Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pan huann z miasteczka Uć w województwie uckim. Ma już przejechane na bs-ie 91496.57 kilometrów - w tym 3533.05 w sposób gruntowny! Przemieszcza się MERIDĄ Kalahari 500 (rocznik 2001) z prędkością zaskakująco średnią, bo wynoszącą 23.01 km/h - i się wcale tym nie chwali, jeno uprzejmie informuje.
Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)
2025 button stats bikestats.pl 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl Zaliczone rowerowo gminy:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy huann.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

2. Opłotki, czyli mniej niż seta

Dystans całkowity:44728.53 km (w terenie 1715.51 km; 3.84%)
Czas w ruchu:1886:52
Średnia prędkość:23.71 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:148446 m
Maks. tętno maksymalne:184 (102 %)
Maks. tętno średnie:172 (93 %)
Suma kalorii:878927 kcal
Liczba aktywności:999
Średnio na aktywność:44.77 km i 1h 53m
Więcej statystyk
  • DST 32.03km
  • Teren 1.81km
  • Czas 01:14
  • VAVG 25.97km/h
  • VMAX 44.57km/h
  • Kalorie 1360kcal
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętelka DoKlęSk z poczwórnym naStawieniem

Sobota, 6 października 2018 · dodano: 06.10.2018 | Komentarze 3

Po wczorajszej domowej wizycie Nie-ludzkiego Pana Doktora, który zaaplikował Alusiowi mocne leki przeciwbólowe i różne inne - dziś pies może nie jak nowy, ale sam wstaje i drepcze ochoczo w kierunku lodówki, zatem - jest znaaacznie lepiej, choć jeszcze nie tak, jak być powinno, bo nadal trzeba go znosić i wnosić po schodach, a spacer trwa 5 minut (czyli kilkadziesiąt metrów).
Dziś rower mógł zatem nastąpić na krótko - a i późno, bo byliśmy jeszcze z M. na pikniku charytatywnym na rzecz dziesięcioletniego syna naszej koleżanki, u którego nagle wykryto guz pnia mózgu :(( Piknik udał się nadzwyczajnie, były tłumy, sprzedało się mnóstwo rzeczy (ja np. zjadłem 2 charytatywne kaszanki!;), a samej zbiórki kasztanów (prawie 2,5 tony=2500 zł!!) niejedna tego typu impreza mogłaby tylko pozazdrościć. Teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że chłopiec szybko wróci do zdrowia.
Tak więc na rower pozostały ledwie dwie przedwieczorne godzinki - no to pętelka w wersji szybkiej i okrojonej, bo przez Dobrą, Klęk i Skotniki. Po drodze kilka malowniczych w powoli zachodzącym słońcu fotek czterech przydrożnych stawów (w Dobieszkowie, Dobrej i dwa w Arturówku) i nie tylko (zapraszam na Relive;) i nawet mały fragment nietestowanego wcześniej zupełnie bocznego asfaltu w Dobieszkowie - byłby wspaniały, gdyby nie dwa chamskie, sterczące progi zwalniające bez możliwości ich ominięcia na pięknym zjeździe. Na szczęście akurat wjeżdżałem, ale już wiem, że tamtędy więcej nie pojadę, bo po co znów mi mają sakwy z haczyków zlecieć?
Wiatr dziś wiał początkowo dość znacząco, z S - o zmierzchu zelżał, więc jeździło się miło, tyle, że krótko.
Nic to - jutro też jest dzień! :)

EDIT: kasztanów jest ostatecznie 4217 kg!!!


  • DST 50.18km
  • Teren 0.69km
  • Czas 01:56
  • VAVG 25.96km/h
  • VMAX 47.27km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 2136kcal
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrzna pętelka w wersji powiększonej

Niedziela, 30 września 2018 · dodano: 30.09.2018 | Komentarze 3

Niemal klasyczna pętelka plus obwodnica Stryjkowa - wszystko celem poprawienia na koniec wrześniowych statystyk: do Stryjkowa silny, tylno-boczny wiatr z SE, potem wokół rzeczonego grodu obwodnicą, stąd przy bocznym wietrze na Wołyń;) - i stąd już wyjątkowo dziś katorżniczo (aż mnie zaczęło na koniec odcinać) pod górki i pod wietrzycho via Łagiewnicki Las i Arturówkowe Stawy (gdzie dłuższy odpoczynek na słonku na zielonej trawce) do domu. Po drodze dwie zawijki celem zbadania nowych asfaltów - przy obwodnicy Stryjkowa kończy się kamienistą drogą (mimo drogowskazu, że tędy na centrum), w Smolicach ciekawy szeroki łącznik z centrum logistycznym i serwisówką A2 - może czasem skorzystam, choć trochę w poprzek moich stałych szlaków. A głupie rondko w budowie, o którym już kilkakrotnie wspominałem nadal w budowie, ale z okazji niedzieli jakoś przez szutry wysypane się przedarłem.
Na szczęście w kwestii łokciowej od wczoraj mogę już ostrożnie korzystać z lemondki, co zwłaszcza dziś sporo ułatwiło zadanie w drugiej części wypadu.
TRASA.



  • DST 48.71km
  • Teren 6.67km
  • Czas 02:08
  • VAVG 22.83km/h
  • VMAX 42.44km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 2104kcal
  • Podjazdy 289m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pieszorowerówka Spalsko-Inowłodzka

Sobota, 29 września 2018 · dodano: 29.09.2018 | Komentarze 38

Wycieczka skomplikowana logistycznie i ogólnie: mimo soboty świtem dość jeszcze bladym, ale pogodnym i prawie bezwietrznym wyruszyliśmy z M. rowerowo na Widzewski Dworzec, by złapać Regio do Tomaszowa. W pociągu (ach, te pekapowskie niespodzianki;) okazało się, że nas jeszcze czeka po drodze przesiadka stację przed celem, czyli w Skrzynkach na szynobus.

W Tomaszowie byliśmy więc z lekką obsuwą - a musieliśmy być za pół godziny w Spale na zaklepanym spacerze z przewodnikiem. No to szybciorem kostkówą (na szczęście dość równą, choć zasypaną leśnym śmieciem) do Spały - tuż przed okazało się, że w tym samym kierunku jedzie z 50 uczestników jakiejś zielonej szkoły. Próbowałem ich jakoś wyprzedzać na dwóch metrach szerokości (wokół drzewa jak to w lesie), ale marzenie ściętej jodły, jak jechali po 2-3 obok siebie, a opiekunowie gdzieś tam z przodu lub z tyłu. W końcu się wkurzyłem i wskoczyłem na jezdnię, ale właśnie dojechaliśmy w tym momencie do Spały - tu czekał na krzyżówce radiowóz, ale na szczęście nie zwrócił na mnie uwagi. Może nadal strajkują ;)

W Spale okazało się, że jesteśmy jedynymi uczestnikami spaceru - dobrze, żeśmy w takim razie w ogóle się zjawili, bo spaceru by nie było. A tak, niespiesznie, odwiedziliśmy zabytkowy drewniany kościółek, miejsce po carskim pałacu, posąg żubra, Izbę Pamięci Leśników, by następnie wygodną ścieżką przez las dotrzeć do altany w kształcie grzybka nad stromym brzegiem Pilicy i obejrzeć pobliską sztuczna grotę św. Huberta. I grób psa Lorda z 1935 roku - ulubionego psa prezydenta Mościckiego. Oraz "sosny na szczudłach".

 

Spacer zakończyliśmy w Karczmie Spalskiej na kawie, a gdy zaczęły się zjawiać grupki z innych zorganizowanych atrakcji (wycieczki autokarowe, kajaki) tośmy się pożegnali i zwinęli - zwłaszcza, że właśnie dostaliśmy sms-a, że zapowiedziani na dziś w Spale Lavinka z Meteorem właśnie dotarli.

Po przywitaniu poszliśmy zjeść gratisowe leczo z wielkiej patelni, które gotował sympatyczny kucharz z okazji Jarmarku. Potem ruszyliśmy szutrówą na Inowłódz (a MeteoLavinki wręcz przeciwnie, bo do bunkra w Konewce) i po półgodzinie byliśmy na inowłodzkim zamku.



Zostawiwszy rowery przespacerowaliśmy się po miasteczku - odwiedziliśmy dawną synagogę (obecnie...sklep spożywczy) z zachowanymi malowidłami ściennymi, galerię sztuki glinianej Simcinów (to były wg legendy jakieś bliżej niesprecyzowane postacie żyjące ongiś nad Pilicą) oraz romański kościółek św. Idziego - niestety zamknięty, ale i tak było warto, bo piękne widoki ze wzgórza na dolinę Pilicy.

Zrobiło się w międzyczasie późno, więc myk na zamek po rowery - i w drogę powrotną na pociąg do Tomaszowa - inną trasą, bo przez Królową Wolę. Najpierw musieliśmy pokonać na stromym podjeździe ruch wahadłowy, potem zaraz znów spotkaliśmy Meteora i Lavinkę jadących z naprzeciwka do Inowłodza, a potem już było strasznie późno, więc z jęzorami na brodzie najkrótszymi w miarę równymi opcjami wpadliśmy na dworzec dwie chwile przed planowym odjazdem pociągu - jeszcze w biegu M. kupiła bardzo pyszne lody w okienku na stacji (kultowy bar Artek - polecamy!).

Niestety, nasz pociąg Regio postanowił przepuścić jakieś wlokące się IC, więc staliśmy jeszcze pół godziny... w międzyczasie popsułem swoim życzeniem biletowym terminal Panu Konduktorowi - aplikacja nijak nie mogła zrozumieć, że skoro my jedziemy na Fabryczną, to rowery też, a nie na Kaliską :D
Pekap (na równi chyba tylko z Pocztą Polską) jest w takich sprawach niezastąpiony!

Fabryczna jako punkt docelowy była błędem taktycznym - trzeba było wysiadać wcześniej, by się nie wpierniczyć w środek objazdów, korków i ogólnego chaosu zwanego Light Move Festival - więc po ciężkim cudakowaniu z trasą dobiliśmy do domu dopiero po 20:00.

Podsumowując: przyjemny acz męczący dzień, mimo mizernego kilometrażu i jeszcze bardziej, hmmm....towarzyskiej średniej ;)
Relivu zaś nie będzie - zbyt poszatkowana trasa.

EDIT: Relacja Lavinki i relacja Meteora :)



  • DST 68.36km
  • Teren 10.87km
  • Czas 02:54
  • VAVG 23.57km/h
  • VMAX 40.36km/h
  • Kalorie 2913kcal
  • Podjazdy 430m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka jednodniowa służbowa na dzień do Tomaszowa

Środa, 26 września 2018 · dodano: 26.09.2018 | Komentarze 12

Przed tym wyjazdem miałem jakiegoś dziwacznego, niewytłumaczalnego stresa - może to kraksa wyłazi dopiero teraz, może to, że jechałem służbowo i nie mogły nawalić ani pociągi, ani rower - ani ja. A może wszystko na raz.

I, jak to zawsze przy takich złych przeczuciach bywa - albo się sprawdzają, albo - wręcz przeciwnie! Tak było i dziś - znaczy: wręcz przeciwnie ;) Wyszła bardzo sympatyczna, choć chwilami męcząca ze względu na nawierzchnie i wiatr wycieczka - taka, jak to się mówi: nie za krótka, lecz w sam raz ;)

Rankiem rześkim, ale na szczęście nie tak strasznie wczesnym jak codziennie pojechałem więc najpierw na Uć Fabryczną, tu kupiłem bilety (również na powrót) i wsiadłem w Regio, gdzie kupiłem kolejne kolejowe bilety - tym razem na Mery, bo na dworcu nie sprzedają. Jak zwykle zatem jakieś kombinacje - pekap nie byłby sobą, gdyby tak nie było!

Słoneczko od rana pięknie świeciło, wiatr z WSW stopniowo zaś wzmagał do porywistego - zasadniczą część wycieczki zacząłem od objechania Tomaszowa, a konkretnie miejsc, gdzie musiałem dotrzeć bądź z pieczątkami, bądź z paszportami turystycznymi przygotowanymi na regionalne obchody Światowego Dnia Turystyki już w najbliższy weekend.

I tak, kolejno jak na wisiorku odhaczałem kolejne koraliki: Muzeum Miasta, Galerię Arkady, Punkt Informacji Turystycznej, Arenę Lodową, Skansen Rzeki Pilicy - i wreszcie (kostropatą asfaltową dedeerówą - w centrum były kostkowe) - Groty Nagórzyckie. Co do wspomnianych "dróg" "rowerowych" miasta Tomaszowa, to przyjąłem na dziś zasadę bardzo ograniczonego zaufania (by nie rzec kompletnego jego braku) i elastycznie korzystałem z nich tam, gdzie asfalt był jeszcze gorszy niż rzeczone. Czyli mniej więcej w połowie;) Pozostała część nie rzucała mi się w oczy nachalnie, więc je po prostu przegapiłem! Podczas nie-przegapiania minął mnie jeden radiowóz: 1:0 dla mnie :D

Za Grotami wreszcie się skończyły nieszczęsne wynalazki - i jak człowiek pomknąłem szosą nadspodziewanie pagórkowatą na tamę w Smardzewicach - tu krótki postój. Jak na Zalewę Sul. były dziś całkiem spore fale - szumiały i huczały o betonową opaskę jak nad jakimś morzem. Dodam, że w samej wsi Smardzewice zbudowali (ale jeszcze nie oznakowali - zatem 2:0 dla mnie!) kolejne kościste arcydzieło - oczywiście w użyciu  zatem pozostała póki co szosa ;)

Na końcu wsi skręciłem w prawo - i wkrótce przepadłem w przepastnych borach Puszczy Pilickiej - piękną (ze względu na widoki, a nie nawierzchnię;) drogą leśną dotarłem już całkiem z wiatrem (wcześniej bywało różnie) do Sługocic - tu znów pojawił się równiutki asfalt aż do Inowłodza. A wiało tak potężnie w plecy, że pod górki rower przyspieszał do 27 km/h. Mogłem zatem nieco podreperować nadwerężoną dedeerami i lasem średnią.

W Inowłodzu pozostawiłem aż 7 pieczątek w dwóch miejscach (w tym na Zamku, gdzie będzie od piątku do niedzieli oko turystycznego cyklonu, z którego powodu właśnie to dzisiejsze rowerowanie) i zawróciłem na Tomaszów - pod wiatr. Tym razem, ponieważ nadal wiało potężnie, prędkość z górki spadała do 23 km/h :P

Wkrótce pojawił się kolejny kreatywny pomysł dla rowerzystów - szutrowa rowerówka do Spały, idąca mniej więcej wzdłuż równiutkiej szosy. Na szczęście, póki co, jest ten szuter w miarę równy i ubity, ale moc podjazdów pod leśne górki, zakrętasy wokół każdego drzewa i jazda pod wiatr sprawiły, że łącznie do kupy męczliwe toto było. W dodatku źle oznakowane, co sprawiło, że na kilkaset metrów wyjechałem znów na szosę. Czyli jak dla mnie: dobrze oznakowane, bo nieoznakowane ;)

Po dotarciu do Spały (1 pieczątka w restauracji) zjadłem i wypiłem w rzeczonym przybytku - jakieś strasznie przesłodzone ciasto francuskie z jabłkami podawane na ciepło (chyba niestety z mikrofali), do tego przeciętna kawa - cenowo co prawda na szczęście nie powalało (12,50 za całość), ale smakowo - niestety tym bardziej. Po konsumpcji jeszcze szybki look na drewniany kościółek w stylu podhalańskim - i myk do bunkra kolejowego w Konewce - ostatniego punktu dzisiejszego programu. Borze Nadpiliczny - jaki dziurawy asfalt tam prowadzi (a wcześniej przedwojenna bazaltowa drobniutka kosteczka - śliska jak diabli!)

Po zdobyciu bunkra - już tylko do Tomaszowa na pociąg. Miałem dwie możliwości: wrócić do Spały i tłuc się kilka km-ów przez las wzdłuż dobrego asfaltu kostkową dedeerówą z fałdami powypychanymi przez korzenie sosen, albo objechać 2x dłuższą drogą przez wygwizdowy okrutne (Glinnik, Luboszewy) asfaltem. Zgadnijcie, którą opcję wybrałem ;)

Tak więc po dotarciu jak Bozia, a nie urzędasy przykazali na dworzec w Tomaszowie okazało się, że za kwadrans mam wcześniejszy o 2h niż planowałem ciapąg - tym lepszy, że od razu na Fabryczną, a nie, jak było w planach na Widzew (i stąd dycha rowerowa do domu). Może i bym na tym Widzewu ambitnie wysiadł i wyszła by na koniec obiecana 70+, ale zza horyzontu wylazła paskudna czarna chmura, więc dojechałem do Fabrycznej, by mieć jak najbliżej do domu - po wysięściu zaczęło niesympatycznie pokropywać, więc już najkrótszą (co nie znaczy, że najwygodniejszą) trasą dotarłem równo z większym kropaniem do chałupy.

Trochę tradycyjnych fotek z części miejsc pieczątkowych oraz najciekawszych uchwyconych po drodze - w Relivie.



  • DST 53.33km
  • Teren 0.04km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.12km/h
  • VMAX 43.85km/h
  • Kalorie 2295kcal
  • Podjazdy 286m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru komfortowo

Niedziela, 23 września 2018 · dodano: 23.09.2018 | Komentarze 9

Miało być dziś zdobywanie gmin wschodniowielkopolskich, ale na szczęście w odpowiedniej chwili zorientowałem się, że jest jakiś remont linii kolejowej między Kołem, a Kutnem - i prawdopodobnie znalazłbym się na koniec dzisiejszego dnia w czarnej... hmm, rozpaczy, bo nie miałbym jak wrócić do domu.
Więc zamiast tego najpierw pokicałem na grzybki - głównie maślaki (szt. 22), ale prawie wszystkie robaczywe - ostateczny urobek jadalny z weekendu to:
-1 prawdziwek
-1 podgrzybek
-1,5 maślaka
-2 kozaki
A potem, w związku z zapowiedzią deszczu i coraz bardziej ponurnym niebem zwinąłem się - i z niezbyt co prawda silnym, ale korzystnym wiatrem (zmieniającym się z W na SW) komfortowo i szybko wróciłem niemalże stałą trasą do domu. Niemalże - bo mimo różnych nadal boleści jeszcze sobie na koniec małe kółko po mieście Uć zatoczyłem, by wyszło więcej km-ów.
I średnia ładna taka :) Oby tak zawsze, ech!



  • DST 45.02km
  • Teren 0.15km
  • Czas 01:40
  • VAVG 27.01km/h
  • VMAX 41.08km/h
  • Kalorie 1949kcal
  • Podjazdy 233m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jambór emerycko-śmieciowy

Sobota, 22 września 2018 · dodano: 22.09.2018 | Komentarze 8

Łokieć, a nawet cały bok (podczas leżenia) włącznie z lewym kolanem (podczas jazdy) oraz piętą (podczas chodzenia) nadal dolegają, ale musiałem pojechać na działkę, bo po ostatnim działkowaniu (nie moim;) pozostały przez zapomnienie dwa worki nie wywiezionych śmieci. A niedobrze, gdyby zalegały jeszcze dłużej.
Od rana wiało porywiście z W, więc ze względu na póki co zdrowotną niemożność beztroskiego korzystania z lemondki nie siliłem się na bohatyra, tylko podjechałem na Dworzec Kaliski, wsiadłem w ŁKĘ i najgorsze wygwizdowy przebyłem mało ambitnie koleją. Dziś, z okazji Dnia Ziemi (czy coś tam), po okazaniu dowodu rejestracyjnego auta można było jechać za darmo - niestety, jak się jest na codzień ekologicznym - nie ma zmiłuj: bilet 8,20. Tak to się u nas docenia blachosmrodzenie. Dobrze, że tylko raz w roku.
Normalnie wysiadłbym z pociągu w Dobroniu, ale miałbym boczną wichurę (wystarczyło mi w drodze na dworzec), więc dojechałem dalej - do Łasku - i stąd dłuższą i bardziej ruchliwą trasą (mijał mnie np. kolega z pracy - normalnie nawet w weekend chwili spokoju! ;p), ale z pomocnym, tylno-bocznym podmuchem raz dwa byłem w Jamboru.
Zaś tu okazało się, że tuż obok w lesie pewnie jacyś działkowicze (zapewne zmotoryzowani, zatem mogący zabrać bez problemu) wywalili do lasu 4 worki śmieci... po prostu jak bym przyuważył, to chyba bym im je wywalił na te puste łby.
Ponieważ kiedyś stał niedaleko gminny kontener i wszyscy śmieci wyrzucali grzecznie właśnie tam, a obecnie jest jakże ekologicznie w związku z segregacją - i nie ma gdzie (nie licząc lasu właśnie), więc przed wieczorem na dwa razy wywiozłem śmioty działkowe - i te z lasu - czyli łącznie 6 worków do najbliższego kosza na przystanku. 5 km-ów w jedną stronę, łącznie ponad 20. I z tego wkurzu na wszystko wyszła dziś wreszcie przyzwoita średnia, bo wrzesień póki co pod tym względem jest poniżej wszelkiej krytyki.
I tak, trochę przypadkiem dołączyłem do corocznego sprzątania świata - a właściwie lasu. Bo nie chcę mieć takiego lasu. A jakiego - będzie na fotce jutro wieczorem (z komórki się póki co nie wstawia).

EDIT:
O, właśnie takiego lasu NIE CHCĘ MIEĆ:



  • DST 53.56km
  • Teren 2.01km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.71km/h
  • VMAX 47.45km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 2276kcal
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uć, a potem upalna wrześniowa pętelka nie do końca typowa

Środa, 12 września 2018 · dodano: 12.09.2018 | Komentarze 4

Rano do p., gdzie mnie tak zmuliło od 8h kompa non stop (gdzież ta morska bryza i szum fal? Duszę się!), że mimo upału, silnego wiatru i ogólnej aprzytomności niewyspaniowej decyzja mogła być o 16.00 tylko jedna: najbardziej typowa, zatem nie-terenowa (terenu mam po urlopie po lemondkę) i maksymalnie niezwiedzaniowo-bezmyślna pętelka :)
I takoż uczyniłem: po 8 km-ach miejskich korków, które akurat dziś dały do wiwatu - kolejne 15 to cudowna jazda z wiatrem z górki na Stryjków. O to chodziło, biegało, fruwało!
Tu się już powoli zaczęły schódki (jak to się mawia w mieście Uć), bo i pod wiatr - i pod pagórki.
Gdy dojechałem do miejsca, gdzie powstaje bezmyślne rondko, okazało się, że nie ma jak się przedrzeć do Łagiewnickiego Lasu zwykłą trasą (może i jakoś tam by się dało, ale miałem lenia i wolałem kręcić korbą, a nie się kręcić bez sensu, nie wspominając już o zawracaniu i tak chwiejnej głowy) - wybór więc padł na niejeżdżone od chyba kilkunastu lat opłotki zgiersko-miejskie;) - i co ciekawe - póki był Zgierz - był asfalt. A potem kilometr tak bardzo niechcianych dziś telepań po szutrze, drugi km terenu w Lesie - i do domu.
Gorąco i silny wiatr z SW, ponadto wspomniane korki, więc mając na uwadze także owe szutry - średnia do przyjęcia. Energii niewątpliwie dodała chodząca po łbie muzyka Chumbawamby - konkretnie album "Anarchy". Nie znającym - polecam :)
Trasa popołudniowa.



  • DST 51.75km
  • Teren 0.03km
  • Czas 01:58
  • VAVG 26.31km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Kalorie 2225kcal
  • Podjazdy 263m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jamboru z kurkami

Niedziela, 19 sierpnia 2018 · dodano: 19.08.2018 | Komentarze 9

Powrót z działy zwykłą trasą powrotną (a więc ciut dłuższą) z nazbieranymi na tejże 196 sztukami kurek. Jechało się cinszko, bo upał i przeważnie pod przednio-boczny wiatr z NNW - niby niezbyt silny, ale dał w kość. Kilku bardzo lekkomyślnych samochodziarzy po drodze.
Sakwy znów napchane (m.in. rzeczonymi kurkami;)


  • DST 46.05km
  • Teren 0.03km
  • Czas 01:43
  • VAVG 26.83km/h
  • VMAX 44.28km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Kalorie 2005kcal
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Jamboru z grzmotami

Sobota, 18 sierpnia 2018 · dodano: 18.08.2018 | Komentarze 1

Trasą zwykłą na działę. Sakwy wyjątkowo obładowane tym i owym - na szczęście wiatr nie przeszkadzał: wiał słabo z kierunków N. Natomiast jeździe towarzyszyły grzmoty krążącej wokół burzy - na szczęście udało się nie zmoknąć. Parno i duszno oraz nadal (zbyt) ciepło, więc mimo znośnej średniej - średnio znośnie ;)

  • DST 54.10km
  • Teren 0.46km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.97km/h
  • VMAX 41.69km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 2343kcal
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jamnik Kazimierz Grunwald

Środa, 15 sierpnia 2018 · dodano: 16.08.2018 | Komentarze 13

Zainspirowany Pętelką Bitelsowską oraz z dedykacją dla Kropy, postanowiłem późnym popołudniem wykręcić z okazji świątecznej... Jamnika. Wyszło, co wyszło (ze zdjęciami) - lepiej kształt trasy widać zaś tu.
Pogoda była podeszczowa, niby bez upału, ale parna, wiatr wiał niby słabo, ale dokuczliwie z NW, więc jechało się dość niemrawo, a i robienie fotek sporo czasu zajęło.
Wrażenia ogólne: raczej słabe asfalty, gdyby nie to - dość niezła, choć plaskata alternatywa dla moich pagórkowatych pętelek na NE od miasta Uć.
A Jamnik nazywa się tak a nie inaczej, bo gdybym jechał na odwrót, to byłby to zupełnie inny Jamnik - mianowicie Grunwald Kazimierz ;)