Info

Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)















Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień9 - 18
- 2025, Marzec11 - 28
- 2025, Luty1 - 5
- 2025, Styczeń1 - 4
- 2024, Grudzień5 - 29
- 2024, Listopad4 - 25
- 2024, Październik14 - 86
- 2024, Wrzesień10 - 38
- 2024, Sierpień7 - 19
- 2024, Lipiec17 - 31
- 2024, Czerwiec1 - 4
- 2024, Maj17 - 71
- 2024, Kwiecień13 - 36
- 2024, Marzec13 - 56
- 2024, Luty7 - 30
- 2024, Styczeń2 - 6
- 2023, Grudzień3 - 14
- 2023, Listopad7 - 21
- 2023, Październik10 - 39
- 2023, Wrzesień12 - 72
- 2023, Sierpień14 - 96
- 2023, Lipiec10 - 40
- 2023, Czerwiec7 - 25
- 2023, Maj13 - 54
- 2023, Kwiecień11 - 50
- 2023, Marzec10 - 61
- 2023, Luty5 - 28
- 2023, Styczeń15 - 76
- 2022, Grudzień3 - 21
- 2022, Listopad5 - 27
- 2022, Październik9 - 43
- 2022, Wrzesień4 - 18
- 2022, Sierpień13 - 93
- 2022, Lipiec11 - 48
- 2022, Czerwiec5 - 24
- 2022, Maj15 - 70
- 2022, Kwiecień11 - 54
- 2022, Marzec12 - 77
- 2022, Luty8 - 40
- 2022, Styczeń8 - 39
- 2021, Grudzień9 - 54
- 2021, Listopad12 - 68
- 2021, Październik11 - 41
- 2021, Wrzesień10 - 47
- 2021, Sierpień13 - 53
- 2021, Lipiec13 - 60
- 2021, Czerwiec19 - 74
- 2021, Maj16 - 73
- 2021, Kwiecień15 - 90
- 2021, Marzec14 - 60
- 2021, Luty6 - 35
- 2021, Styczeń7 - 52
- 2020, Grudzień12 - 44
- 2020, Listopad13 - 76
- 2020, Październik16 - 86
- 2020, Wrzesień10 - 48
- 2020, Sierpień18 - 102
- 2020, Lipiec12 - 78
- 2020, Czerwiec13 - 85
- 2020, Maj12 - 74
- 2020, Kwiecień15 - 151
- 2020, Marzec15 - 125
- 2020, Luty11 - 69
- 2020, Styczeń17 - 122
- 2019, Grudzień12 - 94
- 2019, Listopad25 - 119
- 2019, Październik24 - 135
- 2019, Wrzesień25 - 150
- 2019, Sierpień28 - 113
- 2019, Lipiec30 - 148
- 2019, Czerwiec28 - 129
- 2019, Maj21 - 143
- 2019, Kwiecień20 - 168
- 2019, Marzec22 - 117
- 2019, Luty15 - 143
- 2019, Styczeń10 - 79
- 2018, Grudzień13 - 116
- 2018, Listopad21 - 130
- 2018, Październik25 - 140
- 2018, Wrzesień23 - 215
- 2018, Sierpień26 - 164
- 2018, Lipiec25 - 136
- 2018, Czerwiec24 - 137
- 2018, Maj24 - 169
- 2018, Kwiecień27 - 222
- 2018, Marzec17 - 92
- 2018, Luty15 - 135
- 2018, Styczeń18 - 119
- 2017, Grudzień14 - 117
- 2017, Listopad21 - 156
- 2017, Październik14 - 91
- 2017, Wrzesień15 - 100
- 2017, Sierpień29 - 133
- 2017, Lipiec26 - 138
- 2017, Czerwiec16 - 42
- 2017, Maj25 - 60
- 2017, Kwiecień20 - 86
- 2017, Marzec18 - 44
- 2017, Luty17 - 33
- 2017, Styczeń15 - 52
- 2016, Grudzień14 - 42
- 2016, Listopad18 - 74
- 2016, Październik17 - 81
- 2016, Wrzesień26 - 110
- 2016, Sierpień27 - 197
- 2016, Lipiec28 - 129
- 2016, Czerwiec25 - 79
- 2016, Maj29 - 82
- 2016, Kwiecień25 - 40
- 2016, Marzec20 - 50
- 2016, Luty20 - 66
- 2016, Styczeń16 - 52
- 2015, Grudzień22 - 189
- 2015, Listopad18 - 60
- 2015, Październik21 - 52
- 2015, Wrzesień27 - 38
- 2015, Sierpień26 - 37
- 2015, Lipiec29 - 42
- 2015, Czerwiec27 - 77
- 2015, Maj27 - 78
- 2015, Kwiecień25 - 74
- 2015, Marzec21 - 80
- 2015, Luty20 - 81
- 2015, Styczeń5 - 28
- 2014, Grudzień16 - 60
- 2014, Listopad27 - 37
- 2014, Październik28 - 113
- 2014, Wrzesień28 - 84
- 2014, Sierpień28 - 58
- 2014, Lipiec28 - 83
- 2014, Czerwiec26 - 106
- 2014, Maj25 - 88
- 2014, Kwiecień24 - 75
- 2014, Marzec18 - 133
- 2014, Luty17 - 142
- 2014, Styczeń13 - 68
- 2013, Grudzień21 - 115
- 2013, Listopad23 - 102
- 2013, Październik22 - 64
- 2013, Wrzesień28 - 108
- 2013, Sierpień18 - 66
- 2013, Lipiec30 - 95
- 2013, Czerwiec30 - 79
- 2013, Maj30 - 55
- 2013, Kwiecień29 - 81
- 2013, Marzec16 - 39
- 2013, Luty19 - 62
- 2013, Styczeń9 - 18
- 2012, Grudzień22 - 62
- 2012, Listopad22 - 19
- 2012, Październik20 - 8
- 2012, Wrzesień25 - 6
- 2012, Sierpień2 - 3
- 2012, Lipiec14 - 4
- 2012, Czerwiec26 - 14
- 2012, Maj23 - 24
- 2012, Kwiecień26 - 23
- 2012, Marzec27 - 20
- 2012, Luty21 - 35
- 2012, Styczeń23 - 59
Wpisy archiwalne w kategorii
5. Nieśpiesznie z M.:)
Dystans całkowity: | 13551.27 km (w terenie 1184.91 km; 8.74%) |
Czas w ruchu: | 662:45 |
Średnia prędkość: | 20.45 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.62 km/h |
Suma podjazdów: | 23290 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 125 (69 %) |
Suma kalorii: | 141356 kcal |
Liczba aktywności: | 263 |
Średnio na aktywność: | 51.53 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 40.90km
- Teren 0.60km
- Czas 02:32
- VAVG 16.14km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Uć mieszczuchowska świętująca cyklicznie z pucharkiem
Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 3
Od rana bezrowerowo marsz ku źródłom Olechowianeczki, a już w samo południe (i trochę), po odebraniu należnego pucharka wręczanego przez Panią Posełkę i Pana Przewodnika Rajców Mieszczuchowskich - rowerem z M. na coroczne święto cykliczne - od M. tym razem ulicami, a nie jakimiś roweromalowanymi wynalazkami ;)Po dotarciu do święta (w ex Lesie Złote Wesele) w grupie kilkudziesięciu innych rowerzystów udaliśmy się na rowerową przejażdżkę po centrum miasta Uć z przewodnikiem. Było sympatycznie, a jeśli chodzi o tempo - masakry(ty)cznie. Stąd średnia dzisiejsza. Ponadto upał niemożebny.
Po powrocie do ex Lasu, M. ustawiła się w dwugodzinnym ogonku oznakować swą Trinity przez Straż Mieszczuchowską, a ja się szwendałem w pobliżu, biorąc udział m.in. w pokazie cięcia rowerowego zapięcia oraz obserwując z niebyt wielkim zainteresowanie zaciekłe rozgrywki w bajko-polo.
Po wreszcie-oznakowaniu pojechaliśmy jeszcze (oczywiście ulicami) do Manu na zakupy i dalej z niemożebnie wypchanymi sakwami ja - a M. bez w chwilowym deszczu do d.
A z d. na wietnamską chińszczyznę (kuciak w ciecie; kaćka po pehińciu) i do M.
Kategoria 1. Only Uć, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 32.00km
- Teren 0.90km
- Czas 01:37
- VAVG 19.79km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Uć szarmancko-roślinna
Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 2
Od M. do p. na P. klasycznie, potem już z M. do Sfinksa na Szarmę z Wieprzu, a stąd najpierw ulicami, a potem straszną kostkową dedeerówą (jeszcze z poprzedniej epoki) oglądać rośliny (niejadalne niestety!) i rozlewiska z komarami w Ogrodzie Błotanicznym. Ponadto wstęp wolny, bo odbywała się impreza na 20 lat Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środ., na której były m.in. pokazy bicykli i drewnianych rowerów niczym sprzed dwóch wieków oraz kawodajnej rikszy Pana Rowerskiego. Na pokaz oczywiście zakaz wstępu z rowerami. Polactwo jak stąd do Nysy i Bugu. Za bardzo byłem jednak zmordowany po p. (na P.), by się jeszcze użerać z cieciówą, chociażby tego, że na bramie ogrodu wisi znak "zakaz jazdy rowerem", a myśmy je tylko chcieli wprowadzić 200 m wgłąb na pokaz.Z Antyrowerowej Imprezy Proekologicznej zaś nazad do M. przeważnie (na życzenie M.) dedeerówą W-Z.
Reszta jest telepaniem.
Acha - sakwy wypchane żarciem i ciuchem, a wiatr słabowity z jakiegoś NE(?). W okolicach Szaremki symboliczny opad dużych kropel z góry, ale to nie gołąb.
Kategoria 1. Only Uć, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 60.20km
- Teren 1.70km
- Czas 03:07
- VAVG 19.32km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zawody Kijowe i Ruda Gra
Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 1
Od M. wraz z M. od rana na Kijowe Zawody w Uagiewnikach. Po zajęciu miejsca na 5 km i wypiciu przydziałowego izotonika następnie nieco lasem do d., stąd do R., a od R. w Rude Opłotki towarzysko na Grę pt. "Ludzie - zabawa w Rudzie". Zabawa była przednia, zwłaszcza, że siedzieliśmy w altanie u Józka popijając i sącząc oraz frytki.A następnie zmyliśmy się do M. trasą stałą.
Wiatry z E, niebyt silne.
Sakwy na koniec wypchane żarciem ze Sklepu Pod Psem.
Pogoda natomiast roz pies ci ła, bo nie pada, ła!
- DST 76.20km
- Teren 3.40km
- Czas 03:51
- VAVG 19.79km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
W Rogów. I z. Plus oberwanie chmury.
Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 01.06.2013 | Komentarze 6
Z serii "jeśli z M. dokądś i z, to oberwanie chmury":Od M. pojechaliśmy do Rogowa celem obejrzenia Arboretum w rozkwicie. Ponieważ, nauczeni bożocielistym przykładem, że kto późno wyjeżdża, obrywa mu się chmura - wyjechaliśmy tym razem równie późno. Na początku nic nie wskazywało - aż po Wągry prażyło i przygrzewało, aż niemiło to żółte z nieba coś. Ale nim osiągnęliśmy Muzeum Kolejki Wąskotorowej czarne auto wyprzedzając na trzeciego zrzuciło mnie na pobocze oraz przyszła czarna chmura i zaczęło (już przy ciuchcianiu) pokropywać. Władowaliśmy więc rowery na zadaszoną platformę wagonową i dalejże przeczekiwać! Ponieważ nadal tylko kropiło, więc ruszyliśmy do Arboretum (i Alpinarium) w kroplach. Po zakupieniu biletów, przykuciu rowerów do granicy z siatki i przejściu paru alejek - jak nie lujnęło! Krzak drzewiastego cisu, czy co to tam było, początkowo nie przemiękał, ale wyporność słupa wody wkrótce (i w kurtce!) okazała się na tą luję zbyt mała - i przemoczeni całkiem pobiegliśmy nazad w okolice kasy, gdzie schroniliśmy się z resztką zwiedzających pod jakąś drewnianą werandą biuro.
Po pół godzinie skończyło się lanie i ruszyliśmy na ponowne zwiedzanie. Nawet przez chwilę świeciło słońce, ale potem znów nadciągnęły chmurzyska. Ruszyliśmy tedy z powrotem na Uć. W Wągrach znów wszystko zaczęło promienieć, więc postanowiliśmy nie wracać poranną, w sumie najkrótszą, tylko wbić się w mokre Koluszki, a nawet ich dalekie przeddworcza. Postanowienia wystarczyło do Katarzynowa (tam: cmentarz ewangelicki na pagórku, do którego idzie się przez mokre trawska) - znów się pochmurzyło, więc zawrociliśmy prosto na Koluszki, potem wzdłuż torów jak się dało nieco polnymi, w Borowej na SW, w Zielonej na NW, potem jeszcze telepanie się jakimiś kostkowymi ścieżkami w Kraszewie i Andrespolu, wreszcie Feliksin już o zmierzchu i ulicą Polskich Kolei Państwowych (braki w nawierzchni niczym dziury w połączeniach) do M.
Sakwy nieco chlupiące.
- DST 56.60km
- Teren 2.70km
- Czas 02:48
- VAVG 20.21km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Sanatorium. I z. Plus oberwanie chmury.
Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 30.05.2013 | Komentarze 5
Od rana planowaliśmy z M. pojechać wybadać sprawę jednego z najstarszych budynków sanatoryjnych w Tuszynie - ostatnio w oczki wpadły mi jego bieżące fotki, na których obiekt (styl modernistyczny z drewnianymi werandami po bokach) prezentował się nieco opuszczenie.Od rana też padało, a nim przestało i się wygrzebaliśmy - było już popołudnie. Pojechaliśmy stałą trasą na Tuszyn - po deszczu zrobiło się parno i gorąco, a tu wszystkie sklepy z okazji święta kościelnego pozamykane na głucho! Jak było państwowe, konstytucyjne, to wszystko było pootwierane. I od razu wiadomo, jakiej władzy społeczeństwo naszościowe obawia się, a jakiej nie ;) O suchym pysku dotarliśmy nad tuszyński zalew (przeważnie z dość silnym wiatrem z NEN), a tu też nawet budki z lodami.
W Tuszynie dosłownie ani jednego czynnego sklepu spożywczego - miasteczko jak wymarłe. Pokręciwszy się tam i siam, w końcu przy trasie znaleźliśmy otwarty zajazd "Złoty Młyn" - ale ceny dość zbójnickie. Mimo to zakupiliśmy za 10 zł po pół litra: coli i wody niemoralnej - pić - i w drogę! A tu nagle w Tuszynku Major. sklep otwarty, z alkoholami i wszystkim! Jakbyśmy tylko 2 km wcześniej wiedzieli... Po zakupieniu kolejnej coli (z napisem "Słoneczko" - wróżba na dziś?) i Tymbarka Miętolonego - ruszyliśmy na szpital i sanatorium drogą od pewnego momentu przeraźliwie dziurdziołowatą. Od miłej pani w budce szlabanowej dowiedzieliśmy się, jak dojechać do interesującego nas obiektu. Dziwaczną drogą (jakieś płyty chodnikowe zrobione ze sklejonego cementem bruku) bez problemu dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy - obiekt ma nowe drzwi, stare okna, jest zarośnięty krzorami i prezentuje się nieruiniasto, ale też i nie wygląda na ostatnio używany. Ponieważ zaczęło się mocno chmurzyć, nie zabawiliśmy długo - trochę fotek na pamiątkę i na Zofiówkę dalej wewnętrzną brukocementówkochodnikowką. A tu nagle ruina chyba zakladu balneologicznego i opuszczona willa (z biblioteką) i mnóstwo innych tego typu atrakcji! A chmura czarna Tusz! Postanowiliśmy przeczekać - a chmura jakaś taka niezdecydowana... No to w długą! Jakoś wydostaliśmy sie przez krzory nad stawkiem na główną szosę, potem odbiliśmy w gruntówę w Rydzynkach i za trochę byliśmy już w Prawdzie. Tu obskoczyła mnie jakaś sobaka, a dwóch wesołych panów na to: "proszę sie nie bać - on szczepiony!". Od razu panom wyjaśniłem, że ja też szczepiony i czy w związku z tym życzą sobie, żebym ich pogryzł? Nie życzyli sobie, więc pojechaliśmy dalej.
Tymczasem chmura spotężniała i była ogromną - szła na kierunku Uć-Tuszyn, więc objechaliśmy ją zachodnim skrajem via Guzew, Babichy, Rzgów. W Guzewie jeden rowerzysta na mych oczach oraz krzyżówce zaliczył guza, ale nic takiego, zaś we Rzgowie odnalazłem wspaniały asfaltowy skrót do centrum - ani główną trasą, ani cholerną kostkową "drogą" rowerową. Ze Rzgowa znów bocznymi asfaltami do Starowej Góry skrajem czarnej chmury - i jak tylko skręciliśmy w stronę Konstantyny, już wiedziałem, że jedziemy prosto w paszczę mokrego i błyskającego potwora. Bowiem potwór miał ogon i postanowił zamachnąć się na nas. Ledwo udało się w pierwszych wielkich kroplach dotrzeć do Kurzego Przystanku - i się zaczęło! Huki, błyski, grad, potem chwila przerwy... i ściana wody! I wicher! I znów błyski, huki etc. W pewnym momencie nawet wiata z pleksi zaczęła przemiękać! W końcu, niemal po godzinie, nieco odpuściło - więc w zwykłym już deszczu do M. przez miejscami ogromne kałuże i rwące potoki szós.
I znów wszystko, mniej lub bardziej mokre, choć tym razem ostatnie 10 km w deszczu to było za mało, by sakwy przemoczyć.
- DST 55.60km
- Teren 3.10km
- Czas 02:41
- VAVG 20.72km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Topienie Trinity
Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 0
Tytuł wycieczki miał być całkiem inny - np. "Do Żeglarzy i po Szczypiorek", ale wyniknęła pewna sytuacja, która sprawiła, że tytuł jest jaki jest. Ale po kole - i:Po porannych wahaniach, czy jechać w świat zaliczać nowe gminy, czy z M. wybrać się na Piknik Żeglarski na Rudych Stawach Stefanusa - wygrała, trochę ze względów towarzyskich, a trochę z lenistwa po Nocy Muzeów opcja druga. Co prawda M. pojechała na piknik empekami, ale z rowerem - a ja śmignąłem od M. na szybką quasiczasówkę (quasi - bo prawie cały czas pod znów dość silny wiatr) do Rzgowa - najkrótszą. A potem niekoniecznie najkrótszą nad Stawy. 29 km w 1 h 13 minut - nie tak źle, choć bez strasznego żyłowania (lenistwo!).
Nad Stawy dotarła M. z rowerem swym - czyli W Trójcy Jedynym Trinity - i poszliśmy na koniec pomostu oglądać regaty. Gdy trwała pełna emocji oraz jednej wywrotki rywalizacja - Trinity oparta (obok Meridy) o poręcz pomostu pozazdrościła, a może poczuła w sobie kroplę smaru roweru wodnego? - jak było, tak było, zapewne dopomógł nagły podmuch wiatru - i - fik! Rower w głębinach znikł!... Nastąpiła ogromna konsternacja - doskoczyłem w miejsce, gdzie rower był, a go nie było - a publika odwróciła się całkiem z nagła od regat, by obserwować z zapartymi piersiami i dechami akcję ratunkową! Najpierw próbowałem dosięgnąć ręką w wodzie - nic. Zanurzyłem więc dolniejszą kończynę - jest! Wymacałem stopą rower w toni. Znaczy - nie tak głęboko! Publika zgodnie twierdziła, że tu może być od metra do trzech - hmm, zgodność duża, ale rozbieżność sądu jeszcze większa. A woda mętna - na palec widoczność. Cóż było robić - zdjąłem koszulkę, założyłem (ze względu na nieznane dno) sandałki - i chlup po rower! Woda na początku tak zimna, że aż mnie zatkało, a prąd zaczął znosić pod deski pomostu. Ekwilibrystycznie zaczepiłem nogą po omacku o ramę, poderwałem do góry - i z kipieli wzburzonej wyłoniła się kierownica :D Mam cię - zjem cię! - pomyślałem, jakoś jeszcze uniosłem całość, M. wyciągnęła rower na pomost, a ja oddaliłem się stateczną żabką na brzeg.
Tu suszenie i gorąca kawa :)
Po przygodzie titanicznej (rower szedł rufą do góry na dno, orkiestra - na brzegu - a właściwie szanty - leciały jak najbardziej;) pojechaliśmy na Wyścigi po szczypiorek, który zarósł połowę jednego z tarasów. Oprócz narwania, dzięki niedużej łopatce wykopałem 3 wiąchy do domu do doniczki - i dalej w drogę - do Pałacu Grohmana w Gospodarzu. Tu razem z M. "odnaleźliśmy;)" geoskrzynkę w archiwum - i po oglądnięciu wszystkiego - wróciliśmy do M. via Gadki i Starową, robiąc po drodze tamże zakupy. Tamże tamże jeszcze pobieżnie oglądnęliśmy kolizję autobusu miejskiego z osobówką. Więcej służb (straż, policja etc.) niż zderzenia w tym wszystkim było.
Sakwy przeważnie lekkie, od Wyścigów jedna pełna szczypiorku, a od zakupów - zakupów.
Wiatr dość silny z SES. Nadal gorąco!
- DST 49.70km
- Teren 0.20km
- Czas 02:27
- VAVG 20.29km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Opłotki Wiączyńskie i Rude też
Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 3
I znów cały rowerowy dzień z M.:Od rana na Sportowy Piknik w Wiączyńskim Lesie celem wzięcia udziału w kijowych Mistrzostwach Ziemi Łódzkiej. Po wzięciu udziału okazało się, że zdobyłem złoty puchar za I miejsce w swojej kategorii - a kijkowało chyba ze sto osób!
Po wręczeniach (także dwóch pamiątkowych medali - za dziś i za zimę) oraz drugiego pucharu (a właściwie pół-charu) za III miejsce zimą, a wcześniej pożarciu z grilla (jak piknik to piknik!) kiełbaski, szaszłyka i karkówki powróciliśmy do M., ale za niedługo znów ruszyliśmy rowerami - tym razem pod Rudą Górę, celem dopracowania ostatnich szczegółów terenowej gry rowerowej, która już za tydzień!
A powrót wyścigowy, bo by nam sklep pod psem zamknęli i nie byłoby kolacji!
Sakwy różne, wiatr z NW, niebyt silny. Słonecznie i gorąco, czyli bez mżawki ;)
- DST 44.00km
- Teren 0.20km
- Czas 02:10
- VAVG 20.31km/h
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Od Czarownic - dz. 4: Na Pekapy
Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 3
Od rana... mżyło. Z Bodzentyna już "na ciężko" ze wszystkimi gratami świetnie nam znaną trasą na Katarzynę. Po drodze (jeszcze w Bodzentynie) zwiedzanie "na szybko" zabytkowej zagrody muzealnej Czernikiewiczów i cmentarza żydowskiego. Za Katarzyną tradycyjnie się rozchmurzyło - i do końca trasy już nie padało. Na początek znów stromy zjazd - tym razem do Górna - cały czas rowerowymi pasami. Szkoda tylko, że jak nie zasypane piachem, to zaparkowane autami :/W Górnie zygzakiem przecięliśmy główną trasę do Kielc i dalej bocznymi asfaltami na Niestachów oraz trasą na Suków. Ponieważ była ruchliwa, w Sukowie (gdzie na głównym skrzyżowaniu kot bił się z psem - a może to była suka?) na Mójczę, gdzieśmy obejrzeli drewniany kościółek. Kolejny był już na wjeździe do Kielc - gminy nr 400 w historii ich rowerowego zdobywania (gminą nr 399 były Daleszyce)!
Przez Kielce niemal najkrótszą (bo przez rynek i bulwary nad rzeczką) na stację PKP. A stąd Pekapami z przesiadkami w Częstochowie i Koluszkach na Uć, gdzieśmy wysiedli w Jędrusiowie, bo stąd bliżej.
A wiatr był cały dzień z W, ale szczęście niebyt silny.
I to by było tyle, jeśli chodzi o Tegoroczne Czarownice.
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 57.00km
- Teren 0.50km
- Czas 03:01
- VAVG 18.90km/h
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Czarownic - dz. 3: Pod (Łysą) Górę
Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0
Po "użyciu" poprzedniego dnia - dzień niby restowy, choć nie końca: na półlekko (ja z sakwami, a M. bez) pojechaliśmy objechać Łysogóry dookoła. Rano oczywiście mżyło, ale szybko przestało i za Świętą Katarzyną zaczęło się pięknie przejaśniać. Po pokonaniu stromego podjazdu superświetny zjazd przez Krajno, dalej via Porąbki do Bielin. Stąd elegancko wymalowanym pasem rowerowym kawałek i skręt na Hutę-Podłysicę. Od razu 13% pod górkę! :D Po odpoczynku w słoneczku znów mozolnie - raz w górę, raz w dół, ale przeważnie w górę - i słusznie, bo na Święty Krzyż! Czyli Łysą Górę :) Z kilkoma przystankami udało się całość pokonać, a na koniec nawet wyprzedziłem wlokący się z turystami koniowóz tuż pod wieżą TV. Po obejrzeniu gołoborza i klasztoru - zjazd. Najpierw (do parkingów pod lasem) slalom między watahami trzeciomajowiczów i koniowozów, potem już szosą kolejny tego dnia wspaniały zjazd aż do trasy na Nową Słupię - tu znów piękne pasy po bokach dla rowerów - cóż z tego, skoro wciąż po zimie zasypane zwałami piachu i śmiecia? :/ W Nowej Słupi postój - kebab, a jakże! :) A z Nowej Słupi powrót do Bodzentyna już najkrótszą drogą z widokami na całe pasmo Łysogór.Wiatr przez cały dzień niezbyt silny, z NE - w sumie przeszkadzał tylko na samym podjeździe pod Święty Krzyż (między Bielinami, a Hutą Szklaną) oraz nieco na koniec.
Wpadły kolejne nowe gminy: Górno, Bieliny, Łagów (sam skraj, czyli przydrożna wiata w lesie po "właściwiej" stronie drogi;), Nowa Słupia i Pawłów (jedna wioska, ale też się liczy!)
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 76.40km
- Teren 11.70km
- Czas 04:42
- VAVG 16.26km/h
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Czarownic - dz. 2: Pod Deszcz
Czwartek, 2 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 2
Rano w Sielpi nie padało, choć się zanosiło. Niezrażeni tym faktem wystartowaliśmy w kierunku +/- Kielc, jednak bocznymi drogami. Najpierw przez Miedzierzę, następnie (powtórka z łaciatej drogi z wczoraj) na Przyłogi, Komorów - co chwila podjazdy i zjazdy - bardzo fajne te Wzgórza Koneckie :) Za Krasną, w Gustawowie zaczęło padać i (z przerwami) padało przez resztę dnia. Kompletnie bocznymi szosami, a momentami leśnymi drogami dotarliśmy w strugach dżdżu do Szałasu, gdzie znajduje się m.in. OSP Szałas. Tu wskoczyliśmy na nieco główniejszą trasę na Zagnańsk - najpierw bardzo długi i stromy podjazd przez las, potem fajny lot z górki na pazurki do ruin Wielkiego Pieca. Po zwiedzeniu skierowaliśmy się na Zagnańsk (po drodze postój pod Bartkiem). Za Zagnańskiem w stronę głównej trasy Kielce-Radom - wg mapy boczna, ale utwardzana droga miała przecinać trasę i doprowadzić nas do wsi Barcza. Tyle w teorii. Najpierw "utwardzana" okazała się polna i piaszczysta, potem łąkowa nie bardzo widoczna, potem leśna grząska. Do trasy dało jakoś radę się doczłapać - a tu bardzo skomplikowane skrzyżowanie rondowo-wiaduktowo-kolejowo-cholerawiejakie. Pokonaliśmy je jednak z sukcesem i - widząc ciąg dalszy naszej "utwardzanej" za leśnym szlabanem nawet ucieszyliśmy się w tym deszczu, że będzie mniej rozjeżdżone... Owszem, pierwsze 2 km było. Za to kolejne 2 to same koleiny po ciężkim sprzęcie leśnym zalane na pół metra wodą z czystą żywą gliną jako pasem rozdzielającym i totalnym chaszczorem jako poboczami... Oj, użyliśmy! ;) Miejscami nawet ledwo dawało radę prowadzić po grząskim błocku rumaki, które do połowy sakw zaczęły wyglądać jak nieboskie stworzenia. Wszystko w glinie i błocku! :/ W końcu jakoś przedarliśmy się, raz jadąc, a raz prowadząc rowery do Barczy. Na końcu wsi był na szczęście potok - tu postój dobry kwadrans na mycie - zwłaszcza obręczy, hamulców i przerzutek. Z Barczy znów trochę asfaltami, a trochę gruntówkami (na szczęście o niebo lepszymi) do Ciekotów, gdzie jest Szklany Dom Żeromskiego i Wariacja na temat dworu - a wszystko Żeromskiego, tośmy nie omieszkali pozwiedzać. W międzyczasie rozpadało się nie na żarty i w strugach ulewnych doczłapalim do Świętej Katarzyny. Po solidnym posileniu się "Pod Jodełką" ("Przysmak Czarownicy" i "Czarci Frykas" czy jakoś takoś) rozpoczęliśmy, z każdym momentem coraz bardziej rozpaczliwe poszukiwania noclegu. Otóż okazało się, że dosłownie nigdzie nie ma nawet kawałka podłogi! Co tu robić? Ano - jechać w deszczu dalej. W następnej wiosce, Podgórzu też nic nie mieli i dopiero w Bodzentynie, po dłuższych poszukiwaniach, dobrzy ludzie zlitowali się i przyjęli na nocleg w swej agroturystyce - a ponieważ także nie mieli już miejc - więc w jadalni :) Czyli: ciepło i sucho oraz cała sala do naszego użytku! :) Czas był najwyższy - wszystko ociekało i zaczęło się właśnie ściemniać.Z pożytków niewątpliwych dnia: kolejne nowe gminy zaliczone na rowerze - czyli Smyków, Stąporków, Bliżyn, Zagnańsk, Masłów, Łączna i Bodzentyn.
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)