Komentarze 16

Typowy ciąg zdarzeń prowadzący jak po sznureczku do jakże niepięknej katastrofy.

A było to tak:

1. Wczorajsze 12 h w tyrze sprawiło, że niewybiegany pies wariował pół nocy.

2. To z kolei sprawiło, że po pierwsze wstałem dziś z poczuciem, jakbym całą noc jechał jakąś za przeproszeniem pekapowską kuszetką, a po drugie dobre 2 godziny za późno.

3. Z bolącymi gnatami od nocnego skakania psa po mojej głowie - gnu z psu i M. do lasu, gdzie spotkaliśmy sympatyczne pieski do zabawy z Tobikiem, co dodatkowo sprawiło, że wróciliśmy jeszcze później do domu, niż zakładałem w najczarniejszym scenariuszu.

4. Wyjechawszy za późno skupiłem się na czasie, zamiast na pięknych widokach o pierwszym zmroku. Dodatkowo chciałem dziś trochę podreperować średnią i zdążyć na skoki narciarskie w TV, a zwłaszcza nie wracać po ciemku, bo wtedy naprawdę kiepsko widzę, jeśli ulica nie jest dobrze oświetlona.

5. Gdybym wyjechał wcześniej, to bym nie jechał tą opcją, na której...

6. ...łubudu!
A było to z kolei tak:
Na 19 kilometrze trasy skręcałem z głównej w prawo w boczną. Na wyjeździe ustawiło się auto. W pośpiechu wziąłem zbyt ostry skręt - a tam żwirek (bez muchomorka) i dziurdzioły. Tył zarzuciło, przód w poprzek postawiło, kierownicę skręciło. Tyle w temacie plus krwiście rozwalony łokieć mimo dwóch warstw ciuchów, obity bok i parę innych, mniejszych "atrakcji". Autko sobie pojechało, a ja leżę. Z tego leżenia nie mogło nic dobrego wyniknąć, więc wstałem, otrzepałem się, odkręciłem przód, który zawinął się dwukrotnie(!) wypinając przy tym oba hamulce i zrywając kabelek od licznika. Zamontowałem jak się dało linki do hamulców i potoczyłem niekoniecznie najkrótszą (plan jest plan i jeśli tylko mogłem jechać, a mogłem - nie było powodów, żeby go zmieniać!) w kierunku domu.

7. Jechało się koszmarnie ciężko - dopiero po 10 km-ach już całkiem po ciemku zrobiłem postój - i co się okazało? Jechałem z na wpół zblokowanym przez rozchwierutany hamulec tylnym kołem!

8. Reszta trasy - tylko z przednim hamulcem, ostrożnie i po ciemku: witaj dobra średnia prędkości, witaj powrocie za dnia... a co do skoków - odwołali, bo tak wiało, że zawodnicy by się poprzewracali.

Morał: jak wieje skoczkom - nie wsiadajcie na rower, bo jak oni nie polatają - to polecicie wy! :P