Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89150.50 kilometrów - w tym 3444.84 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

3. Setuchna to już cóś!

Dystans całkowity:12548.32 km (w terenie 554.72 km; 4.42%)
Czas w ruchu:536:00
Średnia prędkość:23.41 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Suma podjazdów:20485 m
Maks. tętno maksymalne:179 (100 %)
Maks. tętno średnie:153 (84 %)
Suma kalorii:184784 kcal
Liczba aktywności:104
Średnio na aktywność:120.66 km i 5h 09m
Więcej statystyk
  • DST 106.80km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 21.95km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jambór

Środa, 24 kwietnia 2013 · dodano: 24.04.2013 | Komentarze 2

Druga tegoroczna setka - trudna, bo z silnym wiatrem z WNW, który nie raz pomagał, nie raz przeszkadzał, a w ogólnym rozrachunku zmordował.
Od M. do Jamboru via Tuszyn i Górki (ależ wizgało na podjazdach!:/), a następnie Dłutów i nowym, jak się okazało gruntowym skrótem przez Orzk (oż, k...!).
W Jamboru nieco odpoczynku i nazad zupełnie inną trasą, bo przez Gucin, Ldzań i Dobroń. Między tymi dwoma ostatnimi jakieś straszliwe roboty drogowe - ruch wahadłowy, kurz, błoto i inne tego typu atrakcje. Plus oczywiście budowa S8 w poprzek. Z Dobronia klasycznie - częściowo technicznymi, nie zawsze asfaltowymi drogami wzdłuż obwodnicy Pabianic, a ponieważ jeszcze do d., więc przez Górkę - tym razem Pabianicką (ale duło tak samo, jak na Górkach Tuszyńskich), a następnie fru de Uć w poprzek - i dopiero z d. do M.
No to się nazbierało kilometrów.
Sakwy lekkie.
A - i jeszcze przypadkowe spotkanie z kol. Jarem i jego rodziną, ale oni byli zmotoryzowani i w dodatku pod ruinami ŁKS-u.

  • DST 142.00km
  • Teren 0.30km
  • Czas 06:09
  • VAVG 23.09km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wawa z giftami i przekręconym licznikiem

Środa, 27 marca 2013 · dodano: 27.03.2013 | Komentarze 9

Klasyczna setuchna - pierwsza w tym roku na trasie Uć-Wawa, tylko na odwrót, ze względu na kierunek wiatru (z E, na koniec z ESE).
Na początek od M. na PKP Widzew - tu szóste w historii przekręcenie licznika, czyli kolejne 10 000 km zliczone przez staruszkę Sigmę :)
A oto poprzednie przekręty:
1. 10 000 - Antonin koło Kalisza (w drodze nad morze via Trzebnica koło Wrocławia) - 17.07.2004 r.
2. 20 000 - wydma w Międzyborowie koło Żyrardowa (w towarzystwie kol. Meteora) - 17.07.2007 r. (dokładnie w trzecią rocznicę pierwszego przekrętu:)
3. 30 000 - Rataje koło Chodzieży (w towarzystwie kol. Aarda - w drodze powrotnej z wyprawy duńsko-niemieckiej) - 4.10.2008 r.
4. 40 000 - Przedbórz (wyjazd z okazji Dni Przedborza - w atrakcjach przygotowywanie i konsumowanie Kugla Przedborskiego) - 7.07.2010 r.
5. 50 000 - Mileszki (czyli Uć) - w drodze z pracy :p - 8.02.2012 r.
6. No i dziś :)
Z Widzewa pekapem na Wawę Zachodnią - i dalej jak zazwyczaj głownie główną wylotówką na Poznań, po czym na cmentarz odkuć lody (m.in. kluczem francuskim) i odtajać śniegi (naturalną metodą słoneczną) oraz wymienić wkłady na palne ;)
Z cmentarza koszmarne 300 m błotem po świeżo wyczyszczone wszystko w Meridzie i dalej już szosami jak zwykle - Rokitno, Błonie, Kaski. A tu spotkanie z kol. Meteorem, gdzieśmy pożarli conieco i złapali gumę, ale szczegóły już są u kol. Meteora, to zamiast się powtarzać - linkuję:
http://meteor2017.bikestats.pl/892393,Rowerzysci-w-Kaskach.html
Po rozstajach w Niwie Czerwonej nadal z silnym wiatrem aż do Nieborowa - lajcik i sama przyjemność, średnia prędkość przekraczała 25 km/h. Za Nieborowem postanowiłem wypróbować nowy odcinek trasy Łowicz-Skierniewice - stara trasa kończy się ślepo i błotem oraz jakimś polnym przejazdem nad A1 - nowa estakadą przecina A1 przed Bełchowem, a wzdłuż są pociągnięte asfaltowe drogi techniczne. Tyle w teorii. W praktyce okazało się, że na nowej trasie jest zakaz wjazdu rowerów, a techniczne - na zmianę: asfalt, śnieg, lód, woda :/ Nie było innego wyjścia, trzeba było złamać zakaz wjazdu rowerow i gnać trasą. Zresztą dobrze się stało, bo techniczne dochodzą dołem do A1 i tyle - jedyna możliwość przeskoczenia autostrady to właśnie estakada trasy nur fur blachosmrody :/
Za Bełchowem do Łyszkowic znów z wiatrem (na nowej trasie był dość mocno przeszkadzający boczny) - w lesie miejscami tylko wyjeżdżone koleiny w śniegu, a kawalątek nawet sam śliski lodo-śnieg. Po postoju w Łyszkowicach (pożarte resztki meteoplacuszków plus herbata) znów z mniej lub bardziej bocznym wiatrem na S i SW - no i zaczęły się górki, więc średnia znacznie zmarniała. Kolejny odpoczynek, krótszy - w Kołacinie - tu zaczęło się zmierzchać - i znów górki, aż do Brzezin, gdzie zrobiło się ciemno. Ostatnie 15 km to jednocześnie najgorsza nawierzchnia na całej trasie - dziury (jedna, potężna - zaliczona - na szczęście bez technicznych konsekwencji) i pozapadany asfalt. Ostatni postój 8 km przed metą - zaczęło mnie trochę "odcinać", na szczęście były jeszcze resztki herbaty i czekolady truskawkowej ze Słowacji :) No - i to by było na tyle (i na przedzie).
Sakwy na początku bardzo ciężkie - przybory grobowe plus torba giftów celulozowych dla Meteora i Lavinki oraz termos picia - z czasem na szczęście uległy odchudzeniu :)
Napęd kaloryczny na trasie:
-1 l herbaty o smaku czarno-cynamonowo-gruszkowo-truskawkowo-jogurtowej przesłodzonej miodem lipowym
-0,5 l coli w Kaskach
-pączek z adwokatem i bułka z serem i dżemem w Kaskach
-Meteoplacuszki :)
-ćwierć czekolady "Studentska" o smaku truskawkowym.
I jakoś dało radę: pierwsza seta w tym roku z głowy!

  • DST 104.00km
  • Teren 11.60km
  • Czas 05:02
  • VAVG 20.66km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

...i o jeden dzień dłużej: REKORD ROCZNY WSZECHCZASÓW!

Sobota, 22 grudnia 2012 · dodano: 22.12.2012 | Komentarze 22

Z braku końca świata wycieczka ze Stryjkiem Aardem do Jamboru. Trasa: od M. Ofiarami do Kotoniarskiej, stąd już z Aa. do Wiskitna, dalej na Grodzisko, Kalinko, Modlicę do Tuszyna. Tu odpoczynek w ciepełu w holu Basenu Oceanik, któy okazał się Spokojniutki i gościnny. Potem na Górki i z Górek na pazurek do Dłutowa nad Torfiankę, gdzie zaległa makieta Łosia w skali naturalnej. Potem do końca asfaltu w Drzewocinach i gruntowo do mostu w Karczmach i na działę do Jamboru.
Powrót bardziej asfaltami via Gucin, Ldzań, Dobroń - tu kolejny postój w sklepie "Czwórka", gdzie w wiadrze pływało około czterech niepatroszonych, choć ledwo żywych karpi. Potem do ekspresówki i drogami technicznymi oraz trochę ekspresówką do Ikei, gdzie Stryjek Aa. zjechał z prądem i podjechał pod prąd ruchomych schodów* (*to była pochylnia bez ściemy - @Aard), a ja pożarłem (po ciężkich perturbacjach związanych z problemem o skali przeciętnej Ikei w rozmienieniu 20 zł na drobne) 2 hot-dogi z dodatkami a Aa. zapiekankę. Wkrótce po wyruszeniu spod Ikei pożegnaliśmy się i już samotnie via Rude Opłotki i włączony odsłuch (mix różnych melodii kilku) oraz jeszcze jeden postój na dokończenie herbaty (tuż przy kurach, których jednak nie było) drogą poranną do M.
Rześko nadal - na szczęście wiatr omal niewyczuwalny, chyba z ESE. Sakwy wypchane ciuchem zapasowym, herbatką - 1 l - i sukcesywnie ubywających żryć. A Aa. miał pianki do jedzenia.
A na szóstym kilometrze przeskoczyłem do innego wymiaru rowerokilometrów - dotychczasowy rekord z 2008 r. wynoszący 9097 km przejechanych w ciagu roku padł - i już więcej nie powstanie! :)))
No i 13, szczęśliwa setka w tym roku :)

  • DST 138.70km
  • Teren 1.90km
  • Czas 05:59
  • VAVG 23.18km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa ze zniczami

Niedziela, 11 listopada 2012 · dodano: 11.11.2012 | Komentarze 2

Wycieczka najklasyczniejszą trasą na podwarszawski cmentarz i do Warszawy Zachodniej, skąd powrót PKP do miasta Uć.
Etap 1: od M. via Eufeminów (tu nieco skrótowania gruntami), Brzeziny, Kołacin(ek) do przystanku PKS Kotulin (km 29,5 - 1 h 13 min.). Wiatr umiarkowany tylny i tylno-boczny, zdecydowanie korzystny. Postój pięciominutowy i w drogę!
Etap 2: Kotulin-Łyszkowice-Bełchów-Nieborów (km 30,7 - 1h 12 min.). Wiatr równie korzystny (zwłaszcza do Łyszkowic), a że górki i generalnie z górki, to i nawet jeszcze lepsza średnia niż na etapie pierwszym. Przejazd nad A2 strasznie błotnisty, masakra, po co ja czyściłem wczoraj Meridu? Postój (pod nieborowską Białą Damą) tym razem 10 minut.
Etap 3: Nieborów-Bolimów-Czerw.Niwa-Szymanów (km 23,7 - 1 h). Mimo bardziej bocznego wiatru nadal leciało się jak po maśle, choć już plaskato, więc premii czasowych górskich na tym etapie już nie było.
Etap 4: Szymanów-Kaski-Błonie (km 19,2 - 50 min.). I nagle: bach! Energię odcięło! Tak diametralnie, że boczny wiatr zaczął być coraz gorszym koszmarem, prawie cała tabliczka czekolady pożarta nie zdała się na zbyt wiele - co tu robić? Nic - wlec się... Postój w Błoniu aż 15 minut, ale za to trąbiła dęta strażacka z okazji święta. A propos dęty: z opony wyciągnąłem pięciomilimetrową ostrą blaszkę - cud, że nie skapciał rower, na szczęście wbiła się w najgrubszą część bieżnika :]
Etap 5: Błonie-Rokitno-Płochocin (km 8,6 - 23 min.). Energii starczyło na 8,6 km... W środku niczego zeżarłem ostatnie kostki czekolady, dwa ostatnie tik-taki i dopiłem picie. Wiatr nieco osłabł, za to skręcił na przednio-boczny, co w zaistniałym stanie rzeczy sprawiło, że wleczenie osiągnęło punkt, gdy na plaskatej drodze prędkość spada poniżej 20 km/h :/ Postój trwał 7 minut.
Etap 6: Płochocin-Domaniew(ek)-Pruszków-Duchnice-Konotopa-Bronisze-cmentarz (11,3 km - 33 min.). Energii nadal jak na lekarstwo, ale teren podwarszawski, więc sporo zabudowy osłaniającej od wiatru, za to po drodze 3 strome wiadukty, na które trzeba było wjechać. Na koniec trochę gruntów. Na cmentarzu godzinna regeneracja ;)
Etap 7: Cmentarz-Mory-Warszawa (10,5 km - 34 min.). Wjazd do stolicy już o zmroku ul. Połczyńską - obyło się omal bez ścieżek rowerowych. Z Warszawy Zachodniej PKP na Widzew. Po drodze policzyłem, że być może uda się zmieścić w 6h całości efektywnej jazdy, stąd:
Etap 8: Widzew-M. Czasówka mimo zmordowania - i to przeważnie ścieżkami rowerowymi, bo akurat tak się światła poukładały (5,2 km - 14 min.)
No i co? No i 5 h 59 minut, tadam!
W odsłuchu po drodze mnóstwo, a sakwy do cmentarza zazniczone, potem już pustsze.

  • DST 144.90km
  • Teren 3.20km
  • Czas 06:05
  • VAVG 23.82km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Wawy via jedna nowa gmina

Wtorek, 9 października 2012 · dodano: 09.10.2012 | Komentarze 8

Wycieczka klasyczną trasą na Wawę z odbiciem na N celem zaliczenia pewnej nowej gminy ;)
Od M. via Brzeziny, Kołacin(ek), Łyszkowice do Nieborowa. Na tym odcinku silny wiatr z SW, wybitnie pomagający - średnia na pierwszych 60 km wyszła grubo ponad 25 km/h, co jak na możliwości Meridy (a zwłaszcza moje, nadal pochorobowo-chorobowe) jest wynikiem znaczącym.
Przed Nieborowem dziwaczna górka-przejazd usypana z ziemi nad A2; z Nieborowa do Bolimowa ze wzmagającym się - i stopniowo skręcającym na WSW wichrem. Za Bolimowem odbitka na Nową Suchą, co spowodowało, że wiatr zamiast pomagać, zaczął już trochę przeszkadzać. Na szczęście na odcinku paru kilometrów dzielnie nam pomógł ciągnik z dwiema przyczepami, pod którego pęd (zasuwał ok. 27 km/h) śmy się podczepili. W końcu jednak okazał się nieco za szybki, a potem to w ogóle skręcił, jak to ciągnik. Za Nową Suchą znow z wiatrem, ale cóż z tego, skoro koszmarny asfalt pełen wyrw aż pod Szymanów prawie. Na tym odcinku zaliczyliśmy nową gminę - Sochaczew :)
Szymanów został ominięty od północy (via Mikołajew) i dalej na Kaski już tradycyjnym szlakiem na Warszawę. W Kaskach postój pod sklepem (0,5 l coli; pączek z czekoladą i nadzieniem kawowym - mniam - oraz bułka z serem. To cały prowiant, oprócz wody z sokiem podczas dzisiejszej przejażdżki!).
Ciąg dalszy wycieczki jak zwykle - Błonie, Rokitno, Józefów, a następnie wzdłuż A2 północnymi skrajami Pruszkowa i Piastowa.
Po przebiciu się do ul. Połczyńskiej w Wawie prosto na Dworzec Zachodni i powrót na Uć Pekapem, a następnie rowerem do M.
Fajnie było! :)

  • DST 123.90km
  • Teren 2.70km
  • Czas 07:11
  • VAVG 17.25km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rydwan z M.

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 6

Od M. z M. w narastającym upale popychani dość silnym wiatrem z E nad Rydwan klasyczną trasą via Brzeziny, Kołacin i Łyszkowice. Tam dwugodzinne byczenie i sporo pływania żabą.
Powrót pod tenże wiatr, a w dodatku do miasta Uć (a więc zdecydowanie pod górkę), co zaowocowało sporym zmęczeniem. Po powrocie jeszcze wspólna dokrętka na męcz Pl-Cz (0:1) do kol. Karoliny, gdzie mnóstwo pizzy i inne atrakcje kulinarne, a następnie powrót grubo po północy do M. - dzięki temu M. ustanowiła nowy rekord długości trasy w całkiem (jak na warunki wietrzno-termiczne oraz ilość podjazdów) dobrym czasie :)
Cała trasa z sakwami i Komedą w odsłuchu.
W kołacińskim sklepie przypadkowe miłe spotkanie z koleżanką z klasy :)

  • DST 116.80km
  • Teren 3.10km
  • Czas 05:02
  • VAVG 23.21km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rydwan na luzaku

Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 0

Korzystając z freemonday'u - od M. nad staw Rydwan via Brzeziny, Kołacin, Łyszkowice z zawijką do Jamna i dalej bocznymi - na koniec piaszczystymi duktami przez las.
Następnie blisko 4h byczenia się do upadłego i pływaniny.
Z powrotem początkowo obok kopalni piasku, a od krzyżówki z szosą łowicką jak wcześniej.
Wiatr umiarkowany, stopniowo wzmagający się - z E: na początku bardziej przeszkadzał, za Łyszkowicami już pomógł w wyścigach z gimbusem; podczas powrotu silny, do Łyszkowic w twarz, potem bardziej boczny, a gdy miał być już (za Kołacinem) w plecy - zdechł był.
Przelot w odsłuchu sponsorowała Komeda. Z plecaczkiem (nieco wypchanym).

  • DST 114.70km
  • Teren 2.80km
  • Czas 07:07
  • VAVG 16.12km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Sul.

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0

Nowy rekord M. :)
Od M. via: Wiśniowa Góra, Stróża, Wola Rakowa, Pałczew, Wardzyń, Dalków, Czarnocin. W Czarnocinie bajeczny splot okoliczności w postaci trzech kolejnych traktorów jadących w pożądanym kierunku, co pozwoliło w przyjemny i niemęczący sposób pokonać czarnocińską górkę :) Następnie Wola Biskupia, gdzie postój pod sklepem na krzyżówce (żryć! pić!) w zacnym towarzystwie kilku starszych wiekiem szosowców - jeden z nich (wg jego słów) jeżdżąc od 50 lat nastukał na rowerze ok. 600 000 km... Z Woli Biskupiej via Kiełczówka, Baby, Lubiatów, Świątniki do Wolborza, gdzie rundka wokół rynku i popas pod pałacem. Z Wolborza, po przedarciu się przez nieustająco rozgrzebaną gierkówkę via Młoszów i Golesze do Bronisławowa, gdzie na samym końcu piaszczystego półwyspu zażyto pierwszej w tym roku kąpieli w otwartym na czynniki atmosferyczne zbiorniku wodnym.
Po 2,5 h byczenia powrót podobnie do Kiełczówki (po drodze zawarto bliższą znajomość z pałacem w Lubiatowie), kolejny popas pod kultowym sklepem w Woli B., a dalej via Tychów, Rzepki, Wolę Kutową, Modlicę, Kalinko, Kalino, Stefanów i Uć.
Nad zalew wiatr przedni, lub boczny, niezbyt silny - na powrocie całkiem z tyłu, bo się korzystnie obrócił.
Wycieczka z plecaczkiem - ostatnie 30 km ciężkim, bo z żarciem na kolację zakupionym w Woli B.
Bez odsłuchu.

  • DST 185.70km
  • Teren 12.50km
  • Czas 08:32
  • VAVG 21.76km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gminobranie w upale: Cielądz, Regnów, Sadkowice, Biała Rawska

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 01.05.2012 | Komentarze 2

Od M. na wschód regionu via Koluszki, Budziszewice, urokliwą doliną Rękawki do Czerniewic, gdzie wielkie rozkopy wzdłuż gierkówki oraz drewniany kościół o zapachu wszystkich drewnianych kościołów. Dalej na Lipie (gdzie ruiny aż dwóch cegielni - w tym jednej dwuczęściowej), Krzemienicę (malowniczy żabi staw z przeglądającą się w lustrze wody pozostałością jakiejś bardzo starożytnej kapliczki i kościołem na wzgórku), Chociw (średniociekawy dwór, za to jakaś ruina obok). Stąd szosą i gruntówką do pierwszej niezaliczonej wcześniej gminy (Cielądz) - po drodze resztka wiatraka. Z Cielądza na Regnów (gmina nr 2), gdzie zaczęło się robić biało od kwitnących sadów jabłoniowych i na Sadkowice (gmina nr 3) - jak sama nazwa wskazuje (prawie) same kwitnące sady. Z Sadkowic na będącą w rozkwicie Białą Rawską (gmina nr 4) - po drodze Szwejki Wielkie, Małe i Nowe. Takie wsie znaczy, a przynajmniej drogowskazy. Od Białej, gdzie padła setka (sympatyczna ta Biała, choć mała) na abarot na Łódź w kierunku Rawy - szosa jak marzenie, szeroka, gładziuchna...po odbitce w prawo za Kaleniem, celem ominięcia Rawy nieco bokiem, przez Żydomice i skrajem miasta nad rawski Balaton, czyli zbiornik Tatar, gdzie nieco popasu i moczenia się w wodzie. Z Rawy przez Dziurdzioły (od dzisiaj inaczej nie mówię na stan nawierzchni większości polskich dróg!) faliście, a potem dłuuuuugim podjazdem i krótkim zjazdem do Żelechlinka, gdzie popas kolejny, bo sklep. Z Żelechlinka na Żelechlin, Węgrzynowice-Modrzewie i 6 km ładnego duktu leśnego z zabytkową dębiną i jednym ze źródeł Rawki w postaci kałuży po drodze. Wyjazd w Starym Redzeniu, dobitka na główną Tomaszów-Koluszki, postój w Słotwinach przy stacji, dalej na rondku w Koluszkach w prawo na Katarzynów i pokrętny objazd Koluszek od północy - po drodze m.in. pamiątkowy kamień ku czci Żydów, ogrodzenie od cmentarza ewangelickiego w Erazmowie (nic innego nie zostało), wszelkie atrakcje Tworzyjanek, Lisowic i Rochny i znów poranną trasą przez Przanówkę, Kolonię Gałkówek i Eufeminów oraz Wiączyń Dolny i już znów Uć.
Cały dzień potworny upał (wg http://www.bms.toya.net.pl/temperatura/ ), temperatura w cieniu (a było go na trasie b.niewiele) doszła dziś do 36 stopni, a w słońcu (było go b. dużo...) do 51.
Wiatr dość słaby (nie licząc jakiegoś nagłego wiru pod Rawą), cały czas z prawej, czasem trochę przedni, rzadziej - tylny,rano z E, potem z S, w południe z E, wieczorem z N, potem znów z E.
Bezsakwowo, napęd: 3 wafelki "Princessa", 2 litry coli, 1,5 litra wody gazowanej, 1 litr wody niegazowanej, ponadto duża jogobella wtrąbiona w Sadkowicach.
Plecaczek raz trochę cięższy, to znów lżejszy (to zależało od stopnia wypicia picia); bez odsłuchu.
Po powrocie zeżarto 10 parówek i coś tam jeszcze.. ;)

  • DST 136.00km
  • Teren 2.20km
  • Czas 06:21
  • VAVG 21.42km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nibydwudniówka: dzień drugi - rekordy, rekordy...

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 4

Od wczesnego rana z M. spotkaną w Sokolnikach kijkowo przez las do Ozorkowa na I Mistrzostwa Ziemi Ozorkowskiej w Nordic Walking.
Trasa marszu na zawodach de iure 10 km, de facto - 11,4 km. Zrobiona (bez podbiegania rzecz jasna) w 1 h 12 min. i 9 sek., co dało średnią 9,72 km/h i tytuł mistrzowski ;)
Z zawodów znów o kijkach przez las do Sokolnik - łącznie więc na piechotę ok. 20 km tego dnia.
Krótki odpoczynek w postaci grabienia igliwia (bąble na dłoniach;) i późny, bo dopiero o 14.33 wyjazd z Sokolnik bez M. rowerem na gminobranie (znów z kijkami przytroczonymi i wszystkimi gratami w plecaczku) na Ozorków - Parzęczew - Wartkowice (tu nowa gmina nr 1). Dotąd pod porywisty wiatr z W/SW prosto w paszczę burzy, która nieco później raczyła podtopić Zgierz i trochę Łódź ;) Z Wartkowic odbitka na Świnice Warckie (nowa gmina nr 2) i uniknięcie skrajem chmury. Odtąd do Stolicy Polskiego Palanta, czyli Grabowa (gmina nr 3) przy bocznym wietrze i słońcu. Z Grabowa prosto na wschód do trasy nr 1 dość podłym asfaltem (za Siedlcem chwila z nowym asfaltem, a potem prawie 2 km znośnej gruntówy) do Krężelewic (gmina nr 4 - Daszyna). Po przecięciu małym zygzakiem jedynki dalej na wschód - niestety prosto w kolejną paszczę kolejnej grozy - w Prądzewie zrobiło się czarno - dogoniłem ją! Podziwiając przelotnie miejscowy dwór w kolorze czarnym i walcząc z coraz bardziej porywistym wichrem (tym razem dobrodziej raczył powiać z S, czyli boku), w spadających pierwszych ogromnych kropach nadciągającej nawałnicy, zdążyłem schronić się i pół roweru pod mikrodaszkiem nieczynnego spożywczaka w Rybitwach (gmina nr 5 - Witonia). Rybitwy lubią pływać - to i popłynęły...Obserwowanie walących wokół piorunów zajęło aż 3 kwadranse przymusowego postoju - zrobiła się blisko 19.00, a do M. jeszcze ponad 6 dych! W końcu postanowiłem jechać - i wtedy przestało padać, a na niebie pojawiły się całkiem niezależnie dwie różne tęcze, choć w tych samych kolorach ;) Zrobiło się również bezwietrznie. Przez Orszewice, Górę Świętej Małgorzaty, Ambrożew - tu nagle opadło mi... siodełko, mało co się nie zsunąłem z roweru w pełnym pędzie! Po dokręceniu via Skotniki do Modlnej. Od Modlnej (km 93,8) na światełkach w zapadającym zmroku i z coraz bardziej bolącym kolanem (to od tych walk z wiatrami) - kolejne postoje (Kębliny, Stryków, Byszewy) coraz częstsze, prędkość coraz gorsza... W kompletnych ciemnościach i dużym zamgleniu oraz bardzo już głodny (cały napęd rowerowy stanowiła litrowa butelka coli), do M., zaliczając po drodze jeszcze kilka paskudnych dziur po ćmaku.
Całość dnia, jeśli chodzi o wysiłek, a wliczając kijkowanie, oceniam na grubo ponad 2 stówy normalnej jazdy przy neutralnym wietrze. Straciłem ponad 2,5 kg.
A teraz...idę na rower ;P