Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 87018.80 kilometrów - w tym 3397.63 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 22.99 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

7. Zagramanicznie

Dystans całkowity:3042.09 km (w terenie 162.79 km; 5.35%)
Czas w ruchu:146:59
Średnia prędkość:20.70 km/h
Maksymalna prędkość:57.35 km/h
Suma podjazdów:10927 m
Suma kalorii:53720 kcal
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:72.43 km i 3h 29m
Więcej statystyk
  • DST 101.83km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 22.63km/h
  • VMAX 39.64km/h
  • Kalorie 4278kcal
  • Podjazdy 491m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Siną Dal(arnę) - dz. 7: wszystko dobre, co się setką kończy!

Piątek, 14 czerwca 2019 · dodano: 14.06.2019 | Komentarze 5

Pół dnia nerwów, bo okazało się, że komórka nie chce się ładować, co stworzyło od razu wiele potencjalnych problemów natury kontaktowo-trasośladowo-nawigacyjno-fotograficzno-wszelakiej: w pierwszym miasteczku po drodze (Vansbro) w serwisie pan zdiagnozował wciśnięcie się do środka styku i nic nie mógł poradzić poza tym, by w Malung (drugie i ostatnie miasteczko na kolejne 2-3 dni!) też zajrzeć do serwisu. Tu z kolei poradzili, by jechać do Mory (owszem, będziemy, za jakieś 4 dni), ale pan oprócz tego podłubał w gnieździe, popsikał jakimś oczyszczaczem i... zaczęło ładować. Co nie znaczy, że tak już będzie do końca.
A ponadto: jazda przez wzgórza i piękną dolinę Dali Zachodniej, pogoda ponownie słoneczna, choć bez wielkiego upału. Do Malung przeszkadzał jednak wiatr z W, potem już było lżej, ale ogólnie to i tak ciężko, bo przeważnie podjazdy: niezbyt strome, ale długie.
Trasa do Malung: 
https://www.relive.cc/view/e1337771077
Trasa od Malung za Limę(!) - z kolejnym noclegiem z szumiącą na szypotach Dalą Zachodnią:
https://www.relive.cc/view/e1337965799
Ponadto na zewnątrz wciąż jest jasno mimo zbliżającej się północy - prawdziwa biała noc!

  • DST 89.23km
  • Teren 0.54km
  • Czas 03:48
  • VAVG 23.48km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Kalorie 3772kcal
  • Podjazdy 639m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Siną Dal(arnę) - dz. 6: popołudniówka-podeszczówka

Czwartek, 13 czerwca 2019 · dodano: 13.06.2019 | Komentarze 2

Nad ranem burza, rano na zmianę mżawka i deszcz, więc wyjazd dopiero o 13.30, gdy powoli przestawało padać.
Dziś tylko tranzytowo, bez zwiedzania - ale okolice wyjątkowo malownicze mimo zachmurzonego nieba. Krajobraz to połączenie mazurskich jezior, świerkowych lasów beskidzkich i wzgórz oraz miejscami skałek.
Jak na wyprawową - to średnia dość zacna, w czym z pewnością pomógł (nareszcie!) niemal kompletny brak wiatru.
Trasa:
Camping O Brzydkiej Nazwie - Björbo (tu kawa i ładowanie zegarka, by się nie skończyło, jak wczoraj): https://www.relive.cc/view/e1337251198
I wieczorny dojazd na spanie nad Wielką Rzeką Dal Zachodnia: https://www.relive.cc/view/e1337408573



  • DST 61.00km
  • Teren 0.05km
  • Czas 02:58
  • VAVG 20.56km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Siną Dal(arnę) - dz. 5: zimno, mokro i niewiele więcej :/

Środa, 12 czerwca 2019 · dodano: 12.06.2019 | Komentarze 8

Trasa:
Sörbo - Camping Silverhöjdens(naprawdę!)

Rano zimno i znów wietrznie (wiatr z NE), potem dodatkowo wymarzłem czekając parę(dziesiąt) razy na M. na każdej krzyżówce, potem za długo siedzieliśmy w sklepie Ica przy kawomacie, by się rozgrzać gadając z miłą starszą panią w Smedjebacken (też naprawdę), potem na pierwszym planowanym campingu okazało się, że mają zepsutą pralkę, a to był finalny plan na dziś, więc musieliśmy jechać dalej. Tuż za Ludviką zaczęło lać, a 400 metrów przed campingiem Silverhöjdens wysiadła bateryjka w zegarku, więc ze szczegółowych danych dotyczących trasy oraz Reliva dziś nici i podaję tylko kilometraż z licznika oraz czas jazdy (z pewnością był lepszy, ale na krótkie postoje typu fotograficznego go nie pauzowałem) przeliczony ze średniej z rzeczonymi postojami ok. 20.5 km/h.
Może chociaż campingowa pralka działa, bo w końcu za coś te 250 koron za noc płacimy...

  • DST 100.52km
  • Teren 2.56km
  • Czas 04:41
  • VAVG 21.46km/h
  • VMAX 49.79km/h
  • Kalorie 4195kcal
  • Podjazdy 1058m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Siną Dal(arnę) - dz. 4: Dalarna, nareszcie!

Wtorek, 11 czerwca 2019 · dodano: 11.06.2019 | Komentarze 3

Trasa: Vasteras - Gammleby: 
https://www.relive.cc/view/e1335921893
i
Gammleby - Sörbo: https://www.relive.cc/view/e1336180225
Pierwsza wyprawowa stówka wykręcona rzutem na taśmę przy okazji poszukiwania dobrego miejsca na biwak.
Od rana pogoda zmienna - najpierw duszno, choć pochmurnie, potem słonecznie i wietrznie (wiatr z NE, znowu silny), wreszcie znów się pochmurzyło i zrobiło się wręcz chłodno (wiatr bez zmian, a więc przeważnie boczny).
Dużo zwiedzania po drodze (Vasteras, park kulturowy w Ängelsbergu), miłe spotkanie w środku lasu (a lasów wreszcie mnóstwo!) ze szwedzkim rowerzystą robiącym w 3 miesiące trasę Helsinki - Sztokholm - Oslo - Reykiavik (promem) - Kopenhaga :)
Na koniec dnia dziki atak meszek :/

  • DST 89.60km
  • Teren 0.82km
  • Czas 04:04
  • VAVG 22.03km/h
  • VMAX 45.04km/h
  • Kalorie 3780kcal
  • Podjazdy 797m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Siną Dal(arnę) - dz. 3: przez jezioro

Poniedziałek, 10 czerwca 2019 · dodano: 10.06.2019 | Komentarze 2

Trasa: znad Jeziora Melarn koło Gripsholmu do tegóż i miasteczka Mariefred, a potem do Strangnas: https://www.relive.cc/view/e1335302745
Ze Strangnas wyspami przez cieśniny Melarnu i dalej na północ od niego aż do Vasteras, gdzie nocleg znów nad tym samym akwenem: 
https://www.relive.cc/view/e1335585677
Ależ to jezioro rozległe!
Ponadto: bardzo ciepła, niemal bezchmurna pogoda - i znów niestety męczący wiatr w pysk, lub co najwyżej boczny (z W) - dopiero pod koniec dnia trochę odpuścił.
Reszta istotnych szczegółów - po powrocie.

  • DST 85.74km
  • Teren 0.27km
  • Czas 03:49
  • VAVG 22.46km/h
  • VMAX 52.42km/h
  • Kalorie 3566kcal
  • Podjazdy 1039m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Siną Dal(arnę) - dz. 2: znad morza nad jezioro

Niedziela, 9 czerwca 2019 · dodano: 09.06.2019 | Komentarze 5

Już po Szwecji.
Trasa:
Nynashamn - Sodertalje: https://www.relive.cc/view/e1334683296
oraz Sodertalje - brzeg Jeziora Melar koło Gripsholmu: https://www.relive.cc/view/e1334833796
Huraganowy wiatr - początkowo z S, więc tylno-boczny, od 40 km-a prosto w pysk (zmienił się na W).
Przeważnie słonecznie i gorąco, w Sodertalje przeczekiwanie chmur - odtąd już chłodno i przeważnie pochmurno.
Reszta wrażeń - w relacji po powrocie :)

  • DST 72.63km
  • Teren 1.90km
  • Czas 02:58
  • VAVG 24.48km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Kalorie 3107kcal
  • Podjazdy 404m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zielone Płuca Jaćwingów - dz. 7: wśród Litwinów i po Litwie

Piątek, 3 maja 2019 · dodano: 03.05.2019 | Komentarze 7

Dzień pieszo-rowerowy:

Poranna trasa piesza z M. po Puńsku:
https://www.relive.cc/view/e1312562956

Popołudniowa trasa rowerowa (bez M.) na Litwę (szósty rowerowo zaliczony kraj) i z powrotem:
https://www.relive.cc/view/e1312710467

Nowe gminy: Sejny-wieś, Sejny-miasto, Krasnopol.
Zimno; silny, stopniowo słabnący wiatr z NW.

Puńsk to stolica polskich Litwinów - są tu muzea, zatem od rana, korzystając z równie nieciekawej pogody jak dzień wcześniej, postanowiliśmy dać siana rowerom i pieszkom udać się na spacer. Niby nieduża miejscowość, ale całość zajęła nam jakieś 5 godzin - obejrzeliśmy kolejno: ruiny synagogi (które stały się ruiną, bo stały puste i jakieś miejscowe menele zaprószyły ogień), pozostałości po żydowskim cmentarzu, kościół ładny, choć neogotycki, przykościelne muzeum etnograficzne w dawnym domku proboszcza (brak ogrzewania, na dworze plus sześć, brr), skansen drewnianych chałup wraz z wioską tematyczną dla dzieci inspirowaną miejscowymi legendami, drewniany zajazd, gdzie nażarliśmy się tak, że ledwo mogliśmy się ruszać, miejscowy cmentarz z niemal samymi litewskimi nagrobkami, wreszcie muzeum w Litewskim Ośrodku Kultury, po którym nas oprowadziła tutejsza pani przewodniczka Litwinka, która sporo miała dla nas w zanadrzu lokalnych ciekawostek i zagadek. Pokazała też mapę Litwy sięgającą od Gdańska po Białystok i dalej - mówiła, że to mapa historyczna wszystkich ziem litewskich, ale nie przypominam sobie, by np. Prusowie, albo Jaćwingowie utożsamiali się z Litwinami - były to chyba raczej trzy odrębne, choć spokrewnione ze sobą narody/plemiona we wczesnym średniowieczu. Równie dobrze można by do Litwy dołączyć np. Łotwę. Oczywiście na takiej mapie Puńsk był niemal w geometrycznym środku "Litwy" ;) Bardzo też skarżyła się na fakt, że sto lat temu Polska ich odcięła od Litwy, jednocześnie z dumą prezentując różne piękne wyroby tutejszej sztuki ludowej - otóż gdyby nie owa nieszczęsna granica, Puńsk znalazłby się w granicach radzieckiej Litwy i przez pół wieku zamiast sztuki ludowej byłyby tu kołchozy...o tym niestety nie wspomniała. Ot, takie zaprzeszłości, które dawno powinny już pójść w niepamięć (niech sobie o nich historycy dyskutują, jak np. o "naszym" Zaolziu) - a tu proszę, tak jakoś niefajnie, bo niby nic, a jednak konfrontacyjnie. Na koniec zwiedzania tylko wyraziłem nadzieję, że mimo wszystko nie będzie tu za chwilę jak w Hajnówce, gdzie łysi nasi-nazi na złość Białorusinom maszerują hajlując, by pokazać kto tu rządzi - i tak żeśmy się jednak w zgodzie rozstali.

Tymczasem pogoda wyklarowała się na tyle, że deszcz już nie groził, było tylko zimno i wiało potężnie - ale wyszło słońce. Godzina 17:00, 3 h dnia - jakże tu jednak nie wyskoczyć na Litwę? M. została odpoczywać na kwaterze - a ja hajże - pierwszy raz rowerowo w były ZSRR! Pojechałem bocznymi asfaltami na Lazdijai (Łoździeje) - najpierw przyzwoitymi, potem kostropatymi, a ostatnie 2 km-y do granicy - szutrówką. Od granicy był już cały czas asfalt - nierówny i chyba jeszcze z czasów radzieckich. Tak dojechałem do miasteczka, obejrzałem kościół, na rynku w markecie typu litewska Biedronka kupiłem serowe paluszki, czekoladę gorzką z żurawiną i piwo o dumnej nazwie "1410" (łącznie - 3 euro z hakiem, więc chyba podobnie jak u nas), trochę pomieszałem drogę (dzięki temu trafiłem pod muzeum) - wreszcie ichniejszymi wytworami dedeeropodobnymi (kostka), a potem marną, choć szeroką szosą z poboczami (i dobrze - ruch ogromny) dotoczyłem się na dawne przejście w Ogrodnikach. Stąd skręciłem na malowniczą, pagórkowatą boczną drogę na Sejny przez Żegary - po drodze bociany, sarna, w przydrożnym bagienku krzyczące przedwieczornie żurawie - i jazda wprost w zachodzące słońce. Bajka kresowa!

Przez Sejny tylko przejechałem, bo się robiło późno (miały być w planach na następny, ostatni dzień wyprawy, ale w końcu pojechaliśmy inaczej) - i już w powoli zapadającym zmroku wróciłem syty wrażeń i pełen chwały z rowerowego zdobycia Litwy do M. do Puńska.




  • DST 34.60km
  • Teren 0.60km
  • Czas 01:43
  • VAVG 20.16km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.15 - Loderups strandbad-Ystad-prom-Świnoujscie

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 2

Ponieważ do Ystad mieliśmy jeszcze kawalątek, a po drodze atrakcje, więc prześlicznym słonecznym porankiem zwinęliśmy się z wodnej żyły, na której zapewne spaliśmy - i pociągnęliśmy ku ostatecznemu przeznaczeniu wyprawki. Najpierw jednak była mała przystań o nazwie Kaseberga - i niezwykła miejscowa atrakcja - szwedzkie Stonehenge, czyli Alles Stenar. Na ogromnej łące tuż przy kilkudziesięciometrowym nadmorskim klifie stoją sobie prehistoryczne głazy ustawione w kształt łodzi - ponoć jest to jednocześnie i grobowiec i kalendarz solarny. Wokół pełno owiec oraz paralotniarze, a morze szumi w dole. Wszystko skąpane tego dnia w słońcu. Nie mogło być tak cały czas? ;)
W miejscowej przystani kupiliśmy różne rodzaje wędzonych rybek - śniadanie płetwy lizać!
Za Kasebergą widokowa szosa biegnąca wzdłuż porośniętego trawą pasma wzgórz, a potem przez sosnowe lasy wyprowadziła nas wprost do Ystad. Udało się - pokonaliśmy całą zaplanowaną trasę! :D
Ostatnie zakupy za ostatnie korony - i na terminal po odbiór zaklepanych wcześniej biletów na prom "Mazovia". Chwilę to trwało, bo przed nami powstało zamieszanie: pani chciała płynąć z pieskiem, jak wstępnie zadeklarowała, ale nie potwierdziła, więc jej kajutę zajął ktoś inny. W końcu odebraliśmy nasze bilety - terminal, jak na Szwecję dość obskurny; w kolejce po bilety prawie sami Polacy - i wziu - na prom.
Odpłynęliśmy równo o 14:00 - żegnaj, miła Szwecjo!
Po zagospodarowaniu się w kajucie i pospaniu dwie godziny (zmęczenie materiału) wylegliśmy na pokład i aż do 19:00 przesiadywaliśmy na zawietrznej. Po drodze minęliśmy trzy cyple Rugii, potem Uznam - a potem trzeba było już wysiadać w Świnoujściu. Od razu wertepy i dziurawe "drogi" "rowerowe" - witaj "miła" Polsko :/
Pojechaliśmy w stronę świnoujskiego portu w nieustającej budowie, skręciliśmy w las, ujechaliśmy kilometr  - i rozbiwaczyliśmy się w sosnowo-jagodowym lesie z takimi komarami, jakich w Szwecji nigdzie nie było. Były jednak kleszcze (w Szwecji) - ja złapałem 4, a M. - 3, więc równowaga w przyrodzie została zachowana. Ostatnie rozbijanie namiotu - i spać, by raniutko wstać i jeszcze zahaczyć przed pociągiem o plażę!


  • DST 93.10km
  • Teren 3.10km
  • Czas 04:37
  • VAVG 20.17km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.14 - Furuboda-Loderups strandbad

Piątek, 31 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 0

Poranek był pochmurny, a gdy wyjechaliśmy z lasów, okazało się, że wieje znów w pysk jak diabli. Prawie na dzień dobry pokonaliśmy wysokie wzniesienie - i dociągnęliśmy najpierw bocznymi, potem większą drogą do miasteczka Brosarp. Zakupy - i w drogę! Odtąd, ponieważ nie skierowaliśmy się jeszcze na Ystad, a na Simrishamn, wiatr zaczął być naszym silnym sprzymierzeńcem. Spore pagórki przed Kivikiem pokonywaliśmy więc niemal z rozpędu. Kivik to, jak sam nazwa wskazuje szwedzkie centrum owocowe - a konkretnie jabłkowe;) Oprócz wytwórni cydru jest tu z ciekawych obiektów kamienny kopiec zwany Grobowcem Króla - w środku, do którego się wchodzi znajduje się komora grobowa, a w niej tajemnicze naskalne rysunki - petroglify. Obok kurhanu - sympatyczna, pachnąca jabłkami i cynamonem kawiarenka w dawnym młynie. Tu również kupuje się bilety do grobu ;)
Stąd już tylko rzut beretem do Parku Narodowego Kamienna Głowa - nazwa pochodzi od łysego, skalistego wzgórza, z którego roztaczają się wspaniałe widoki na morze i okolicę. Teren jest rowerowo niedostępny (musieliśmy zostawić pojazdy na parkingu), ale są wyznakowane szlaki piesze - obeszliśmy większą część parku, co zajęło nam ponad 2 godziny. Oprócz malowniczych widoków godne polecenia jest tu zwłaszcza miejscowe muzeum przyrodnicze - zarówno muzeum, jak i sam park zwiedza się bezpłatnie :)
Po wyjechaniu z parku, jadąc boczną drogą nastąpił najbardziej stromy podjazd wyprawy - udało mi się jakoś wjechać (z odpoczynkiem), ale aż mi przednie koło podrywał do góry ciężar sakw z tyłu. M. wolała rower podprowadzić - i wcale się nie dziwię ;)
Kilkanaście następnych kilometrów wzdłuż wybrzeża z wiatrem - i byliśmy w Simrishamn. Tu po kilku próbach (a to mięli drogo, a to kartą nie można było płacić) znaleźliśmy od dawna wyczekiwane rybki w portowym barze. Były niedrogie (jak na Szwecję;), dużo i pyszne!
Za Simrishamnem wykręciliśmy nieco w głąb lądu - a więc znów pod wiatr - by dotrzeć do najlepiej zachowanego średniowiecznego zamku w Szwecji - czyli do Glimmingehus. Z daleka, położony na płaskowyżu wśród pól nie robi specjalnego wrażenia, wyglądając nieco jak wbita na sztorc wielka cegła. Dopiero po dotarciu na miejsce można docenić grubość murów i ich potęgę. Zwiedzanie jest płatne, ale własnie zamykali, więc wnętrza nie obejrzeliśmy, ale za to przyoszczędziliśmy pewnie kilkadziesiąt koron.
Od zamku zjechaliśmy znów nad morze - i tak, jadąc wzdłuż nadmorskich lasów, które na szczęście nieco nas osłaniały przed wiatrem doczłapaliśmy do małego kąpieliska o wdzięcznej nazwie Loderups strandbad. W miejscowej knajpce za darmo nabraliśmy wody na herbatę do butelek, chwilę popodziwialiśmy kipiel rozszalałego od wiatru Bałtyku i po niezbyt długich poszukiwaniach rozbiliśmy się na niewielkiej polance tuż przy ujęciu wody, więc w nocy morze szumiało, a ujęcie - od czasu do czasu buczało ;)


  • DST 107.60km
  • Teren 10.30km
  • Czas 05:29
  • VAVG 19.62km/h
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Icóżżeposzwecji?: dz.13 - Karlshamn-Furuboda

Czwartek, 30 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 0

Po porannych tuszach i zjedzeniu śniadania na słodko w campingowej kawiarni - ruszyliśmy zwiedzać centrum Karlshamnu. Prawie od razu M. (która zawsze jechała nieco z tyłu) się zgubiła na jakiejś krzyżówce o ograniczonej widoczności - i minęło nieco czasu, nim się odnalazła. Po obejrzeniu pomnika poświęconego emigrantom szwedzkim odpływającym do Ameryki podjechaliśmy do centrum - miasto w sumie niewielkie i nieciekawe, natomiast wyjazd z centrum świetnym, choć krótkim tunelem wydrążonym w litej skale! W Morrum (kolejne miasteczko) zakupy - i w Pukaviku;) ostatecznie pożegnaliśmy trasę E22, która już więcej nam nie pomogła (ani nie przeszkodziła) w drodze do Ystad.
Na południe od Pukaviku znajduje się półwysep z miasteczkiem Mjallby i rezerwatem-punktem widokowym o wysokości 83 m n.p.m. - wjechaliśmy tam (a częściowo wtoczyliśmy, tak było stromo) - widoki ładne, owszem, ale oczu nie urywa. W dodatku aby dostać się na teren rezerwatu trzeba było przejechać (a potem wrócić!) przez najokropniejsze miejsce, jakie widzieliśmy na całej trasie - potwornie śmierdzącą ni to spółdzielnię produkcyjną, ni to fermę hodowlaną. Waliło tak, jakby w jednym miejscu były chlewnie, oczyszczalnia ścieków i hodowla tchórzofretek albo lisów. Makabra!!
Za to kolejne miasteczko, nadmorski Solvesborg okazał się bardzo sympatyczny i ładny. Jest tu dość ozdobny most i stary kościół, w którym w mroku sączą się z głośników po cichu śpiewy a capella. Bardzo klimatyczne miejsce - aż znów poplątaliśmy drogę. W końcu, znów nadrobiwszy kilometrów wyjechaliśmy z miasta - i wkrótce ukazała się ogromna papiernia dymiąca ze z daleka widocznych kominów. Obok stary młyn - niezwykły kontrast.
I znów bezleśne obszary omiatane silnym zachodnim wiatrem - i znów pod ten cholerny wiatr. W końcu skręciliśmy na południe, by przez lasy zeskrótować trasę do Ahus. Gdzieś w tym miejscu trzasnął tysięczny kilometr wyprawy, co uczciliśmy malinami ;)
Niedługo jednak drogę zastąpił nam szlaban - zakaz wjazdu - poligon szwedzkiej armii. Co tu robić? Na szczęście po wczytaniu się w tablice informacyjne odkryliśmy, że po szwedzku poligon jest otwarty dla postronnych od połowy czerwca do połowy sierpnia. Mimo to teren przemierzyliśmy z pewną taką nieśmiałością ;) W sumie był to tylko las z ogromną, sięgającą morza łąką. I już byliśmy w Ahus. Tu przedwieczorne zakupy, tradycyjne pogubienie drogi - w końcu wyjechaliśmy na szosę do Ystad. Krajobraz zmienił się już nie do poznania w stosunku do okolic Sztokholmu - las rośnie jedynie na wydmach wzdłuż piaszczystego już tu wybrzeża, zaś wnętrze lądu to pofalowana równina uprawna - na szerokich horyzontach zamajaczyły nam już wzgórza najbardziej na południe wysuniętej, pagórowatej części Skanii. Gdzieś za nimi znajdował się Ystad - ale trzeba było się tam przetelepać, więc mimo zachodzącego słońca pociągnęliśmy jeszcze dość pustawą, szeroką szosą z widokami jeszcze ładnych kilka kilometrów.
W końcu zjechaliśmy z niej w Furubodzie - kawałek za tym kąpieliskiem ukryliśmy się w wydmowym lesie - a ja jeszcze na chwilę wlazłem w świetle księżyca do morza. Brr!