Info
Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad3 - 17
- 2024, Październik14 - 84
- 2024, Wrzesień10 - 38
- 2024, Sierpień7 - 19
- 2024, Lipiec17 - 31
- 2024, Czerwiec1 - 4
- 2024, Maj17 - 71
- 2024, Kwiecień13 - 36
- 2024, Marzec13 - 56
- 2024, Luty7 - 30
- 2024, Styczeń2 - 6
- 2023, Grudzień3 - 14
- 2023, Listopad7 - 21
- 2023, Październik10 - 39
- 2023, Wrzesień12 - 72
- 2023, Sierpień14 - 96
- 2023, Lipiec10 - 40
- 2023, Czerwiec7 - 25
- 2023, Maj13 - 54
- 2023, Kwiecień11 - 50
- 2023, Marzec10 - 61
- 2023, Luty5 - 28
- 2023, Styczeń15 - 76
- 2022, Grudzień3 - 21
- 2022, Listopad5 - 27
- 2022, Październik9 - 43
- 2022, Wrzesień4 - 18
- 2022, Sierpień13 - 93
- 2022, Lipiec11 - 48
- 2022, Czerwiec5 - 24
- 2022, Maj15 - 70
- 2022, Kwiecień11 - 54
- 2022, Marzec12 - 77
- 2022, Luty8 - 40
- 2022, Styczeń8 - 39
- 2021, Grudzień9 - 54
- 2021, Listopad12 - 68
- 2021, Październik11 - 41
- 2021, Wrzesień10 - 47
- 2021, Sierpień13 - 53
- 2021, Lipiec13 - 60
- 2021, Czerwiec19 - 74
- 2021, Maj16 - 73
- 2021, Kwiecień15 - 90
- 2021, Marzec14 - 60
- 2021, Luty6 - 35
- 2021, Styczeń7 - 52
- 2020, Grudzień12 - 44
- 2020, Listopad13 - 76
- 2020, Październik16 - 86
- 2020, Wrzesień10 - 48
- 2020, Sierpień18 - 102
- 2020, Lipiec12 - 78
- 2020, Czerwiec13 - 85
- 2020, Maj12 - 74
- 2020, Kwiecień15 - 151
- 2020, Marzec15 - 125
- 2020, Luty11 - 69
- 2020, Styczeń17 - 122
- 2019, Grudzień12 - 94
- 2019, Listopad25 - 119
- 2019, Październik24 - 135
- 2019, Wrzesień25 - 150
- 2019, Sierpień28 - 113
- 2019, Lipiec30 - 148
- 2019, Czerwiec28 - 129
- 2019, Maj21 - 143
- 2019, Kwiecień20 - 168
- 2019, Marzec22 - 117
- 2019, Luty15 - 143
- 2019, Styczeń10 - 79
- 2018, Grudzień13 - 116
- 2018, Listopad21 - 130
- 2018, Październik25 - 140
- 2018, Wrzesień23 - 215
- 2018, Sierpień26 - 164
- 2018, Lipiec25 - 136
- 2018, Czerwiec24 - 137
- 2018, Maj24 - 169
- 2018, Kwiecień27 - 222
- 2018, Marzec17 - 92
- 2018, Luty15 - 135
- 2018, Styczeń18 - 119
- 2017, Grudzień14 - 117
- 2017, Listopad21 - 156
- 2017, Październik14 - 91
- 2017, Wrzesień15 - 100
- 2017, Sierpień29 - 133
- 2017, Lipiec26 - 138
- 2017, Czerwiec16 - 42
- 2017, Maj25 - 60
- 2017, Kwiecień20 - 86
- 2017, Marzec18 - 44
- 2017, Luty17 - 33
- 2017, Styczeń15 - 52
- 2016, Grudzień14 - 42
- 2016, Listopad18 - 74
- 2016, Październik17 - 81
- 2016, Wrzesień26 - 110
- 2016, Sierpień27 - 197
- 2016, Lipiec28 - 129
- 2016, Czerwiec25 - 79
- 2016, Maj29 - 82
- 2016, Kwiecień25 - 40
- 2016, Marzec20 - 50
- 2016, Luty20 - 66
- 2016, Styczeń16 - 52
- 2015, Grudzień22 - 189
- 2015, Listopad18 - 60
- 2015, Październik21 - 52
- 2015, Wrzesień27 - 38
- 2015, Sierpień26 - 37
- 2015, Lipiec29 - 42
- 2015, Czerwiec27 - 77
- 2015, Maj27 - 78
- 2015, Kwiecień25 - 74
- 2015, Marzec21 - 80
- 2015, Luty20 - 81
- 2015, Styczeń5 - 28
- 2014, Grudzień16 - 60
- 2014, Listopad27 - 37
- 2014, Październik28 - 113
- 2014, Wrzesień28 - 84
- 2014, Sierpień28 - 58
- 2014, Lipiec28 - 83
- 2014, Czerwiec26 - 106
- 2014, Maj25 - 88
- 2014, Kwiecień24 - 75
- 2014, Marzec18 - 133
- 2014, Luty17 - 142
- 2014, Styczeń13 - 68
- 2013, Grudzień21 - 115
- 2013, Listopad23 - 102
- 2013, Październik22 - 64
- 2013, Wrzesień28 - 108
- 2013, Sierpień18 - 66
- 2013, Lipiec30 - 95
- 2013, Czerwiec30 - 79
- 2013, Maj30 - 55
- 2013, Kwiecień29 - 81
- 2013, Marzec16 - 39
- 2013, Luty19 - 62
- 2013, Styczeń9 - 18
- 2012, Grudzień22 - 62
- 2012, Listopad22 - 19
- 2012, Październik20 - 8
- 2012, Wrzesień25 - 6
- 2012, Sierpień2 - 3
- 2012, Lipiec14 - 4
- 2012, Czerwiec26 - 14
- 2012, Maj23 - 24
- 2012, Kwiecień26 - 23
- 2012, Marzec27 - 20
- 2012, Luty21 - 35
- 2012, Styczeń23 - 59
Wpisy archiwalne w kategorii
3. Setuchna to już cóś!
Dystans całkowity: | 12548.32 km (w terenie 554.72 km; 4.42%) |
Czas w ruchu: | 536:00 |
Średnia prędkość: | 23.41 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.50 km/h |
Suma podjazdów: | 20485 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 153 (84 %) |
Suma kalorii: | 184784 kcal |
Liczba aktywności: | 104 |
Średnio na aktywność: | 120.66 km i 5h 09m |
Więcej statystyk |
- DST 115.20km
- Teren 7.90km
- Czas 05:16
- VAVG 21.87km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Rydwan po raz kolejny
Środa, 31 lipca 2013 · dodano: 31.07.2013 | Komentarze 2
Od M. nad Rydwan: od rana dużo słońca, umiarkowany wiatr z WSW, więc pomagał - momentami wyraźnie. Szkoda tylko, że rozpirzony napęd nie pozwalał w 100% wykorzystać tego faktu. Trasa klasyczna na Bziny, potem do Kotulina - i stąd bocznymi asfaltami via Domaniewice i trochę nowymi skrótami.Po dojechaniu nad Rydwan słońce raczyło zajść za coraz bardziej gęstniejącymi chmurami. Mimo wszystko jeden chlup do jeziora zaliczony, trochę byczenia na brzegu - a ponieważ chmurzyło się i wiało coraz mocniej - wcześniejszy wyjazd i do najbliższego sklepu po jeść i pić. A potem najbardziej klasyczną trasą - do Łyszkowic jeszcze jak cię mogę - wiatr boczny, silny - ale dalej już prawie centralnie pod owo wichrzysko - i pod górki, więc wolno i ciężko jak diabli - kilka postojów dla załapania tchu, w tym w Kołacinie - pod sklepem z piciem. Za Kołacinem na największym podjeździe zaczął padać deszcz, który przeszedł w parę minut w ulewę - nim znalazł się przystanek z daszkiem - wszystko mokre. Po przeciekaniu 10 minut deszcz ucichł, a wraz z nim wiatr - więc od Bzin jechało się znów znośnie - m.in. przez Wiączyński Las, aby trochę terenu też dorobić lipcowi ;) A na koniec jeszcze wyszło trochę słońca.
Sakwy niezbyt ciężkie - napęd kaloryczny na całą trasę składał się z 3 pierniczków, jednego wafelka, 0,5 l coli, 0,75 l soku i 0,75 l izotonika.
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!
- DST 101.60km
- Teren 12.00km
- Czas 04:52
- VAVG 20.88km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Po kury
Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 2
do Jamboru. Z M.A przynajmniej miało być - po kury, takie grzybiska. Bo były poprzednim zrazem, ale nie mogłem narwać i wziąć. Tym razem były ku temu sprzyjające okoliczności, ale... Po kolei:
Wyjechaliśmy od M. z M. trasą ogólnie znaną na Tuszynek Majoracki ("Tu szynek nie stwierdzono"). No, ale my po kurki, więc minąwszy Górki (Małe i Kurze, twu, Duże) - dotąd wiatr nas w plecy pchał, odtąd - raczej boczny, za to z Górek jest na pazurek, więc ino śmignęliśmy na Dłutów. Następnie na Orzk (oż, k...urki!) i znów z górki, terenem na Kurnicę, nie, Kuźnicę - przez most na Grabi - i do Jamboru.
A tam kury skradzione, ani jednej! :( Z działy skradzione, przez płot przeskoczone, zza bramy zabrane i zaorane, nic!!
Ale nie takie nic: otóż jagódki near wygódki. Więc M. zaczęła grabić, a ja poszedłem nad Grabię.
Po zagrabieniu ruszyliśmy inną trasą, bo via naderwany mostek w Talarze - nowy w budowie, ale kładka jest. Następnie na Morgi i Brogi, postój na Najwygodniejszej Kapliczce Świata u końca Róży ("nie ma kapliczki bez, ale w Róży jest!) i via Rydzyny do nowej S8. I tu zaczęły się schody, a raczej glina i błoto - zazwyczaj na szczęście zaschnięte, bo pojechaliśmy technicznymi budowlankami do Prawdy. W Prawdzie popas. Z Prawdy znów wzdłuż S8, a nawet kawałek nią samą (jest już miejscami warstwa asfaltu!) prawie do Rzgowa, rzgowskimi opłotkami do Startowej Rury (ten odcinek ciężki, bo centralnie we wiatr) i stąd klasyką gatunku do M. z odbitką na sklep Pod Psem.
Wiatry cały dzień niezbyt silne, najpierw jakiś ENE-aż, potem typowe eN, a nawet chwilami NWN - więc do przewycia.
Sakwy napchane tem i (od sklepu) ovem oraz jagódkami, które raczyły się wysypać rozkwasić i zmemłać puszczając soki do sakwy, która jest w związku z tym ble.
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 138.70km
- Teren 11.80km
- Czas 07:01
- VAVG 19.77km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Nowy rekord M., czyli...
Niedziela, 14 lipca 2013 · dodano: 14.07.2013 | Komentarze 4
...Jeziorsko.A było to tak: z rana na Uć Kaliską - czasówka pod wiatr, by dopaść pociąg do Męki. Po dotarciu do sedna pojechaliśmy nadal pod wiatr - Męka się skończyła, ale męka - pod silny wiatr z WNW nie. W Kamionaczu podziwiliśmy napis na dworu, gdzie bywał przedwojenny marszałek Maciej Ratataj - napis głosił: "Teren Prywatny - Wstęp Wzbroniony", a obok "Serdecznie zapraszamy!". Chyba chodziło o zaproszenie do przestrzegania zakazu, alemy nie przestrzegli ;p
Z Kamionaczu na Włyń, ale żadnej zbrodni włyńskiej nie byliśmy świadkami, dalej była jedna z dwóch dzisiaj Dzierżązen - i Brzeg - a w nim brzeg (Jeziorska) - pierwszy, ale nie ostatni. Wicher, zimno, fale duże, jak na prawdziwym jakimś jeziorsku, a nie sztucznym. Stąd pojechaliśmy obejrzeć nędzne resztki wiatraka koło Luboli, kościół w Brodni, koło krów nazbieraliśmy papierówek, ale resztek dworu nie było, więc znów kawałek dalej nad brzeg, potem do bocznej tamy i tąże - tu dopiero duło! W Pęczniewie jakieś wykopki, potem ohydną płytówą z pęknięciami do Siedlątkowa - a w tutejszym kościółku ryczy przez megafon z plejbeku klawesyn! :D Postanowiliśmy się dostać na siedlątkowski klif dookoła zatoczki - niestety, wiatr nagnał wody i trzeba było się przedrzeć po łydy w błocie rozjeżdżoną przez krówska polną drogą, no, ale się udało.
Na klifie zabawiliśmy 3 kwadranse - i już trzeba było lecieć na Uć. Droga wiodła nieco w bok od Woli Flaszczyny, całkiem blisko Dziadowa, za to bezpośrednio przez Charchów Pański, gdzie przy tabliczce z nazwą miejscowości był jeszcze znak drogowy 'Uwaga Krowy', co spowodowało ukucie powiedzenia na (siodełkowym) posiedzeniu: "Charcha Pańska na Czarne Krowie jeździ."
Po blisko 30 km jazdy z wiatrem (nareszcie!) postój pod sklepem przed Małyniem, dalej skręciliśmy w bruki na Piorunów podziwiać trzepnięte przez piorun drzewo oraz cały pałac ze spa i trzema gwiazdkami; stąd straszliwym asfaltem na Kwiatkowice. W Kwiatkowicach postój pod kościołem i zaraz znów zjechaliśmy z głównej przelotówki na Wodzierady, a stąd pod kolejny kościółek - w Mikołajewicach. Dwór po sąsiedzku - do sprzedania jest, jakby co.
Stąd szutrami udaliśmy się na Zalew, ale nie Jeziorsko, tylko wioszczynę, potem znów asfaltami na Górkę PAbianicką - przy drogowskazie "Konin 1" założyliśmy kamizelki odblaskowe i zaświeciliśmy, bo poczęło się zmierzchać. A potem to już z Górki na Uć, Rudymi Opłotkami (i Imponderabiliami), w Starawej Dziurze zrobiło się już całkiem ciemno, więc ostatni postój na kurzym przystanku, ale kury poszły spać z kurzą ślepotą, więc już całkiem po ciemku do M. trasą moją stałą.
M. całkiem znośnie zniosła to wszystko, a ja nie forsowałem tempa (zwłaszcza przy obecnym stanie napędu), co sprawiło, że żyjemy nie najgorzej, a byliśmy u M. po 22.00.
Sakwy cały dzień wypchane tem i ovem, choć bez jaj zbytecznych.
Wiatr cały dzień silny - pierwsze 55 km zdecydowanie przeszkadzający, kolejne ponad 80 - równie zdecydowanie pomagający.
2 razy symbolicznie kropiło - łącznie z pół minuty.
Dziesiąta moja, a trzecia M. setka w tym roku.
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 115.90km
- Teren 13.40km
- Czas 05:31
- VAVG 21.01km/h
- Temperatura 31.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Rydwan - Rowerem!
Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 8
A nawet dwoma rowerami: z M. kolejna setka - tym razem nad Staw Rydwan koło Łowicza, ale nie łowicz, tylko się poplu-skacz.Od M. najpierw na Las Wiączyński, gdzie terenowo, potem do stałej trasy na B-ziny i Łyszkowice - no i nad Rydwan. Wiatr cały czas mniej lub bardziej w pysk, umiarkowany, momentami nieco przeszkadzał.
Nad Rydwanem byczenie 2,5 h - i na abarot, ale w połowie inną trasą, bo przez Domaniewice i bokami i dopiero pod Kotulinem powrót na poranną trasę. No i z wiatrem, za to generalnie pod górę. I na koniec również przez Wiączyński Las.
Sakwy cały dzień dość mocno wypchane piknikowymi dobrami.
Napęd w Meridzie zaczyna szwankować ze zużycia - chyba się łańcuch rozciągnął, bo przy ostrzejszym starcie 'strzela', a tak to trochę pochrupuje.
Oby do przeglądu! A przegląd w sierpniu dopiero :(
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 135.90km
- Teren 2.00km
- Czas 05:36
- VAVG 24.27km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Wawa na szybko
Czwartek, 27 czerwca 2013 · dodano: 27.06.2013 | Komentarze 2
Od M. do Wawy stałą, najprostszą trasą. Wiatr umiarkowany, z W, więc początkowo (do Łyszkowic) tylno-boczny i boczny, więc momentami niezbyt pomocny.Później już niemal idealnie tylny, ale za to słabszy.
Po drodze padło 5000 km w tym roku.
A z Wawy powrót pekapem (z przesiadką w Skierniewicach) i ze stacji Uć-Jędrusiow - znów rowerowo do M.
Po raz pierwszy udało się dojechać do granic Wawy w niecałe 6 h, a licząc sam czas jazdy - w niecałe 5 (4 h 57 min.).
Napęd podczas jazdy: 0,75 l kranówy z sokiem, 1 l coli, 1 duży jogurt, 1 baton "Race" oraz jeden pączek.
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!, 8. Szybka Wawa
- DST 141.70km
- Teren 14.80km
- Czas 06:40
- VAVG 21.25km/h
- Temperatura 38.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Piotrkowskie i Sieradzkie w żarze - dz.2
Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 20.06.2013 | Komentarze 5
Od rana w Jamboru (zgodnie z zapowiedziami) mocno zaczęło dmuchać z SE - i wiało dzień cały. Ruszyłem najpierw na Zelów - wiatr przednio-boczny, przeszkadzający. Dopiero za Pożdżenicami zrobiło się z wiatrem przyjemnie - zaczął wyraźnie współpracować :) Pierwszy postój w Siedlcach (koło Zamościa nr 2;) - tu pić i husky w ogródku sklepowym, wybitnie leniwy w tym upale. Za kawalątek na krzyżówce cmentarz z I wojny światowej - znów trochę skośnego wiatru, ale od Rogóźna via Widawa aż do Burzenina - znów wietrzna bajka :) A dalej zaczęło się robić coraz ciężej - trzeba było się wdrapać na przeciwległy brzeg Warty (dość stromy), żar żarzył ile sił, a kierunek znów się zmienił na skośny w stosunku do wiatru. Za wsią Waszkowskie odbiłem w grunta na Nieczuj, gdyż albowiem jechałem na Stolec (i Dąbrowę Miętką), więc było to wybitnie wskazane. Raz gruntami, raz asfaltem dotarłem do szosy Złoczew-Wieluń, kawałek nią - i znów bocznymi asfaltami na Lututów. Chyba gdzieś w tych okolicach zaczęły się robić asfaltowe kałuże, a licznik sczerniał od rozlanego z gorąca kwarcu... Za Lututowem (kawałek główną szosą na Wrocław), skręciłem na Klonową - znów idealnie z wiatrem. Aż do granicy Wielkopolskiego (gmina Czajków - wjechałem kawalątek;) - jeszcze z wiatrem, ale potem zaczęły się schody, czyli pagórki - a wiatr przednio-boczny, bo odbiłem na Brąszewice, gdzie kałuże asfaltowe na szosie... Za Kliczkowem Małym i Wielkim przyszedł poważny kryzys z przegrzania - na odcinkach pod górę nie byłem w stanie jechać szybciej niż 12-13 km/h, z górki lub (miejscami) z tylno-bocznym wiatrem - 18-20. Jedyne, co mnie dopingowało do nieomdlenia to perspektywa nowego zalewu na Myi za Charłupią - po dojechaniu okazało się, że zero cienia, a bajoro pełne glonów :/ Pojechałem z częstymi, krótkimi odpoczynkami gruntami na Sieradz - po drodze wykopki pod obwodnicę - w końcu zaległem na nieco dłużej w jakimś opłotku między brzózkami. Po odsapnięciu wjechałem bokami (i na koniec główną z kierunku kaliskiego) do miasta - jeszcze chwila - i byłem na dworcu PKP, gdzie było jeszcze 45 minut do pociągu na Kaliską Uć. Niestety, pociąg, jadący z Wrocławia, spóźnił się kolejne 3 kwadranse... Gdybym dotarł do dworca kwadrans wcześniej - byłbym w domu 2 godziny wcześniej :/Po wysięściu na Kaliskiej jeszcze kilkanaście km do M. pod wiatr nadal - na szczęście wyraźnie słabnący.
B. męczący - i b. udany dzień - gdyby tylko średnia prędkość wyszła przyzwoitsza... No cóż - upał+wiatr+dystans+grunty zrobiły swoje!
Z zysków niewątpliwych: 6 nowych gmin łódzkich (Złoczew, Lututów, Klonowa, Brąszewice, Brzeźnio, Wróblew) i jedna wielkopolska (Czajków) :)
Z gorąca jedyny napęd to jeden banan i pół dużej chałki przez cały dzień. Plus 8(!) litrów napojów!
Przez dwa dni straciłem 4 kg, a przez ostatni tydzień, w związku z maratonem i nie tylko łącznie 7.
Czas odjeść ;)
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 3. Setuchna to już cóś!
- DST 116.20km
- Teren 5.20km
- Czas 05:10
- VAVG 22.49km/h
- Temperatura 37.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Piotrkowskie i Sieradzkie w żarze - dz.1
Środa, 19 czerwca 2013 · dodano: 20.06.2013 | Komentarze 4
Upalna dwudniówka.Dzień pierwszy: od M. pod umiarkowany pod względem siły, ale gorący wiatr nad Zalew Sul. trasą nieco inną niż zwykle - m.in. via Stróże, Wolę Rakową, Wardzyń, Dalków, Zamość nr 1 (nr 2 był zupełnie gdzie indziej, za to dzień później), koło domu rodzinnego Władysława Reymonta, dalej Będków - i od Lubiatowa stała trasą na Bronisławów via Wolbórz.
W Bronisławowie nad zalewą ponad 3h byczenia, taplania, pływania i zalegania - a następnie do Jamboru na działę via Koło, opłotki piotrkowskie, Jarosty, Kafar, Brzozę (Piotrkowską). Na tym odcinku już z wiatrem, ale żar przeraźliwy i prosto w mordę (zresztą od rana już też) słoneczko - ze względu na kierunek jazdy. Niemal ostatni sklep na szlaku właśnie zamykali, ale udało się kupić m.in. ósemkę "Jedynek" ;) A w Jamboru chlup do rzeczki tak dla odmiany - woda przyjemnie chłodniejsza, niż w zalewie i dużo jej wyjątkowo (a komarów jeszcze więcej), zaś nurt na tyle bystry, że mnie porwał kawałek i w krzak przybrzeżny wcisnął - i tak mi się to spodobało, że powtórzyłem manewr z 6, czy 7 razy! :D
A potem się zrobiło ciemno.
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 3. Setuchna to już cóś!
- DST 131.60km
- Teren 3.00km
- Czas 05:56
- VAVG 22.18km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Setka na setkę, czyli 6 nowych gmin po Łuku
Poniedziałek, 27 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0
Z okazji setnej wycieczki w tym roku postanowiłem zaokrąglić znaczące wygryzienie na mapie zaliczonych gmin na pograniczu łódzkiego i wielkopolskiego.Od M. pojechałem na dworzec Uć Kaliszczańska, a stąd do Kutna pekapem.
I ruszyłem dalej dwukołowo po łuku, nawiązując nieco do czegoś takiego, jak Centralny Łuk Turystyczny.
Po obejrzeniu (wąchanego niegdyś przez kol. Aarda) kościółka w Grochowie, gdyśmy samotrzeć z kol. Meteorem jechali do Włocławka, odbiłem na Ostrowy - a tam komin cukrowni. Po przecięciu krajowej jedynki gzygzakiem chwila postoju w lesie pod tablicą informacyjną o dwóch rezerwatach obok siebie naraz. Cóż za oszczędność tablic! Wkrótce zaczęła się pierwsza nowa gmina - Dąbrowice. Jej stolica to takie mikro-miasteczko z podługowatym rynkiem i ratuszem z ząbkowaną wieżą, dziwacznym kościołem, starymi chałupami z drewna i chyba dawną synagogą w kolorze sinym (sinagoga!) na wjeździe. Po chwilowym poplątaniu drogi (korzyścią było obejrzenie młyna ceglanego) szosą do Kłodawy - nagle przez jej środek tory kolejki wąskotorowej, ale tylko na asfalcie - po obu stronach już tylko miedza polna została. Za chwilę zmieniło się województwo na wielkopolskie, a co za tym idzie gmina - nowa nr 2, czyli Przedecz. Po 200 m gmina Przedecz się skończyła, a zaczęła kolejna nówka - Chodów. Takie zaliczanie gmin to ja rozumiem! ;)
Wraz z nowym województwem sfatalniały asfalty - i było tak prawie cały czas, aż do momentu, gdy łukiem wróciłem w łódzkie!
Nim to się jednak stało była po drodze Kłodawa - ale zamiast oglądać sól - poleciałem na zachód główną trasą na Poznań (doskonałe pobocze i asfalt - chociaż tyle), by po paru kilometrach odbić w lewo na Borysławice - najpierw Kościelne (tu niezrujnowany kościół) i Zamkowe (tu: zrujnowany zamek - w dodatku własność prywatna - wstęp wzbroniony. Oczywiście i tak bym wstąpił, skoro już tu byłem, ale dostępu broniło bagno - pozostałość po fosie). Po odpoczynku pod malowniczym przybagiennym drzewem - dalej w drogę! Do tego momentu pogoda była taka jakaś niewyraźna - niebo zasnute z przebijającym przez zasłonę słończem. I wiatr cały czas w pysk - na szczęście niebyt silny. Od Borysławic (nowa gmina - Grzegorzew) zaczęła mnie gonić wielka czarna chmura - ale, że wykręciłem na S, a potem na SE, to jechałem prawie dokładnie wzdłuż niej. Ponownie nieco poplątawszy drogę pogruntowałem ździebko, ale ostatecznie trafiłem na kolejną i jednocześnie kolejową atrakcję trakcyjną - skrzyżowanie Magistrali Węglowej Śląsk-Gdynia z linią Poznań-Warszawa. Bardzo ładne miejsce, a że skrzyżowanie niemal typu koniczynka, to wszędzie tory! A po środku domki.
Kolejne kilometry to szaleńcza ucieczka przed chmurzyskiem - dobre 15 km, na szczęście wiatr zaczął wreszcie wyraźnie pomagać. I dopiero przekroczywszy granicę województwa (opuściwszy w ten sposób gminę nr 6 - czyli Olszówkę) i skręciwszy na Besiekiery, znalazłem się w centrum zainteresowania chmury. W ostatniej chwili schowałem się pod wiatą przy zamku i przeczekałem parę minut, aż się wypada. Następnie, korzystając z chwilowej nieulewy, zwiedziłem gruntownie Besiekierską Twierdzę oraz objechałem ją dookoła.
Bardzo interesujące!!
Z Besiekier na Grabów - i znów zaczęło padać i tak padało już do końca trasy, czyli do Łęczycy, gdzie wsiadłem w pekap na Uć. Wcześniej jednak, ponieważ w tym deszczu miałem trochę zapasu czasowego, odbiłem jeszcze w kościółki w Topoli Szlacheckiej i Królewskiej. Jeden był, a drugi nie był. Ki diaboł? 5 km od Łęczycy to chyba tylko Boruta ;)
Zaś po wysięściu na Kaliszczańskiej dopiero lujnęło! I w tych strugach deszczu ostatnie 3 kwadranse do M. - tym razem dedeerówą większą część, bo po pierwsze na dedeerówie nie ma zatopionych dziur, po drugie auta nie chlapią (chociaż i tak wszystko panta reiło aż miło;), a po trzecie słusznie założyłem, że przy takiej aurze korków rowerowych nie będzie. I rzeczywiście - na przestrzeni blisko 10 km minęło mnie tylko 6 debili i 3 półgłówki - ci pierwsi bez światełek i jakichkolwiek odblasków, ci drudzy z jakimiś lampami na dymano widoczymi w strugach deszczu na 10 m. Ot, nasza rzeczywistość.
A i tak wycieka ze wszech miar udana, mimo większej części trasy (ok. 70 km) pod wiatr, a ostatnich 40 w mżawie lub deszczu.
W sakwach na koniec zachlupało.
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!
- DST 101.80km
- Teren 7.50km
- Czas 04:54
- VAVG 20.78km/h
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Nibydwódniówka po dwie nowe gminy - dz. 2: totalnie pod wiatr
Środa, 15 maja 2013 · dodano: 15.05.2013 | Komentarze 11
Od rana w Jamboru świeciło ładnie, ale wiatr po lesie hulał.Początkowo gruntami, potem dobrymi asfaltami do Zelowa - tu przy rynku jakieś objazdy, na szczęście nie dotyczyły mojej trajektorii lotu. Dalej już bardziej dziurawą trasą na Parzno i Ciszę - stąd drogą leśną w miejsce, gdzie przez (ponoć) 900 lat do zeszłego roku stał Dąb Cygański, pod którym (też ponoć) - królowa Jadwiga odpoczywała. Stał - bo go jakieś sukinsyny spaliły. Szkoda, że nie jesteśmy w czasach królowej, bo jeśli tylko miałbym wtyki w inkwizycji - postarałbym się o to samo dla sprawców, co zgotowali pomnikowi przyrody. Stosik znaczy.
Po obejrzeniu smętnych zgliszczy dalej znów do szosy i via Kluki na Kaszewice - tu, liczący dokładnie 401 wiosen drewniany kościółek (jeszcze nie spalony). Stąd już było bliziutko do Słupi nad Widawką - a tam pałac w remoncie i opuszczony PGR. Potem, by się nie cofać, via Zarzecze na Nowy Janów - niestety, niecofać okazało się betonówko-płytówką z czasów budowy elektrowni Bełchatów. Dziurdzioły i hopsasy :/! Na szczęście wkrótce powrócił asfalt, którym udało się dotrzeć do pierwszego tego dnia cmentarzyka ewangelickiego - na skraju Rogowca.
Z Rogowca chwilę przez las - i skrajem industriala elektrownianego do szerokiej trasy oddzielającej elektrownię od kopalni. Na tym odcinku minęło mnie 3 szosowców - ino myknęli pod ten cholerny wiatr!
Szeroką trasą na kolejny cmentarzyk, a potem "autostradą" żłobnicką objeżdżając Wielką Dziurę od zachodu asfaltową drogą rowerową, biegnącą wzdłuż szosy. Tu wiatr (znad Dziury) tak się rozhulał, że utrzymywanie prędkości 15 km/h graniczyło z bohaterstwem. Na szczęście wkrótce zaczęły się tereny bardziej zalesione. W pierwszej wsi po zjechaniu z "autostrady" miał być sklep - i był, ale było tylko piwo i wódka oraz jakieś chyba nawozy po kątach. Wyglądem żywo przypominał gieesy z początku lat 80. - zaopatrzeniem też. Dopiero w kolejnej miejscowości - czyli Sulmierzycach - udało się dokonać normalnych zakupów: Mountain Dew 1 l, woda mineralna - 0,5 l, duży jogurt truskawkowy, 2 rogaliki "Seven Days" o smaku kokosowo-czekoladowym oraz dwa batony "Bounty". Na ryneczko-skwerku pod fontanną pożarłem większość - a resztę przeważnie pożerałem dalej po drodze.
Za Sulmierzycami wreszcie zaczęła się nowa gmina do zaliczenia - czyli Strzelce Wielkie - cała porośnięta rzepakiem oraz pozostałym rolnictwem. Potem nadal po wiochach jadą na wschód (wiatr nieco w związku z tym odpuścił, a możliwe też, że trochę osłabł) zakrętasami do Dobryszyc, za którymi zaczął się długi, bardzo już na tym etapie dobijający podjazd na most nad gierkówką. Na zjeździe była osada "Malutkie" gdzie można kupić całkiem dużuchne rezydencje w budowie, o czym informował wołami napis.
Potem był kawałek lasu, stacja Dobryszyce - tu skręciłem w lewo i - bliżej, lub dalej torów - droga wyprowadziła na malowniczy staw - i drugą nową gminę, czyli Gomunice. A potem się skończyła na przejeździe kolejowym, którym przekroczyłem ponownie tory, by zagłębić się w miejscami koszmarnie piaszczystą drogę leśną prowadzącą do miejsca oznaczonego na mapie jako zabytkowy młyn o nazwie "Wójcik". Młyna nie ma - jest stara drewniana chata (pewnie młynarza), ale miejsce urokliwe - mostek nad Widawką, piaszczyste dno czystej i nieuregulowanej jeszcze w tym miejscu rzeczki oraz stare drzewa nad brzegiem.
Po kilkunastominutowym byczeniu i brodzeniu w wodzie - dalej w drogę! Wkrótce powrócił asfalt - i zaczęły się Gomunice - a w nich ładny pałac i rząd starych, drewnianych domów o różnym kształcie i wielkości - po obu stronach szosy. Ponieważ było jeszcze sporo czasu do pociągu - postanowiłem zakończyć wycieczkę na stacji Kamieńsk.
A z Kamieńska to już pekapami dwoma (z przesiadką w Koluszkach) na Uć Jędrusiów - i stąd w 9 minut (mini-czasówka na koniec:) do M.
Dzień wielce udany - tylko silny wiatr wyssał wszystkie siły - wiał centralnie z SE, więc 80% trasy zdecydowanie hamował i męczył (zwłaszcza na podjazdach z ciężkimi sakwami), a pomógł już właściwie tylko na samym końcu i parę kilometrów, gdy objeżdżałem od północy kopalnię Bełchatów. No i dość gorąco-piekąco w słońcu.
Kategoria 3. Setuchna to już cóś!, 4. Dzień to za mało!
- DST 102.50km
- Teren 15.20km
- Czas 06:25
- VAVG 15.97km/h
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Czarownic - dz. 1: Pod Wiatr
Środa, 1 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 2
Pierwszy dzień wyprawki z sakwami w Góry Świętokrzyskie w towarzystwie M.:Rowerami na Chojny, stąd PKP do stacji Luciążanka koło Piotrkowa i dalej rowerami: Cieszanowice (dwór nr 1), Trzepnica (dwór nr 2), Łęki Szlacheckie (nowa gmina nr 1! - dwór nr 3). Stąd na Ręczno, nieco na Przedbórz i do Majkowic obejrzeć ruinę zameczku. Ponieważ mapa sugerowała, że w pobliżu jest mostek na Pilicy, no to gruntówkami - a tu tylko bród! Oznaczało to nadłożenie kilkunastu kilometrów na Przedbórz - ale na szczęście w lesie okazało się, że jest świeżo zrobiona doskonała żwirówka ładnych kilka kilometrów długości, więc generalnie prawie do Przedborza dało radę nią dojechać równolegle do szosy głównej. Z Przedborza na Fałków - zaczęły się bardziej strome podjazdy - i tu okazało się, że przednia przerzutka M. nie działa! Po zbadaniu sprawy na szczęście udało się założyć spadniętą sprężynę - i dalej w drogę! Po posileniu się kebabami w Fałkowie odbiliśmy na Lipę (tu pierwszy naprawdę stromy podjazd). W Lipie spotkaliśmy (osobno) i psa (pies w Lipie - less w pipie?) i kota (kot w Lipie - lot w kipie!), a dalej najpierw koszmarna "asfaltówka" z samych łat (sponsorem Polskich Dróg jest Mleko Łaciate), a potem szutrówka przez las wyprowadziły nas na Radoszyce. Po odwiedzeniu miejscowego cmentarza skręciliśmy na Sielpię - za trasą Piotrków-Kielce totalna przebudowa drogi, ale jakoś przedarliśmy się do zapory w Sielpi, gdzie padła stówka, po czym po poszukiwaniach noclegu (w OSiR-ze zdzierają po 100 zł za pokój) znaleźliśmy domek fiński - cały za 50 zł :) Niech żyje ośrodek "Atmosfera"!
Dzień dość męczący z racji przednio-bocznego wiatru z NE, który dawał się we znaki wszelkie. Na szczęście nie padało. A nowe gminy zaliczone na rowerze to (oprócz Łęk Szlacheckich) gminy świętokrzyskie: Ruda Maleniecka, Radoszyce i Końskie :)