Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 91137.16 kilometrów - w tym 3517.00 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.01 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2025 button stats bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

2. Opłotki, czyli mniej niż seta

Dystans całkowity:44413.59 km (w terenie 1700.89 km; 3.83%)
Czas w ruchu:1873:32
Średnia prędkość:23.71 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:146921 m
Maks. tętno maksymalne:184 (102 %)
Maks. tętno średnie:172 (93 %)
Suma kalorii:873752 kcal
Liczba aktywności:989
Średnio na aktywność:44.91 km i 1h 53m
Więcej statystyk
  • DST 55.23km
  • Teren 0.34km
  • Czas 02:26
  • VAVG 22.70km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Kalorie 793kcal
  • Podjazdy 182m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla Czasu

Poniedziałek, 13 grudnia 2021 · dodano: 13.12.2021 | Komentarze 8

Dziś 13 grudnia, a więc doskonały (czyli jak każdy inny;) dzień, by wykręcić coś wspominkowego. Od rana lekki mróz, bardzo słaby wiatr (z SE) i słońce przeplatające się z mgłą, więc warunki jak na zimniejszą część roku wyśmienite. Co prawda czym było później, tym mniej słońca, a więcej mgły (a właściwie zimowego smogu równie ohydnego jak końcowa średnia).

Trasa zatem historyczna, acz niekoniecznie li tylko stanowo-wojenna, choć jej początek i koniec utworzył przypadkowo taką właśnie klamrę.

Pierwszym przystankiem (ten - i każdy następny jest na kolejnych fotkach w Stravie) była fabryka, w której mój ojciec był w 1981 roku szefem "Solidarności", co po 13 grudnia roku pamiętnego miało bezpośrednie przełożenie na całą moją wczesnoszkolną rzeczywistość oraz domową codzienność. Cudem tylko go nie zgarnęli, ale całej reszty jak najbardziej doświadczył. A my wraz z nim.

Drugi przystanek (czyli psistanek) to już czasy znacznie późniejsze, Alusiowe (lata 2011-2015) - podjechałem pod naszą Starą Budę, by zobaczyć, co nowego. Czasy, jeśli chodzi o Alusia najlepsze, bo był wtedy jeszcze dość młody i zdrowy.

Trzecim przystankiem okazał się być dzisiaj swego czasu kultowy autobusowy Kurzy Przystanek we wsi Konstantyna, gdzie nader często w Alusiowych Czasach robiło się podczas rowerowych wyjazdów postoje - albo w połowie drogi do pracy na trasie dom-lotnisko /lotnisko-dom, albo jako ostatni postój przed powrotem do domu z dalszych wypraw w teren. Od paru lat po kurach (które przez płot umilały postój) niestety nie ma już śladu.

Przystanki czwarty i piąty to Ruda Pabianicka - miejsce zamieszkiwania w latach 2009-2011: pierwszy z nich to skraj Popiołów (czyli Rudzkiego Lasu), po których niemal codziennie ganiałem z kijkami, a drugi to tutejszy serwis rowerowy, z którego czasem korzystałem w drobnych sprawach, gdyż był prawie po sąsiedzku.

W Rudzie jeszcze jeden, szósty przystanek przy niedokończonej ruinie oryginalnego gmaszyska - także niemal po sąsiedzku mieszka(ł?) mój daleki kuzyn. Szkoda, że nie sposób utrzymywać z nim sensownych relacji odkąd zaczął się lubować w marszach narodowców.

Z Rudy pojechałem na Lublinek, gdzie fotoprzystanek nr 7, czyli terminal lotniczy - jedno z trzech miejsc pracy w latach 2011-2016. A stąd jeszcze asfaltem wzdłuż lasu przy sortowni (a kiedyś oczyszczalni ścieków) służącego do zabaw terenowych w czasach podstawówki (przystanek ósmy) chwilę po zaśnieżonej szutrówie nad Bielicowy Staw, gdzie przystanek dziewiąty tuż przy wypróchniałym od wewnątrz pniu po ogromnej topoli - ostatnim drzewie ze szpaleru, który niegdyś otaczał staw, gdy był to jeszcze staw rybacki, a nie rekreacyjny - do szpaleru przymocowane było ogrodzenie, a haki powbijane w drzewa (topole, a także brzozy). Jeszcze kilka lat temu właśnie ta ostatnia topola miała je wrośnięte, nim ją ścięli pozostawiając tylko pieniek. Zaś z samym stawem wspomnienie z najwcześniejszego dzieciństwa, gdy przechodząc z babcią podczas spaceru natknęliśmy się na rybaka (chyba właściciela), który nam sprzedał trzydziestocentymetrowego świeżo złowionego szczupaka.

Przypadkowo tematycznie pasującą do początku klamrą zamykającą wycieczkę był ostatni przystanek (nr 10) przy dawnym ZOMO (obecnie obiekt policyjny) - mieszkając wówczas w pobliżu pamiętam jak przez mgłę (albo i smog?), jak obserwowałem z balkonu niekończące się kolumny milicyjnych suk wyjeżdżających w stanie wojennym na miasto, by pacyfikować tych i owych. Oczywiście fotografia przedstawia jedynie rury na pierwszym planie - również z tych czasów ;)

I tak to dziś zatoczyłem Pętlę Czasu, choć z pewnością do czasówek (nawet zimowych) mimo przeważnie posolonych i wcale nie śliskich nawierzchni zaliczyć jej nie mogę. Ale czymże jest kilkanaście minut jazdy w te czy nazad wobec czterdziestu lat? ;)



  • DST 33.54km
  • Czas 01:28
  • VAVG 22.87km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Kalorie 527kcal
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka z Dobrymi Nowinami

Czwartek, 9 grudnia 2021 · dodano: 09.12.2021 | Komentarze 4

Dziś była już najwyższa pora, by ruszyć w świat nie z buta - a z dwóch kół. Choćby symbolicznie. Pogoda niby znośna: lekki minus, umiarkowany w formie, choć mroźny w treści ESE-sman "uprzyjemniał" jazdę, ale najgorsze okazało się zalodzenie ulubionych poboczy (z przyzwoitego Vmaxa na zjazdach nici) i bocznych asfaltów. O terenowych skrótach w lesie nawet nie wspominam, bo pchanie się w nie byłoby równoznaczne z zapewne niemal natychmiastową wywrotką. Trasa zatem nieco nietypowo mikropętelkowa przez Dobrą i Dobrą Nowiny, na koniec jeszcze spadł mi łańcuch - ale go podniosłem ;) - i chyba by było na tyle z Dobrych Nowin na dziś ;)



  • DST 23.91km
  • Teren 0.01km
  • Czas 01:01
  • VAVG 23.52km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Kalorie 369kcal
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka z zadymą

Sobota, 4 grudnia 2021 · dodano: 04.12.2021 | Komentarze 5

Dziś miała być mikropętelka w stosunku do wczorajszej bliźniacza, acz dwujajowa - by nie było identycznie, a tylko bardzo podobnie. Bo też warunki miały być podobne: silny wiatr (choć bardziej z S) i sucho. Sucho owszem było - na psacerze, od którego rozpocząłem dzisiejsze aktywności - i to był błąd taktyczny, bo jak tylko wróciliśmy z godzinnej psiechadzki i wyciągnąłem Mery ze stajni na Świat Boży - zaczęło prószyć. Mimo wszystko ruszyłem zgodnie z planem gdzieś w podzgierskie opłotki, ale prószenie przeszło w sypanie i zaczęło się z minuty na minutę robić coraz bardziej ślisko, zatem także jazda coraz bardziej asekurancka bez spektakularnych Vmax-ów. A zamiast zaplanowanej terenowej jazdy przez las po zmrożonym błocie - nastąpił jakimiś asfaltowymi bocznymi skrótami szybki (na tyle, na ile się dało), a z pewnością bałwaniarski powrót do domu ;)

Porównanie: warunki podczas psaceru - tu, a godzinę później na rowerze - tu.



  • DST 24.72km
  • Teren 2.03km
  • Czas 01:05
  • VAVG 22.82km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Kalorie 394kcal
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzna mikropętelka zgiersko-leśna

Piątek, 3 grudnia 2021 · dodano: 03.12.2021 | Komentarze 10

Tydzień rowerowych niepogód spędziłem m.in. na pilnym rozczytywaniu, jak to innym bywało znacznie gorzej;) - w końcu jednak trzeba było wziąć to, co zazwyczaj w sakwy i choć troszkę rozruszać mięśnie rowerowe. Ponieważ nadal wiało niczem głupie, zatem kręcąc po mikropętelkowej drodze maksymalnie osłoniętej napotkałem oprócz mroźnego wichru kolejno takie dodatkowe atrakcje jak rozkopy, korek przed Zgierzem, Zgierz - i na koniec jeszcze leśne, częściowo zamarznięte błoto. Wyszło zatem to, co w zaistniałej sytuacji wyjść mogło - bo jakby mogło coś więcej, to by wyszło... coś więcej ;p



  • DST 51.55km
  • Czas 02:10
  • VAVG 23.79km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Kalorie 822kcal
  • Podjazdy 352m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nietypowa pętelka po Pagórkach

Piątek, 26 listopada 2021 · dodano: 26.11.2021 | Komentarze 4

Dzisiaj postanowiłem sobie maksymalnie skomplikować życie pod względem rowerowym: korzystając z faktu, że dopiero od godziny mniej więcej 14.00 miało zacząć śnieżyć, wybrałem się późnym rankiem wykręcić pięć dyszek dzięki połączeniu pętelki zwykłej z pagórkową - a wszystko to w dodatku odwrotnie niż zazwyczaj kręcę obie pętle. Oznaczało to mnóstwo podjazdów oraz brak większych benefitów ze zjazdów, bo te przeważnie były w miejscach, gdzie jest albo teren miejski i co chwila światła, albo na bocznych krętych wsiowych asfaltach, gdzie nie ma się jak porządnie rozbujać. Wyszło to, co wyszło - nie mając dziś weny przy totalnej szarzyźnie pogodowej zrobiłem tylko jedno ilustracyjne foto w połowie drogi - nad Stryjkowskim Zalewem, nad który specjalnie w tym celu odbiłem.

Reszta to głównie męki, bo - jak to było kiedyś w piosence - dzisiaj "powietrze lepkie i gęste", zaś wiatr, choć słaby - to zewsząd (zwłaszcza na bardziej łysych częściach Pagórków). Zaowocowało to mizerną średnią, ale od czego jest pagórkowa Wódka-pocieszycielka? Oczywiście od Vmaxów! ;)



  • DST 71.35km
  • Teren 0.64km
  • Czas 02:46
  • VAVG 25.79km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Kalorie 1112kcal
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rydwany na Okrętkę z Łodzią na dokrętkę ;)

Czwartek, 25 listopada 2021 · dodano: 25.11.2021 | Komentarze 8

Prognozy na dziś mówiły o jedynym słonecznym dniu na najbliższy co najmniej tydzień oraz o wzmagającym się silnym wietrze z S/SW. Musiałem to jakoś wykorzystać - wybór padł na podłowickie jeziorka Okręt i Rydwan z opcją powrotu ŁKĄ (ze względu na wspomniany wicher, ale także krótkość dnia). Wiatr sprawdził się w 100%: duło bardzo - do pięćdziesiątego kilometra (czyli celu przejażdżki) z tyłu lub tyło-boku (zatem nie idealnie, ale znośnie, a chwilami wręcz znakomicie - patrz: Vmax).

Po drodze nad stawy fotopostoje: nad górnym zalewem w Głownie i na chwilę przed Domaniewicami (klasyczny widoczek na białą kościelną wieżę w perspektywie szosy), a na koniec jeszcze nad Rydwanem (woda wypuszczona), na pobliskim cmentarzyku wojennym  z 1939 roku (Bitwa nad Bzurą) i nad drugim Rydwanem, będącym malowniczym, otoczonym lasami zalanym wyrobiskiem dawnej kopalni piasku. Nie byłem tu kilka lat, a zawsze jeździłem na kąpiele latem - wtedy bywa tu tłumnie, dziś nikogo, więc prawie jakbym trafił w jakieś nowe miejsce ;) Posprzątałem trochę plażę ze śmiotów, a słoneczko, które do tego momentu ładnie przyświecało schowało się oczywiście za czarne chmurzyska przygnane lodowatym już w tym momencie wiatrem. Tak więc zamiast półgodzinnego relaksu na skąpanej w listopadowym słońcu plaży był kwadrans szczękania zębami - i w długą kilometrów 11 na najbliższą stację eŁKI, czyli do Domaniewic. Połowa trasy (tzw. Wał Domaniewicki) to chwilami przerażająco fatalna szosa przez dawne tereny pokopalniane - miejscami zamiast asfaltu tylko błotnisty żwir, ale za to przez lasy, więc wiatr, mimo że boczny jeszcze jako-tako. Rzeźnia licząca 5 km-ów zaczęła się po objechaniu od północy stawu Okręt i wyjechaniu na główną trasę z Łowicza: wiało prosto w pysk, a Merida z najwyższym trudem utrzymywała prędkość rzędu 18-20 km/h. Coś okropnego - ale to nie był jeszcze koniec męki, bo skoro krócej niż zamierzałem siedziałem nad stawem, to znaczyło, że będę czekać na pociąg. Co prawda już stał podstawiony (normalnie jechałby z Łowicza, ale coś tam grzebią z torami), ale zamknięty na głucho - w cieplutkim środku pani konduktor, a ja szczękający z zimna dobre 10 minut na wygwizdowym peronie, nim wreszcie otworzyła skład na podróżnych.
Ech.

Sama podróż powrotna przebiegła na tyle szybko, że niespecjalnie zdążyłem się rozgrzać, wysiadłem więc na teoretycznie będącej dalszą stacją Uci Kaliskiej, by jeszcze na rozgrzewkę dorobić niecałą dychę po mieście, co niestety rzecz jasna dodatkowo popsuło średnią. Podsumowując: 50 km-ów bajki, 20 - mniejszego lub większego koszmaru. Plus jakieś niehalo z kabelkiem od licznika od momentu gdy pociąg szarpnął Mery, a ja ją łapiąc zrobiłem to za rzeczony kabelek, więc będzie trzeba znów posplatać zerwane już kilka razy druciki i zabezpieczyć tradycyjnie srebrną taśmą.

Trasa na Rydwan i wokół Okrętu do stacji Domaniewice z fotkami - TU.



  • DST 50.11km
  • Teren 0.40km
  • Czas 02:02
  • VAVG 24.64km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Kalorie 823kcal
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętelka z przeszkodami

Poniedziałek, 22 listopada 2021 · dodano: 22.11.2021 | Komentarze 6

Nadspodziewanie dobra (jak na listopad) dzisiejsza aura sprawiła, że mimo iż nie miałem tego w planach - ruszyłem się z chałupy dwukołowo :) Wiało coś tam z N, ale ani znacząco nie przeszkadzało, ani zauważalnie nie pomogło w wykręceniu dość klasycznej pętelki. Dość, bowiem w Stryjkowie okazało się, że całe miasteczko naraz rozkopali. No bomba. Wracając już na Uć koncertowy zachód słońca nad podzgierskimi pustaciami.

A kwadrans przed metą oczywiście musiał się znaleźć jakiś trąbowiec, który koniecznie musiał mi dowieść, że po drugiej stronie ulicy, oddzielone od niej chodnikiem i jeszcze trawnikiem jest coś ze starej jak skamieniałości diplodoka kostki, co tylko z jednej (i to nie tej, z której jechałem) strony ma pionowy znak CPR, a poziomych nie ma żadnych. Tudzież wjazdu i wyjazdu. No więc najpierw trąby jerychońskie które mnie tylko rozśmieszyły, a potem jeszcze krzyki, że "po drugiej stronie jest ścieżka!" Sam jesteś "po drugiej stronie ścieżka"! ;P No, ale oczywiście np. taka "Rowerowa" Łódź na swej mapce pyszni się tymi kilkuset metrami "Infrastruktury" - w końcu o Takie Polskie dzielnie na masach bezkrytycznych walczyli przez wiele lat, by się potem pysznić statystykami. No, ale cóż można powiedzieć o stanie umysłu tych tzw. "rowerzystów", którzy na swej oficjalnej stronie piszą (a propos równie "udanej" durnostrojki gdzie indziej), że "do nierównej kostki betonowej można się przyzwyczaić"? :D Chyba tylko tyle, że stan ów jest wart dokładnie tyle, co trąbalskiego samochodzisty :P

Dzisiejsze pętelkowanie z fotkami - TU.



  • DST 54.54km
  • Teren 0.20km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.57km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Kalorie 935kcal
  • Podjazdy 239m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzny PodKoluszek

Sobota, 20 listopada 2021 · dodano: 20.11.2021 | Komentarze 19

Wiało znów potężnie, chwilami huraganowo z W (z lekkim akcentem N) - przy tego typu wietrze, jeśli gdzieś choć trochę dalej niż do lasu, albo miasta - to tylko w PodKoluszki;) - tak, aby wrócić e-ŁKĄ. I tak właśnie zrobiłem udając się do niebywałych od lata Lisowic, a potem jeszcze kręcąc mini-pętelkę na ZaKoluszku po rowerowej asfaltówce biegnącej śladem dawnej kolejki. Tak więc niby z wiatrem - ale z łącznie ponad 54 kilometrów około 20 to przedzieranie się przez miasto, a ostatnie 10 to już zazwyczaj pod ten cholerny (w tym momencie;) wiatr, więc średnia nie wyszła tak zacna, jakby się mogło z góry wydawać.

W samych Lisowicach chyba wreszcie mniej więcej skończyli roboty nad samymi stawami, reszta projektowanych atrakcji zapewne poczeka na kolejny sezon piknikowo-grillowy. Zaś sam powrót z Koluszek z przesiadką na Widzewie - dzięki temu zdążyłem na inaugurację studia TVN w skokach narciarskich ;)

Trasa Uć - Lisowice - ZaKoluszki - Koluszki (z małą modyfikacją w stosunku do opcji klasycznej, bo przez Małczew i Witkowice zamiast Gałkówki i Przanowice) - TUTAJ.



  • DST 36.46km
  • Teren 3.01km
  • Czas 01:29
  • VAVG 24.58km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Kalorie 600kcal
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikropętelka DoKlęSk z nowym dywanikiem

Środa, 17 listopada 2021 · dodano: 17.11.2021 | Komentarze 7

Tradycyjna, dawno nie kręcona Mikropętelka do Dobrej, Klęku i Skotnik, jak zazwyczaj zrobiona "na odwrót", ale po raz pierwszy z dodatkowym wykorzystaniem ledwie wczoraj testowanego pod górkę (a dziś z górki!) nowego asfaltu za Skotnikami. Zjazd super (nie licząc trójki wioskowych kundli, wśród których zrobiłem slalom-gigant przy ponad czterdziestu na liczniku, więc się mnie nie nażarły;) oraz niebezpiecznych resztek żwiru pozostałego po budowie na ostrych zakrętach, o czym wszakże pamiętałem dzięki wczorajszemu zwiadowi.

Szaro, buro i ponuro - ale na szczęście sucho; silniejszy niż wczoraj, ale zdecydowanie mniej cisnący do podłoża wiatr (z SW) 1/3 drogi bardzo pomagał, a 2/3 - umiarkowanie przeszkadzał. Jednak i tak było to o ćwierć nieba lepsze niż wczorajsze wyżowe męki - widać, że zbliża się wreszcie porządny, listopadowy niż, a nie jakieś tam nie wiadomo co :p

A na prawie sam koniec jeszcze terenowe małe-co-nieco wokół Arturówkowych Stawów, by było "ambitniej".



  • DST 55.74km
  • Teren 1.85km
  • Czas 02:19
  • VAVG 24.06km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Kalorie 892kcal
  • Podjazdy 296m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Alusiowy Las z misją

Wtorek, 16 listopada 2021 · dodano: 16.11.2021 | Komentarze 2

Mamie M. mieszkającej samotnie z małym Tobikiem (zbieżność Tobików jak zwykle przypadkowa;) skończyły się lekarstwa. To znaczy jeszcze nie, ale na dniach by się skończyły - a że w Alusiowym Lesie ich nie mogła kupić, więc skoczyłem jej zawieźć. W sumie nie musiałem dziś, ale prognozy są na każdy kolejny dzień coraz gorsze - więc jednak tak naprawdę musiałem ;)

Pogoda dziś niby spoko: wiał umiarkowany wiatr z S - niestety, typowy wyżowy dociskacz do podłoża. W tamtą stronę jeszcze jak-cie-mogę - pojechałem nawet troszkę dalszą opcją via Ozorków, ale jak tylko zawróciłem, to już wiedziałem, co mnie czeka podczas powrotu. Kombinacje z trasą (skracanie, chowanie się po lasach, nawet opcje terenowe) na nic się zdały: dociskacz dociskał, pod górki siły wyciskał, a kierownik Meridy różnymi, powiedzmy gromami;) - ciskał. I tyle z przejażdżkowych ciekawostek, może jeszcze poza miłym faktem nowego asfaltu między Smardzewem, a Skotnikami, który wracając specjalnie przetestowałem - choć w sumie był średnio po drodze. W każdym razie czarne, równiutkie miodzio na kilku kilometrach, więc z pewnością będę nań zaglądał częściej - z tym, że raczej w drugą stronę, bo skubaniec miejscami stromiuśki!