Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 91137.16 kilometrów - w tym 3517.00 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.01 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2025 button stats bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

2. Opłotki, czyli mniej niż seta

Dystans całkowity:44413.59 km (w terenie 1700.89 km; 3.83%)
Czas w ruchu:1873:32
Średnia prędkość:23.71 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:146921 m
Maks. tętno maksymalne:184 (102 %)
Maks. tętno średnie:172 (93 %)
Suma kalorii:873752 kcal
Liczba aktywności:989
Średnio na aktywność:44.91 km i 1h 53m
Więcej statystyk
  • DST 60.11km
  • Teren 0.29km
  • Czas 02:30
  • VAVG 24.04km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Kalorie 922kcal
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Parzęczewskich Robót

Sobota, 5 czerwca 2021 · dodano: 05.06.2021 | Komentarze 4

Po zrobieniu ponad 300 zdjęć w 4 dni - czas na powrót. Moje koleżeństwo najkrótszą na pociąg do Sieradzkiej Męki, a ja (teoretycznie) najkorzystniejszą opcją wietrzną - na ten sam pociąg, tyle, że do Opatówka koło Kalisza, czyli dokładnie w drugą stronę niż do domu. Wiać miało umiarkowanie z E do NE, a wiało niestety silnie z NE do N, więc pierwsze 7 km-ów na tamę w Siedlątkowie pod ten paskudny wiatr. Na tamie i dalej był przeważnie boczny, a zaraz za Zbiornikiem Jeziorsko jest zazwyczaj pod górki i niemal kompletny brak lasów (choć to już niby Wielkopolska) - z drzew tylko sporo pięknych alei dających trochę cienia w coraz gorszym upale, a poza tym tylko rolnicza pustynia. Tu też natrafiłem na kilka kilometrów asfaltowej dedeerówy między dwiema wsiami przy kompletnie lokalnej drodze - wymysł ów był niemal w całości od strony pół ogrodzony imponującą biało-czerwoną barierozą. Oj, coś podejrzewam, że ten asfalt to był tylko dodatek do projektu pt. "Bariery bez barier"!

Prawdziwą oazą okazał się niespodziewanie Koźminek: urokliwe, jednocześnie zadbane i swojsko wyglądające (co jakże rzadko idzie w parze!) miasteczko: ładny rynek, ale przede wszystkim świeżo odnowiony dworek w zabytkowym parku z trzema stawami (na największym z nich na środku - fontanna!) - takie miłe miejscówki to chyba ostatnio oglądałem w Szwecji, gdzie są dość powszechne. Miałem już jednak mało czasu, więc długo tam nie zabawiłem - z ciekawostek spotkałem panią starszą, która na pytanie o to, co jest w dworze odrzekła, że Anonimowi Alkoholicy i Orkiestra Dęta, więc "długo już nie postoi!" :D Ot, Polska w ruinie ;) A tak naprawdę jest tam dom kultury :))

Stąd ostatni krótki podjazd - i nareszcie totalnie z wiatrem 10 km-ów do Opatówka - cudny, długi zjazd po doskonałym asfalcie: nic, tylko reperować nadwątlone średnie! ;) Tak w ogóle, to asfalty dziś były bardzo dobre - wreszcie miła odmiana po kilkudniowych wertepach - no, ale co Wielkopolska, to nie Niewielkopolska ;) Na koniec w Opatówku kolejna miła niespodzianka: stary carski budynek dworcowy z cegły przerobiony na... dom kultury: orkiestry i alkoholików nie było. ;)

W pociągu było gorąco, a od Sieradza tłok i dużo rowerów (w tym moje pabianickie koleżeństwo, które - rzecz jasna - wysiadło w Pabianicach), ale wymiędlony upałem i znów pod wiatr jakoś z dworca dotelepałem obładowany jeszcze 8 km-ów do domu.

Podsumowując:
Cały wyjazd fizycznie męczący, ale miło będę wspominał te kapliczki co 100 metrów w środku niczego... ;) A jeszcze milej wszelkie żywiołki napotkane po drodze - a było ich bez liku (meszek znad zalewu nie liczę do tego zacnego grona).

Dzisiejsza trasa z fotkami (nie mam już dziś zdrowia bawić się we wklejanie na bs-a ich osobno) od Pęczniewa do Opatówka - TU.



  • DST 32.04km
  • Teren 4.10km
  • Czas 01:36
  • VAVG 20.02km/h
  • VMAX 42.80km/h
  • Kalorie 513kcal
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Parzęczewskie Roboty - dz.3

Piątek, 4 czerwca 2021 · dodano: 04.06.2021 | Komentarze 2

Wczoraj wieczorem kolega parzęczewski (organizator różnych lokalnych imprez sportowo-rekreacyjnych - kijkowych, a ostatnio hulajnogowych) zaproponował hulajnożownictwo po okolicznych chęchach. Ponieważ wcześniej nie miałem okazji do tego rodzaju zabaw, z chęcią popróbowałem czegoś nowego. Dodam, że to prawdziwe hulajnogi, a nie jakieś elektryki dla leniwców, więc wymagało to pewnego wysiłku - ponoć dwukrotnie większego niż przy klasycznej jeździe rowerem. Reszta naszych hulajbrewerii - w linku :) https://strava.app.link/TmQUlKzSOgb

A dziś rowerowe ostatki gminne - kilometrów niewiele, bo tylko prace uzupełniające. Alpak niestety nie było, ale za to odwiedzając różne agroturystyki (i nie tylko), spotkałem m.in. istną Tobikową pSiostrę :) Niestety, bardzo schorowaną i jeszcze starszą od Tobiego. Rzecz jasna - wymiziałem za uchami :) Ponadto był po drodze kotek i ponowne odwiedziny na Koziej Farmie - dziś spotkanie z konikami.

Na koniec posiadówa w smażalni ryb z kolegą i koleżanką pabianickimi, którzy przyjechali już przedwczoraj jako pomoc w pracach terenowych (podzieliliśmy się rewirami, więc każdy robił swoją część osobno). Dodam, że kolega jest jednocześnie wykonawcą całego projektu, w którego skład wejdzie przewodnik, mapa papierowa, mapa interaktywna oraz naklejki z fotokodami w terenie. Koniec robót uczciliśmy rybą z Jeziorska, a jutro - powrót do domu.

Dzisiejsza trasa (ze stworzeniami;) - tu:

https://strava.app.link/mGpjLWPTOgb




  • DST 47.17km
  • Teren 3.80km
  • Czas 02:26
  • VAVG 19.38km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Kalorie 730kcal
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Parzęczewskie Roboty - dz.2

Czwartek, 3 czerwca 2021 · dodano: 03.06.2021 | Komentarze 2

Ciąg dalszy robót terenowych - dziś środkowa część gminy. Drogi mniej więcej takie jak wczoraj - mniej terenu, ale zrobiło się gorąco, więc jeździło się byle jak. Nadal dość silny wiatr - zmienny, ale z przewagą NE.

Najważniejsze atrakcje to Drużbin i Popów: w tym pierwszym m.in. Kozia Farma z psijaznymi pieskami i imponującą krową rasy Jersey, a w Popowie stajnia z konikami oraz plaża z morświnami ;) W pobliżu są (albo nie są - do sprawdzenia!) alpaki-cudaki, ale to już jutro.

Wczoraj wyszła trasa w kształcie przedpotopowego renifera z wielkim łbem - dziś poplątana krewetka, albo nie wiem: https://strava.app.link/CEEeuLY6Mgb

Tak, czy inaczej - bardzo zezwierzęcona kraina ;)



  • DST 55.23km
  • Teren 11.80km
  • Czas 02:55
  • VAVG 18.94km/h
  • VMAX 39.20km/h
  • Kalorie 895kcal
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pęczniewskie Roboty - dz.1

Środa, 2 czerwca 2021 · dodano: 02.06.2021 | Komentarze 3

Dzień poświęcony na inwentaryzację południowej części gminy - trasa skomplikowana, drogi w dużej części szutrowe lub kiepskiej jakości asfaltowe, zdarzały się też koszmarne, rozlazłe płytówy z czasów budowy Zbiornika Jeziorsko. A poza tym: totalne, wiejskie zadupia, z ok. 70 zdjęć ponad połowa to kapliczki - we wsiach co 200-300 metrów, więc jazda szarpana, bo co chwilę postój. Sprawy nie ułatwił silny wiatr z E, a tam, gdzie było po asfalcie i teoretycznie można by było się rozpędzić - tam co chwila... kapliczka ;P

Trasa-poplątanka z ładniejszymi widoczkami: https://strava.app.link/SP5gUUAxLgb

Średnia inwentaryzacyjna ;)



  • DST 40.16km
  • Teren 0.04km
  • Czas 01:37
  • VAVG 24.84km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Kalorie 574kcal
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Pęczniewskie Roboty

Wtorek, 1 czerwca 2021 · dodano: 01.06.2021 | Komentarze 4

Wyjazd na zapowiadane robótki terenowe: najpierw na dworzec na ŁKĘ - w upale i pod silny wiatr. Podczas jazdy pociągiem niebo zasnuło się gradowymi chmurami, ale gdy wysiadłem na stacji Błaszki - tylko lekko kropiło, a i to wkrótce przestało. Stąd miało być z wiatrem, ale ten niemal całkiem ucichł, więc bez wielkich szaleństw czasowych via miasto Warta doturlałem się zazwyczaj bocznymi asfaltami o dość pośledniej jakości do Pęczniewa: https://strava.app.link/3qe1A1s3Jgb
Wieczorem wizyta w pizzerii i jeszcze samochodowo-piesza (5 km-ów spaceru nad Jeziorskiem) sympatyczna wyrypa z kolegą pęczniewskim po lokalnych atrakcjach widoczkowo-kapliczkowych:
https://strava.app.link/wawPSCy4Jgb
A od jutra już prawdziwa rowerowa robota fotograficzno-inwentaryzacyjna w terenie.



  • DST 47.11km
  • Teren 1.08km
  • Czas 01:54
  • VAVG 24.79km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Kalorie 745kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klasyczna pętelka z asfaltowymi nowościami

Czwartek, 27 maja 2021 · dodano: 27.05.2021 | Komentarze 2

Dziś uświadomiłem sobie, że już ponad dwa miesiące, jak nie kręciłem pełnej klasycznej pętelki na Stryjków! Czas był zatem najwyższy: w pogodzie wiatr nadal z SW, ale co najwyżej umiarkowany, więc nie stanowił większego problemu (ani też pomocy).

Początkowo stałą trasą, z której na chwilę skręciłem do Kamienia Piotrowiczowej, aby zobaczyć, jak idą postępy w budowie nowego asfaltu. Ostatnio, jak tu byłem, wszystko było jeszcze bardzo rozbebłane.


Dziś się okazało, że nie dość, że asfalty są już właściwie gotowe, to jeszcze powstała dodatkowo całkiem nowa odnoga - dokąd? No właśnie... trzeba było sprawdzić! Ostatecznie okazało się, że powstała jakby dodatkowa kilkukilometrowa zawijka ze ślepą odnogą - wszystko rzetelnie sprawdziłem (co widać na mapce dzisiejszej trasy), po czym już zwyczajnie skierowałem się nad zalew w Stryjkowie.





Goniła mnie czarna chmura, ale finalnie nie dogoniła - po objechaniu zalewu już całkowicie zwykłą trasą dojechałem do mojego lasu:



Tu na koniec jeszcze troszkę terenu. Byłoby więc całkiem sympatycznie, gdyby nie chroniczny ból pleców - dziś bez procha się nie obyło :/ Mimo to średnia wyszła jak na tę trasę nie najgorsza :)



  • DST 54.44km
  • Teren 0.07km
  • Czas 02:10
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Kalorie 946kcal
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru

Środa, 26 maja 2021 · dodano: 26.05.2021 | Komentarze 6

Wczoraj wieczorem trafił się jeszcze taki oto malowniczy spacerek nad rzeczkę o zachodzie słońca - dziś od rana zaczęło potężnie wiać ze słusznego kierunku (czyli SW), więc niespiesznie porobiwszy różne drobne działkowe czynności spakowałem dobytek - i na abarot, na Uć stałą trasą w wersji nieco dłuższej - efekt był taki, że praktycznie cały czas miałem wiatr w plecy, ale niemal nigdy idealnie, bo halsowanko jest najbardziej rozpoznawalną cechą ten opcji :)

Po drodze w Pabianicach wcześniej umówione spotkanie z kolegą, dla którego robiłem fotki do przewodnika jesienią - tym razem kroi się fotkowanie (i nie tylko) nad Jeziorskiem - i to już na dniach! Czekamy tylko na ustabilizowanie się aury, żeby wszystko ładnie wyszło. Ponieważ jest to blisko 70 km-ów od domu, więc będzie wyjazd na 3-4 dni z noclegiem w hotelu! Żyć, nie umierać :)

Kolega oprócz przewodników i map robi jeszcze tablice informacyjne w terenie - tu przykładowa tablica z Piątkowiska w gminie Pabianice, którą dziś miałem po drodze:


A z Piątkowiska zwykłą trasą do domu nadal z wiatrem - choć przez ogromny korek w miejscu, gdzie robią podłączenia starego wlotu do miasta i nowobudowanej ekspresówki: jest tu wprawdzie wahadełko, ale tak ustawione, że gdy wjeżdżałem zapaliło mi się żółte (nie hamowałem nagle, bo wąsko na jedno auto bez pobocza, a nie wiedziałem, czy za plecami nie mam jeszcze kogoś!), a mimo zasuwania z wiatrem już na samym końcu ruszyły pierwsze auta wprost na czołowe, bo zapaliło im się widać zielone i nie raczyli poczekać dosłownie 10 sekund, bym zdążył opuścić wąskie, ogrodzone barierami betonowymi gardło. Ot, polska kultura jazdy. Oczywiście mnie strąbili przepychając się 5 cm ode mnie, oczywiście im odpyskowałem: Polska, k...!

A już na sam koniec, na dedeerówie biegnącej przy parku, wprost spomiędzy krzaków wyskoczyło na mnie trójkołowe 500+. Żeby nie mój hamulcowy refleks (odbić w bok nie było gdzie, bo dedeer dzieli od jezdni żywopłot), to by ojczulek miał pińcet minus: Polska, bumtarara bum!



  • DST 45.27km
  • Teren 1.27km
  • Czas 02:00
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Kalorie 617kcal
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Jamboru

Poniedziałek, 24 maja 2021 · dodano: 24.05.2021 | Komentarze 3

Do Jamboru zwykłą trasą zmodyfikowaną na koniec, bo skróciłem męki terenowym skrótem. A męki stąd, że jak zwykle obładowany jak wielbłąd (po drodze wizyta u mamy z zakupami, ale też coś tam dostałem, więc specjalnie lżej nie było) - ale męki przede wszystkim ze względu na wiatr - znów silny i znów niemal prosto w pysk (bo z S) oraz fakt, że po 30 km-ach okazało się, że nie mam prawie powietrza w tylnym kole: dziury nie znalazłem (widać jest mikroskopijna, a może na jakimś wyboju rozszczelniła się któraś łatka?), więc dopompowałem, potem jeszcze po drodze ponownie - i jakoś dowlokłem na działkę skrótem piaszczysto-korzeniowym byle być szybciej, bo mi się nie chciało po drodze rozmontowywać sakw i koła: jutro będę mieć co robić...


Przerwa na pompowanie




  • DST 30.07km
  • Teren 1.85km
  • Czas 01:11
  • VAVG 25.41km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Kalorie 488kcal
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietypowa Mikropętelka Antywietrzyskowa

Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 2

Dziś dla odmiany... wiało. Głównie z W i NW, a pobocznie - z przysłowiowych Zewsząt;) Co dobre w tym wszystkim - nie był to wiatr wyżowy, cisnący do asfaltu, który męczy bardziej niż cokolwiek innego, tylko silne podmuchy, które tylko trochę bardziej przeszkadzały, niż pomagały.

Trasa zatem eksperymentalna, po terenach jak najbardziej osłoniętych - znów kosztem nawierzchni (dużo słabych asfaltów i trochę terenu - choć bez ekstremów). Na początek - dolina Sokołówki i dwa zbiorniki wodne - Pabianka i Żabieniec:




Potem halsowanie na pograniczu Zgierza - tam, gdzie kończy się ów gród, rozpoczyna się blisko dziesięciokilometrowa aleja zabytkowych klonów srebrzystych, ciągnąca się (z niewielkimi przerwami) aż po granice Stryjkowa.


Ja odbiłem jednak w leśne, a nawierzchniowo obleśne asfalty - za to na ich skraju malowniczo: to "mój" las od drugiej strony:






Potem jeszcze przepraktykowałem ślepo zakończony boczny asfalt, czyli odbiegającą od ul. Łodzianka ulicę Bzury (w sumie niedaleko są źródła :) - a następnie odbiłem na tereny dawnego Letniska Rogi, zniszczonego podczas I wojny światowej: dziś to typowe przedmieście z zachowanymi pojedynczymi domami z dawnych czasów i sporą ilością zabytkowej zieleni:




A stąd już (znów niekoniecznie asfaltem) do domu.



  • DST 71.02km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 21.10km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Kalorie 1229kcal
  • Podjazdy 425m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

ZaDrzewicze na bis

Piątek, 21 maja 2021 · dodano: 21.05.2021 | Komentarze 2

Będąc kilka dni temu za Drzewicą miałem za mało czasu, by zwiedzić Przysuchę, więc postanowiłem tam wrócić - i wykręcić kolejną pętelkę - tym razem nie na NE, a na SE od Drzewicy. Wycieczka miała być wczoraj, ale tak niemiłosiernie duło, że ograniczyłem się do 25 km-ów - pieszkom wokół mojego przydomowego lasu :)

Dziś co prawda wiało chyba równie paskudnie, ale z innego kierunku (SW), więc zaplanowałem trasę tak, aby najgorsze przejechać leśnymi drogami, co się okrutnie miało zemścić - nie uprzedzajmy jednak faktów.

Początek (ale też i finał) wycieczki identyczne z tymi sprzed tygodnia, czyli na dworzec, stąd ŁKĄ do Drzewicy - i po zatoczeniu sześćdziesięciokilometrowej pętelki na Przysuchę - taki sam powrót.

Początek przyjemny: z Drzewicy przy tylno-bocznym wietrze do Rusinowa, a stąd już gorzej, bo raczej pod wiatr - do Skrzyńska. Mimo to nie jechało się tragicznie - przysłużył się do tego zwłaszcza znakomity asfalt (przepraktykowany już poprzednim razem). W Skrzyńsku zamiast jak poprzednio w lewo - odbiłem w prawo i zaraz już była Przysucha: nim jednak zabrałem się za zwiedzanie centrum, najpierw wyjechałem z niej na chwilkę po nową gminę - Borkowice. Po drodze: ruina młyna i most na Radomce, a w nowej gminie - stara kapliczka.








Stąd cofnąłem się kawalątek i pod huraganowy wiatr w dolinie Radomki dopełzłem wkrótce do miejscowego Bora Bora i Las Palmas :)






Przysucha nie bez powodu jest Przysuchą: w tym momencie okazało się, że grozi mi przysuszenie, gdyż z nieznanych powodów pękła w sakwie butelka z wodą i blisko litr wyciekł - dobrze, że miałem wszystko dodatkowo w foliach i ostatecznie nic nie zamokło, ale zostałem niemal bez picia! Dlatego jadąc w stronę centrum odwiedziłem sklep, a roweru pod nim przypilnował sympatyczny doberman :)


Kolejny postój to rynek:




A tuż obok najciekawsze obiekty miasteczka, czyli świeżo po remoncie, ale zamknięta na głucho synagoga oraz pałacyk z muzeum Oskara Kolberga:




Zawitałem też pod miejscowy kirkut, ale z każdej strony był zamknięty, więc tylko przez płot obejrzałem grobowiec tutejszych cadyków, wśród których był ponoć jeden zwany "Świętym Żydem" - grobowiec, jak to u nas, ozdabia "merytoryczny w treści" i "ozdobny w formie" napis... :(




Po wyjeździe z miasta zaczęły się schody - i to dosłownie: najpierw (jeszcze na złudnie gładziutkim asfalcie) dwa dość strome podjazdy (łącznie 100 metrów do góry) do wsi Kozłowiec, a potem stało się coś, czego się nie spodziewałem w najgorszych nawet prognozach ze street view: średnio 3% pod górę po strasznym, chyba stuletnim bruku z kocich łbów, przemieszanych z luźnym żwirem i dziurdziołami wszelakimi. Od lat nie jechałem takim dramatem! Tak to jest, jak się chce przejechać lasami, by nie wiało w pysk. A lasów było 8 km-ów, zaś bruk przeszedł dość szybko w... kopny piach z pojedynczymi głazami (chyba resztki po próbach utwardzania?) - doszły też korzenie drzew, a wszystko pięknie rozryte ciągnikami, bo właśnie (a jakże!) trwają tu wycinki. Dość rzec, że nawet gdy już zdobyłem najwyższy punkt o nazwie Sobacza Góra, zjazd następować mógł z prędkością 12-15 km/h, choć były miejsca, że nawet z górki w ogóle nie dawało rady jechać, a Mery ryła nosem w koleinach jak dzik w żołędziach...

Po drodze zapewne było malowniczo (choć lasu tak z 1/3 wycięta), ale zapamiętałem z tej drogi tylko jęki: swoje i Mery.




W końcu las się skończył, znów pojawił się wiatr (prosto w trąbę) oraz dziurawy asfalt we wsi Kurzace - Jezu, jak się cieszyłem z tych mało radosnych faktów! Średnia prędkość całej wycieczki w tym momencie wynosiła 19 km/h... Wreszcie wyjechałem na główną szosę Gowarczów-Drzewica, zatem miałem znów wiatr z tyłu i lewego boku - teraz więc szło o jak najszybszy dojazd na pociąg, więc (prawie na koniec) już tylko krótka przerwa obok malowniczo położonego młyńskiego siedliska.


Podsumowując: wycieczka fizycznie wykańczająca, choć tereny malownicze i ciekawe historycznie - a najważniejsze, że udało się mimo wszystko wrócić "z tarczą" (czyli Mery się nie rozleciała;)