Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87018.80 kilometrów - w tym 3397.63 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2019

Dystans całkowity:786.34 km (w terenie 43.66 km; 5.55%)
Czas w ruchu:32:58
Średnia prędkość:23.85 km/h
Maksymalna prędkość:52.78 km/h
Suma podjazdów:4279 m
Suma kalorii:33564 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:39.32 km i 1h 38m
Więcej statystyk
  • DST 114.40km
  • Teren 2.97km
  • Czas 04:07
  • VAVG 27.79km/h
  • VMAX 46.33km/h
  • Kalorie 5003kcal
  • Podjazdy 406m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stówka do Opatówka, a potem (wy)kolejne, tym razem niekoniecznie miłe przygody

Niedziela, 14 kwietnia 2019 · dodano: 14.04.2019 | Komentarze 19

Z okazji bardzo silnego wiatru z E (z małą inklinacją N) przejażdżka tak daleko na zachód jak się czasowo dało (ze względu na powrót pekapem;p) z Kol.aardem (od Gorzewa). Jechało się mniej (rzadziej) lub baardziej (częściej) wyśmienicie, choć nie zawsze idealnymi asfaltami (a czasem wręcz ich brakiem) ze względu na wybór raczej bocznych dróg. Średnia z tej części wycieczki - 28,6 km/h na 104 km-ach, trasa - TU. Ciężko napisać coś więcej poza tym, że nie było czasu na robienie zdjęć ;)

Po dotarciu do Opatówka (czyli właściwie przedmieścia Kalisza) chwila oczekiwania na pociąg powrotny - była więc okazja, by wypić drugie z pamiątkowych, bezalkoholowych, cytrynowych  piw otrzymanych w Gdańsku od Rafała Gręźlikowskiego, o czym parę dni temu pisałem. Mniam :)

Gdy już dojeżdżaliśmy do Kaliskiej, by wysiadać, nagle uprzytomniłem sobie, że przypiąłem w pociągu Mery do spodu składanego krzesełka, a kluczyki od zapięcia posiałem wraz z domowymi całkiem niedawno... co tu robić? Próby szybkiego piłowania scyzorykiem i inne patenty nie zadziałały - ostatecznie, za zgodą miłego pana maszynisty dojechaliśmy pustym już składem na górkę rozrządową, gdzie zjawił się inny pan - z nożycami do cięcia drutu. Na szczęście okazały się niepotrzebne, bo w międzyczasie odkręciliśmy dwie śrubki przy krzesełku i w ten sposób uwolniliśmy Meridę z okowów składu osobowego relacji Poznań-Uć, choć zapięcie nadal pozostawało przypięte do jej ramy w okolicy przedniego koła. Jechać jednak dało aardę, więc ruszyliśmy - po chwili każdy już w swoją stronę - Kol.aard do domu, a ja na abarot na Kaliski kupić bilety na planowany za dwa tygodnie wyjazd z M. na długi majowy weekend. I tu zonk: na planowane połączenia brak miejsc na rowery! Na wszystkie pozostałe tego dnia - też! Przynajmniej tak twierdziła z każdą chwilą mniej miła pani z okienka... w końcu doszło do regularnej pyskówy z prostej przyczyny: kazałem jej szukać pierwszego połączenia, na które są miejsca, wszystko jedno o której i którędy, może być przez Pekin. To już wykroczyło (wg niej) poza jej kompetencje, więc też już jej nie oszczędzałem słownie (bo do tej pory taktyka była następująca: pani dobra, tylko pekap zły, bo jak zwykle nie myśli o rowerzystach). W końcu przyszła druga już całkiem paskudna miągwa i w taki deseń do mnie, żebym sobie pojechał na Fabryczny, to może tam kupię, bo one nie mają w swoim systemie, a tam może mają. To jak to - nie ma wspólnego systemu rezerwacji biletów?! Ano nie ma, bo one są z kasy takiej, a pociąg jest spółki srakiej. Nie ma - i co nam pan zrobisz? Uparł się, jakby Misia się naoglądał. Na moją sugestię, że może łaskawie zadzwonią na Fabryczny i się spytają, a nie mam jeszcze dymać po stówie przez pół miasta - odpowiedź była, że... nie mają numeru telefonu. Ani gdzie sprawdzić. Nie byłem na tyle miły i nie sprawdziłem za nie w telefonie (telefonu też zapewne nie miały...), tylko jeszcze raz dla fasonu skląłem ten ich cały ordung (jedna nawet płaczliwie zaczęła odgrywać scenkę rodzajową, że "ona już tu pracuje 38 lat i ma dość!" - jaj jej na to oczywiście, że jakbym miał taki burdel w pracy jak one, to miałbym dość po 38 minutach - bo też i tyle mniej więcej już sterczałem przy ich okienku) i jak niepyszny pod wiatr i przedzierając się przez niedzielnych rowerzystów na dedeerówach powlokłem psując sobie średnią na Fabryczny.

Na Fabrycznym nic nie powiedziałem, co system na Kaliskiej wykazał - i oto - tadam - cud! Są miejsca! Co prawda nie na te połączenia, co były planowane jako najbardziej optymalne, ale jakoś dojedziemy! W dodatku - nawet jakoś (dzień wcześniej, bo innej możliwości oczywiście już brak) wrócimy! Alleluja, Eureka i jakaż to do Kury Nędzy Kasowo-Kolejowej radość wynikająca z faktu, że przez chwilę jest PRAWIE normalnie. Nie ma to jak żyć w Dzikim Hindustanie, wtedy wszystko, co chwilowo nie jest oczywistym na pierwszy rzut oka gównem jawi się w kolorach tęczy, puchu i cekinu o zapachu róży, fiołka i rumianka.

Kupiłem co mogłem (wyboru nie miałem) - i już bez KOLEJNYCH przygód wróciłem do domu.

Morał:
W sumie korzystanie z pekapu to uniwersalny przepis na szczęście w TYM kraju (ja się do niego w zaistniałych okolicznościach przyrody przyznawać nie zamierzam) - dać się wytaplać w gnojowicy mentalnej, a potem siup pod przerdzewiały kran z ledwo letnią wodą - wtedy usługa kąpielowa jawi nam się jacuzzi w spa! Ale i tak - nie polecam ;)



  • DST 51.42km
  • Teren 2.89km
  • Czas 02:16
  • VAVG 22.69km/h
  • VMAX 35.46km/h
  • Kalorie 2143kcal
  • Podjazdy 259m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z grabienia

Piątek, 12 kwietnia 2019 · dodano: 12.04.2019 | Komentarze 10

Zgodnie z przewidywaniami - po dwóch dniach tyrania, z obolałymi gnatami, wymarznięty (rano w domku plus sześć) - rzeźnicki powrót pod zimny, silny wiatr z NE. Próbowałem lasem, a więc terenowo, chowałem się po wioskach, gdzie się dało - wśród zabudowań - wszystko na nic: efekt to dzisiejsza średnia, a i Vmax. Ciężko coś więcej napisać poza tym, że po czterdziestym trzecim kilometrze tak mnie odcięło, że dostałem dreszczy, w głowie mi się zakołowało, obojętnie zaliczyłem parę dziur w asfalcie, bo mi już było wszystko jedno - i gdyby akurat nie Dworzec Kaliski, gdzie można coś zjeść i napić się ciepłego, pewnie bym usiadł w przydrożnym rowie i zapadł w hipotermiczny letarg czekając, aż mnie coś dobije.

A tak ostatnie osiem kilometrów zjadłwszy dużego kebaba i wypiwszy dużą gorącą kawę... ledwo dojechałem czując się na mecie dokładnie tak samo, jak przed postojem.

Tak zmęczony fizycznie nie byłem od lat, a rowerowo - chyba jeszcze nigdy, nawet robiąc kiedyś z Kol.aardem dwusetkę, też zresztą pod wiatr.
Jutro dzień bez żadnych aktywności, może co najwyżej jakiś spacer.



  • DST 10.05km
  • Teren 0.10km
  • Czas 00:23
  • VAVG 26.22km/h
  • VMAX 29.56km/h
  • Kalorie 436kcal
  • Podjazdy 60m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po chlebek i z chlebkiem

Czwartek, 11 kwietnia 2019 · dodano: 11.04.2019 | Komentarze 5

Do Gucincinatti i na abarot po najbliższy chlebek (i nie tylko;) oraz do kosza śmieciowego pomiędzy rżnięciem wiatrołomu, a wynoszeniem wczorajszo-liściowego urobku.
Silny boczny wiatr (podobnie jak wczoraj z NE) w obie strony.

  • DST 46.08km
  • Teren 0.03km
  • Czas 01:44
  • VAVG 26.58km/h
  • VMAX 46.15km/h
  • Kalorie 2003kcal
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na grabienie

Środa, 10 kwietnia 2019 · dodano: 10.04.2019 | Komentarze 5

Trzy dni wolne, więc klasyczną trasą dojamborową na tradycyjne, coroczne, wiosenne grabienie liści nad Grabią ;)
Jechało się szybko, z wiatrem z NE, czasem podwiewał z boku, a na krótkich odcinkach w pysk. Więc mimo trzydniowego owielbłądzenia Meridy i ponad 1/3 trasy przez miasta - średnia wyszła pozytywna. Jeśli kierunek wiatru się do piątku nie zmieni, z powrotem czeka mnie rzeźnia ;)

  • DST 10.65km
  • Czas 00:30
  • VAVG 21.30km/h
  • VMAX 34.31km/h
  • Kalorie 450kcal
  • Podjazdy 53m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć dość zwyczajna, za to z porównaniem

Wtorek, 9 kwietnia 2019 · dodano: 09.04.2019 | Komentarze 6

Do p. i na abarot.
Podczas powrotu gigakorki, więc w środkowej części trasy przetestowałem po raz kolejny będącą w budowie dedeerówę z asfaltu. W zasadzie gotowa, brak jeszcze jednego przejazdu. Co ostatnio sfrezowali - to znów dorobili. To tak jak ze mną, tylko na odwrót - bo ja co se przytyję - to se schudnę.
Silny wiatr z NEN.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 63.40km
  • Teren 1.91km
  • Czas 02:32
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 52.78km/h
  • Kalorie 2678kcal
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć, nietypowa Pętelka i trochę pogdańskich zaległości, czyli wpis "na bogato" :)

Poniedziałek, 8 kwietnia 2019 · dodano: 08.04.2019 | Komentarze 7

Pogdańskie zaległości na sam koniec, więc zacznę od... początku ;)

Po 3 dniach służbowego pobytu w Gdańsku na Free Time Festiwal ("Ktoś musi pracować, by free time mógł mieć ktoś";), dziś z rana przy pięknej pogodzie i niezbyt silnym wietrze zwyczajnie, choć tylko po 4h snu do p.
Po południu byłem tak zmęczony, że nic nie planowałem do momentu wskoczenia na Merysię - i nagle już wiedziałem, że nie skończy się na zwykłym powrocie do domu, więc go troszkę uniezwykliłem - z niecałych planowych sześciu kilometrów wyszło więc blisko 60 ;D
Dzisiejsza średnia także wyszła o dziwo znośna - i ładny Vmax na chyba zbyt rzadko odwiedzanej pagórce gdzieś między Wódką, a Kalonką ;)

A teraz gdańskie reminiscencje:
W 3 dni przeszedłem (przeważnie z M., która towarzyszyła mi w części zwiedzaniowej wyjazdu) około 40 km-ów (nie licząc pracy non-stop w biegu przez sobotę i niedzielę na obsłudze stoiska) - dodajmy do tego powrót z wczoraj na dziś o północy i już mamy powód mojego słaniania się dzisiejszego - również na dwóch kołach ;) 
Spacerowe odcinki po plaży przeważnie przebiegły (brr!) na boso, woda miała ok. pięciu stopni, więc trochę łamała po kościach, ale widzieliśmy nawet jednego Pana Morsa (pływaka, bez roweru;) wczoraj o poranku...

Spacer 1

Spacer 2

Spacer 3

Spacer 4

Również wczoraj rano na plaży spotkaliśmy sympatycznego rowerzystę na wyjątkowo ciekawie wyglądającym rowerze, który właśnie zwijał namiot, w którym nocował. Rower poznałem dzień wcześniej na targach, potem mnie mijał po południu bucząc grubymi oponami. Pan przedstawił się jako Rafał - okazało się, że jest gościem Bike Festivalu odbywającego się w ramach targów.
Pogadaliśmy chwilkę o jego rowerowych zainteresowaniach (góry i zamki, kilkanaście krajów przejechanych), potem jeszcze na targach obdarowałem go kompletem map naszego regionu dotyczących jego pasji (a więc mapy: szlaków rowerowych i zamków oraz trzyczęściowe dokładne mapy turystyczne województwa). W zamian otrzymaliśmy dwie puszki piwa (bezalkoholowego) :) Miły gest!

A potem już co prawda się nie spotkaliśmy (miała być jego prelekcja - i była, ale o innej godzinie, więc przegapiłem będąc służbowo zabieganym na stoisku) - ale będąc ciekawym, kto zacz - poguglałem... okazało się, że to Rafał Gręźlikowski. Polecam historię człowieka, który mimo swej fizycznej ułomności (czego podczas spotkania nie zauważyłem, tak sprawnie się porusza!) potrafi wspaniale realizować marzenia! Więcej nie napiszę, bo najlepiej samemu odkryć tego niezwykłego, a przy tym cholernie skromnego i sympatycznego gościa.

Zamiast więc dalej stukać w klawisze, w dowód najwyższego uznania - wklejam dziś wyjątkowo dwie fotki - ze spotkania na plaży (zdjęcie jest też w czwartym ze spacerowych Relivów, ale to zdecydowanie za mało!) oraz fotkę już dzisiejszą mojej Meridy i eM.-owej Trinity W Trójcy Jedynej - każdy zaś z naszych bike'ów z pamiątkową puszką piwa od kol. Rafała :)





I tylko jednego żałuję - że nie udało się posłuchać jego opowieści na scenie. Może znów kiedyś będzie okazja - a może uda się także spotkać gdzieś na rowerowym szlaku?




  • DST 26.44km
  • Teren 2.38km
  • Czas 01:10
  • VAVG 22.66km/h
  • VMAX 38.52km/h
  • Kalorie 1099kcal
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z leśną lampką

Czwartek, 4 kwietnia 2019 · dodano: 04.04.2019 | Komentarze 8

Rano zwyczajnie do p., a po południu, korzystając z jednej strony z wyjątkowo ciepłej pogody, a z drugiej mając na względzie nadal (który to już dzień - zrzędu?;) silny wiatr z E - klasyczna lampka leśna (z długim, miejskim, pełnym korków sznurem, podmiejskim stojakiem i leśno-nadstawowym abażurem). Nie jest to szybka trasa (dziś zresztą żadna trasa typu pętelkowego nie byłaby szybka ze względu na konieczność jazdy w jedną stronę pod wichurkę), bo najpierw korki i światła, a potem albo dziurawe asfalty, albo teren - ale za to u góry ładna i ładny ma kształt :)
A od jutra znów trzy dni bez roweru - kolejny, trzeci już (także zrzędu - bo jak tu nie zrzędzić!?) weekend służbowy - tym razem Gdańsk. Za to chociaż troszkę po robocie łyknę spacerowo jodu.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 9.72km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.33km/h
  • VMAX 36.65km/h
  • Kalorie 410kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć ze starą opcją

Środa, 3 kwietnia 2019 · dodano: 03.04.2019 | Komentarze 4

Do p. - i na abarot - tym razem starą, krótszą, ale korkującą się opcją, bo opcja nowsza, którą zazwyczaj ostatnio wracałem zakorkowała się jeszcze bardziej: w związku z budową dedeerówy na równoległym chodniku wyłączono bowiem dla aut jeden pas ruchu, by móc go przeznaczyć dla maszyn. Same tylko nieszczęścia z tymi infrastrukturami - jeszcze nie zrobili, a już kłopot ;)
A ponadto nadal silny, w każdą ze stron jazdy boczny wiatr z E.
Kategoria 1. Only Uć


  • DST 56.92km
  • Teren 1.08km
  • Czas 02:00
  • VAVG 28.46km/h
  • VMAX 52.34km/h
  • Kalorie 2410kcal
  • Podjazdy 220m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Łęczycy z Kol.aardem, wiatrem i nowym, (nieoficjalnym) rekordem prędkości

Wtorek, 2 kwietnia 2019 · dodano: 02.04.2019 | Komentarze 8

Zgodnie z zapowiedziami, dziś, w związku z wiejącym jak wściekły Boruta ESE-smanem, trasa na północny zachód - do Łęczycy - w towarzystwie Kol.aarda.

Wyjechaliśmy dość wcześnie, by zdążyć na emerycki (kto by tam rypał pod taki wiatr? No, pewnie jest paru takich;) pociąg powrotny o 12.30. Początkowo trochę pohalsowaliśmy tam i siam, żeby było więcej kilometrów i by ominąć Zgierz i światła z nim związane - więc np. przez Arturówkowe Stawy, gdzie trafiło się nawet troszkę terenu. Potem było generalnie z górki przy wietrze przeważnie tylno-bocznym, czasem bocznym (i wtedy chciał wywracać;), a za Białą (gdzie nadal wszystek jeden kościół jest czarny!) wpadliśmy na trasę na Ozorków - idealną przy tym wietrze, prostą i gładką. Tu już zaczęło się prawdziwe rumakowanie - na płaskim rzędu 35-40 km/h bez większego wysiłku, z górki 50 i nawet troszkę więcej (patrz: Vmax).

W Modlnej odbiliśmy w boczne, niestety gorsze asfalty, ale kierunek wciąż był niemal idealny - i tak dociągnęliśmy do Łęczycy w 1 h 35 min. - średnia, mimo początkowego miasta, lasu, terenu i jazdy na N wyszła, bagatela, na odcinku prawie 50 km-ów - 29,5 km/h!

Z Łęczycy wróciliśmy zaś ŁKĄ (po pewnych perturbacjach związanych z kupowaniem biletu na rower w automacie) na Uć - aard wysiadł na Chojnach, a ja dojechałem aż na Widzew - wprawdzie stąd miałem 2x dalej niż z wcześniejszego Żabieńca, ale za to znów generalnie z wichurą, więc średnia mimo już stricte miejskiej jazdy i jednego korka po drodze pogorszyła się tylko w niewielkim stopniu.

Ostatecznie na koniec okazało się, że łącznie wyrównałem dziś swój rekord prędkości sprzed ładnych kilku lat na trasie 50+; biorąc zaś pod uwagę naliczanie sekundowe (czego bs nie robi, choć nie wiadomo po co uwzględnia możliwość wpisywania sekund) wszystko łącznie zajęło 1 h 59 min. i 39 sek., co daje już absolutnie rekordową średnią na takiej trasie wynoszącą 28,65. Wszystko to oczywiście zasługa wiatru, ale wszak np. rekordy na skoczniach też są bite dzięki korzystnym podmuchom, prawda? :)

Zdjęć nie ma, bo nie było czasu na robienie, trasa do Łęczycy - proszę uprzejmie.



  • DST 63.40km
  • Teren 3.17km
  • Czas 02:38
  • VAVG 24.08km/h
  • VMAX 41.18km/h
  • Kalorie 2693kcal
  • Podjazdy 395m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć, a potem Jakieś Primaaprilisowe Bógwico

Poniedziałek, 1 kwietnia 2019 · dodano: 01.04.2019 | Komentarze 9

Po czterech dniach rowerowego niebytu, związanego ze służbowym ganianiem po pięknych Katowicech pieszkom (łącznie ponad 63 kilometry), dziś głód roweru (ostatecznie też dziś wyszło 63 km-y!:) był wprost proporcjonalny do zmęczenia trzecim tygodniem harówy z jednym wolnym dniem (poprzednia niedziela). Już rano, zamiast jak Bozia przykazała ładować się w poranne korki (godzinę wcześniej!) najkrótszą drogą - zachciało mi się sprawdzać, co nowego w temacie asfaltu na dedeerówie przy Zgierskim Trakcie. Otóż jest w trakcie... zwijania :-O Sfrezowano bowiem część tego, co dotąd zrobiono. Nic z tego nie rozumiem - może ktoś mnie oświeci? Nie mogliby zamiast frezowania asfaltu zrolować gdzie indziej kostropatą kostkę?

A po południu, korzystając z owej dodatkowej godziny dnia pojechałem wprost z roboty popętelkować.
Ale cóż to była za Pętelka! - finalnie przypomina krewetkę zanurzoną w kubistycznym sosie, a swój kształt zawdzięcza walce dobra ze złem: chęci jazdy z totalnym niewyspaniem oraz wiatrowi, który duł dziś solidnie z E, więc postanowiłem mieć go maksymalnie często na podjazdach od bagażnika, zaś na zjazdach (nie bacząc na Vmax) - w lemondkę. Ostatecznie za cały dzień wyszła i tak średnia do przyjęcia rzędu 24+, co zważając również na miejscami gigantyczne korki (w tym jeden, związany z kręceniem filmu i koniecznością objechania planu filmowego) można uznać za wprawdzie umiarkowany - ale jednak sukces. No i troszkę zaległości kilometrażowych odrobiłem, choć to tylko pięćdziesiątka plus w ćwiartce kilkudniowych potrzeb ;)

Zaś jutro pierwszy z trzech (a wkrótce kolejnych dodatkowych dwóch - czyli następnego służbowego weekendu bez roweru - tym razem w Gdańsku) zaległych wolnych dni. A ponieważ ma być potworny ESE-sman, więc kierunek jazdy jutro zdeterminowany wyłącznie tym faktem, a powrót na sposób emerycki - czyli pekapem. Cóż - starość nie radość, pylica nie gruźlica et cetera nie qui pro quo, a qui pro quo nie vis-a-vis. Tak nie a propos.

A tu jeszcze trzy zaległe Relivy ze spacerków po bardzo moim zdaniem pozytywno-nowoczesnych Katowicach. Rzecz jasna (lub o zmierzchu) - z fotkami.
Naści!

1

2

3