Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 89786.58 kilometrów - w tym 3463.38 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.00 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2025 button stats bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

5. Nieśpiesznie z M.:)

Dystans całkowity:13551.27 km (w terenie 1184.91 km; 8.74%)
Czas w ruchu:662:45
Średnia prędkość:20.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.62 km/h
Suma podjazdów:23290 m
Maks. tętno maksymalne:180 (100 %)
Maks. tętno średnie:125 (69 %)
Suma kalorii:141356 kcal
Liczba aktywności:263
Średnio na aktywność:51.53 km i 2h 31m
Więcej statystyk
  • DST 66.90km
  • Teren 2.30km
  • Czas 02:47
  • VAVG 24.04km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podlasie Egzotyczne - dz. 3: Walka z wiatratatarami

Środa, 8 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 7

Trasa:
Supraśl - Podsokołda - Sokołda - Kopna Góra - Wierzchlesie - Stara Kamionka - Bobrowniki - Bohoniki - Malawicze Górne i Dolne - Wojnowce - Zubrzyca - Miszkieniki - Babiki - Samogród - Usnarz Górny - Grzybowszczyzna - Jurowlany - Krynki

Od rana ruszyliśmy pieszkom na zwiedzanie Muzeum Ikon i cerkwi (w odbudowie wewnętrznej, ale za to Pan Pop Przewodnik dał nam prosforę - takie ciasteczko opłatkowate) - po drodze miejscowe cmentarze z zabytkowymi kaplicami, jakieś koniki obok. Muzeum bardzo ciekawe i nastrojowe - światło plus dźwięk - i mnóstwo ikon. Potem spiesznie wróciliśmy na kwaterę po rowery, pożegnaliśmy Dyzia (wciąż ze wstążkami) - i w samo południe ruszyliśmy tym razem szosowo do arboretum w Kopnej Górze. Od rana silnie wiało z NW - więc początkowo, w puszczy nie było źle - ale później jeszcze dało nam owo wianie solidnie w kość! Póki co mknąc przeważnie bardzo dobrym asfaltem osiągnęliśmy Kopną Górę - gdzie znajduje się cmentarz powstańców listopadowych oraz arboretum - co ciekawe imienia powstańców - ale styczniowych. Po obejściu z rowerami arboretum (zbyt wczesna wiosna na jakieś spektakularne rozkwity - ale miejsce ładne) - skręciliśmy na północ - w kierunku Sokółki. Póki jeszcze kilka km jechaliśmy przez puszczę - z wiatrem było jako tako - ale po wyjechaniu na Sokólskie Pagórki - łyse jak Pokład Idy (i znane z wiatraków) - zaczęła się istna walka - z wiatrami. Chwilami wicher wręcz nas zatrzymywał, a będąc nieco skośnym (w lewy pysk) - próbował zrzucać z drogi. Z tego odcinka, oprócz męki, zapamiętałem jeszcze tablicę informującą o tym, że znaleźliśmy się w strefie zagrożonej afrykańskim pomorem świń! "Od głodu, chłodu, etc., powietrza oraz wiatrów - racz nas chronić Panie Allahu!" ;> Naszym kolejnym celem chwilowym była bowiem pierwsza z dwóch tatarskich wsi w tych okolicach - czyli Bohoniki. Przed Bohonikami nieco skręciliśmy na wschód, więc wiatr zaczął bardziej współpracować - ale dopiero od Malawicz lecieliśmy jak na skrzydłach na SES. Tymczasem do Bohonik dobrnęliśmy mijając niezbyt malownicze hałdy piachu kopalni owegóż, a potem jakimiś skrótami terenowymi - meczet był zamknięty, na klamce wisiała kartka z numerem telefonu do Pani Otwieracz- niestety - nikt nie odbierał... Podjechaliśmy więc za to do mizaru - czyli cmentarza muzułmańskiego, ukrytego wśród wiekowych sosen na jakimś pagórku. Miejsce robi spore wrażenie, choć przeważają na nim współczesne groby - ale na każdym, zamiast krzyża - półksiężyc... Stara część cmentarza, przypomina z kolei cmentarz żydowski - zamiast macew stoją tu płaskie kamienie postawione na sztorc, skierowane w stronę Mekki.
Z Bohonik po chwili dotarliśmy do wspomnianych wcześniej Malawicz - tu ruina wiatraka - i z wiatrem (choć początkowo pod górę - na najwyższe wzniesienia pod Sokółką - tzw. Wojnowskie Góry) pomknęliśmy asfaltem przez senne przygraniczne wioski w stronę Krynek. Po drodze obejrzeliśmy jeszcze trzy cerkwie - położoną w szczerym polu w Samogrodzie (gdzie nas powitały przesympatyczne pieski z plebanii) - oraz dwie w Jurowlanach. W międzyczasie uciekliśmy jeszcze przed czarną chmurą typu gradowego, która nas postraszyła na pustkowiach za Babikami - na szczęście jakoś się rozmyła. Za Jurowlanami słonko zaszło, więc o pierwszym zmroku dociągnęliśmy do Krynek - i tu, w pokojach gościnnych miejscowego Domu Kultury, w warunkach nieco siermiężnych, ale schludnych i niedrogich zalegliśmy na kolejną noc.

Nowe gminy: Szudziałowo, Sokółka, Krynki.


  • DST 58.90km
  • Teren 41.90km
  • Czas 03:08
  • VAVG 18.80km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podlasie Egzotyczne - dz. 2: Knysze i Puszcza Knysz.

Wtorek, 7 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 2

Trasa:
Czechowizna - Knyszyn - Chraboły - Kopisk - Karczmisko - Czarna Wieś Kościelna - Czarna Białostocka - Jałówka (nr 1) - Supraśl

Ranek wstał pochmurny, ale silny wiatr z W szybko przegnał chmury. A skoro z W - to znaczyło sprzyjający powiew! :D Na początek koła skierowaliśmy z powrotem ku Knyszynu, celem oddania kluczy od chałupy - spotkany po drodze sympatyczny pan dziadek na rowerze posnuł przez chwilę opowieści o tym, jak jeździł na rowerowe pielgrzymki po całej Polsce i że pochodzi z Krakowa. W Knyszynie zaczęliśmy poszukiwania knysz - takich do żarcia nie znaleźliśmy, ale za to w miejscowej informacji tur miła pani informator obdarowała nas książkami pełnymi lokalnych opowieści pt. "Knysze" :) W ogóle sympatyczne nastawienie lokalnej ludności (i zwierząt!) do rowerzystów oraz brak asfaltu to chyba najbardziej charakterystyczne cechy wschodniego Podlasia - a przykłady tego mieliśmy w następnych dniach praktycznie codziennie!
Po dość pobieżnym obejrzeniu miasteczka (nie było czasu na więcej - musieliśmy dotrzeć najpóźniej na 16:00 do Muzeum Ikon w Supraślu! - z czego i tak nic tego dnia nie wyszło, ale mowa o tym będzie poniżej) ugrzęźliśmy na trochę na miejscowym kirkucie - niezwykle oryginalnym, bo założonym na groblach pomiędzy dawnymi sadzawkami królewskimi. Dzięki takiej kombinacji do dziś przetrwały i sadzawki - i cmentarz!
A potem zaczęły się charakterystyczne piaszczysto-żwirowe drogi, zastępujące w tych stronach boczne wiejskie asfalty - ciągnące się kilometrami pyło/błoto(w zależności od tego, kiedy ostatnio padało)strady - szerokości takiej, że 2-3 auta mieszczą się obok siebie. I taką właśnie pyłostradą dojechaliśmy do wsi Chraboły - chwila asfaltu - i znów żwirówką zagłębiliśmy się w Puszczę Knyszyńską. To prawdziwe ostępy - ponoć krajobrazem najbardziej z polskich lasów zbliżone do tajgi! Wśród wiekowych świerków i sosen rosnących na silnie pagórkowatym terenie jechało się z wiatrem szybko i przyjemnie - do momentu, gdy M. spadł łańcuch. Szybko naprawiliśmy, pogadaliśmy chwilę z kolejnym sympatycznym rowerzystą (z Białegostoku) - i zaraz ukazała się kolejna klimatyczna wioska - Kopisk położony na pagórkowatej polanie wśród lasów. Znów kawałeczek asfaltu - i kolejnych kilkanaście kilometrów szutru do zapadłej w lesie wsi - Karczmiska - z malowanymi drewnianymi chałupami. Potem nieco się ucywilizowało, bo dojechaliśmy do Czarnej Białostockiej - tu (na wjeździe) śródleśny zalew - a na przeciwległym krańcu miasta - fikuśna nowa cerkiewka. I znów lasy i lasy... Zamiast pojechać szlakiem rowerowym (pełno ich w Puszczy Knyszyńskiej i jej okolicy), postanowiliśmy skrótować wzdłuż torów dawnej leśnej kolejki, bo czasu było już trochę mało. Niestety - droga najpierw się zrobiła nie w tym kierunku, potem niewyraźna, a na koniec ugrzęzła w jakimś bagiennym śródleśnym rezerwacie - a my wraz z nią. Na szczęście jacyś miejscowi miłośnicy przyrody pokazali nam, jak wrócić na szlak rowerowy - ale w efekcie nie było już szansy tego dnia na Muzeum Ikon. Mimo to dojechaliśmy szutrami (m.in. przez kolejną klimatycznie zapadłą wioskę o nazwie Jałówka) do przedmieść Supraśla w miarę wcześnie - więc odwiedziliśmy (właśnie się zamykającą;) informację tur i zjedliśmy miejscowe specjały w restauracji, odprowadziliśmy rowery na naszą kolejną kwaterę (powitał nas czarny pudel z czerwonymi wstążkami w uszach o imieniu i nazwisku Dyzio), trochę je (znaczy rowery, a nie wstążki ani uszy) umyliśmy z puszczańskiego błota wężem ogrodowym - i ruszyliśmy na abarot pieszkom na niespieszną przechadzkę o zmierzchu po nastrojowym Supraślu - główna ulica pełna jest starych, ale ładnie odrestaurowanych drewnianych domków tkaczy, przy rynku pyszni się pałac Bucholtza, a kawałeczek dalej nad miasteczkiem góruje zespół klasztorny i ogromna obronna cerkiew, odbudowana niedawno ze zniszczeń wojennych. W ogóle pięknie odrestaurowany Supraśl (troszkę przypominający może nawet Kazimierz nad Wisłą) objawił nam się niczym perełka wrzucona między ostępy - całkiem nierzeczywiście prezentując się wśród wiekowej puszczy. Wracając już po ciemku obeszliśmy nadrzeczny pasaż - i kilka innych ciekawych miejsc - pod ratuszem spotkaliśmy miziastego kota z ogonem jak wiewiórka i sympatyczną panią, pod Domem Ludowym - jeża... Na kolację zaś spróbowaliśmy już na kwaterze m.in. lwowskiego piwa (bliższych, oprócz znanej nam Łomży w sklepie nie mieli;) Po czym złapały mnie w nogach takie skurcze, jakbym 100 lat na rowerze nie jeździł... Niedobrze!

Nowe gminy: Dobrzyniewo, Czarna Białostocka, Supraśl.


  • DST 14.50km
  • Teren 2.10km
  • Czas 00:39
  • VAVG 22.31km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podlasie Egzotyczne - dz. 1: A kysz do Knysz!

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 12

Trasa:
Od M. rowerowo na Uć W. (dalej pociągowo) - Wawa PKP - Siedlce PKP - Czeremcha PKP - Białystok PKP - Knyszyn PKP - (dalej rowerowo) Knyszyn - Czechowizna

Wiosenna majówka w kwietniu z M., czyli zaległy urlop z zeszłego roku postanowiłem spędzić na najbardziej zadupiastej części Podlasia. Jakem wymyślił - takeśmy pojechali!
Od rana w mieście Uć śnieżyło nieco, ale szybko dojechaliśmy na dworzec - i dalej z czterema przesiadkami pięcioma ciapągami trzech spółek kolejowych dotarliśmy w 8h do przedsionka dziczy, czyli na stację Knyszyn. Przesiadki były szybkie i sprawne, zaś konduktorzy: ucki - przemiły (pozwolił nam jechać w jedynce, mimo, że bilety opiewały na dwójkę, ale jedynka była ostatnia, więc tam właśnie wstawiliśmy rowery) oraz przedostatni (z Czeremchy) - bajarz-jajarz zagadujący każdego nomen-omen po kolei ;)
Po drodze się ładnie rozchmurzyło, ostatnie płachty śniegu znikły jeszcze przed Lipcami, a za Bugiem wyszło ładne słońce, więc po ostatecznym wysięściu z pociągu było miło, choć pod nieco przeszkadzający wiatr, a że z sakwami, więc nienajszybciej. Ze stacji Knyszyn dojechaliśmy do samego miasteczka, tam odebraliśmy klucze od domku agroturystycznego od pani właścicielki - i kilka kilometrów za miastem, we wsi nad Jeziorem Imienia Króla Ostatniego z Jagiellonów zalegliśmy na pierwszy nocleg - w stuletniej chacie, całej pustej i do naszej dyspozycji - włącznie z kominkiem i drewnem doń - i dobrze, bo było w środku na wejściu +8 stopni ;) Udało się jednak nagrzać chałupę do +24 stopni w kuchni i +17 w pokoju, więc tragedii nie było, a nawet bardzo miło i klimatycznie :)

Nowe gminy: Krypno i Knyszyn.


  • DST 19.50km
  • Teren 0.80km
  • Czas 00:49
  • VAVG 23.88km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć z kawką, kijami, strzałami i pianami

Niedziela, 8 marca 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 4

Rankiem słonecznym i mało wietrznym wraz z M. i przytroczonymi kijami (do, jak to kiedyś ujął translator "północnej choćby") do Maka na kawkę - tym razem były kapucincina :) Merida zgrzytająca zaś od rdzy, soli i błota pozimowego, aż łańcuch zaczął strzelać!
Z Maka na ostatnie z zimowego cyklu kijowe zawody w choćbie w Parku Trzymaja. Po zajęciu niezłego, bo ósmego (na startujących szefsiesięciu jakoś cośtam) - powrót przez park - i do myjni bezdotykowej ("zły dotyk boli całe mycie!" (c)aard). Oba rowery wyszorowane za kwotę 3 zł, następnie smarowanie - i via pętelka (co by obeschły) - na abarot do M. Po drodze jeszcze miłe rowerowe spotkanie z kol. Doktorkiem - "etatowym" fotografem na kijowych zawodach :)
Sakwy lekkie, wiatr z południa umiarkowany. Upał! - gacie 3/4 i tylko jedna cienka bluza polarowa bez koszulki!


  • DST 53.70km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 24.60km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dobra powstańcza z dobrami pożywnymi

Niedziela, 22 lutego 2015 · dodano: 22.02.2015 | Komentarze 11

Od rana z M. i przytroczonymi kijami na II Marsz Powstańca do Dobrej. Na początku jakoś ciężko, ale potem się rozruszałem - a w marszu (6 km po pagórkach i polach oraz pustaciach i błotach), na 83 startujących zająłem 14 miejsce z czasem poniżej 42 minut, co jak na regularnie praktykowane niechodzenie jest wynikiem niemal rewelacyjnym ;)
Po marszu, w ramach opłaty startowej - co następuje:
-medal srebrny na tasiemce w kolorach flagi
-torba kosmetykow
-herbaty ile się chciało :)
-jabłek ile się chciało :))
-grochówki powstańczej na wędzonce z chlebkiem - ile się chciało :)))
-oraz jeden napój energetyczny z mirtu brazylijskiego :-O
Powrót mniej spieszny, z odpoczynkami, bo generalnie pod Uckie Pagórki.
Pogoda przyjemna - bez opadów i upału, a wiatr słaby eN-owy - rano więc w pysk, a na powrocie - pomógł.
Sakwy ze zdobyczami - dzień udany więc bardzo :)

  • DST 21.70km
  • Teren 8.20km
  • Czas 01:09
  • VAVG 18.87km/h
  • Temperatura -8.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiączyńskie wymrażanie

Sobota, 27 grudnia 2014 · dodano: 27.12.2014 | Komentarze 4

Po kilku dniach lania i wiania nieco przyprószyło i porządnie zmroziło - a że świąteczne obowiązki odbębnione - trzeba było się wreszcie ruszyć dojakiegośbylegdzie;) Pojechaliśmy więc na krótką przejażdżkę z M. do Wiączyńskiego Lasu - M. chciała koniecznie nieszosami, więc władowaliśmy się w zamarznięte koleiny z błota (patrz: średnia prędkość wyjazdu i liczba km w terenie;) - odwiedziliśmy m.in. największy pepoż leśny i Wiatę Pod Dębami - w obu miejscach termikę ratował nam termos z litrem herbatki malinowo-poziomkowo-zielono-cytrynowo-żeńszeniowo-miodowej. Ale potem zrobiło się już dość koszmarnie (chyba kwestia braku przyzwyczajenia tej zimy do mrozu - bo, mróz - i owszem - ale bez przesady), więc szybko skonsumowałem jabłecznik - i wróciliśmy przez Jędrusiów o pierwszym zmroku.
Sakwy z termosem i ciastem, wiatr słaby (ale nieprzyjemnie przenikliwy) z NE i E, las ładnie pobielony :)
275 wyjazd w tym roku - czyli, jeśli chodzi o częstotliwość wyjazdów - rekord zeszłoroczny wyrównany :)


  • DST 5.10km
  • Czas 00:12
  • VAVG 25.50km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć przymglono-przymulona

Niedziela, 7 grudnia 2014 · dodano: 07.12.2014 | Komentarze 10

Z okazji urodzin M. wspólna wyrypa do pobliskiego Pepperoncincino na Festiwal Muli.
Zjedzono, co następuje: misa muli w białym winie z grzankami i jakimś pieczywkiem z masełkiem czosnkowym, pizza z pikantnym salami i różnymi innymi mniamami, 2 rodzaje oliwy oraz dzbanek herbaty.
W jedną stronę - w mgławce - kolejno: kierowca, który koniecznie chciał być chamski - i był - mimo, że mu ustąpiłem braku pierwszeństwa przejazdu; niewidoczny dziadek-rowerzysta na dedeerówie (w ostatniej chwili ominięty lewą) i potłuczona butelka. I to na przestrzeni niecałych trzech kilometrów.
Z powrotem M. zmulona, ja zpiccony - ale już tylko we mgiełce i bez zbędnych przygód ;)
Sakwy puste.


  • DST 57.40km
  • Teren 2.20km
  • Czas 02:19
  • VAVG 24.78km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grabienie nad Grabią - dz. 3

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 2

Rano nad rzeczkę opodal krzaczka (i maślaczka - były dwa!) na generalne mycie rowerów - a po zebraniu resztki grzybów (kurki, kilka maślaków, jeden podgrzybek) z działki - na Uć inną trasą niż w tamtą stronę. Najpierw więc do szosy, by minąć gliny (i piachy po pachy;), a potem już (przeważnie) stałą trasą powrotną - ale z odbitką na Pawianice, gdzie z kolei krótkie porządki na rodzinnym cementarzu. Ponieważ nie chciało nam się przebijać przez miasto, a potem drugie (czyli Uć), więc wykręciliśmy na Rzygów (w ten sposób przebijając się przez miasto trzecie - ale w końcu nie jest to powalająca nikogo metropolia;) - oczywiście stałą trasą przy CiaPtaku i dalej na Głodzisko (gdzie ciasteczka i pić) - i już za trochę byliśmy w Wiskwitnie, gdzie jakże częsty w tym miejscu koncertowy zachód słońca. Do chaty dojechaliśmy więc znów o zmroku.
Sakwy chyba jeszcze cięższe niż w tamtą stronę - musiałem zabrać na zimę trochę działowych gratów (i dwa opasłe Grzesiuki do poczytania;) - a wiatr dziś był niby niezbyt silny, ale z SE - więc momentami męczący. No i napęd, mimo mycia wodą w rzeczce wciąż trochę zagliniony, a gnaty po grabieniu nieco strzykają, więc jazda całkiem bez polotu, choć średnia nie najgorsza. No, ale pracowity długi wolny weekend można uznać za zrealizowany zgłodnie z planami :)


  • DST 2.00km
  • Teren 0.10km
  • Czas 00:05
  • VAVG 24.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grabienie nad Grabią - dz. 2

Poniedziałek, 10 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 1

"Najdłuższa" wyrypa tego roku: po 6 godzinach grabienia powierzchni leśnej o rozmiarach blisko 1000 m2 oraz wynoszenia urobku (liście typu dąb, dąb czerw., brzoza, czeremcha, a także igliwie i ktokolwiek co jeszcze wie) na kopiastą styrtę - już po ciemku myk do jamborowego sklepiku po wiktuały, co by z głodu nie zemrzeć. I na działę na abarot - jeeeeść! ;)


  • DST 52.90km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 24.80km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grabienie nad Grabią - dz. 1

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 0

Wczesnym popołudniem ruszyliśmy z M. do Jamboru w celu zagrabienia ziem oliścionych na dziale.
Pogoda od rana typowo liściopadowa: mgiełka, słaby wiatr z E. Jechało się bardzo dobrze i przez Tuszyn, gdzie postój na cmentarzyku ewangelickim z fragmentem macewy(?). Jeszcze przed Tuszynem mgiełka zamieniła się w mgławkę - na szczęście niezbyt uciążliwą, ale i tak podczas postojów, czekając na M. nieco wymarzałem, zaś podczas jazdy było mi z kolei trochę za ciepło. Ale mimo to leciało się, zwłaszcza drugą część trasy równie wyśmienicie jak pierwszą - wiatr co prawda zmienił kierunek na ESE-smański i przybrał na sile, ale jakoś to wcale nie kolidowało z niczym. Na koniec jeszcze przeganianie wściekłych pinczerów w miejscu, gdzie poprzednio też przeganiałem i 1,5 km koszmarnego błota o podłożu gliniastym - i utaplawszy po raz wtóry Merysię w ciągu ostatnich kilku dni (a także eM.-ową Trinity) o zmroku dotarliśmy na miejsce.
A po ciemku jeszcze piesza wyprawka na maślaki nad rzeczkę opodal krzaczka, ale mimo latarki nic nie znaleźliśmy. Wyzbierane niestety.
Sakwy cały dzień ciężkie, działkowo wypchane.