Info

Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)















Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec9 - 22
- 2025, Czerwiec4 - 8
- 2025, Maj15 - 31
- 2025, Kwiecień12 - 32
- 2025, Marzec11 - 28
- 2025, Luty1 - 5
- 2025, Styczeń1 - 4
- 2024, Grudzień5 - 29
- 2024, Listopad4 - 25
- 2024, Październik14 - 86
- 2024, Wrzesień10 - 38
- 2024, Sierpień7 - 19
- 2024, Lipiec17 - 31
- 2024, Czerwiec1 - 4
- 2024, Maj17 - 71
- 2024, Kwiecień13 - 36
- 2024, Marzec13 - 56
- 2024, Luty7 - 30
- 2024, Styczeń2 - 6
- 2023, Grudzień3 - 14
- 2023, Listopad7 - 21
- 2023, Październik10 - 39
- 2023, Wrzesień12 - 72
- 2023, Sierpień14 - 96
- 2023, Lipiec10 - 40
- 2023, Czerwiec7 - 25
- 2023, Maj13 - 54
- 2023, Kwiecień11 - 50
- 2023, Marzec10 - 61
- 2023, Luty5 - 28
- 2023, Styczeń15 - 76
- 2022, Grudzień3 - 21
- 2022, Listopad5 - 27
- 2022, Październik9 - 43
- 2022, Wrzesień4 - 18
- 2022, Sierpień13 - 93
- 2022, Lipiec11 - 48
- 2022, Czerwiec5 - 24
- 2022, Maj15 - 70
- 2022, Kwiecień11 - 54
- 2022, Marzec12 - 77
- 2022, Luty8 - 40
- 2022, Styczeń8 - 39
- 2021, Grudzień9 - 54
- 2021, Listopad12 - 68
- 2021, Październik11 - 41
- 2021, Wrzesień10 - 47
- 2021, Sierpień13 - 53
- 2021, Lipiec13 - 60
- 2021, Czerwiec19 - 74
- 2021, Maj16 - 73
- 2021, Kwiecień15 - 90
- 2021, Marzec14 - 60
- 2021, Luty6 - 35
- 2021, Styczeń7 - 52
- 2020, Grudzień12 - 44
- 2020, Listopad13 - 76
- 2020, Październik16 - 86
- 2020, Wrzesień10 - 48
- 2020, Sierpień18 - 102
- 2020, Lipiec12 - 78
- 2020, Czerwiec13 - 85
- 2020, Maj12 - 74
- 2020, Kwiecień15 - 151
- 2020, Marzec15 - 125
- 2020, Luty11 - 69
- 2020, Styczeń17 - 122
- 2019, Grudzień12 - 94
- 2019, Listopad25 - 119
- 2019, Październik24 - 135
- 2019, Wrzesień25 - 150
- 2019, Sierpień28 - 113
- 2019, Lipiec30 - 148
- 2019, Czerwiec28 - 129
- 2019, Maj21 - 143
- 2019, Kwiecień20 - 168
- 2019, Marzec22 - 117
- 2019, Luty15 - 143
- 2019, Styczeń10 - 79
- 2018, Grudzień13 - 116
- 2018, Listopad21 - 130
- 2018, Październik25 - 140
- 2018, Wrzesień23 - 215
- 2018, Sierpień26 - 164
- 2018, Lipiec25 - 136
- 2018, Czerwiec24 - 137
- 2018, Maj24 - 169
- 2018, Kwiecień27 - 222
- 2018, Marzec17 - 92
- 2018, Luty15 - 135
- 2018, Styczeń18 - 119
- 2017, Grudzień14 - 117
- 2017, Listopad21 - 156
- 2017, Październik14 - 91
- 2017, Wrzesień15 - 100
- 2017, Sierpień29 - 133
- 2017, Lipiec26 - 138
- 2017, Czerwiec16 - 42
- 2017, Maj25 - 60
- 2017, Kwiecień20 - 86
- 2017, Marzec18 - 44
- 2017, Luty17 - 33
- 2017, Styczeń15 - 52
- 2016, Grudzień14 - 42
- 2016, Listopad18 - 74
- 2016, Październik17 - 81
- 2016, Wrzesień26 - 110
- 2016, Sierpień27 - 197
- 2016, Lipiec28 - 129
- 2016, Czerwiec25 - 79
- 2016, Maj29 - 82
- 2016, Kwiecień25 - 40
- 2016, Marzec20 - 50
- 2016, Luty20 - 66
- 2016, Styczeń16 - 52
- 2015, Grudzień22 - 189
- 2015, Listopad18 - 60
- 2015, Październik21 - 52
- 2015, Wrzesień27 - 38
- 2015, Sierpień26 - 37
- 2015, Lipiec29 - 42
- 2015, Czerwiec27 - 77
- 2015, Maj27 - 78
- 2015, Kwiecień25 - 74
- 2015, Marzec21 - 80
- 2015, Luty20 - 81
- 2015, Styczeń5 - 28
- 2014, Grudzień16 - 60
- 2014, Listopad27 - 37
- 2014, Październik28 - 113
- 2014, Wrzesień28 - 84
- 2014, Sierpień28 - 58
- 2014, Lipiec28 - 83
- 2014, Czerwiec26 - 106
- 2014, Maj25 - 88
- 2014, Kwiecień24 - 75
- 2014, Marzec18 - 133
- 2014, Luty17 - 142
- 2014, Styczeń13 - 68
- 2013, Grudzień21 - 115
- 2013, Listopad23 - 102
- 2013, Październik22 - 64
- 2013, Wrzesień28 - 108
- 2013, Sierpień18 - 66
- 2013, Lipiec30 - 95
- 2013, Czerwiec30 - 79
- 2013, Maj30 - 55
- 2013, Kwiecień29 - 81
- 2013, Marzec16 - 39
- 2013, Luty19 - 62
- 2013, Styczeń9 - 18
- 2012, Grudzień22 - 62
- 2012, Listopad22 - 19
- 2012, Październik20 - 8
- 2012, Wrzesień25 - 6
- 2012, Sierpień2 - 3
- 2012, Lipiec14 - 4
- 2012, Czerwiec26 - 14
- 2012, Maj23 - 24
- 2012, Kwiecień26 - 23
- 2012, Marzec27 - 20
- 2012, Luty21 - 35
- 2012, Styczeń23 - 59
Wpisy archiwalne w kategorii
4. Dzień to za mało!
Dystans całkowity: | 18809.69 km (w terenie 1069.99 km; 5.69%) |
Czas w ruchu: | 814:26 |
Średnia prędkość: | 23.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.62 km/h |
Suma podjazdów: | 53510 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 153 (84 %) |
Suma kalorii: | 346053 kcal |
Liczba aktywności: | 396 |
Średnio na aktywność: | 47.50 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
- DST 48.29km
- Teren 0.07km
- Czas 01:50
- VAVG 26.34km/h
- VMAX 45.40km/h
- HRmax 179 (100%)
- HRavg 144 ( 80%)
- Kalorie 835kcal
- Podjazdy 191m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Jamboru
Środa, 11 maja 2022 · dodano: 11.05.2022 | Komentarze 4
Oj, gorąco się zrobiło. Termometr dobijał niemal do trzydziestki, a to na jazdę rowerową stanowczo dla mnie zbyt wiele. Kluczowy był wiatr - na szczęście z SW, więc tylny, tylno-boczny, czasem boczny - ale generalnie bardzo pomagający w powrocie z działki. Aby zanadto nie halsować (po co mi boczne podmuchy w tym upale?) wróciłem krótszą opcją - po drodze jeszcze na chwilę wstąpiłem do mamy w sprawach różnych :) No i mimo skwaru, trasy przeważnie pod górkę (z czego 1/3 po mieście) oraz sakw (już na szczęście lżejszych niż w tamtą stronę) średnia wyszła nadspodziewanie zacna. Oby tak częściej.- DST 2.03km
- Teren 0.03km
- Czas 00:05
- VAVG 24.36km/h
- VMAX 32.30km/h
- HRmax 154 ( 86%)
- HRavg 132 ( 73%)
- Kalorie 30kcal
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Jamborowanie
Wtorek, 10 maja 2022 · dodano: 10.05.2022 | Komentarze 4
Wczoraj po południu, przed podlewaniem działki udałem się na tradycyjną krótką przechadzkę, sprawdzić, co tam słychać nad rzeczką i opodal krzaczka:https://strava.app.link/f216KbYbVpb
A dziś dłuższe szwędanie się tu i tam po Jamborowych Lasach w miejscach, gdzie w ogóle rzadko bywam oraz nad rzeką tam, gdzie wczoraj nie byłem:
https://strava.app.link/oj0kQ52bVpb
Tradycyjnie nazbierałem na trasie trochę plastików i szkła, a że wioskowy śmietnik był nie po drodze, więc po powrocie na działkę wskoczyłem na Meri i pognałem do dzwonów - oraz do końca asfaltu i na abarot. To dlatego wyszło nie 1,5 - a całe 2 km-y jazdy! ;D
- DST 47.17km
- Teren 0.07km
- Czas 01:51
- VAVG 25.50km/h
- VMAX 46.80km/h
- HRmax 181 (101%)
- HRavg 143 ( 79%)
- Kalorie 724kcal
- Podjazdy 136m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Jamboru
Poniedziałek, 9 maja 2022 · dodano: 09.05.2022 | Komentarze 2
Od ponad dwóch tygodni nie padało, zrobiła się w lesie susza, więc postanowiłem wykorzystać wiatr z NE i skoczyć na działkę popodlewać co się da. Wiatr, dość mocny, rzeczywiście dziś przeważnie pomagał, choć bywały chwile, zwłaszcza na Sześciu Pabianickich Górkach, gdzie był boczny - a to plus sakwy wypchane na 3 dni sprawiły, że nie było aż tak miło, jak się teoretycznie zapowiadało. Mimo to znów wyszła średnia do przyjęcia, zaś jeden z postojów umilił podwójny... pies! :-ohttps://strava.app.link/of40fwhhTpb
- DST 45.34km
- Teren 1.37km
- Czas 01:57
- VAVG 23.25km/h
- VMAX 43.00km/h
- HRmax 175 ( 97%)
- HRavg 147 ( 82%)
- Kalorie 691kcal
- Podjazdy 175m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Jamboru
Piątek, 29 kwietnia 2022 · dodano: 29.04.2022 | Komentarze 6
Wczoraj wieczorkiem, korzystając z chwili po ogarnięciu najpilniejszych zadań działkowych udałem się na przedwieczorną przechadzkę nad rzeczkę opodal krzaczka - link z fotkami TU. Przy okazji zebrałem na szczęście tylko jeden wór butelek i puszek. A dziś od rana dłuższy spacer po rozsłonecznionym lesie - i znów śmieci, śmieci, śmieci... już mi się nawet nie chciało fotografować; link z ładnymi leśnymi widokami - TU.A potem trzeba było zwijać się do domu. Ponieważ wiedziałem, co mnie czeka z prognozy - piękna pogoda na krótki rękaw, krótki nogaw - i wiatr niemal prosto w pysk i to wcale nie taki leciutki, więc wybrałem powrót najkrótszą akceptowalną nawierzchniowo trasą. Mimo już lekkich sakw jechało się chwilami koszmarnie, a resztę drogi tylko bardzo źle, więc średnia kompletnie uwalona, ale na nic więcej dziś pod te podmuchy (raz przednie, raz boczne, bo z NNW) nie było mnie stać.
Za dwa dni znów do Jamboru na dni kilka - ale tym razem bezrowerowo, bo pieszkom, z M. i psem :)
- DST 47.26km
- Teren 0.17km
- Czas 01:56
- VAVG 24.44km/h
- VMAX 45.40km/h
- HRmax 176 ( 98%)
- HRavg 142 ( 79%)
- Kalorie 676kcal
- Podjazdy 136m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Jamboru
Czwartek, 28 kwietnia 2022 · dodano: 28.04.2022 | Komentarze 8
Obładowany (kolejne zapasy i różności - tym razem na długi weekend, choć jeszcze jutro muszę wrócić na chwilę do domu) ruszyłem z rana zwykłą trasą na działkę. Miało nie wiać wcale, albo słabo z tyłu - a oczywiście wiało chwilami mocniej - i tyleż z boku (czyli NW), co zewsząd. Jakoś się jednak doturlałem, choć nie była to z pewnością czasówka ;)- DST 52.07km
- Teren 1.47km
- Czas 02:04
- VAVG 25.20km/h
- VMAX 42.80km/h
- HRmax 175 ( 97%)
- HRavg 151 ( 84%)
- Kalorie 841kcal
- Podjazdy 204m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Jamboru postgrabieżczo
Czwartek, 14 kwietnia 2022 · dodano: 14.04.2022 | Komentarze 3
Po dwóch dniach zasuwania jak robot - wreszcie od rana wolne: wstałem cokolwiek połamany i ruszyłem na niespieszną przechadzkę bez celu po Jamborowych Lasach. Zabrałem jak zwykle wory na śmieci - po zimie nie było tak źle, bo zebrałem "tylko" dwa - jeden z plastikami, drugi ze szkłem. Odniosłem do wsiowych dzwonów - po drodze przykry widok: w miejscu, gdzie były malownicze zarastające łąki i gdzie nie raz cykałem zachód słońca, a także tam, gdzie w sosnowych samosiejkach jeszcze pół roku temu zbierałem maślaki teraz wszystko rozryte ciężkim sprzętem: kładą jakieś instalacje i grodzą pod osiedle nowych domów :/ Ale za to nad rzeczką (opodal krzaczka) odkryłem świeżo zbudowaną kładkę pieszą. Przeprawiłem się rzecz jasna na drugi brzeg, ale że jest on bardzo podmokły, to póki co nie dało rady sprawdzić co jest dalej. Ale nie omieszkam przy najbliższej suszy ;)A potem jeszcze szybkie sprzątanie chałupy - i w drogę do domu trasą będącą kombinacją klasycznej trasy wte i trasy nazad, czyli m.in. skrótem terenowym wzdłuż S8. Wiało dość silnie z WSW, zatem zazwyczaj z tyło-boku, więc jakoś się dotelepałem do domu bez wielkich męczarni - zwłaszcza, że sakwy już zdecydowanie lżejsze. Po drodze jeszcze chwile emocji: na poboczu przy wjeździe do miasta całkowicie spalony miejski autobus, wokół straż przepuszczająca pojazdy pojedynczo i mnóstwo na jezdni wody z gaszenia, ale nie było za bardzo jak się dopytywać co to się wydarzyło, bo korek-gigant i wąsko, więc tylko sobie zerknąłem i fotek nie robiłem.
- DST 1.38km
- Teren 0.06km
- Czas 00:03
- VAVG 27.60km/h
- VMAX 32.90km/h
- HRmax 105 ( 58%)
- HRavg 87 ( 48%)
- Kalorie 24kcal
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Jamborowa Wielka Grabież
Środa, 13 kwietnia 2022 · dodano: 13.04.2022 | Komentarze 6
Wczoraj zacząłem, dziś skończyłem: wyszło 80 kopców zgrabionych z działki liści i igliwia! Samo wynoszenie na Centralną Styrtę zajęło później blisko 4 godziny. Specjalnie mierzyłem odległość: 6,5 kilometra po działce! :-O A po wszystkim mikromyk do wsiowych dzwonów śmietnikowych z plastikami i szkłem, bo nawet butelkę po piwie znalazłem w działkowych krzakach. Ludzie to mają nasr...Trasa na śmietnik i na abarot z fotką Centralnej Styrty (rower i grabie jako skala porównawcza) - tu:
https://strava.app.link/zlENihEjcpb
- DST 47.18km
- Teren 0.08km
- Czas 01:57
- VAVG 24.19km/h
- VMAX 42.10km/h
- HRmax 176 ( 98%)
- HRavg 145 ( 81%)
- Kalorie 674kcal
- Podjazdy 137m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Jamboru na Wielką Grabież
Wtorek, 12 kwietnia 2022 · dodano: 12.04.2022 | Komentarze 6
Jak co roku w kwietniu nad Grabię na wielkie grabienie działkowych liści.Mery bardzo obładowana na 3 dni; wiało dość słabo, ale ze wszystkich kierunków oraz z góry (jak to przy wyżu), więc jazdy nie można uznać za dziarską. A jutro Wielka Grabież! ;)
- DST 101.96km
- Teren 0.30km
- Czas 04:21
- VAVG 23.44km/h
- VMAX 47.90km/h
- Kalorie 1521kcal
- Podjazdy 325m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Lublinie - nie!
Wtorek, 19 października 2021 · dodano: 20.10.2021 | Komentarze 6
No i trzeba było powiedzieć temu Lublinie - nie!Wystartowałem od chwilami wręcz zbyt gościnnej rodzinki (dodatkowe kilka kilogramów rowerowych ciuchów w prezencie i torba pączków...) po 10.00 w aurze podeszczowo-mgławkowej ("a w tej plucho-mgławce pławią się pratchawce"). Trasę obrałem zgodnie z wujaszkowymi sugestiami (jak to dobrze mieć życzliwego i dobrze zorientowanego rowerowego lokalsa!) - i nie żałowałem, choć finalnie ominąłem planowany wcześniej Nałęczów. Zamiast tego (i wąskiej, ruchliwej drogi na Puławy) miałem bardzo dobrą, lub wręcz rewelacyjną plątaninę wsiowych asfaltów. I jak to bywa z plątanką - zaraz je poplątałem, choć poprawiłem się - o,szibko! ;)
Jechałem więc najpierw zazwyczaj pod górki przez Palikije i Wojciechów (gdzie w pewnym momencie przebiegło mi przed "maską" stadko kilkunastu dzików). Potem, tuż przed Kazimierzem pojawiły się świetne zjazdy, a pogoda się zdecydowanie poprawiła - w Niezabitowie, gdzie mogłem się zabić, a się nie zabiłem o mało widoczną poprzeczną szynę (dzięki wuju za dobrą radę w tym względzie!) wyszło słonko. Byłem już jednak wtedy dość mocno ubłocony i zgrzytający przerobiwszy chwilę wcześniej roboty drogowe (jazda na zmianę po parującym asfalcie wśród walczyków oraz błotem pobocza). Ponadto wraz ze słońcem zjawił się na łysych, długich (choć niezbyt stromych) podjazdach Wyżyny Lubelskiej boczny wiatr z S, który wcale, ale to wcale nie pomagał. W luźnych planach przedkazimierskich miałem jeszcze Męćmierz, ale jak zobaczyłem trylinkę pod górę, to zaraz mi przeszło ;)
A Kazimierz jak to Kazimierz: brukowana perełka ;) W centrum krótki postój celem zakupu kultowych cebularzy u Sarzyńskiego, rynkowanie minut pięć - i już byłem u kolejnych wujków (bardzo tym razem nierowerowych;), którzy tam mieszkają. Ale zaprosili na obiad, gdy się dowiedzieli, że będę przejazdem, więc w rowerowych zabłoconych ciuszkach wparowałem na salony ;) Jednak było tak miło (pewnie głównie mi;), że przesiedzieliśmy, przejedliśmy i przegadaliśmy ze dwie godziny. W końcu czas mnie zaczął gonić, bo bilety na powrót miałem z Dęblina, 4 dychy przed sobą, do zmroku 2 h. A w planach jeszcze pałacowy park Czartoryskich w Puławach. Na szczęście zrobiło się z wiatrem (dolina Wisły robi swoje), więc wkrótce już spacerowałem z Mery (jeździć się po świeżo wyżwirkowanych alejkach nie da) po pięknie pozłoconym jesienią puławskim parku.
Z Puław na Dęblin (czyli de facto na Warszawę) główną trasą - ruch niewielki odkąd jest ekspresówka z Lublina, choć kierowcy mijali mnie zapewne setnie rozpędzeni ;) Po drodze krótki skok w bok (i jednocześnie skrót) do wsi Gołąb - celem było obejrzenie od zewnątrz (na nic innego nie było czasu) Muzeum Dziwnych Rowerów - Mery zapewne poczuła się, jakby spotkała przodków i kuzynów ;) Na muzealnym podwórku-graciarni trwało właśnie oprowadzanie grupy dzieciowej przez pana dziadka-właściciela, a że czytałem w internetach o tym, że trwa to zazwyczaj ze 3 godziny (z czego pierwsze dwie mało dotyczą rowerów, a bardziej są dygresjami o wszystkim i niczym), więc tym chętniej uciekłem do Dęblina.
A w Dęblinie zaczęły się przygody: miałem jeszcze ponad godzinę do pociągu (i jakiś kwadrans do zachodu słońca), więc postanowiłem wyjechać za miasto zaliczyć dziewiątą nową gminę tego dnia. A tu rozkopy i błota takie, że szkoda gadać. W znoju i błocie zaliczyłem nieszczęsną Stężycę - i wio na pociąg. Ledwo wlazłem do poczekalni z rowerem, a automat z kawą zeżarł mi dodatkową złotówkę. Wtedy napatoczył się cieć i mnie wywalił na dwór, bo "z rowerem nie wolno" i to mimo tego, że miałem bilet. Po dziewięciu dychach nie chciało mi się już glińdzić o niczym, więc czas do mego połączenia o wdzięcznym imieniu "Oleńka" spędziłem podmarzając na peronie.
Ledwo wsiadłem, a tu nowy zonk: na moim miejscu i sąsiednim rozsiadła się Rodzina Roma-ntyczna (model 2+5), więc drogę do Wawy (gdzie miałem przesiadkę) spędziłem na byciu czujnym: już raz tacy mnie okradli z pompki rowerowej :/ Skutkowało to taką jeszcze komplikacją, że do WC też nie było jak się udać. Czas umilił ponadto pijany Rosjanin, który najpierw porykiwał, a potem się zerzygał - na szczęście niesłychane w rzeczonym WC, a nie na mój rower tuż obok... Biedna "Oleńka"!
W Wawie kolejne wymarzanie na Zachodniej - wsiadam do pociągu na Uć, a tu kilkoro cudzoziemców rozsiadniętych pod hakami na rowery. Dałem sobie na luz i resztę podróży siedziałem trzymając Mery w garści - skutkowało to oczywiście nadal niemożnością pójścia choćby umyć ręce - a wracałem wszak z Ogólnopolskiego Centrum Dystrybucji i Krzewienia Kowidka im. Siostry Niepokłój, więc generalnie słabo, zwłaszcza, że jeszcze musiałem przedyskutować lokalizację roweru w przestrzeni korytarza z konduktorką. Prawda, że ciekawe, że przyczepiła się mnie, a nie podhakowych cudzoziemców?
Na koniec jazdy pociągiem ambicje wzięły górę nad zwykły zdrowy rozsądek i koszmarne zmęczenie tym wszystkim (oraz intensywnością dni poprzednich) i wysiadłem na Widzewie, by zamiast pięciu zrobić kilometrów jeszcze 10 i w ten sposób wymęczyć setkę. Oczywiście jak zwykle władowałem się w maliny - okazało się, że jest awaria ulicznego oświetlenia i jechałem cokolwiek po omacku. Gdyby nie to, że znam trasę na pamięć (włącznie z zakrętami dederówy pod kątem prostym, gdy na wprost jest nagle drzewo), to chyba bym już wsiadł z rowerem do miejskiego autobusu. A tak... dawno nie byłem taki szczęśliwy, że wreszcie wróciłem do domu ;)
Gminobranie - nowe gminy:
- Konopnica
- Wojciechów
- Poniatowa
- Karczmiska
- Kazimierz Dolny
- Puławy miasto
- Puławy wieś
- Dęblin
- Stężyca.
Przy okazji wpadła piąta setka na 5000 kilometrów w tym roku.
Hm, dobre i to.
Trasa Lublin - Dęblin z fotkami: https://www.strava.com/activities/6136492636
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!, 4. Dzień to za mało!
- DST 38.76km
- Teren 3.10km
- Czas 01:49
- VAVG 21.34km/h
- VMAX 45.70km/h
- Kalorie 643kcal
- Podjazdy 146m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Lub Linienie ;)
Poniedziałek, 18 października 2021 · dodano: 18.10.2021 | Komentarze 4
Wczoraj miało być rowerowanie, ale trafiła się okazja, by pojechać na działkę rodzinki nad Jeziorem Piaseczno na Polesiu Lubelskim - co prawda autem, bo nie było tyle czasu, by zrobić to rowerowo, ale za to z dwoma wujkowymi psami: z 3 h spędzonych w tym zacnym gronie przez dwie pomogłem ogarnąć działkową pergolę z winogronami przed zimą (sekatorowe szaleństwo;), zaś ostatnia godzinka to niespieszny psacer wokół malowniczego jeziora przez jesienny las: normalnie Polesia czar! Tutaj trasa psacerowa z szaroburymi pogodowo fotkami:https://strava.app.link/We8AqOiWskb
W drodze powrotnej w sumie zabawna przygoda: podczas gwałtownego hamowania jeden z piesków siedzących z tyłu wujkowego auta typu kombi wylądował w skrzynce z winogronami: większość zbioru uległa daleko idącej dewastacji, psie łapy zabarwiły się na kolor sugerujący jakąś ciężką jatkę, zaś z owocu wypłynęła chyba szklanka soku... wszystko to się okazało dopiero przy wysiadaniu, więc zaskok był niemały :D Psu oczywiście nic się nie stało, ale czyszczenie auta i zwierzaka trwało dobry kwadrans.
To tyle z wczoraj - na nic więcej już czasu nie było ze względu na popołudniowe spotkanie rodzinne, zatem dziś musiałem zrealizować pierwotnie plany dwudniowe: ogarnąć cmentarz i skoczyć rowerowo nad lubelski Zalew Zemborzycki. Pogoda na szczęście sprzyjała: wiał co prawda dość silny wiatr z W, ale dzięki temu chwilami całkiem ładnie się wypogadzało. Dzień zatem zacząłem od jesiennego cmentarza:
https://strava.app.link/jKBAxKWTskb
A wczesnym popołudniem dałem w długą nad Zalew. Po drodze jeszcze szybka wizyta na dworcu, by kupić bilety na jutrzejszy pociąg (niekoniecznie z Lublina, bo jeszcze są pewne podlubelskie plany rowerowe), a potem już tylko lepszymi (częściej) lub gorszymi dedeerami przez miasto, a dalej całkiem relaksacyjno-krajoznawczym tempem wokół Zalewu - najpierw lasami, potem przeważnie asfaltową drogą rowerową, wreszcie (wzdłuż zachodniego brzegu i dalej obok Bystrzycy) niestety kostkostradą. Jakoś jednak przecierpiałem, bo widoki ładne: las gubi liście (Lub Linieje;) a rzeczka malowniczo wije się wśród łąk i krzaków nim dopłynie do centrum. I tak, klucząc specjalnie lub przypadkiem tam i siam wróciłem na kwaterę. Na trasie spotkała mnie tylko jedna niefajna przygoda - na szczęście bez unhappy endu: gdy zjeżdżałem (na jej końcu) z jednej z doskonałych rowerowych asfaltówek na jezdnię, wpadłem nagle na jej skraju w wyrwę - miejsce po obramowaniu z kostki, którą coś najwyraźniej zeżarło. Takiej dzikości Meridy już od dawna nie przećwiczyłem: zachowała się jak rasowy mustang i w jednej sekundzie byłem na środku jezdni w jej poprzek - na szczęście nic nie jechało, a ja jakimś cudem zapanowałem nad znarowioną rowerzycą pozostając na siodełku. Ale mało brakowało do czegoś znacznie gorszego...
Dzisiejsze rowerowanie z mnóstwem fotek:
https://strava.app.link/DFoR9CqWskb
A jakby było mało wrażeń: tuż po powrocie kolejna wycieczka "z buta" - tym razem do studiów: radiowego i telewizyjnego, gdzie pracuje ciocia - oraz na pizzę! :))
https://strava.app.link/IuMBIaBWskb
Zaś rowerowe kubeczki ze zdjęć - wiadomo, wujkowe ;)
Kategoria 4. Dzień to za mało!