Info

Więcej o nim tu, a niżej BATONY NA BOCZKU ;)















Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec10 - 24
- 2025, Czerwiec4 - 8
- 2025, Maj15 - 31
- 2025, Kwiecień12 - 32
- 2025, Marzec11 - 28
- 2025, Luty1 - 5
- 2025, Styczeń1 - 4
- 2024, Grudzień5 - 29
- 2024, Listopad4 - 25
- 2024, Październik14 - 86
- 2024, Wrzesień10 - 38
- 2024, Sierpień7 - 19
- 2024, Lipiec17 - 31
- 2024, Czerwiec1 - 4
- 2024, Maj17 - 71
- 2024, Kwiecień13 - 36
- 2024, Marzec13 - 56
- 2024, Luty7 - 30
- 2024, Styczeń2 - 6
- 2023, Grudzień3 - 14
- 2023, Listopad7 - 21
- 2023, Październik10 - 39
- 2023, Wrzesień12 - 72
- 2023, Sierpień14 - 96
- 2023, Lipiec10 - 40
- 2023, Czerwiec7 - 25
- 2023, Maj13 - 54
- 2023, Kwiecień11 - 50
- 2023, Marzec10 - 61
- 2023, Luty5 - 28
- 2023, Styczeń15 - 76
- 2022, Grudzień3 - 21
- 2022, Listopad5 - 27
- 2022, Październik9 - 43
- 2022, Wrzesień4 - 18
- 2022, Sierpień13 - 93
- 2022, Lipiec11 - 48
- 2022, Czerwiec5 - 24
- 2022, Maj15 - 70
- 2022, Kwiecień11 - 54
- 2022, Marzec12 - 77
- 2022, Luty8 - 40
- 2022, Styczeń8 - 39
- 2021, Grudzień9 - 54
- 2021, Listopad12 - 68
- 2021, Październik11 - 41
- 2021, Wrzesień10 - 47
- 2021, Sierpień13 - 53
- 2021, Lipiec13 - 60
- 2021, Czerwiec19 - 74
- 2021, Maj16 - 73
- 2021, Kwiecień15 - 90
- 2021, Marzec14 - 60
- 2021, Luty6 - 35
- 2021, Styczeń7 - 52
- 2020, Grudzień12 - 44
- 2020, Listopad13 - 76
- 2020, Październik16 - 86
- 2020, Wrzesień10 - 48
- 2020, Sierpień18 - 102
- 2020, Lipiec12 - 78
- 2020, Czerwiec13 - 85
- 2020, Maj12 - 74
- 2020, Kwiecień15 - 151
- 2020, Marzec15 - 125
- 2020, Luty11 - 69
- 2020, Styczeń17 - 122
- 2019, Grudzień12 - 94
- 2019, Listopad25 - 119
- 2019, Październik24 - 135
- 2019, Wrzesień25 - 150
- 2019, Sierpień28 - 113
- 2019, Lipiec30 - 148
- 2019, Czerwiec28 - 129
- 2019, Maj21 - 143
- 2019, Kwiecień20 - 168
- 2019, Marzec22 - 117
- 2019, Luty15 - 143
- 2019, Styczeń10 - 79
- 2018, Grudzień13 - 116
- 2018, Listopad21 - 130
- 2018, Październik25 - 140
- 2018, Wrzesień23 - 215
- 2018, Sierpień26 - 164
- 2018, Lipiec25 - 136
- 2018, Czerwiec24 - 137
- 2018, Maj24 - 169
- 2018, Kwiecień27 - 222
- 2018, Marzec17 - 92
- 2018, Luty15 - 135
- 2018, Styczeń18 - 119
- 2017, Grudzień14 - 117
- 2017, Listopad21 - 156
- 2017, Październik14 - 91
- 2017, Wrzesień15 - 100
- 2017, Sierpień29 - 133
- 2017, Lipiec26 - 138
- 2017, Czerwiec16 - 42
- 2017, Maj25 - 60
- 2017, Kwiecień20 - 86
- 2017, Marzec18 - 44
- 2017, Luty17 - 33
- 2017, Styczeń15 - 52
- 2016, Grudzień14 - 42
- 2016, Listopad18 - 74
- 2016, Październik17 - 81
- 2016, Wrzesień26 - 110
- 2016, Sierpień27 - 197
- 2016, Lipiec28 - 129
- 2016, Czerwiec25 - 79
- 2016, Maj29 - 82
- 2016, Kwiecień25 - 40
- 2016, Marzec20 - 50
- 2016, Luty20 - 66
- 2016, Styczeń16 - 52
- 2015, Grudzień22 - 189
- 2015, Listopad18 - 60
- 2015, Październik21 - 52
- 2015, Wrzesień27 - 38
- 2015, Sierpień26 - 37
- 2015, Lipiec29 - 42
- 2015, Czerwiec27 - 77
- 2015, Maj27 - 78
- 2015, Kwiecień25 - 74
- 2015, Marzec21 - 80
- 2015, Luty20 - 81
- 2015, Styczeń5 - 28
- 2014, Grudzień16 - 60
- 2014, Listopad27 - 37
- 2014, Październik28 - 113
- 2014, Wrzesień28 - 84
- 2014, Sierpień28 - 58
- 2014, Lipiec28 - 83
- 2014, Czerwiec26 - 106
- 2014, Maj25 - 88
- 2014, Kwiecień24 - 75
- 2014, Marzec18 - 133
- 2014, Luty17 - 142
- 2014, Styczeń13 - 68
- 2013, Grudzień21 - 115
- 2013, Listopad23 - 102
- 2013, Październik22 - 64
- 2013, Wrzesień28 - 108
- 2013, Sierpień18 - 66
- 2013, Lipiec30 - 95
- 2013, Czerwiec30 - 79
- 2013, Maj30 - 55
- 2013, Kwiecień29 - 81
- 2013, Marzec16 - 39
- 2013, Luty19 - 62
- 2013, Styczeń9 - 18
- 2012, Grudzień22 - 62
- 2012, Listopad22 - 19
- 2012, Październik20 - 8
- 2012, Wrzesień25 - 6
- 2012, Sierpień2 - 3
- 2012, Lipiec14 - 4
- 2012, Czerwiec26 - 14
- 2012, Maj23 - 24
- 2012, Kwiecień26 - 23
- 2012, Marzec27 - 20
- 2012, Luty21 - 35
- 2012, Styczeń23 - 59
Wpisy archiwalne w kategorii
4. Dzień to za mało!
Dystans całkowity: | 18809.69 km (w terenie 1069.99 km; 5.69%) |
Czas w ruchu: | 814:26 |
Średnia prędkość: | 23.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.62 km/h |
Suma podjazdów: | 53510 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 153 (84 %) |
Suma kalorii: | 346053 kcal |
Liczba aktywności: | 396 |
Średnio na aktywność: | 47.50 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
- DST 10.03km
- Teren 0.06km
- Czas 00:22
- VAVG 27.35km/h
- VMAX 36.79km/h
- Kalorie 437kcal
- Podjazdy 61m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Jamborowanie śmieciowe
Sobota, 25 maja 2019 · dodano: 25.05.2019 | Komentarze 5
Rano przyjechała częściowo rowerowo, a częściowo kolejowo M., następnie goście, potem byla wspólna przechadzka po okolicy, potem goście pojechali, ja zabrałem się za sadzenie 35 krzaków - aż wreszcie można było wyskoczyć rowerowo do najbliższego kosza na śmieci, by jutro nie wozić się z nadmierną stertą. Co też szybciutkiem uczyniłem :) Kategoria 4. Dzień to za mało!
- DST 45.13km
- Teren 0.03km
- Czas 01:45
- VAVG 25.79km/h
- VMAX 43.13km/h
- Kalorie 1964kcal
- Podjazdy 219m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw Uć, a potem do Jamboru
Piątek, 24 maja 2019 · dodano: 24.05.2019 | Komentarze 6
Rano obładowaną Mery do p., a po południu prosto stamtąd klasyczną trasą na działę. Mimo porannych i popołudniowych miejsko-piątkowych korków (głównie niestety dedeerowo-rowerowych) jechało się nie najgorzej: wiatr co prawda przednio-boczny, ale niezbyt silny, więc ostatecznie średnia nie wyszła jakaś okropna.A na miejscu m.in. mycie roweru - i znów porządki po wichurkach - dobrze, że tym razem tylko gałęzie, a nie jak niedawno całe drzewa :/
A jutro zjawi się rowerowo M., a samochodowo moja była kierowniczka z moim obecnym dyrektorem - i z obu wizyt się cieszę, choć ostatnio w p. wcale nie do śmiechu...
- DST 70.59km
- Teren 10.65km
- Czas 03:28
- VAVG 20.36km/h
- VMAX 39.85km/h
- Kalorie 3030kcal
- Podjazdy 401m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz. 8: do domu przez Wigry i Puszczę Augustowską
Sobota, 4 maja 2019 · dodano: 04.05.2019 | Komentarze 8
Trasa: Puńsk - Wigry - Nowinka - Augustów - (PKP) - UćRelive od Puńska do Wigier: https://www.relive.cc/view/e1312910864
Relive od Wigier do Augustowa: https://www.relive.cc/view/e1313086185
Nowe gminy: Suwałki-wieś, Nowinka, Augustów-miasto.
Silny, chwilami huraganowy wiatr prosto w pysk z SW.
RELACJA:
Z prognoz wiedzieliśmy, że silny wiatr z SW sprawi, że na pociąg do Suwałk będziemy mieli od planowanych jako pierwsza atrakcja po drodze Sejn 40 km-ów rzeźni z małą ilością lasów, za to dużą ilością pagórków. Zmieniliśmy więc założenia - i zamiast pchać się na Suwałki (skąd o 15:40 odjeżdżał nasz pociąg), pociągnęliśmy wprost na południe - do Puszczy Augustowskiej, by znaleźć choć trochę osłony. Trasa kilometrażowo w sumie podobna, a równie ciekawa - nim jednak dojechaliśmy (znów straszliwymi, częściowo szutrowymi drogami) do puszczy, po drodze odwiedziliśmy klasztor w Wigrach (tłumy, zwiedzanie płatne, obiekt jednak wart obejrzenia) i przystań kajakową nad jeziorem - przed Wigrami wypróbowaliśmy jeszcze kawałek drogi rowerowej zrobionej z asfaltu w kolorze....zielonym:)
Spod klasztoru udaliśmy się wzdłuż (przeważnie niewidocznego) Jeziora Wigry najpierw asfaltem, a gdy zaczął się park narodowy - przyjemną leśną drogą. Puszcza bardzo nam pomogła w walce z wiatrem, a jej chwilowy brak (między wsiami Czerwony Krzyż, a Ateny:) bardzo nam się dał we znaki (średnia - jakieś 10 km-ów/h!). W rzeczonych Atenach spotkaliśmy rowerowego krajanina z Miasta Uć - choć już, jak wyszło podczas rozmowy, od 20 lat mieszkającego w tej części Polski - własnie pod znakiem z napisem "Ateny" zgubił okulary dzień wcześniej - i za chwilę zguba się znalazła :)
W końcu kolejnym, ostatnim już dziurawym asfaltem dojechaliśmy do wsi Nowinka - i stąd już główną z poboczami trasą na Augustów. Byliśmy na dworcu godzinę przed odjazdem pociągu - tego samego, którym mieliśmy wracać z Suwałk - więc mieliśmy też bezcenne w kontekście miejsc na rowery bilety z miejscówkami. Pociąg się wtoczył, do pociągu oprócz nas wskoczył dziki tłum (w tym kilkunastu rowerzystów) - na szczęście był taki sam (a może ten sam?) jeden z pięciu w Polsce wagon rowerowy - i tak niespiesznie, choć pospiesznie dotoczyliśmy się do Wawy - tym razem Zachodniej. Tu godzina na przesiadkę, więc do Maka - byłem tak głodny, że na raz wtrąbiłem dwa Big-Maki i poprawiłem Kurczakburgerem i kawą - a potem już tylko pociągiem na Uc - i z dworca w znów siąpiącym deszczu do domu. Wspomnieć jeszcze należy, że ostatnie 3 dni jazdy to dopompowywanie tylnego koła - przez miniaturową dziurkę uchodziło powietrze na tyle, że po kilku godzinach ubywało 3 z 4 atmosfer, więc czeka mnie jeszcze powyprawowa wymiana dętki. Ale to już jutro.
A tytułowi Jaćwingowie? Przeminęli, jak tegoroczna majówka, albo uszli jak powietrze z koła - coś tam jednak zawsze zostaje - wspomnienia, albo choćby... atmosfera ;)
PODSUMOWANIE:
Km-ów łącznie: 535,53
Km-ów terenowo: 77,07 (14,4%)
Czas jazdy: 24 h 52 min.
Średnia prędkość: 21,54 km/h
Średnia długość jazdy: 66,94 km /3h 6 min.
Nowe gminy: 29
Nowe województwa: 1 (Warmińsko-Mazurskie)
Nowe kraje: 1 (Litwa)
Kilogramy: minus 3
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 72.63km
- Teren 1.90km
- Czas 02:58
- VAVG 24.48km/h
- VMAX 45.00km/h
- Kalorie 3107kcal
- Podjazdy 404m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz. 7: wśród Litwinów i po Litwie
Piątek, 3 maja 2019 · dodano: 03.05.2019 | Komentarze 7
Dzień pieszo-rowerowy:Poranna trasa piesza z M. po Puńsku:
https://www.relive.cc/view/e1312562956
Popołudniowa trasa rowerowa (bez M.) na Litwę (szósty rowerowo zaliczony kraj) i z powrotem:
https://www.relive.cc/view/e1312710467
Nowe gminy: Sejny-wieś, Sejny-miasto, Krasnopol.
Zimno; silny, stopniowo słabnący wiatr z NW.
Puńsk to stolica polskich Litwinów - są tu muzea, zatem od rana, korzystając z równie nieciekawej pogody jak dzień wcześniej, postanowiliśmy dać siana rowerom i pieszkom udać się na spacer. Niby nieduża miejscowość, ale całość zajęła nam jakieś 5 godzin - obejrzeliśmy kolejno: ruiny synagogi (które stały się ruiną, bo stały puste i jakieś miejscowe menele zaprószyły ogień), pozostałości po żydowskim cmentarzu, kościół ładny, choć neogotycki, przykościelne muzeum etnograficzne w dawnym domku proboszcza (brak ogrzewania, na dworze plus sześć, brr), skansen drewnianych chałup wraz z wioską tematyczną dla dzieci inspirowaną miejscowymi legendami, drewniany zajazd, gdzie nażarliśmy się tak, że ledwo mogliśmy się ruszać, miejscowy cmentarz z niemal samymi litewskimi nagrobkami, wreszcie muzeum w Litewskim Ośrodku Kultury, po którym nas oprowadziła tutejsza pani przewodniczka Litwinka, która sporo miała dla nas w zanadrzu lokalnych ciekawostek i zagadek. Pokazała też mapę Litwy sięgającą od Gdańska po Białystok i dalej - mówiła, że to mapa historyczna wszystkich ziem litewskich, ale nie przypominam sobie, by np. Prusowie, albo Jaćwingowie utożsamiali się z Litwinami - były to chyba raczej trzy odrębne, choć spokrewnione ze sobą narody/plemiona we wczesnym średniowieczu. Równie dobrze można by do Litwy dołączyć np. Łotwę. Oczywiście na takiej mapie Puńsk był niemal w geometrycznym środku "Litwy" ;) Bardzo też skarżyła się na fakt, że sto lat temu Polska ich odcięła od Litwy, jednocześnie z dumą prezentując różne piękne wyroby tutejszej sztuki ludowej - otóż gdyby nie owa nieszczęsna granica, Puńsk znalazłby się w granicach radzieckiej Litwy i przez pół wieku zamiast sztuki ludowej byłyby tu kołchozy...o tym niestety nie wspomniała. Ot, takie zaprzeszłości, które dawno powinny już pójść w niepamięć (niech sobie o nich historycy dyskutują, jak np. o "naszym" Zaolziu) - a tu proszę, tak jakoś niefajnie, bo niby nic, a jednak konfrontacyjnie. Na koniec zwiedzania tylko wyraziłem nadzieję, że mimo wszystko nie będzie tu za chwilę jak w Hajnówce, gdzie łysi nasi-nazi na złość Białorusinom maszerują hajlując, by pokazać kto tu rządzi - i tak żeśmy się jednak w zgodzie rozstali.
Tymczasem pogoda wyklarowała się na tyle, że deszcz już nie groził, było tylko zimno i wiało potężnie - ale wyszło słońce. Godzina 17:00, 3 h dnia - jakże tu jednak nie wyskoczyć na Litwę? M. została odpoczywać na kwaterze - a ja hajże - pierwszy raz rowerowo w były ZSRR! Pojechałem bocznymi asfaltami na Lazdijai (Łoździeje) - najpierw przyzwoitymi, potem kostropatymi, a ostatnie 2 km-y do granicy - szutrówką. Od granicy był już cały czas asfalt - nierówny i chyba jeszcze z czasów radzieckich. Tak dojechałem do miasteczka, obejrzałem kościół, na rynku w markecie typu litewska Biedronka kupiłem serowe paluszki, czekoladę gorzką z żurawiną i piwo o dumnej nazwie "1410" (łącznie - 3 euro z hakiem, więc chyba podobnie jak u nas), trochę pomieszałem drogę (dzięki temu trafiłem pod muzeum) - wreszcie ichniejszymi wytworami dedeeropodobnymi (kostka), a potem marną, choć szeroką szosą z poboczami (i dobrze - ruch ogromny) dotoczyłem się na dawne przejście w Ogrodnikach. Stąd skręciłem na malowniczą, pagórkowatą boczną drogę na Sejny przez Żegary - po drodze bociany, sarna, w przydrożnym bagienku krzyczące przedwieczornie żurawie - i jazda wprost w zachodzące słońce. Bajka kresowa!
Przez Sejny tylko przejechałem, bo się robiło późno (miały być w planach na następny, ostatni dzień wyprawy, ale w końcu pojechaliśmy inaczej) - i już w powoli zapadającym zmroku wróciłem syty wrażeń i pełen chwały z rowerowego zdobycia Litwy do M. do Puńska.
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 7. Zagramanicznie
- DST 68.60km
- Teren 9.49km
- Czas 03:15
- VAVG 21.11km/h
- VMAX 51.77km/h
- Kalorie 2867kcal
- Podjazdy 716m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz.6: przez Suwalskie Pagóry w wichurze i ulewach do Litwinów
Czwartek, 2 maja 2019 · dodano: 02.05.2019 | Komentarze 5
Trasa: Stara Pawłówka - Suwalski Park Krajobrazowy - Wiżajny/Trójstyk PL/LIT/RU - Rutka-Tartak - Szypliszki - Puńsk.Relive w dwóch częściach:
1. https://www.relive.cc/view/e1312004476
2. https://www.relive.cc/view/e1312165605
Nowe gminy: Jeleniewo, Wiżajny, Rutka-Tartak, Szypliszki, Puńsk.
Ekstremalna pogoda: bardzo zimno, wichura z SW oraz niezliczone deszczowe szkwały po drodze.
RELACJA:
Od rana mżyło i wiało zimnem - ale w końcu Suwalszczyzna to nasz biegun zimna - a to zobowiązuje! ;) Po porannej kawce z naszą panią gospodynią (ciekawa postać - przez wiele lat służbowo pływała promami i zwiedzała przy okazji świat, teraz - jak mówi - świat ją odwiedza, bo ma gości nawet z Nowej Zelandii) pożegnaliśmy nasz kurnik i ruszyliśmy zwiedzać Suwalski Park Krajobrazowy tradycyjnie już okropnymi, szutrowymi drogami. Pierwszym przystankiem był Turtul - miejsce po najstarszym w okolicy Suwałk młynie, dziś siedziba parku, punkt informacji i niewielka izba muzealna. Zmarznięci, szybko przeszliśmy się tutejszą ścieżką edukacyjną przez rozlewiska Czarnej Hańczy (tu - bystry potok), nad dawnym stawem młyńskim; wdrapaliśmy się też na punkt widokowy gdzie wiało niemiłosiernie, po czym wypiliśmy kawę z automatu i ruszyliśmy rowerowo szutrami do pobliskich Wodziłk - osady staroobrzędowców, gdzie oprócz kilku rozwalających się chałup i niewielkiej cerkiewki nie ma (poza pięknym, pagórkowatym krajobrazem) dosłownie nic.
Za Wodziłkami żwirową drogą, tak stromą, że trzykrotnie musiałem wprowadzać rower dobiliśmy w siekącym deszczu do asfaltu. Dalsza droga prowadziła pagórkami i już bardziej z wiatrem nad Jezioro Hańcza do miejscu po dworze - Starej Hańczy. Kolejne pełne uroku miejsce, na jeziorze fale, wokół stary, zdziczały park z zabytkowymi alejami i ruinami zabudowań. Miejsce historyczne, gdzie podczas Powstania Listopadowego rozegrała się bitwa z Moskalami, a dziedzic-powstaniec uciekł ponoć tajemnym korytarzem, by potem jednak wrócić i wiernie służyć carowi po to, by ten mu zwrócił dwór, co nigdy nie nastąpiło. Piękny dworek został zniszczony po wojnie - podobno miejscowa milicja pędziła w nim bimber i coś tam wybuchło, a resztę strawił pożar. Ot - prawdziwa kraina legend i opowieści nietypowej treści :)
Ze Starej Hańczy m.in. przez wieś o nazwie Kłajpeda dojechaliśmy wreszcze przeważnie z silnym wiatrem i chwilowo bez deszczu do Wiżajn. Ponieważ M. była już zmordowana, a kwaterę mieliśmy w Puńsku, więc plan był taki, aby odsapnęła godzinkę w miejscowej knajpie, a ja w tym czasie skoczyłbym na kolejny na wyprawie trójstyk granic - tym razem współczesny, polsko-litewsko-rosyjski. Niestety, w Wiżajnach jedyna knajpa zamknięta na głucho - w końcu M. ulokowała się w pustej (ale otwartej) sali bankietowej w miejscowej agroturystyce, a ja pojechałem cierpieć pod wiatr na trójstyk - i migiem wróciłem z wichurą. Sam trójstyk ładny, ale jeśli ktoś średnio sobie ceni takie atrakcje - to mało ciekawy. Tyle, że można sobie popatrzeć na 3 kraje na raz i porównać zasieki unijne z postsowieckimi :) Oczywiście - wszystko pod okiem czujnych kamer!
Ledwo wyjechaliśmy z Wiżajn i wdrapaliśmy się na najwyższe wzniesienia Pojezierza Suwalskiego (Góra o leweracyjnej nazwie - Rowelska!) - zaczęło niemiłosiernie lać. I tak było przez kolejne 2 godziny jazdy z tylno-bocznym wiatrem - zimno, wichura, deszcz i nic nie widać. A szkoda, bo po drodze były zapewne piękne widoki, a i ciekawych miejsc do obejrzenia sporo :( W końcu przez Szypliszki (gdzie trafiliśmy na sklep, w którym oprócz zakupów głównie ogrzewaliśmy się przy dmuchawach do rąk w WC dobrych kilkanaście minut), totalnie zgnojeni doczłapliśmy do Puńska, gdzie nastąpiło na bardzo miłej kwaterze w starym drewnianym domku u Pani Honorki Wielkie Suszenie nr 2.
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 93.31km
- Teren 28.49km
- Czas 04:28
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 42.05km/h
- Kalorie 3988kcal
- Podjazdy 847m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz.5: przez mazurskie ostatki i szutry Puszczy Rominckiej do Mostów w Stańczykach i na Suwalszczyznę
Środa, 1 maja 2019 · dodano: 01.05.2019 | Komentarze 11
Trasa: Republika Ściborska - Banie Mazurskie - Gołdap - Stańczyki - Stara Pawłówka.Relive do Gołdapi: https://www.relive.cc/view/e1311171933
Relive od Gołdapi - też już jest:
https://www.relive.cc/view/e1311528391
Trasa została podzielona ze względu na oszczędność baterii w zegarku - z powodu konieczności dłuższego postoju w Gołdapi.
Nowe gminy: Gołdap, Dubeninki, Przerośl.
Wiatr początkowo przednio-boczny z N, potem tylny z W, umiarkowany.
1/3 trasy - szutrówki.
RELACJA:
Po pożegnaniu gospodarzy, pogodnym porankiem wróciliśmy na Banie i stąd, mając już dość okropnych lokalnych dróg pojechaliśmy główniejszą na Gołdap. Po drodze napotkaliśmy ponownie Szlak Green Velo idący mniej więcej równolegle do szosy, ale widząc, że jest to szutrówa idąca nasypem dawnej kolejki tylko machnęliśmy rowerową rękawiczką na taką propozycję - niech inni się męczą, jak lubią.
Aż niemal do Gołdapi było mniej lub bardziej stromo pod górę, a że wiatr raczył się zrobić przednio-boczny (z N), więc jechało się bardzo słabiutko. Dopiero przed Gołdapią zjazd - cóż z tego, skoro zaraz zaczęła się kostkowa dedeerówa? W mieście zjedliśmy ogromny obiad - i dopiero po blisko dwóch godzinach ruszyliśmy - tym razem na wschód, więc już bardziej z wiatrem - do Puszczy Rominckiej. Szybko odbiliśmy w szutrówy (już wcześniej planowane) - i lepszymi lub gorszymi ich wersjami przez ponad 20 km-ów pokonaliśmy całą puszczę - aż niemal do Żytkiejm. Czasem jechaliśmy tuż przy samej granicy, to znów zagłębialiśmy się w liczne tu rezerwaty, po drodze była jeszcze malutka wioska z charakterystycznymi, ulepionymi z gliny słupkami z drewnianymi daszkami - domkami dla owadów. Odnaleźliśmy też w środku lasu kamień cesarza Wilhelma II, który przyjeżdżał tu na polowania - zresztą sporo leśnych dróg to zdziczałe ozdobne aleje; widać, że kiedyś o ten las dbano "odgórnie".
Po wyjechaniu na asfalt dojechaliśmy do prawdziwej górskiej serpentyny, potem był na szczęście otwarty sklep - czas był najwyższy, bo od Gołdapi jechaliśmy praktycznie o suchym pysku, a słońce dogrzewało. Po odpoczynku skręciliśmy w piękną i strasznie trzęsącą aleję szwedzkich jarzębów do słynnych mostów-wiaduktów w Stańczykach. A tam mały Disneyland - parking, żarcie, sporo ludzi i płatne wejście. Trochę obawiałem się w zaistniałej sytuacji zostawiać rowery (a zwłaszcza bagaże) samopas, więc zwiedziliśmy obiekt na zmianę - i zeszło nam na to nieco czasu. A miejsce warte swej sławy - robi potężne wrażenie.
Ze Stańczyków fajną asfaltową rowerówką, a potem znów dziurawą drogą dojechaliśmy znów w Podlaskie - do Przerośli. Mimo wszystko w Podlaskiem drogi wydają się być ciut lepsze niż w okropnym pod tym względem Warmińsko-Mazurskim - przynajmniej tam, gdzieśmy zawitali. Tymczasem zrobiło się strasznie zimno, pochmurzyło się - i już całkiem wypluci po blisko 100 kilometrach dotarliśmy na naszą kolejną kwaterę - na koniec, na polnej drodze prowadzącej do gospodarstwa próbowali mnie niemal rozjechać dwaj rozochoceni (i rozpędzeni) motocykliści... Ponieważ droga kończyła się przy gospodarstwie, więc tak, czy inaczej wyjaśniliśmy sporną kwestię bezpośrednio ;)
A w gospodarstwie, które prowadzi przesympatyczna (i prze-gadatliwa) "starsza pani w średnim wieku" powitały nas dwa przymilne pieski - i okazało się, że tym razem śpimy za stówę w... kurniku. Dawnym kurniku rzecz jasna, przerobionym na przytulny pokoik obok stodoły. Mycie na zewnątrz w dobudówkach. W sumie jak na standard dość drogo, ale co tam - liczy się klimat: środek pola, wygwizdów straszny, a pod prysznicem - szerszenie. Ale za to pani gospodyni zaprosiła nas na rano na kawkę - co też uskuteczniliśmy, ale to już historia z dnia następnego.
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 63.00km
- Teren 8.80km
- Czas 03:01
- VAVG 20.88km/h
- VMAX 51.62km/h
- Kalorie 2671kcal
- Podjazdy 473m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz.4: przez Mazury Garbate po wertepach do piramidy, Indian i psów zaprzęgowych
Wtorek, 30 kwietnia 2019 · dodano: 01.05.2019 | Komentarze 16
Trasa: Cybulki koło Wydmin - Kruklanki - Banie Mazurskie - Rapa - Republika ŚciborskaRelive: https://www.relive.cc/view/e1311175608
Umiarkowany, chwilami silny wiatr z NE (boczny) do N (przedni).
Nowe gminy: Kruklanki, Pozezdrze, Banie Mazurskie.
Jubileuszowo: 2000 km-ów w 2019 roku oraz 110 000 km-ów przebiegu Meridy :)
RELACJA:
Kolejny piękny dzień - pogoda wymarzona do jazdy, ale wyjechaliśmy niespiesznie, bo najpierw jeszcze pozwiedzaliśmy zagrodę Barniego - są ule, są kury i jest przesympatyczna wilczyca Sonia :)
Pożegnawszy rodzinkę (pewnie kiedyś znów tam zawiatamy, by porównać postępy w pracach remontowo-budowlanych) skierowaliśmy się najpierw nad polecane przez naszych gospodarzy pobliskie jeziorko - trochę ciężki dojazd częściowo chaszczami, ale się udało.
W pobliskich Wydminach coś się porobiło komórce M. (biały ekran) - a że nawet na urlopie musi być non-stop pod telefonem, więc zonk - ostatecznie w pobliskiej wsi pomógł nam pan w warsztacie, który po różnych kombinacjach po prostu zadzwonił do kolegi z serwisu - i już po chwili telefon działał :)
Dalej było już tylko coraz przepiękniej - pagórkowate i kręte aleje z (póki co) dobrymi asfaltami, zerowy ruch, wszędzie słonecznie i zielono. Rowerowy raj :) Przed Kruklankami wyzerował się po raz 11 licznik Mery - 110 000 przebiegu! Kawałeczek dalej skręciliśmy do ruin ogromnego wiaduktu kolejowego wysadzonego już po wojnie przez miejscowych. Cichy i urokliwy zakątek, a korzystając z chwili postoju posprzątałem śmieci do kontenera - i zrobiło się już całkiem sympatycznie.
W Kruklankach zjedliśmy lody - i dalej już coraz gorszymi drogami pojechaliśmy w kierunku Bani Mazurskich. Można rzec - dosłownie i w przenośni - Droga do Bani ;) Po drodze zerknąłem na zatoczkę Jeziora Gołdopiwo, gdzie niegdyś spędzałem dwutygodniowe wczasy z rodzicami. Stare dzieje.
W Drodze do Bani był jeszcze mały wojenny cmentarzyk z I wojny światowej z grobami rosyjskich żołnierzy (zapewne z Operacji Mazurskiej). W Baniach szybkie zakupy - i kolejnymi kostropatymi asfaltami przez niezwykły, jakby wyjęty z opowieści o kanadyjskich traperach świerkowy, podmokły las do wyjątkowego miejsca - piramidy-grobowca w Rapie. Sama kaplica (bo tym w rzeczywistości jest piramida) co prawda zamknięta, ale przez okienka bez szyb można zajrzeć do środka - stoi tam kilka trumien.. czy pustych, czy też nie - tego nie wiem.
Za Rapą za chwilę skończył się jakikolwiek asfalt, a zaczęła się okropna, raz żwirowa, a raz brukowa, wyjątkowo malownicza droga przez wzgórza prowadząca do celu naszej przejażdżki tego dnia - czyli do Ściborek. Ma tu swoje gospodarstwo Biegnący Wilk - nietuzinkowa, a przy tym bardzo bezpośrednia i sympatyczna postać z pogranicza świata instruktorów harcerskich, survivalowców oraz miłośników Dalekiej Północy. Wraz z rodziną - żoną i trójką synów zgromadził w starej stodole sporo eksponatów indiańskich, eskimoskich, a nawet współczesnych, pochodzących z naszej stacji badawczej na Antarktydzie, stworzył także izbę muzealną poświęconą postaci Marii Rodziewiczówny - autorce "Lata Leśnych Ludzi". Na co dzień, oprócz organizowania obozów przygodowych dla młodzieży zajmuje się m.in. wyścigami psich zaprzęgów - już po drodze do Rapy widzieliśmy adekwatne znaki drogowe, a po dotarciu na miejsce powitały nas... 52 psy różnych ras zaprzęgowych! Oraz kundelek Rysio ;) Niezwykły widok.
Nasz gospodarz dał nam do wyboru zakwaterowanie w jednej z czterech drewnianych chat, które pieczołowicie odtwarza własnym sumptem wg dawnych wzorów - mamy tu zatem dwie zupełnie różne chaty traperów, replikę z częściowo autentycznego budulca dawnej chaty studenckiej z pobliskiej Puszczy Boreckiej oraz zrobioną za 2000 zł chatę z różnych drewnianych odpadów wg wzoru chat skautowskich sprzed 100 lat. Wszystko nad stawem w malowniczym zagajniku, po którym sobie łażą samopas konie. Inny świat! Chaty oczywiście bez prądu, a woda ze studni z bodaj XVII wieku w miejscu, gdzie kiedyś stało drugie gospodarstwo. Do tego kolejna chata z muzeum rodzinnym w organizacji (wkrótce otwarcie) oraz drewniana łaźnia.
Tego wieczoru obejrzeliśmy jeszcze indiańsko-eskimosko-trapersko-rodziewiczównowskie ekspozycje i po napaleniu w piecu poszliśmy spać czując się niemal jak Zdobywcy Najdalszej Północy, co w kontekście geograficznego położenia Ściborek na mapie Polski oraz działającego tu już rosyjskiego roamingu miało nawet jakiś tam sens ;)
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 67.07km
- Teren 15.66km
- Czas 03:11
- VAVG 21.07km/h
- VMAX 42.70km/h
- Kalorie 2863kcal
- Podjazdy 419m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz. 3: Przez piachy i wietrzne pagórki na Mazury do Barniego
Poniedziałek, 29 kwietnia 2019 · dodano: 29.04.2019 | Komentarze 10
Trasa: Szymany koło Grajewa - Grajewo - Ełk - Cybulki.Relive (bez ostatnich kilku km-ów z powodu wyczerpania się baterii w zegarku): tutaj.
Nowe gminy: Grajewo-miasto, Rajgród, Prostki, Ełk-wieś, Ełk-miasto, Stare Juchy, Wydminy.
Silny, boczny lub tylno-boczny wiatr NNE.
RELACJA:
Poranek wstał przepiękny, choć wietrzny - wiatr zaś przegnał wszelkie chmury i zaczęło przypiekać. Początkowo skierowaliśmy koła do Grajewa - celem było Muzeum Mleka, które niedawno dostało Certyfikat Polskiej Organizacji Turystycznej na najlepszy produkt turystyczny. Słusznie! Przesympatyczne panie przewodniczki oraz z pomysłem zrobiona (zarówno pod kątem małych, jak i dużych turystów) multimedialna wystawa pokazuje dzieje hodowli krów, wykorzystania mleka oraz w zabawny sposób udostępnia różne krowio-mleczne ciekawostki. Można zatem wydoić sztuczną krowę, obejrzeć typowy mleczny bar mleczny z PRL-u, gdzie lecą fragmenty filmów fabularnych z motywami barowymi (w tym słynna scena z "Misia" z przykręcanymi miskami i sztućcami na łańcuchu), dla najmłodszych i nieco starszych - piosenki o krowach i filmy promocyjne w sali kinowej, a dla tych z naukowym zacięciem - laboratorium zakładów mleczarskich. Całoć kończy quiz wiedzy o mleku i krowach - i tylko było mi smutno, że dieta nie pozwoliła mi zwieńczyć całości jakąś mleczną konsumpcją. Na szczęście panie przewodniczki były tak miłe, że nas zaprosiły do biura(!) i poczęstowały kawą (no dobrze, dolałem symbolicznie kroplę mleka;)
Pokrzepieni ruszyliśmy w dalszą drogę - M. chciała koniecznie ominąć dalszą główną trasę na Ełk - więc "jak-się-dało" - najpierw na Augustów, kostkową, potem asfaltową dedeerówą wylotową z miasta, potem kostropatymi szutrami nad malowniecze Jezioro Toczyłowo - wreszcie - lasami i też przeważnie bez asfaltu do Prostek. W międzyczasie w lesie, nim mnie M. dogoniła odbiłem w boczną leśną przecinkę - w ten sposób zahaczyłem o dodatkową gminę, czyli Rajgród ;)
W Prostkach wjechaliśmy nie tylko w nową gminę (czyli właśnie Prostki), ale też i nowe województwo (warmińsko-mazurskie) - moje ostatnie, w którym nie byłem jeszcze rowerowo. Tu też odnaleźliśmy w lesie kolejną atrakcję - dawny trójstyk Mazowsza, Litwy i Prus Wschodnich - miejsce oznaczone jest częściowo zrekonstruowanym słupem-obeliskiem sprzed blisko 500 lat!
Z Prostek początkowo bocznymi asfaltami (po drodze dwa poniemieckie bunkry, niestety - zaśmiecone), a potem szutrowymi leśnymi drogami - i znów bocznymi asfaltami dociągnęliśmy do Ełku ("Miasto na dwie litery? UĆ. A nie tylko, bo jeszcze ŁK!";) A Ełk ładniutki - piękna promenada, ciągnąca się kilka kilometrów nad jeziorem miejscami przywodzi na myśl wybrzeża Chorwacji - i tylko dlaczego dedeerówa z ozdobnej, potwornie trzęsącej kostki? :/
Pozachwycawszy się bardziej, lub mniej (dedeerówa plus wyjątkowo nieciekawa ruina zamku, który wygląda jak kawałek dawnego PGR-u) i zrobiwszy zakupy w Biedrze - ruszyliśmy dalej coraz bardziej lokalnymi, wyjątkowo malowniczymi i już solidnie pagórkowatymi drogami mazurskimi. Celem była zagroda mojego kuzyna - Barniego, u którego jeszcze nie miałem okazji gościć. Barni ma dom z 1907 roku, który kilka lat temu w stanie kompletnej ruiny (stały właściwie już tylko ściany) kupił i wraz z żoną doprowadził do świetności. Obecnie remontują dwie równie stare, kamienno-ceglane stodoły. Z czasem otworzą agro-pensjonat.
Może dla zagraniczniaków nazwą się "Barnie's Barns"? ;) Muszę im to zaproponować :D
Dojechaliśmy zmęczeni pagórkami i wiatrem (chwilami, ze względu na kręte drogi bardzo przeszkadzającym) przed wieczorem - a tu powitalny grill! Tu już nie wytrzymałem - i po tygodniowym poście nażarłem się tak, że... nic mi nie zaszkodziło! Hurra! :D
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 79.44km
- Teren 1.83km
- Czas 03:29
- VAVG 22.81km/h
- VMAX 35.35km/h
- Kalorie 3394kcal
- Podjazdy 315m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz. 2: Przez bagna do twierdzy i dalej ulewnie
Niedziela, 28 kwietnia 2019 · dodano: 28.04.2019 | Komentarze 11
Trasa: Tykocin-Osowiec-Szymany koło Grajewa.Relivu nie będzie, bo musiały by być 4 rowerowe z dwoma pieszymi przerywnikami bagienno-fortecznymi. W każdym razie zdjęć: 94
Nowe gminy: Trzcianne, Goniądz, Radziłów, Grajewo-wieś.
Słaby, przeważnie przedni lub przednio-boczny wiatr z NW.
RELACJA:
Ranek wstał zachmurzony, ale wiało znacznie słabiej. Pierwszym naszym celem (również ze względu na konieczność przedostania się mostem na północną stronę Narwi) był ponownie Tykocin - oraz tutejsze muzeum i sąsiadująca z nim synagoga. Oba obiekty (a zwłaszcza synagoga) warte zwiedzenia. Potem jeszcze posiedzieliśmy w pobliskiej knajpce żydowskiej - ja nadal przy niczym, a M. - przy kuglu, choć zupełnie innym niż słynne u nas kugle przedborskie. Wreszcie zrobiło się strasznie późno,więc ruszyliśmy dalej w trasę - znów koło zamku, a potem odbiliśmy w bardzo lokalną (miejscami szutrową lub dziurawą) drogę, która malowniczym skrajem doliny Narwi doprowadziła nas do Carskiej Drogi i Biebrzańskiego Parku Narodowego. Tu z kolei miło się rozczarowaliśmy nawierzchnią - na przestrzeni blisko 40 km-ów świeżutki asfalt z w sumie niewielkim ruchem aut prowadzący niemal wyłącznie przez lasy i bagna groblą. Taka jazda to czysta poezja, zwłaszcza, że w zadrzewionym terenie wiatr specjalnie nie utrudniał zadania. Po drodze - kilka przystanków szlaku Green Velo ze stojakami i wiatami, a nawet kiblem malowanym w łosie :) Zresztą motyw łosia przewijał się na znakach drogowych co chwila - na koniec zaś podziękowano nam za "ŁOŚtrożną Jazdę" :)
Po drodze trzykrotnie zrobiliśmy krótsze, lub dłuższe przystanki, a to aby przespacerować się kładką w głąb bagna (gdzie obserwowaliśmy nieznanego nam ptaka, który fruwając nad mokradłem i nurkując w locie zapewne po jakieś kalorie wydawał wibrująco-brzęczące dźwięki niczym wielki, zepsuty widliszek:), a to by wleźć na wieżę widokową, a to wreszcie, by przejść kilka kilometrów po lesie, gdzie znajdują się ruiny jednego z fortów Twierdzy Osowiec.
W końcu dojechaliśmy do samego Osowca z nadzieją, że może uda się zwiedzić główną część twierdzy. Tymczasem całkiem się pochmurzyło i zaczęło coraz silniej kropić - a tu twierdza, leżąca na terenie jednostki wojskowej - zamknięta. Owszem, można zwiedzać - ale tylko w tygodniu, tylko rano i tylko z przewodnikiem wcześniej umówionym. No bez sensu.
W Osowcu zagubiła się M., która na krzyżówce, na której stałem i czekałem na nią w strugach ulewy mnie nie zauważyła (a ja jej, bo grzebałem coś przy rowerze) i pojechała główną drogą na Grajewo, choć chciałem kawałek pociągnąć jeszcze bocznymi, by zerknąć (i się pewnie schować przed deszczem) w tzw. fortach zarzecznych, za Biebrzą - tak, czy siak, po kwadransie zorientowałem się dzięki telefonowi, że muszę ją gonić - a tymczasem zrobiła się wręcz ściana deszczu. Tak przebyłem mosty na Biebrzy - a w butach zaczęło już solidnie chlupać. Po drodze jeszcze na sekund pięć skręciłem w lokalną szosę w lewo - w ten sposób zaliczyłem na kilkudziesięciu metrach gminę Radziłów ;)
Po dogonieniu M. już bez żadnych niepotrzebnych komplikacji, choć w nadal popadującym chwilami dżdżu dociągnęliśmy do Szyman koło Grajewa na naszą kwaterę, gdzie powitał nas sympatyczny pan gospodarz i równie sympatyczny kot - i zaczęliśmy trwające do rana wielkie suszenie.
I nadal byliśmy mimo kilometrów, ulewy i mojego niemal kompletnego niejedzenia któryś dzień (piąty?) z rzędu - żywi i cali.
Czyli: Sukces! ;)
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)
- DST 20.89km
- Teren 0.25km
- Czas 01:02
- VAVG 20.22km/h
- VMAX 30.24km/h
- Kalorie 878kcal
- Podjazdy 94m
- Sprzęt MERIDA KALAHARI 500
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielone Płuca Jaćwingów - dz. 1: Przez trudy do bocianów
Sobota, 27 kwietnia 2019 · dodano: 27.04.2019 | Komentarze 12
Trasa: Uć - (PKP) - Knyszyn stacja - TykocinRelive (od Knyszyna): https://www.relive.cc/view/e1308992027
Nowa gmina: Tykocin.
Silny, przedni wiatr z SW.
RELACJA:
Losy tegorocznej, pierwszej od blisko czterech lat sakwowej wyprawki ważyły się do ostatniej chwili - decyzja zapadła w piątek wieczór, a niebagatelną rolę w jej podjęciu odegrała kwestia ewentualnej konieczności zwrotu biletów kolejowych - z finansową stratą. Trudno się mówi - ledwo żywi i na antybiotykach - ale jedziemy!!!
No i pojechali - w sobotę rano. Najpierw pekapem do Wawy - po drodze, zamiast drzemać i regenować siły latałem co dwie minuty do roweru, który można było ustawić tylko w miejscu, gdzie automatyczne drzwi co chwila go przesuwały na środek przejścia, co oczywiście każdej kursującej w te i nazad osobie po wagonie przeszkadzało - i w sumie nic dziwnego. Tak minęło pierwsze 1,5h. Na Centralnym godzina na przesiadkę - i dalej pociągiem do Białegostoku. Tu nomen-omen z kolei okazało się, że jest cały wagon dla rowerów! - ponoć (jak później się dowiedzieliśmy) - jeden z pięciu w całej Polsce. Czyli przypadł na jakieś 7,57 miliona mieszkańców. Też git ;)
Rowerów jechało w nim ze czterdzieści (choć na hakach może połowa tego się mieści) - a my w jednym z sąsiednich przedziałów - z samymi rowerzystami. Miło pogadaliśmy sobie zwłaszcza z dwoma sakwiarzami z Sądeckiego - oni uderzali na południe, w planach mieli się trzymać Green Velo i dojechać nim jak tylko zdążą gdzieś w pobliże swych stron - w kontekście Green Failo (oraz ogólnie) - powodzenia! ;)
W Białymstoku większość rowerzystów, w tym i my wytoczyliśmy się - mieliśmy jeszcze za 2h pociąg do Knyszyna, czyli początku naszej trasy, więc w obliczu niespodziewanego paskudnego upału zaszyliśmy się w klimatyzowanym barze mlecznym, gdzie smętnie tkwiłem nad dwoma dietetycznymi (jeśli tak to można ująć) zeppelinami bez okrasy, dumając, czy będę po nich latał i czy zakończy się taki lot katastrofą... ;) Na szczęście nic takiego nie nastąpiło :)
Po dojechaniu do Knyszyna (skąd kilka lat temu startowaliśmy rowerowo również na wiosnę, tylko w przeciwnym kierunku), ruszyliśmy tym razem na początek na SW, mając silny wiatr prosto w pysk - mimo osłabienia dotelepaliśmy do celu, czyli Tykocina stosunkowo szybko oglądając na wjeździe pięknie odszorowany z wiekowej patyny zamek-restaurację, potem most na Narwi - i tykociński rynek z niewspółmiernie wielkim w stosunku do reszty miasteczka barokowym kościoliskiem. W sumie - sympatyczne, senne miasteczko, gdyby nie równie klimatyczne, co nie nadające się do jakiejkolwiek jazdy rowerowej potworne, wiekowe bruki w centrum. Odradzam więc Tykocin dwukołowo, choć gorąco polecam w jakikolwiek inny sposób.
Na koniec sobotniej wizyty w miasteczku podjechaliśmy pod zamkniętą synagogę i na resztki kirkutu, a potem już na naszą kwaterę tuż za miasteczkiem, vis-a-vis Europejskiej Wioski Bocianiej. Szybko zostawiliśmy graty - i już spacerowo przeszliśmy się zwiedzić gospodarstwo (a właściwie cały kompleks zagród), gdzie gnieździ się wokół starego dworku aż 34 par bocianich! Są dosłownie wszędzie, choć akurat na wejściu powitał nas mega-psijazny Berneńczyk :) Są tu także wieże widokowe, by móc obserwować bociany - ale też i konie na wybiegach. Całości dopełnia bociania izba muzealna i mili gospodarze, którzy chętnie opowiedzą o wszystkim. Warto więc tu zajrzeć, choć obiekt (a może właśnie dlatego) mocno rozklekotany! ;)
I tak się skończył pierwszy dzień wyprawki - zrobiło się ponadto zimno i pochmurno, co (również w kontekście prognoz) źle wróżyło dniu następnego.
Ale najważniejsze - jakoś przeżyliśmy! ;D
Kategoria 4. Dzień to za mało!, 5. Nieśpiesznie z M.:)